Recenzja filmu

Ale jazda! (2002)
Bob Gale
James Marsden
Gary Oldman

Zagubiona autostrada

"Ale jazda!" to reżyserski debiut, co niestety widać, słychać i czuć. Bob Gale, wieloletni przyjaciel reżysera Roberta Zemeckisa oraz scenarzysta jego trylogii "Powrót do przyszłości", nakręcił
"Ale jazda!" to reżyserski debiut, co niestety widać, słychać i czuć. Bob Gale, wieloletni przyjaciel reżysera Roberta Zemeckisa oraz scenarzysta jego trylogii "Powrót do przyszłości", nakręcił obraz mający wszelkie predyspozycje do stania się kultowym, przynajmniej wśród młodzieży amerykańskiej, ale nie jest pozbawiony przypisanych niedoświadczonym twórcom błędów. A mimo to, zachodnia krytyka okazała się zaskakująco przychylna, gratulując Gale'owi, znanemu też z twórczości komiksowej, udanego skorzystania z potencjału, jaki dawała mu znajomość pracy wspomnianego wyżej Zemeckisa. Dopatrzyli się oni licznych zalet wynikających z powiernictwa z "Powrotami...", wynikającymi z licznych szczegółów, jakie można wyłapać podczas seansu. Zarówno w obsadzie - pojawienie się w epizodycznych rolach znanych z serii Michaela J. Foxa i Christophera Lloyda, scenografii - zegar zatrzymany na godzinie 10:04 czy nawet muzyce - zapożyczone tematy, i wykorzystane w analogicznych scenach. Podobny jest też morał i atmosfera towarzysząca całej historii.

Głównym bohaterem tej niezwykłej opowieści jest Neal Oliver (James Marsden), 23-latek, który znalazł się na życiowym rozstaju. Oto musi on podjąć decyzje, które zaważą na wszystkim, co go czeka w przyszłości. Ojciec nalega, by poszedł w jego prawnicze ślady i rozpoczął naukę na renomowanej uczelni, tymczasem Neal wolałby pójść za głosem serca i zostać malarzem. Także związek z Sally, jego dziewczyną, to dla chłopaka dylemat. Nie wie, czy jest ona jego prawdziwą drugą połową, czy może wspólne szczęście nie jest im pisane i powinien szukać tajemniczej piękności, która nawiedza go w snach i jest jego artystyczną inspiracją. Pytań jest znacznie więcej, a odpowiedzi nie ma wcale. Zdmuchując więc świeczki na urodzinowym torcie, Neal właśnie o nie prosi. Aby jego życie stało się jasne i przestały go trapić te wszystkie rozterki. Zamiast jasnej odpowiedzi, poznaje niejakiego O.W. Granta (Gary Oldman), który zafascynowany oryginalnym życzeniem, postanawia je spełnić. Proponuje chłopakowi podróż na granicy jawy i snu. Podróż nieistniejącą drogą 60, do nieistniejącego miasta.

Bob Gale przenosi nas w świat niemal abstrakcyjny. Jego bohatera czekają przygody pełne absurdu, humoru i dramatu - choć lepszym określeniem byłby tu "dramacik", Neal może i napotka parę problemów, ale nic z czym by sobie nie poradził dzięki dobremu sercu i wrodzonej uczciwości. A spotka na swojej drodze różne cuda. Ot, chociażby niejakiego Williama Tolberta, mężczyznę, który kochał jeść, więc zażyczył sobie u O.W. Granta (gdzie "O.W." oznacza "One Wish" - "Jedno życzenie"), by móc zjeść wszystko, czego zapragnie. Jego nietypowe życzenie zostało ziszczone, ale dowcipny Grant pochodzenia krasnoludzko-indiańskiego, wykorzystał fakt, że Tolbert nie zastrzegł sobie by sprawiało mu to przyjemność, przez co marzenie przemieniło się w przekleństwo. Neal trafi także do miejsc niezwykłych. Na przykład do miasta, gdzie mieszkają sami prawnicy, i aby wszyscy mieli pracę, na okrągło wszyscy wszystkich o coś oskarżają i ciągają po sądach. 

Prowadzeni tym sposobem jesteśmy przez metaforę dojrzewania, drogą którą w pewnym sensie każdy z nas przechodzi poznając życie i jego tajemnice. Podczas tej przedziwnej podróży drogą numer 60, Neal zdobywa doświadczenie życiowe, o którym przekona się dopiero pod koniec trasy, gdy trafi do imitacji swojego rodzinnego domu. Takiego samego, a jednak innego. Ta bezcenna mądrość to przygotowanie na to co go czeka na jego własnej autostradzie życia. Film jest także swego rodzaju pochwałą dla wyobraźni, której Gale dał tu wspaniały popis. Niestety, ta mieszanka magii, dydaktyzmu, zagadki i przygody, ma znamiona naiwności i amatorszczyzny. Opowieść choć z trafnymi morałami, nie zawsze ma coś mądrego do powiedzenia. Humor bywa zbyt młodzieżowy (prosty, jeśli nie prostacki), a Marsdenowi daleko do profesjonalnego aktorstwa. A jednak coś jest w tym obrazie, że "fajnie jest" się w nim zanurzyć i pochłaniać ten katalog absurdalnych postaci, miejsc i wydarzeń. Dobra zabawa w hołdzie dla starej dobrej przygody.
1 10 6
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
''Ale jazda'' to właściwie pierwszy i ostatni film reżysera Boba Gale'a, scenarzysty wszystkich części... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones