Recenzja filmu

Dziura w głowie (2018)
Piotr Subbotko
Bartłomiej Topa
Andrzej Szeremeta

Aktor i jego cień

"Dziura w głowie" nie jest filmem grozy, czy efekciarskim obrazem jednostki pogrążającej się w szaleństwie. To bardzo niełatwy w odbiorze film, świadomie stawiający widzowi opór. Podstawowymi
Aktor i jego cień
W filmie spotkanie z sobowtórem zazwyczaj nie oznacza dla bohatera niczego dobrego: w najlepszym wypadku zwiastuje szaleństwo i rozpad osobowości, w najgorszym – śmierć. W "Dziurze w głowie" bohater, niespełniony Aktor w średnim wieku (Bartłomiej Topa w najlepszej roli od czasu "Drogówki"), na sobowtóra natyka się aż dwa razy. W pierwszej scenie filmu widzimy granego przez Topę mężczyznę zatrzymanego przez policję. Udaje, że nie rozumie pytań przesłuchującego go funkcjonariusza, łamanym włoskim zapewnia, że jest obywatelem Italii. W następnej scenie Aktor staje przed sądem. Twierdzi, że doszło do pomyłki, nie popełnił żadnego przestępstwa, a już z pewnością nie udawał Włocha na komendzie.


Ta podwójność z dwóch pierwszych scen pozostaje zagadką, gdy Aktor spotyka swojego drugiego sobowtóra w wiejskiej chacie swojej matki, gdzie trafia po tym, gdy organizowana przez niego seria pokazów "Komedianta" Thomasa Bernharda w prowincjonalnych domach kultury kończy się spektakularną klapą. Drugi sobowtór nie wygląda jak Aktor. To upośledzony umysłowo mężczyzna, Andrzej. Ciężko chora matka Aktora wzięła go do pomocy. Podobno zapisała na niego cały majątek. Im dłużej Aktor przebywa w towarzystwie Andrzeja, tym bardziej rozpoznaje w nim siebie. Andrzej powtarza gesty i manieryzmy Aktora, gdy nikt go nie widzi, jest w stanie mówić całe frazy jakby głosem Aktora. 

"Dziura w głowie" nie jest filmem grozy, czy efekciarskim obrazem jednostki pogrążającej się w szaleństwie. To bardzo niełatwy w odbiorze film, świadomie stawiający widzowi opór. Podstawowymi zabiegami reżyserskimi są długie ujęcia nieruchomej kamery, kadry, w których pozornie nic się nie dzieje. Muzyka Pawła Szymańskiego tworzy niepokojący pejzaż dźwiękowy. Wizualnie i dźwiękowo "Dziura" kojarzy się z kinem Sasnali, zwłaszcza z "Hubą". Narracja jest przy tym jeszcze bardziej porwana i eliptyczna. Rzeczy są tu raczej sugerowane, niż opowiadane. Znaczenia pozostają otwarte, sami musimy nieustannie podejmować wysiłek, by nadać sens temu, co dzieje się na ekranie. Często zostajemy z poczuciem, jakbyśmy obcowali z łamigłówką, której mimo najlepszych chęci nie potrafimy rozwiązać.

Wszystkie obecne w filmie wątki łączy przy tym jeden: konfrontacja z tym, co wyparte. Jak chyba przystało na film o Aktorze wystawiającym Bernharda – pisarza uwielbiającego otwierać indywidualne i narodowe piwnice, by pokazać światu poukrywane w nich trupy. W "Dziurze w głowie" konfrontujemy się z kilkoma obszarami, jakie współczesna polska kultura najchętniej wypiera. Pierwszy to starość i śmierć – wprowadza go naturalistycznie ukazany wątek sparaliżowanej chorobą, pogrążającej się w demencji matki Aktora (wielka kreacja Ewy Dałkowskiej). Drugi to prowincja i Wschód. Matka mieszka przy granicy z Białorusią, większość mieszkańców jej wsi chodzi do cerkwi, nie kościoła, a polski niekoniecznie jest dla wszystkim pierwszym językiem. 


Najważniejsze wyparcie, z jakim mierzy się film, dotyczy tego, jak patrzymy na szaleństwo i nierozum. Figury te reprezentuje Andrzej. W pierwszym odruchu kojarzy się on nam z postaciami jurodiwych, świętych szaleńców z prozy Dostojewskiego. Ale nierozum Andrzeja nie ma nic wspólnego z boskim czy świętym porządkiem. Wręcz przeciwnie, raczej zwraca naszą uwagę na to, co w człowieku najbardziej biologiczne, "mechaniczne", przed-rozumowe i przed-językowe. Konfrontacja z Andrzejem jest dla Aktora tak naprawdę konfrontacją z nierozumem w sobie, z wpisaną w każdą racjonalność groźbą szaleństwa i dezintegracji osobowości. Być może zresztą Andrzej to tylko zwid, jaki halucynuje Aktor, przerażony tym, co czeka go, jeśli jego życie i kariera będą podążać donikąd? Bo ostatnim wypartym tematem, jaki bada "Dziura w głowie", jest wpisane w każdą egzystencję ryzyko całkowitej klęski: zawodowej, osobistej, psychologicznej, duchowej.

To z pewnością nie jest film dla każdego. Nie spodoba się także części publiczności kina artystycznego. Widzowie, którzy podejmą wysiłek odczytania jego znaczeń, nie obawiając się po drodze klęsk i raf niezrozumienia, otrzymają jednak bardzo wartościowe filmowe przeżycie.  
1 10
Moja ocena:
8
Filmoznawca, politolog, eseista. Pisze o filmie, sztukach wizualnych, literaturze, komentuje polityczną bieżączkę. Członek zespołu Krytyki Politycznej. Współautor i redaktor wielu książek filmowych,... przejdź do profilu
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones