Recenzja filmu

Omen (2006)
John Moore
Liev Schreiber
Julia Stiles

6666

666… i jeszcze jedna szóstka. Ta ostatnia zaś nie dla podkreślenia diabolicznego charakteru filmu, lecz dla wyrażenia mojej własnej oceny w dziesięciostopniowej skali. Od razu zaznaczę, że jest
666… i jeszcze jedna szóstka. Ta ostatnia zaś nie dla podkreślenia diabolicznego charakteru filmu, lecz dla wyrażenia mojej własnej oceny w dziesięciostopniowej skali. Od razu zaznaczę, że jest to nieco naciągana nota, wyraża bowiem więcej podziwu dla twórców pierwowzoru, aniżeli poprawnego, lecz niewiele wnoszącego remake'u kultowego "Omena". Popularność uwspółcześnionych realizacji kultowych "straszydeł" jest poniekąd uzasadniona. W tychże przecież produkcjach jakość strony wizualnej w ogromnym stopniu wpływa na odbiór dzieła, czyli przerażenie publiczności, a aktualna technika pozwala na efektowniejsze straszenie, dzięki wykorzystaniu zaawansowanych modyfikacji komputerowych nagranego obrazu. "Omen" jednak operował innym narzędziem grozy. Nie hektolitrami przelewanej krwi czy radośnie fruwającymi kończynami ludzkimi, lecz przerażającym klimatem, wywołanym demonicznym wyrazem twarzy bohaterów, wzmocnionym niepokojącą ścieżką dźwiękową. Dlatego też tworzenie remake'u na "świeżej taśmie" w samym zamyśle nie miało zbytniego sensu. Chyba że film miał dotrzeć do widzów, którzy nie interesują się klasyką. Dla nich (jak i dla wszystkich widzów niezaznajomionych z oryginałem) zapewne przygoda z opętanym Damienem mogła stać się przyczynkiem do palpitacji serca (a o to w horrorach przecież chodzi), ale dla całej rzeszy kinomaniaków stała się jedynie odgrzewanym kotletem, który też czasami bywa smaczny. Pierwotny scenariusz Davida Seltzera dostosowano do współczesnych realiów. Wzmocniono akcenty wywołujące u widza efekt przerażenie, ale wątpliwe jest, czy wpłynęło to korzystnie na jakość filmu jako całego dzieła. Film z klasycznego, w dobrym znaczeniu tego słowa horroru, stał się współczesnym, efekciarskim horrorem pozbawionym jednak złowieszczego charakteru oryginału. Damian, potomek szatana, w ciele niewinnego dziecka, z ujawniającym się co pewien czas diabelskim błyskiem w oku, został wymieniony w remake'u na dzieciaka o trwałym, nieludzkim i odpychającym wyrazie twarzy. W tym kontekście trudna do zrozumienia wydaje się bezgraniczna, nieskłaniająca do refleksji miłość rodziców do dziecka, którego niewinność zostaje podana w wątpliwość dopiero serią makabrycznych wydarzeń rozgrywających się wokół Damiena. Wersja z 1976 roku była spójniejsza, a kreacje aktorskie dosadniej oddziaływały na umysł widza. Szczególnie dotyczy to aktorki odgrywającej rolę rzekomej matki szatana – Katharine Thorn. Świetna Lee Remick została wymieniona na niezbyt wyrazistą i nieprzekonującą Julie Stiles. Również ojciec w wykonaniu Gregory'ego Pecka trafniej oddawał odczucia zdezorientowanego i zagubionego rodzica od Lieva Schreibera. Niemniej sam pomysł na horror jest na tyle intrygujący, że potrafi przysłonić niedoskonałości warsztatowe. Na koniec chciałbym podkreślić, że stworzenie nowego "Omena" z datą premiery kinowej ustaloną 06.06.06. było świetnym i jednocześnie prostym zagraniem marketingowym i ta moja szóstka w ocenie tylko wtedy ma ważność, gdy aspekt propagandowy włączamy do wartości utworu.
1 10
Moja ocena:
6
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
Review(title=Mogło być znacznie gorzej, teaser=null, content=Już na długo przed pójściem na seans nowej produkcji [person=168498]Johna Moore'a[/person] (autora "[film=32008]Za linią wroga[/film]") spodziewałem się, że będę mógł zacząć recenzję od słów: "06.06.06. rzeczywiście miał miejsce koniec świata - a przynajmniej jego kinematograficznej części - światło dzienne ujrzał remake. Czemu więc nie dostaliście do rąk tekstu z takim właśnie wstępem? Otóż, jak się okazało, film [person=168498]Moore'a[/person] nie jest aż taki zły, jak większość osób oczekiwała. Daleko mu niestety do poziomu swego praojca, ale przynajmniej nie miesza z błotem legendy pierwszego obrazu o Antychryście. Wszystkim niewtajemniczonym widzom zdecydowanie należy się przynajmniej oględny zarys fabuły, która jest dokładną kalką tej, opowiedzianej przeszło dwie dekady temu. Ponownie widz staje się świadkiem narodzin Antychrysta - dziecka, którego nadejście zostało zapowiedziane w Piśmie Świętym. Młody Damien ([person=553641]Seamus Davey-Fitzpatrick[/person]) trafia pod dach ambasadora Stanów Zjednoczonych, Roberta ([person=3479]Liev Schreiber[/person]), i jego żony ([person=4665]Julia Stiles[/person]). Kate nie zdaje sobie sprawy z tego, iż jej biologiczne dziecko umarło przy porodzie, a młodzieniec, którego wychowuje, został jej ofiarowany jako "zastępstwo". Już w wieku pięciu lat rodzice zauważają, że ich syn nie jest taki, jak pozostałe dzieci. Co więcej, wokół rodziny zaczyna się zacieśniać krąg niewyjaśnionych wydarzeń - niania Damiena popełnia samobójstwo na przyjęciu urodzinowym, a Robert staje się celem ataku nawiedzonych księży. Historia jest wręcz świetna i muszę przyznać, że została opowiedziana w całkiem sprawny sposób. W przeciwieństwie do większości remaków "[film=231336]Omen[/film]" bardzo wiernie stara się oddać nastrój swego poprzednika. Dzięki niech będą twórcom za to, że nie poszli w stronę typowego dla dzisiejszych horrorów efekciarstwa. Nastrój jest budowany poprzez dobrze skadrowane ujęcia, liczne niedomówienia i nastrojową muzyką (autorstwa [person=10473]Marco Beltrami'ego[/person] i [person=296]Jerry'ego Goldsmitha[/person]). Co więcej, niektóre sceny są niemalże kalką tych sprzed 20 lat, co poczytuję za kolejną zaletę. Niestety, nie można takich peanów pisać o aktorstwie [person=3479]Lieva Schreibera[/person], który, jakby się nie starał, nie dorównał [person=8205]Gregory'emu Peckowi[/person]. W szczególności wszelkie sceny z udziałem duetu jego i panny Stiles wypadły nieciekawie. Mimo wszystkich tragedii, które im się przytrafiły, oni przez długi czas zdają się nie zwracać uwagi na rzeczywistość. Dopiero w scenach, w których występują oddzielnie, można poczuć mocniejszą atmosferę. Szkoda, gdyż to oznacza, że jedynie połowa filmu jest przyzwoita pod względem aktorstwa. Całokształt wypada jednak nad wyraz pozytywnie - głównie dlatego, że przez większość trwania filmu "[film=231336]Omen[/film]" jest po prostu wciągającym kryminałem z soczystą atmosferą. Jest to bardzo duża zaleta dla osób, które nie widziały żadnego filmu z diabolicznej sagi i nie wiedzą, czym się cała historia kończy. W gruncie rzeczy, największym minusem obrazu [person=168498]Johna Moore'a[/person] jest aktorstwo i kiepskie dopasowanie ról, za co zapewne powinniśmy winić osoby odpowiedzialne za casting. Gdyby nie ten poważny zgrzyt, to można byłoby powiedzieć, iż w końcu doczekaliśmy się remaku godnego swego prawzoru., filmId=231336, trustedReviewer=false, seasonNumber=null, reviewUserNick=KoZa, author=null, date=null, authorId=null, user=null, reviewRating=null, film=, season=null)
Już na długo przed pójściem na seans nowej produkcji Johna Moore'a (autora "Za linią wroga") spodziewałem... czytaj więcej
Review(title=Zło powraca na Ziemię - możecie zacząć się bać, teaser=null, content=Chyba znaleźliśmy nasz odpowiednik frazy "widzę martwych ludzi" - z dumą opowiada [person=168498]Jonh Moore[/person] twórca nowej wersji klasycznego "[film=8335]Omena[/film]" [person=10946]Richarda Donnera[/person]. Reżyser filmów "[film=127846]Lot Feniksa[/film]" czy "[film=32008]Za linią wroga[/film]" przyznaje, że zdarzało mu się błądzić, ale jego nowy obraz będzie wydarzeniem historycznym, bo przebije każdy inny remake filmu grozy. A tych jest ostatnio prawdziwe zatrzęsienie. Przerabianie starych klasyków i przenoszenie azjatyckich hitów na nowy grunt jest ostatnio powszechniejsze niż realizowanie komedii romantycznych. Zwykła moda, wyczerpanie się pomysłów, podążanie za koniunkturą czy może altruistyczna chęć przypomnienia młodym widzom wielkich obrazów kina? Na pewno wszystko po trochu, co doskonale odzwierciedla zróżnicowany poziom remake'ów. Z jednej strony słaba "[film=238725]Mgła[/film]" [person=156293]Wainwrighta[/person] czy amerykańska "[film=114960]Klątwa Shmizu[/film]", które nigdy nie powinny ujrzeć światła dziennego. A z drugiej świetny "[film=102154]Świt żywych trupów[/film]" [person=121387]Snydera[/person] albo anglojęzyczny "[film=34565]Ring[/film]" [person=10818]Verbinskiego[/person], zostawiające kultowe oryginały [person=48319]Romero[/person] i [person=77340]Nakaty[/person] daleko w tyle. Przyjmując nawet, że "[film=231336]Omen[/film]" będzie lepszy od wszystkich nowych wersji horrorów, to zastanawiające jest czy zdoła przebić sam pierwowzór. Zanosi się na to, że jednak tak. [person=168498]Moore[/person] postanowił z wielkim szacunkiem i kobiecą delikatnością podejść do wizji [person=10946]Donnera[/person]. Cała fabuła, wszystkie postaci, a także słynne rottweilery i przerażające sceny zgonów pozostały podobno nienaruszone. Nie oznacza to jednak, że reżyser poszedł na łatwiznę i do oryginału podszedł całkowicie odtwórczo. Wprowadził uaktualnienia i pewnie odnośniki do rzeczywistości, bo nowy "[film=231336]Omen[/film]" zyskał wymowę metaforyczną. W zupełnie nowej scenie początkowej pokazuje całkowity upadek moralny świata i daje do zrozumienia, że to idealny moment na pojawienie się Antychrysta. W syna Szatana wcielił się debiutant [person=553641]Seamus David-Fitzpatrcik[/person]. Mały chłopczyk o przerażającym fizys, zimnym spojrzeniu i wręcz martwej mimice wydaje się że stworzony do roli piekielnego Damiena. [person=168498]John Moore[/person] podgrzewa dodatkowo atmosferę, oznajmiając, że młody aktor ma jedną linijkę dialogową wywołującą autentyczne dreszcze i mającą tym samym szansę na przebicie [person=388]Joela Osmenta[/person] z "[film=825]Szóstego zmysłu[/film]". Reżyser chwali też występ [person=3479]Lieve'a Schreibera[/person] - zastępującego [person=8205]Gregory'ego Pecka[/person] w roli Roberta Thorna, który stworzył wyjątkową kreację człowieka tracącego zarówno wiarę, jak i rozum. W ogóle da się zauważyć, że cała obsada została znacznie odmłodzona. Średnią w pierwszym "[film=8335]Omenie[/film]" zawyżał [person=8205]Gregory Peck[/person], który miał wtedy 60 lat i okres świetności dawno za sobą. [person=168498]Moore[/person] postawił na młodszego o przynajmniej dwie dekady [person=3479]Schreibera[/person], cały czas czekającego na przełom w swojej karierze. "[film=231336]Omen[/film]" zapoczątkuje więc symboliczny pojedynek między dwójką aktorskich desperatów. [person=8205]Peck[/person] u [person=10946]Donnera[/person] dał z siebie wszystko, ponieważ pragnął jakimś mocniejszym akcentem udowodnić, że nie powinno się go jeszcze spisywać na straty. Schreiber natomiast nie zagrał jeszcze nigdy głównej roli w wysokobudżetowej produkcji, więc też będzie się chciał pokazać z najlepszej strony. Na drugim planie będą go wspierali młodziutka [person=4665]Julia Stiles[/person], a także zawsze perfekcyjny [person=2646]David Thewlis[/person] i dawno niewidziana w polskich kinach [person=8465]Mia Farrow[/person]. Zdaje się więc, że "[film=102154]Świt żywych trupów[/film]" oraz "[film=34565]Ring[/film]" mogą zacząć przygotowywać miejsce dla kolejnego udanego remake'u. "[film=231336]Omen[/film]" ma w intrygujący sposób nawiązywać do Biblii (ciekawe, czy też wzbudzi falę protestów czy przemknie niezauważony w cieniu "[film=124613]Kodu da Vinci[/film]"), być przerażający i piekielnie efektowny, a dodatkowo wchodzi szóstego dnia i szóstego roku. Dla części to tylko sprytna sztuczka marketingowa, ale dla mnie to znak, coś jak szczęśliwy omen., filmId=231336, trustedReviewer=false, seasonNumber=null, reviewUserNick=Matka, author=null, date=null, authorId=null, user=null, reviewRating=null, film=, season=null)
Chyba znaleźliśmy nasz odpowiednik frazy "widzę martwych ludzi" - z dumą opowiada Jonh Moore twórca nowej... czytaj więcej
Review(title=Po co wam to, na co nam to?, teaser=null, content=Ten film byłby dobry, powiem więcej – byłby znakomity - gdyby wyreżyserował go [person=10946]Richard Donner[/person], gdyby zagrali w nim: [person=8205]Gregory Peck[/person], [person=1238762]Harvey Stephens[/person], [person=3356]David Warner[/person] i [person=9517]Billie Whitelaw[/person], a zdjęcia wykonałby [person=42159]Gilbert Taylor[/person]. Niestety jego prawdziwi twórcy się nie bali i w słusznym przekonaniu, że i tak swoje zarobią, postanowili zrobić "lepszą" wersję "[film=8335]Omena[/film]". Są filmy, których nie powinno się poprawiać, tylko oglądać, oglądać, oglądać... Nawet jeśli mają swoje lata i niektórym się wydaje, że unowocześnienie ich dobrze im zrobi. Nic bardziej mylnego. Urok filmów grozy z lat 70-tych polega między innymi na tym, że były zrobione w latach 70-tych. Na takiej, a nie innej taśmie filmowej, w takich, a nie innych kolorach, z taką właśnie specyficzną grą aktorską (być może komuś może się ona wydawać archaiczna), z długimi ujęciami (że nudne dłużyzny?), ze zbliżeniami twarzy i przerażonych oczu (no tak - zbyt pretensjonalne), z kostiumami przystającymi do tamtych czasów (już niemodne), z taką, a nie inną muzyką (wiem - zbyt patetyczna), itd., itp… Jeśli komuś się wydawało, że zrobi coś lepszego od "[film=8335]Omenu[/film]" z 1976 r., kalkując go toczka w toczkę i ubierając w nowomodne szatki to grubo się pomylił. Ale na pewno zarobił swoje i prawdopodobnie wyłącznie o to szło… Nic tego filmu - na wyrost nazwanego "Omenem" - nie uratuje. Ani ciekawy scenariusz (ciekawy, bo przeniesiony żywcem z 1976 roku...), ani dobrzy skądinąd aktorzy pojawiający się na drugim planie ([person=8465]Mia Farrow[/person], [person=2558]Pete Postlethwaite[/person], [person=2646]David Thewlis[/person]), którzy tutaj tracą cały swój blask, ani łopatą kładzione tzw. "odniesienia" (np. jednego z reporterów przed gmachem amerykańskiej ambasady w Londynie gra [person=42161]Harvey Stephen [/person]– odtwórca roli Damiena w oryginalnym "[film=8335]Omenie[/film]"). W "[film=231336]Omenie[/film]" z 2006 r. nie znajdziesz drogi Widzu ni grozy, ni napięcia, bo zostaniesz zagadany na śmierć, a twórcy filmu, którzy prawdopodobnie uważają Cię za ociężałego umysłowo, wyjaśnią Ci wszystkie niedopowiedzenia jak 6-letniemu dziecku. Samo pojawienie się pani Baylock w domu Thornów w "[film=8335]Omenie[/film]" z 1976 r. powodowało gęsią skórkę, na widok oczu Damiena ciarki przebiegały po plecach i człowiek po prostu wiedział, że to samo zło i diabelskie nasienie, a scena śmierci księdza Brennana oglądana nawet 10-ty raz z rzędu wywołuje ten sam rodzaj obawy o jego życie mimo, że przecież doskonale wiemy, że ta iglica wreszcie spadnie i przygwoździ go do ziemi. "[film=231336]Omen[/film]" z roku 2006 ciągnie się niczym guma do żucia, już dawno bez smaku i zapachu, aktorzy smętnie przechadzają się po planie, nawet nie starają się czegokolwiek wyrazić, a człowieka ogarnia z każdą minutą coraz większa rozpacz, bo przecież można było to zepsuć (żeby jednak nie używać brzydkich wyrazów) o wiele lepiej. Pani Baylock (w tej roli anielska [person=8465]Mia Farrow[/person], niezapomniana Rosemary w "[film=1104]Dziecku Rosemary[/film]" [person=83]Polańskiego[/person], odtwórczyni ról w niezliczonej liczbie filmów [person=1]Woody Allena[/person]) przypomina raczej dobrą wróżkę, która przybyła na jednorożcu, żeby nakarmić Damiena truskawkami i prawdopodobnie potem zamienić go w księcia czy inną dynię, natomiast wcale a wcale nie podejrzewa się jej o bycie potępioną, morderczą wysłanniczką piekieł. Zmartwiony wielce ksiądz Brennan ([person=2558]Pete Postlethwaite[/person] - znakomity aktor drugoplanowy, np. w "[film=8243]Obcym 3[/film]", "[film=10868]Kronikach portowych[/film]" czy "[film=124124]Dark water[/film]" ) - nerwowo nagabuje nieco zdezorientowanego Roberta Thorna (w tej roli równie zdezorientowany [person=3479]Liev Schreiber[/person]), a Damien ([person=553641]Seamus Davey-Fitzpatrick[/person]) o turkusowych oczętach stroi swoje smętne minki i nic z tego wszystkiego nie wynika. Zmieniają się plenery, ludzie chodzą, mówią (zdecydowanie za dużo), wykonują czynności, nie ma w tym żadnej tajemnicy zagadki i bać się też nie ma czego, więc z czystym sumieniem mogę polecić ten film 6-latkom, gdyż zasną na nim z nudów po pierwszych 10 minutach. Reżyser - [person=168498]John Moore[/person] - nie pokusił się o żadne zmiany w stosunku do oryginału, nie przesunął akcentów (bo je po prostu usunął), nie dodał niczego od siebie. Wykonał robotę, spełnił oczekiwania producentów, zarobił pieniądze i w moim świecie okrył się hańbą na wieki. Dałam "[film=231336]Omenowi[/film]" z 2006 roku aż 3 na 10 możliwych gwiazdek - a to za całkiem niezłe zdjęcia autorstwa [person=142819]Jonathana Sela'a[/person] - jedyny jasny punkt tego filmu. , filmId=231336, trustedReviewer=false, seasonNumber=null, reviewUserNick=Luella, author=null, date=null, authorId=null, user=null, reviewRating=null, film=, season=null)
Ten film byłby dobry, powiem więcej – byłby znakomity - gdyby wyreżyserował go Richard Donner, gdyby... czytaj więcej