Recenzja wyd. DVD filmu

Intrygant (2009)
Steven Soderbergh
Matt Damon
Scott Bakula

Zabawy z kinem Stevena S. ciąg dalszy...

Odwracanie schematów jest konikiem tego pana – tylko w jego filmach romantyczna kolacja przy świecach może odbyć się w bagażniku samochodu, a psychiatra potrafi leczyć pacjenta i jednocześnie
Odwracanie schematów jest konikiem tego pana – tylko w jego filmach romantyczna kolacja przy świecach może odbyć się w bagażniku samochodu, a psychiatra potrafi leczyć pacjenta i jednocześnie będąc zajętym podglądaniem przez okno bliżej niezidentyfikowanego obiektu, prawdopodobnie płci żeńskiej. Dla oglądających termin "odwrócenia schematów" w tym wypadku oznacza dobrą, z lekka zaskakującą zabawę której poziom zwykle zależy od czujności oglądającego, i tego, ile drobiazgów i mrugnięć okiem z filmu wychwyci. Do tej pory jednak oznaczało to też coś jeszcze – sztukę dla sztuki, gdzie schemat wywraca się do góry nogami tylko dla zabawy, który do powtórnego seansu nijak nie zachęca – bo wszystkie sztuczki widz już poznał, więc po jednokrotnym obejrzeniu nie bardzo wiadomo co zrobić z filmem. Odłożyć na półkę ze świadomością, że będzie się już tylko kurzyć, czy z żalem wyrzucić – a przecież to taki fajny film...

"Intrygant" zaintrygował mnie – to dobre słowo – gdzieś w październiku zeszłego roku, kiedy to dystrybutor rozważał jeszcze wypuszczenie filmu do kin. Zwiastun był chaotyczny i do dzisiaj nie wiem, czym zwrócił wtedy moją uwagę – faktem jednak jest, że tak się stało. Jak na złość seansu w kinie się nie doczekałem, bo film wyszedł od razu na DVD, ale dobre i to.

Tytułowym bohaterem jest Mark Whitacr - biochemik, wyższy pracownik firmy produkującej lizynę, jednej z kilku najważniejszych tego typu fabryk na świecie. Film zaczyna się w momencie, gdy jego praca przeżywa kryzys przez wirusa atakującego maszyny fabryczne i zatruwające produkty. Mark idzie do szefa, twierdząc, że może się dowiedzieć czyja to robota, sprawę da się rozwiązać po cichu i bez rozgłosu – jednak szef angażuje do sprawy... FBI.

Cały film oparł się na jednej sztuczce – niejednoznaczności głównego bohatera. Przez większość filmu jest on chodzącą zagadką, której nie można wierzyć na słowo – bo nie wiadomo czy to co mówi jest prawdą czy czymś, co w jakiś sposób mu pomoże. Niemal wszystko co powie w filmie, ma drugie dno. Reżyser po kolei zdziera z Marka kolejne możliwości tego, kim może być... Ale nie dążąc do niczego szczególnego. W końcówce spróbuje się nawet wykręcić rozdwojeniem jaźni i długimi pasmami "Oparte na faktach", jednak to i tak nie zasłania absolutnie niczego – historia głównego bohatera jest totalnie obojętna i nieskładna, kolejne sceny są przedstawiane w skrócie który słabo nakreśla choćby ogólny zarys tego co się dzieje a narrator już w połowie przestaje dążyć do przedstawienia tego, co było prawdą, i po prostu opowiada jak leci.

Jedno co reżyserowi wyszło, to ciekawostki. Widz często słyszy myśli Marka – i na rzecz wysłuchania ich, często olewa się to, co się dzieje w kadrze. Whitacr np. rozmawia z kimś w cztery oczy – potakuje, gestykuluje, wtrąci jakieś słowo, jednak to wszystko zostaje wyciszone, a w słuchawkach słyszy się tylko kolejne, coraz dziwniejsze, myśli głównego bohatera, w stylu "Za to Japończycy mówią w ten sposób na najlepsze sushi z krabów. Kto wymyślił sushi? Facet bez grilla" lub "Gdy niedźwiedzie polarne czają się na zdobycz, zakrywają sobie łapą nos, który jest czarny. Dzięki temu są niemal niewidoczne. Pytanie tylko, skąd wiedzą że mają czarny nos?". Takie teksty znakomicie utrzymują uwagę widza, dzięki czemu ten ma chociaż powód, by śledzić film.

Obejrzeć jednak można – mimo że Soderbergh jakby cofnął się w rozwoju twórczym i teraz nawet nie próbuje zakryć tej "sztuki dla sztuki". Obejrzeć, zapomnieć – do tego film nadaje się naprawdę idealnie.
1 10
Moja ocena:
6
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones