Recenzja filmu

Johnny English Reaktywacja (2011)
Oliver Parker
Rowan Atkinson
Gillian Anderson

Na wariackich papierach

Całość została zrobiona z zaskakującym rozmachem i jednocześnie przymrużeniem oka.
Mam dobrą wiadomość dla fanów Rowana Atkinsona. Komik wciąż potrafi rozbawić publiczność.

Od premiery pierwszej części filmu minęło już osiem lat. Przez ten czas w życiu Johnny'ego Englisha sporo się zmieniło. Wspiął się na szczyt szpiegowskiej drabiny, stał się gwiazdą wśród tajnych agentów, by potem zaprzepaścić wszystko w ciągu jednej tragicznej misji. Przez ostatnie pięć lat przebywał na przymusowej emeryturze. Wolny czas spędzał na treningach wytrzymałości na ból swego przyrodzenia. Teraz jednak musi wrócić do czynnej służby. Kraj raz jeszcze potrzebować będzie nieobliczalnego agenta MI7.

Choć teoretycznie "Johnny English Reaktywacja" jest sequelem, to w rzeczywistości należy go traktować jako obraz samodzielny - znajomość jedynki nie jest konieczna. Wszystko uległo zmianie. Owszem, szef MI7 wciąż nosi kryptonim Pegasus, ale teraz jest to kobieta, która uczyniła z agencji nowoczesną korporację. Sam Johnny English też się zmienił. Nie jest już agentem specjalnej troski, choć wciąż bywa rozbrajająco naiwny i nadal ma dar do wpadania w tarapaty. Kiedy jednak zachodzi taka potrzeba, potrafi być piekielnie efektywny i pomysłowy. Przypomina tym inspektora Fowlera z serialu "Cienka niebieska linia", jedno z wcześniejszych wcieleń Atkinsona. Ponieważ aktor jest współautorem scenariusza, nikogo nie powinno dziwić, że Johnny English sprawia wrażenie, jakby był wypadkową wcześniejszych bohaterów granych przez Atkinsona.

Sam film składa się z licznych skeczy powiązanych ze sobą szpiegowską intrygą. Ma to swoje dobre i złe strony. Złe, ponieważ obok gagów, na których można się popłakać ze śmiechu (scena z krzesłem lub szminką), są też i takie, które w ogóle nas nie ruszą. A dobre, ponieważ każdy znajdzie tu coś dla siebie. Mamy więc i sceny slapstickowe, i humor absurdalny, i trochę staromodnej komedii przygodowej. Całość została zrobiona z zaskakującym rozmachem i jednocześnie przymrużeniem oka. Oliver Parker wyraźnie doszedł do siebie po blamażu, jakim był "Dorian Gray", i stworzył bardzo przyjemny film stanowiący idealną niezobowiązującą weekendową rozrywkę.

I na koniec uwaga. Gdy zaczną się napisy końcowe, radzę pozostać na miejscach. Na cierpliwych czeka muzyczno-kulinarna scena dodatkowa.
1 10
Moja ocena:
6
Rocznik '76. Absolwent Uniwersytetu Warszawskiego na wydziale psychologii, gdzie ukończył specjalizację z zakresu psychoterapii. Z Filmweb.pl związany niemalże od narodzin portalu, początkowo jako... przejdź do profilu
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
Prawie 7 lat po premierze pierwszej części "Johnny'ego Englisha", kiedy większość widzów sądziła już, że... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones