Recenzja filmu

Jak poślubić milionera? (2019)
Filip Zylber
Małgorzata Socha
Michał Malinowski

Jedna na milion

Podczas gdy światowe kino zaczyna oddychać powietrzem wolnym od klasistowskiego smrodku, polska komedia romantyczna wałkuje baśń o Kopciuszku, jakby jutra miało nie być. Twórcy "Jak poślubić
Podczas gdy światowe kino zaczyna oddychać powietrzem wolnym od klasistowskiego smrodku, polska komedia romantyczna wałkuje baśń o Kopciuszku, jakby jutra miało nie być. Twórcy "Jak poślubić milionera?" także markują satyrę na dzianą "warszawkę", by w końcu roztopić się w salonowym blichtrze, a tytułowe pytanie potraktować serio. 


Z gatunkowego taśmociągu zjeżdża tym razem Alicja (Małgorzata Socha). Jej były mąż wpadł w ramiona nastolatki i zostawił ją z dzieckiem, pracodawca wskazał drzwi w najgorszym momencie, nawet dostawcy prądu skończyła się cierpliwość. Na szczęście scenarzystka podrzuca znękanej bohaterce koło ratunkowe w postaci makiawelicznej trenerki personalnej (Małgorzata Foremniak). Ta bierze dziewczynę pod swoje skrzydła i wprowadza ją w arkana zwyczajów godowych wyższych sfer. No i się zaczyna: kolacje w Paryżu, bale u ambasadora, kawior z jesiotra, Dom Perignon, Justyna Steczkowska, jubilerski product placement. A pod tym wszystkim – posklejana z klisz opowieść o gąsce czekającej na księcia, który wytłumaczy jej, na czym właściwie polega spalony.

Jasne, zarówno retoryka filmowej mentorki, jak i obyczaje stołecznej elity bywają tu przedmiotem lekkiej ironii. Jednak więcej niż ze "Śniadaniem u Tiffany'ego" oraz klasykiem z Marilyn Monroe pod tym samym tytułem film Filipa Zylbera ma wspólnego właśnie z sesją coachingową. Łopata idzie w ruch za każdym razem, gdy przyjdzie nam do głowy zakwestionować anachroniczną wizję świata; choćby taką, w której związek emerytowanego piłkarza z nowoczesną, świadomą swojego materialnego statusu kobietą jest jakimś mezaliansem. Hacjendy w Konstancinie wyglądają tak, jakby palec przyłożył do nich sam król Midas, M3 na blokowiskach – jak brazylijskie fawele, z kolei Warszawa tradycyjnie już składa się z kilku zapętlonych ulic, po których krąży zakochana para. Jest tu również preparat z geja, telewizyjnego showmana, starej panny, biznesmena. Do wyboru, do koloru.  


Nie trzeba dodawać, że aktorzy walczą w tym bagienku o każdy haust powietrza. Socha ma w sobie fantastyczną lekkość, bez pudła zmienia tonacje, potrafi być jednocześnie przytłoczona codziennym znojem, uwodzicielska, ironiczna. Z kolei partnerujący jej Michał Malinowski mógłby obdarować charyzmą połowę etatowych amantów znad Wisły. Ale cóż z tego, skoro zmagają się z nienaturalnymi dialogami oraz wynikającą z nich pokusą nadekspresji. Żarty wahają się od pozbawionych puenty sucharów przez klasykę dowcipu z brodą po sflaczałe gagi. Najlepszy jest ten, w którym zdesperowana kobieta "sprawdza zawieszenie" limuzyny pewnego bogacza, by już po fakcie odkryć, że zabawiała się ze zwykłym szoferem. Albo ten, gdy gospodarz telewizyjnego show pyta Justynę Steczkowską o to, ile operacji plastycznych zaliczyła. Miau, ostrrrro. 
     
Talent? Ciężka praca? Szczęście? W życiu wygrywają przede wszystkim ci, którzy wygrać chcą – przekonuje dziewczynę jej niezmordowana trenerka. I choć trudno odmówić jej racji, na całe szczęście w sztuce nie jest to aż tak proste. 
1 10
Moja ocena:
3
Dziennikarz filmowy, redaktor naczelny portalu Filmweb.pl. Absolwent filmoznawstwa UAM, zwycięzca Konkursu im. Krzysztofa Mętraka (2008), laureat dwóch nagród Polskiego Instytutu Sztuki Filmowej... przejdź do profilu
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones