Zbudziłem się z sercem pełnym radości

Historia animacji poklatkowej nierozerwalnie połączona jest z historią kinematografii. Rozwijana przez takie gwiazdy kina jak Ray Harryhausen w "Sindbadzie" i "Zmierzchu tytanów" czy znacznie
Historia animacji poklatkowej nierozerwalnie połączona jest z historią kinematografii. Rozwijana przez takie gwiazdy kina jak Ray Harryhausen w "Sindbadzie" i "Zmierzchu tytanów" czy znacznie później przez Tima Burtona w "Gnijącej Pannie Młodej" czy "Frankenweenie", często wywoływać miała przerażenie, fascynację i niedowierzanie. Trudno jednak powiedzieć, żeby kiedykolwiek osiągnęła poziom brutalnej makabry równie wspaniały i niepokojący, co w obrazach brytyjskiego animatora Roberta Morgana. Jego krótkometrażowy film z 2001 roku, "The Cat with Hands", jest najlepszym na to dowodem.

Narracja umyślnie prowadzona jest w formie wiejskiej legendy, gawędy przekazywanej z pokolenia na pokolenie. Tym razem opowiada ją starzec, który wraz z młodym mężczyzną przyszedł nabrać wody ze zrujnowanej studni. W studni tej mieszkała ponoć dziwaczna istota — tytułowy kot, który pragnąc stać się człowiekiem, kradł nieuważnym i ciekawskim ludziom części ciała, ofiary tej kradzieży następnie pożerał. Starzec nie wie, że opowiada upiorną klechdę temu właśnie stworzeniu, przemienionemu w człowieka już prawie całkowicie. Do ukończenia transformacji jest mu potrzebny tylko jednej brakujący organ — język. 

Robert Morgan sprawnie łączy technikę animacji poklatkowej z elementami gry aktorskiej. Animowane sceny z postaciami poruszającymi się nienaturalnie tworzą atmosferę niesamowitości, rozumianej nie jako piękno, ale jako freudowskie „das Unheimliche” – nawet lalki przypominające ludzi wydają się alarmująco nieludzkie. To, na czym skupia się reżyser, to wszechobecny niepokój i napięcie nadchodzącego finału historii. Morgan nie pokazuje widzowi za dużo, rezygnuje z efektu gore, charakterystycznego dla swojej późniejszej twórczości, straszy oniryczną atmosferą rodem z sennego koszmaru. Nawet fragmenty przedstawiające pożeranie ofiar skupione są znacznie bardziej na niewyraźnej transformacji kota i wydawanych przez niego mrożący krew w żyłach dźwiękach, nie zaś na brutalności.

Pomimo swojego makabrycznego założenia, historia kota z rękami to opowieść przede wszystkim o pragnieniach i o tym, jak daleko jesteśmy w stanie posunąć się do osiągnięcia naszych celów. Kot zaczyna swoją podróż wprawdzie jako zwierzę, na jej końcu trudno jednak odróżnić go od jakiegokolwiek innego człowieka. Nucona najpierw przez starca, a potem przez młodzieńca piosenka jest parafrazą angielskiej pieśni z przełomu XIX i XX wieku autorstwa Willa Godwina, traktującej o górniku pogrążonym w tęsknocie za swoim domem. Jej słowa zostały zmienione nieznacznie, aby zamiast o ojczyźnie opowiadać o znajomych, przyjaciołach i rodzinie. Śpiewane przez kota po całkowitej transformacji zyskują inne znaczenie — drapieżnik wspomina swoje ofiary, dzięki którym stał się człowiekiem, i dzięki którym jest teraz wreszcie szczęśliwy. W tonie jego śpiewu trudno jednak dosłyszeć szczęście, zadowolenie czy właściwie jakąkolwiek emocję. Głęboki i chrapliwy głos, wyrwany z gardła starca, w ustach przemienionego zwierzęcia wydaje się całkowicie nienaturalny, co tylko wzmaga atmosferę obcości.

Opisany przez portal FilmThreat jako "obowiązkowy dla każdego, kto chce napisać film grozy", "The Cat with Hands" pozostaje z widzem na długo po zakończeniu. To film o monstrualnej potrzebie spełnienia swoich ambicji, o chęci inwazji na cudze życie, ale także w pewnym sensie o człowieczeństwie. Lecz kim naprawdę jest kot w finale – już w pełni człowiekiem, czy nadal zwierzęciem?
1 10
Moja ocena:
8
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones