Recenzja filmu

Mickey 17 (2025)
Joon-ho Bong
Joanna Węgrzynowska-Cybińska
Robert Pattinson
Naomi Ackie

Bong Joon Ho w kosmosie, ale czy na swoim poziomie?

Robert Pattinson udowadnia, że świetnie odnajduje się w nietypowych rolach. Jego Mickey to bohater sarkastyczny, trochę zmęczony, ale jednocześnie inteligentny i uparty. Niestety, pozostali
Bong Joon Ho to twórca, który nie boi się eksperymentować. Po oscarowym "Parasite" i wcześniejszych hitach jak "Snowpiercer" czy "The Host", sięga po science fiction z klonowaniem w tle. "Mickey 17" to film z ogromnym potencjałem, który momentami go wykorzystuje, ale też potyka się o własne ambicje.

Fabuła kręci się wokół Mickey’ego (Robert Pattinson), członka misji kolonizacyjnej, który pełni rolę "expendable" – osobnika wielokrotnego użytku. Gdy ginie, jego wspomnienia zostają przeniesione do nowego ciała. Problem pojawia się, gdy dochodzi do błędu – jednocześnie istnieją dwie wersje Mickey’ego, co prowadzi do konfliktu z resztą załogi.

Pomysł jest rewelacyjny i daje pole do filozoficznych rozważań – co definiuje jednostkę, jeśli można ją dowolnie odtwarzać? Jakie ma prawa, skoro jest traktowana jak narzędzie? Niestety, scenariusz nie zawsze pogłębia te wątki tak, jak by się chciało. Bong stara się balansować między powagą a czarnym humorem, ale momentami film nie może się zdecydować, czym właściwie chce być.

Robert Pattinson udowadnia, że świetnie odnajduje się w nietypowych rolach. Jego Mickey to bohater sarkastyczny, trochę zmęczony, ale jednocześnie inteligentny i uparty. Niestety, pozostali bohaterowie nie są równie dobrze napisani. Mark Ruffalo jako despotyczny lider misji ma kilka mocnych scen, ale jego postać to w zasadzie klisza. Steven Yeun i Toni Collette również są niewykorzystani, co trochę boli, bo potencjał aktorski był ogromny.

Jeśli coś działa bez zarzutu, to oprawa audiowizualna. Scenografia i efekty specjalne sprawiają, że "Mickey 17" wygląda niesamowicie. Planeta Nilfheim jest surowa i nieprzyjazna, co idealnie pasuje do tematu izolacji i samotności. Muzyka również dobrze podkreśla napięcie, choć nie ma w niej nic, co szczególnie zapadałoby w pamięć.

"Mickey 17" to film, który ma świetne momenty, ale nie jest arcydziełem na miarę "Parasite". Bong Joon Ho podejmuje ciekawe tematy, ale momentami nie idzie z nimi wystarczająco daleko. To solidne science fiction z dawką czarnego humoru, ale brak mu spójności. Mimo to, warto obejrzeć – choćby dla Pattinsona i wizualnego rozmachu.
1 10 6
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
Recenzja Mickey 17
„Mickey 17” to jeden z najbardziej wyczekiwanych filmów science fiction 2025 roku – nie tylko ze względu... czytaj więcej