Recenzja filmu

Lomo: życie blogera (2017)
Julia Langhof
Jonas Dassler
Lucie Hollmann

Cierpienia młodego blogera

Jedyne, co w "Lomo" się broni, to obsada. Jonas Dassler (Karl) i Lucie Hollmann (Dora) mają wyrazistą ekranową charyzmę i gwiazdorski potencjał. Reżyserka nie potrafi jednak wykorzystać żadnych
Trudno powiedzieć, ile nakręcono już filmów w formule zblazowana młodzież + internet (ze szczególnym uwzględnieniem mediów społecznościowych) = kłopoty. "Lomo: życie blogera" jest kolejnym – niestety jednym z tych, bez których wszyscy mogliby się obejść.


Akcja rozgrywa się w uprzywilejowanej rodzinie z wyższej klasy średniej, zamieszkującej piękny dom w Berlinie. Dwoje bliźniaków, Karl i Anna, uczą się w klasie maturalnej. Anna jest oczkiem w głowie rodziców, zwłaszcza ojca. Ma jasno zaplanowaną przyszłość, chce wyjechać na studia do Kanady. Karl pełen jest młodzieńczego buntu, gniewu i blazy. Nie ma pojęcia, co chce tak naprawdę robić w życiu. Na razie nudzi się i dryfuje. Jeśli coś w ogóle potrafi rozbudzić jego entuzjazm, to blog, który prowadzi. Umieszcza w nim filmy z życia swojego i swoich bliskich, własne refleksje i przemyślenia.

Niestety, wszystko to nie wychodzi poza klisze na temat nastoletniego gniewu, konfliktu pokoleń, niebezpieczeństw, jakie niosą nowe media i związane z nimi formy komunikacji. Konflikt na linii Karl-rodzice jest tak przewidywalny i stereotypowy, że nie jest w stanie utrzymać naszego zainteresowania przez dłużej niż kwadrans. Bunt i gniew młodego chłopaka wydają się przede wszystkim banalne i irytujące. Gdy Karl wygłasza kolejną tyradę w duchu nastolatniego nietzscheanizmu dla ubogich nie czujemy ani szoku, ani fascynacji, tylko narastające znudzenie i zmęczenie.

Karl, po tym gdy rozpada się relacja z jego koleżanką z klasy i sąsiadką, Doro, wrzuca na swojego bloga wideo z nagraniem, pokazującym ich seks. Sprowadza to kłopoty nie tylko na niego, ale także na całą rodzinę – matka Doro jest wpływową lokalną polityczką, od jej decyzji zależy, czy ojciec Karla dostanie bardzo potrzebny jego firmie kontrakt. "Lomo" dotyka w tym wątku szeregu ważnych kwestii: tego, jak nowe media redefiniują granicę prywatności, jak wpływają na postrzeganie i doświadczanie seksualności (zwłaszcza przez nastolatków), przemocy seksualnej w sieci i ryzyka, jakie stwarza ona przede wszystkim dla kobiet. Niestety wszystkie te tematy zostają zaledwie zasygnalizowane, żadnego nie udaje się pogłębić, pokazać w prawdziwie interesujący poznawczo sposób.


Część branżowej prasy, jak "Variety", chwaliło to, w jaki sposób reżyserka, Julia Langhof, oddaje przy pomocy środków formalnych doświadczenie zanurzenia we współczesnym internecie: z jego nadmiarem stymulujących bodźców, komunikacji i informacji. Nie przyłączę się do tych pochwał. "Innowacje" sprowadzają się głównie do tego, że na kadry nałożone są czasem screeny przedstawiające komentarze na blogu Karla, oraz na tym, że w ścieżce dźwiękowej słyszymy użytkowników bloga chłopaka, komentujących wrzucane przez niego treści. Naprawdę nie tak wygląda dziś doświadczenie internetu. Wypada zgodzić się z głosem niemieckiego magazynu "Stern", którego recenzent zauważył, że sieć i wszystkie jej interfejsy wyglądają w "Lomo", jakby pochodziły sprzed 10 lat. W filmie w ogóle nie ma współczesnych mediów społecznościowych, jakich faktycznie używają nastolatki w 2019 roku. Dzisiejszy interent wygląda po prostu inaczej niż w filmie, stwarza inną dynamikę społeczną i inne zagrożenia.

Ciekawiej od debiutu Langhof wszystkie omawiane w nim zagrożenia pokazują choćby amerykańskie "desktopowe horrory", takie jak seria "Unfriended" czy "The Den". W podobne klimaty film Langhof odpływa zresztą w ostatnim akcie. Niestety, wszystko się wtedy reżyserce rozchodzi – film przestaje działać jako realistyczny dramat z życia młodzieży i nie staje się gatunkową narracją czy alegorią zagrożeń niesionych przez technologię.

Jedyne, co w "Lomo" się broni, to obsada. Jonas Dassler (Karl) i Lucie Hollmann (Dora) mają wyrazistą ekranową charyzmę i gwiazdorski potencjał. Reżyserka nie potrafi jednak wykorzystać żadnych narzędzi, jakie ma w ręku: dobrych młodych aktorów, nośnego społecznie tematu, emocji, jakimi naładowany powinien być film o nastolatkach. Ostatecznie wychodzi jej film budzący obojętność, jeśli nie nudę, grzęznący w schematach i banałach. 
1 10
Moja ocena:
3
Filmoznawca, politolog, eseista. Pisze o filmie, sztukach wizualnych, literaturze, komentuje polityczną bieżączkę. Członek zespołu Krytyki Politycznej. Współautor i redaktor wielu książek filmowych,... przejdź do profilu
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones