Recenzja wyd. DVD filmu

Dziewczyna w czerwonej pelerynie (2011)
Catherine Hardwicke
Amanda Seyfried
Gary Oldman

Więź z bestią

"Dziewczyna w czerwonej pelerynie" to interesująca interpretacja klasycznej baśni, w której soundtrack, scenografia, kostiumy i zdjęcia tworzą magiczny klimat z nutką mroku.
"Dziewczyna w czerwonej pelerynie" to interesująca interpretacja klasycznej baśni, w której soundtrack, scenografia, kostiumy i zdjęcia tworzą magiczny klimat z nutką mroku.



O Catherine Hardwicke świat usłyszał w 2003 roku, kiedy na ekranach kin pojawił się film "Trzynastka", który spotkał się z pozytywnymi recenzjami, otwierając tym samym furtkę reżyserce do świata show biznesu. Wkrótce potem zachwyciła widzów tworząc "Królów Dogtown" a później "Narodzenie". W 2008 roku nakręciła jeden z najgłośniejszych obrazów XXI wieku - mowa tu oczywiście o ekranizacji książki Stephanie Meyer - "Zmierzch". "Najgłośniejszy" jest tutaj dobrym określeniem, gdyż do tej pory pojawiają się dyskusje między fanami i antyfanami filmu - jednych oczarowała wizja reżyserki, innych doprowadziła do mdłości. Później o Hardwicke ucichło. Odmówiła nakręcenie kontynuacji "Zmierzchu" i osunęła się w cień. Dopiero w 2011 roku ponownie dała o sobie znać, tworząc film "Dziewczyna w czerwonej pelerynie" wzorując się na klasycznej baśni pt. "Czerwony Kapturek". Koncepcja reżyserki była dość ryzykowna, gdyż do znanej nam z dzieciństwa opowieści dołączyła zakazaną miłość, intrygi, morderstwa oraz wilkołaki.

Film opowiada historię Valerie mieszkającej w Daggerhorn - małej wiosce terroryzowanej od lat przez wilka. Zakochana ze wzajemnością w drwalu pragnie spędzić z nim resztę życia, jednak sprzeciwia się temu jej rodzina. Kiedy postanawiają wydać ją za syna kowala, dziewczyna obmyśla plan ucieczki. Tymczasem w wiosce dochodzi do ataku bestii, z którą Valerie zaczyna łączyć więź.



David Leslie Johnson, wzorując się na podstawie książki autorstwa Sarah Blakley-Cartwright, spisał się naprawdę dobrze. Dialogi wypowiadane przez bohaterów nie są schematyczne, a same postacie zostały solidnie zarysowane. Mimo że nie dowiadujemy się o nich szczególnie dużo, to każdy ma na tyle przedstawioną historie, że trudno byłoby nazwać kogokolwiek bohaterem bezbarwnym. Scenarzysta imponuje wizją, a swoją dbałością o detale tworzy wciągającą i pełno napięcia opowieść, która chwyta widza niczym sen - taki, który krępuje, nie chce wypuścić ze swoich objęć, wciąga z powrotem pod kołdrę, aż w końcu w nim tonie, bez znaczenia jak długo się opiera.

Bardzo ciekawym elementem produkcji jest tożsamość wilkołaka. Podczas seansu co chwila otrzymujemy kolejne tropy, lista podejrzanych wydłuża się z każdą następną minutą, żeby na sam koniec zaskoczyć widza. W filmie bezbłędnie została zaprezentowana wzajemna nieufność mieszkańców wioski względem siebie. Przepełnieni strachem rozpoczęli polowanie na czarownice. Każdy mógł okazać się wilkiem: sąsiad, przyjaciel, a nawet żona - mówi ojciec Salomon (grany przez fenomenalnego Gary'ego Oldmana).

Johnson ryzykownie wplątuje w fabułę jakże oklepany wątek trójkąta miłosnego, jednak mimo tego, robi to ze zręcznością, nienachalnie i interesująco. Warto wspomnieć, że zarówno Peter jak i Henry (syn kowala) są na tyle ciekawymi bohaterami, że obojgu kibicuje się o zdobycie względów Valerie. Dwaj młodzieńcy przedstawiają zupełne przeciwieństwa: porywczość kontra rozsądek. Tylko którego z nich wybierze tytułowa dziewczyna w czerwonej pelerynie?



Scenarzysta spisał się naprawdę dobrze, tworząc charakterystyczną historię, która łączy ze sobą baśń, thriller i romans, jednakże produkcja aż prosiła się o dodanie nieco pikanterii. Pojawia się kilka scen, wzbudzających erotyczne napięcie, jak scena w spichlerzu, kiedy to Valerie namiętnie całuje się ze swoim ukochanym. W tle można dostrzec płomienie, a słabe oświetlenie potęguje wydźwięk sceny. Johnsonowi najwyraźniej zabrakło odwagi, aby podkręcić atmosferę i wnieść nieco perwersji i seksualności.

Obsadzenie w główną rolę Amandę Seyfried było strzałem w dziesiątkę. Młoda, piękna, o zielonych oczach blondynka stanęła na wysokości zadania, kreując charakterystyczną bohaterkę, którą trudno byłoby nie polubić. Aktora z łatwością przekazywała każdą emocję, prezentując bogatą i naturalną mimikę. Kroku Seyfried dorównał Fernandez, tworząc solidny portret Petera. Surowy wygląd aktora pasował do charakteru postaci, a dzięki swojej modulacji głosu stworzył bohatera z krwi i kości. Zarówno on jak i ona nie udowodnili tylko, że są dobrymi aktorami, ale stanowią wdzięczny, obdarzony naturalną chemią duet. Warto wspomnieć, że podczas kręcenia produkcji, między gwiazdami dochodziło do kłótni, co wzbudzało wzajemną niechęć względem siebie (informacje o sprzeczkach na planie udzielił Fernandez w jednym z wywiadów), jednak mimo tego podczas seansu świetnie zaprezentowali potęgę miłości. Max Irons, który wcielił się w postać Henrego również odnalazł się w swojej roli, podobnie Gary Oldman. Obaj aktorzy z wyczuciem i precyzją tchnęli życie w swoich bohaterów.



Już pierwsze scen "Dziewczyny..." imponują ze względu na bajeczne zdjęcia. Rewelacyjnie zostały zaprezentowane spowite śniegiem tereny górzyste, rwąca rzeka czy sama wioska, gdzie toczy się akcja filmu. Pełne uroku widoki nadają się wprost na pocztówkę. Odpowiedzialna za zdjęcia Mandy Walker z wyczuciem uchwyciła walory przyrodnicze, przypominające baśniową krainę. Plastyka obrazu, przy palecie leśnych kolorów tworzy bezbłędną całość. Kunszt Walker jest najbardziej widoczny w scenie, kiedy trójka bohaterów płynie łodzią przez rzekę, otoczenie gęstą mgłą. Sprawiła ona, że nawet najzwyklejsze rzeczy, nabrały posmaku tajemniczości i stawały się czymś obcym, a nawet złowieszczym. Kadry z tej sceny były tak dobre, że bezlitośnie osiadły pod powiekami.

Atutem produkcji jest bezbłędna ścieżka dźwiękowa. Piękna a zarazem niepokojąca muzyka tworzy magiczny klimat. Niekiedy buduje napięcie, innym razem wywołuje ciarki na plechach, żeby później zwyczajnie uprzyjemnić oglądanie. Każdy utwór spotęgował wydźwięk scen, wywołując szczere emocje u widza, lecz najlepsze jest to, że kiedy film nabiera rozpędu, muzyka podążą za nim.



Podsumowując, "Dziewczyna w czerwonej pelerynie" to solidnie zrealizowane kino łączące ze sobą elementy baśni, thrillera i romansu. Świetne aktorstwo, ciekawy scenariusz, nastrojowa muzyka i urocze zdjęcia na długo zapadają w pamięci. Oczywiście nie obyło się bez błędów, niekiedy montaż jest zbyt dynamiczny, a retrospekcje Petera i Valerie łudząco przypominają kadry ze "Zmierzchu", jednak na takie detale można przymknąć oko, kiedy cała reszta nam to rekompensuje.
1 10
Moja ocena:
7
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
To jeden z tych filmów, który powinien być oglądany późną jesienią czy zimą, szkoda więc daty polskiej... czytaj więcej
Baśnie, zwłaszcza te najbardziej znane, zostały wyeksploatowane w każdym możliwym tego słowa znaczeniu... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones