Recenzja filmu

Dzikie żądze (1998)
John McNaughton
Matt Dillon
Kevin Bacon

Seks i szmal, szmal i seks

Małomiasteczkowa społeczność na słonecznej Florydzie. Jedno z tych miejsc, gdzie wszyscy się doskonale znają i gdzie nic nie umknie uwadze współmieszkańców. Tutaj wybuch skandalu oznacza
Małomiasteczkowa społeczność na słonecznej Florydzie. Jedno z tych miejsc, gdzie wszyscy się doskonale znają i gdzie nic nie umknie uwadze współmieszkańców. Tutaj wybuch skandalu oznacza zawieruchę na niespotykaną skalę. Gdy jeszcze dodać, że jest to skandal na tle seksualnym, to wiadomo, że będzie naprawdę gorąco.

Na własnej skórze przekonuje się o tym nauczyciel z miejscowego ogólniaka, Sam Lombardo (Dillon). Oskarżony przez dwie uczennice o gwałt, zostaje przez swe otoczenie skazany jeszcze przed rozpoczęciem procesu. Automatycznie traci pracę i bezradnie patrzy, jak odwracają się od niego praktycznie wszyscy mieszkańcy zamożnego Blue Bay. Co jednak, jeśli żadnego gwałtu tak naprawdę nie było? Co, jeśli tak naprawdę cała sprawa to zemsta pary sfrustrowanych nastolatek, skrycie marzących o swym przystojnym wychowawcy?

Pisząc owe słowa, staram się zdradzać jak najmniej z intrygi filmu Johna McNaughtona, mając na uwadze tych widzów, którzy z "Dzikimi żądzami" wcześniej nie mieli okazji się zetknąć. Co krok bowiem natykamy się tu na kolejny zaskakujący zwrot akcji, który całkowicie zmienia wcześniejszą postać rzeczy. Twórcy postanowili możliwie jak najbardziej zagmatwać fabułę, tak abyśmy niczego nie mogli być pewnymi. Kto z kim? Jak i dlaczego? Im dalej, tym coraz więcej mnożących się pytań i coraz więcej niewiadomych. Komu kibicować? Kto w tym zestawie wart jest zaufania, a kto tak naprawdę ostatnią kanalią? Jak w przypadku każdego tego typu filmu, "Dzikie żądze" działają tylko za pierwszym seansem, jednak nieprawdą byłoby twierdzenie, że oglądany po wielokroć nie jest w stanie nadal dostarczać przyjemności.

Przyjemności zdecydowanie grzesznych i rozpustnych. Wiadomo - jeśli nie chodzi o pieniądze, to chodzi o seks. I na odwrót. Z reguły jednak chodzi o obie te rzeczy. Miotający się w otoczeniu swych wyzywających podopiecznych o zmysłowych kształtach Matt Dillon zrazu budzi głównie współczucie. Nie bez powodu posiada on jednak opinię największego ogiera w okolicy i wcale nie takie z niego niewiniątko. Niewinna nie jest też bynajmniej młodzież - z reguły skrajnie rozkapryszona i wysoce świadoma swych atutów. Atmosfera u McNaughtona jest parna, buzujący pod przykrywką drobnomieszczańskich wartości erotyzm wręcz bucha z ekranu. "Dzikie żądze" to obraz bez dwóch zdań zmysłowy. I bardzo niegrzeczny. A przy okazji niezwykle wciągający.

Gdy dodać do tego znakomitą obsadę i wynikające z tego liczne smaczki (Bill Murray to facet, który bawi samą swoją obecnością, a wredna facjata Kevina Bacona z miejsca budzi niepokój), to otrzymamy film noir z prawdziwego zdarzenia. Emocjonujący, trzymający w niepewności. Wprost idealny na gorące letnie noce, dla dodatkowego podwyższenia temperatury.
1 10
Moja ocena:
8
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones