Recenzja filmu

Był sobie chłopiec (2002)
Chris Weitz
Paul Weitz
Hugh Grant
Toni Collette

Jestem cholerną Ibizą!

Nie zgadza się ze słowami Johna Donne'a, że "żaden człowiek nie jest samotną wyspą". Twierdzi, że jest Ibizą. Lubi myśleć, że jest bardzo fajny. Dzieli swoje życie na jednostki czasowe. Kąpiel -
Nie zgadza się ze słowami Johna Donne'a, że "żaden człowiek nie jest samotną wyspą". Twierdzi, że jest Ibizą. Lubi myśleć, że jest bardzo fajny. Dzieli swoje życie na jednostki czasowe. Kąpiel - jedna jednostka. Oglądanie telewizji - dwie jednostki. Kupowanie płyt - trzy jednostki. Wizyta u fryzjera - cztery jednostki. W pięknym mieszkaniu ma najnowszy sprzęt muzyczny. Zmienia partnerki jak rękawiczki. Nie pracuje, żyje z tantiem bożonarodzeniowej piosenki ojca. Ma 38 lat i nazywa się Will. Jest głównym bohaterem komedii "Był sobie chłopiec", adaptacji bestsellerowej powieści Nicka Hornby'ego. Muszę przyznać, że jest to jeden z lepszych filmów, jakie ostatnio widziałam. Reżyserią filmu zajęli się bracia Chris i Paul Weitz, którzy razem zrobili "American Pie". Jednak nie ma nic bardziej błędnego niż przypuszczenie, że te dwa filmy mają ze sobą wiele wspólnego. "Był sobie chłopiec" to komedia, która bawi widzów w każdym wieku, nie tylko określoną grupę wiekową. A żarty są znacznie wyższego lotu niż seks z szarlotką. Opowieść zaczyna się, gdy Will, mając dość łzawych rozstań i towarzyszących im wyrzutów sumienia, postanawia umawiać się z samotnymi matkami. Dołącza do grupy wsparcia samotnych rodziców, wymyślając na tę okazję dwuletniego synka Neda. Okazuje się, że taktyka jest słuszna, Will szybko poznaje piękną Susie. Gdy mu się wydaje, że jest na najlepszej drodze do zdobycia jej, pojawia się mały, dwunastoletni problem. Ma na imię Marcus i jest synkiem cierpiącej na depresję przyjaciółki Susie, ekscentrycznej Fiony. Chłopiec od początku zachowuje się dziwnie i nie budzi sympatii Willa. Wkrótce okoliczności zbliżą ich do siebie bardziej, niż mogliby przewidzieć. Fabuła skonstruowana jest prawidłowo. Nie ma w niej nieciągłości ani niespójności. Czujemy, że na ekranie jest opowiadana konkretna historia, scenarzysta i reżyserzy nie skupiają się na nieistotnych wątkach pobocznych. Gdy pojawiają się mało ważne, epizodyczne postacie, pełnią funkcję ozdobników (np. postać teściowej Fiony) i śmieszą, nie rozpraszając uwagi widza. Tempo akcji jest spokojne, ale nie powolne. Ponieważ opowieść szybko wciąga, a celne obserwacje ludzi i ich słabości bawią, 100 minut mija prawie niezauważalnie. "Był sobie chłopiec" to nie tylko komedia, ale i porządny film obyczajowy. Twórcy filmu precyzyjnie uchwycili problem samotności, rodziny i miłości, zachowując lekkość opowiadania. Podkreśla to Paul Weitz: "Myślę, że istotą tego filmu jest silna mieszanka komedii i uczuć. Jest niezwykle zabawny, ale dotyka niezwykle ważnych problemów...". Atutem filmu są bardzo dobre role Hugh Granta i Toni Collette. Grant kojarzony przede wszystkim z rolami nieśmiałych i delikatnych kochanków, zmienia się całkowicie. Nie popada jednak w skrajność, nie jest zimnym i wyrachowanym draniem, takim jak Daniel Cleaver, którego grał w "Dzienniku Bridget Jones". Grant bardzo przekonująco pokazał postać Willa, który mimo egoizmu i dziecięcego zapatrzenia w siebie, jest zdolny do głębszych uczuć. Z angielską elegancją i poczuciem humoru aktor stworzył bohatera, który wzbudza sympatię od początku filmu. Toni Collette, znana przede wszystkim z roli w "Szóstym zmyśle", gra jedyną naprawdę poważną postać w obrazie "Był sobie chłopiec". Fiona cierpi na depresję, ciągle płacze. Kontroluje zachowanie Willa, nie pozwala mu na oddawanie się zwykłym, nastoletnim przyjemnościom, takim jak jedzenie hamburgerów. Mimo całej ekscentryczności, budzi sympatię, a nawet współczucie. Dobrze gra też filmowy Marcus, tym razem nie jest to Haley Joel Osment, ale Nicholas Hoult. Ponieważ ma on doświadczenie w pracy z kamerą (wystąpił w kilku produkcjach telewizyjnych) oraz dużo naturalności, jego postać jest pełna chłopięcego ciepła i uroku. Warto zwrócić uwagę na muzykę Mona Gough z Badly Drawn Boy, która dobrze ilustruje akcję. Nie tylko motyw przewodni ale i piosenki są autorstwa zespołu i zostały wydane na płycie "Donna and Blitzen" Z czystym sumieniem polecam film "Był sobie chłopiec", gdyż jest to znakomita komedia obyczajowa, idealna na gorące letnie popołudnia lub deszczowe wieczory. Ciekawa fabuła, dobre aktorstwo i ciepły klimat - razem występujące dość rzadko - z pewnością umilą czas i pozostawią uczucie odprężenia.
1 10 6
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
Uwielbiam inteligentne komedie. Ta jakże rewolucyjna myśl naszła mnie po obejrzeniu w telewizji uroczego... czytaj więcej
Hasło "komedia romantyczna" może wywoływać u niektórych kinomaniaków przewlekłą alergię. Jest synonimem... czytaj więcej
Hugh Grant - zdolny aktor, ale od czasów głośnych "Czterech Wesel i Pogrzebu" właściwie nieustannie (z... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones