666… i jeszcze jedna szóstka. Ta ostatnia zaś nie dla podkreślenia diabolicznego charakteru filmu, lecz dla wyrażenia mojej własnej oceny w dziesięciostopniowej skali. Od razu zaznaczę, że jest
666… i jeszcze jedna szóstka. Ta ostatnia zaś nie dla podkreślenia diabolicznego charakteru filmu, lecz dla wyrażenia mojej własnej oceny w dziesięciostopniowej skali. Od razu zaznaczę, że jest to nieco naciągana nota, wyraża bowiem więcej podziwu dla twórców pierwowzoru, aniżeli poprawnego, lecz niewiele wnoszącego remake'u kultowego "Omena". Popularność uwspółcześnionych realizacji kultowych "straszydeł" jest poniekąd uzasadniona. W tychże przecież produkcjach jakość strony wizualnej w ogromnym stopniu wpływa na odbiór dzieła, czyli przerażenie publiczności, a aktualna technika pozwala na efektowniejsze straszenie, dzięki wykorzystaniu zaawansowanych modyfikacji komputerowych nagranego obrazu. "Omen" jednak operował innym narzędziem grozy. Nie hektolitrami przelewanej krwi czy radośnie fruwającymi kończynami ludzkimi, lecz przerażającym klimatem, wywołanym demonicznym wyrazem twarzy bohaterów, wzmocnionym niepokojącą ścieżką dźwiękową. Dlatego też tworzenie remake'u na "świeżej taśmie" w samym zamyśle nie miało zbytniego sensu. Chyba że film miał dotrzeć do widzów, którzy nie interesują się klasyką. Dla nich (jak i dla wszystkich widzów niezaznajomionych z oryginałem) zapewne przygoda z opętanym Damienem mogła stać się przyczynkiem do palpitacji serca (a o to w horrorach przecież chodzi), ale dla całej rzeszy kinomaniaków stała się jedynie odgrzewanym kotletem, który też czasami bywa smaczny. Pierwotny scenariusz Davida Seltzera dostosowano do współczesnych realiów. Wzmocniono akcenty wywołujące u widza efekt przerażenie, ale wątpliwe jest, czy wpłynęło to korzystnie na jakość filmu jako całego dzieła. Film z klasycznego, w dobrym znaczeniu tego słowa horroru, stał się współczesnym, efekciarskim horrorem pozbawionym jednak złowieszczego charakteru oryginału. Damian, potomek szatana, w ciele niewinnego dziecka, z ujawniającym się co pewien czas diabelskim błyskiem w oku, został wymieniony w remake'u na dzieciaka o trwałym, nieludzkim i odpychającym wyrazie twarzy. W tym kontekście trudna do zrozumienia wydaje się bezgraniczna, nieskłaniająca do refleksji miłość rodziców do dziecka, którego niewinność zostaje podana w wątpliwość dopiero serią makabrycznych wydarzeń rozgrywających się wokół Damiena. Wersja z 1976 roku była spójniejsza, a kreacje aktorskie dosadniej oddziaływały na umysł widza. Szczególnie dotyczy to aktorki odgrywającej rolę rzekomej matki szatana – Katharine Thorn. Świetna Lee Remick została wymieniona na niezbyt wyrazistą i nieprzekonującą Julie Stiles. Również ojciec w wykonaniu Gregory'ego Pecka trafniej oddawał odczucia zdezorientowanego i zagubionego rodzica od Lieva Schreibera. Niemniej sam pomysł na horror jest na tyle intrygujący, że potrafi przysłonić niedoskonałości warsztatowe. Na koniec chciałbym podkreślić, że stworzenie nowego "Omena" z datą premiery kinowej ustaloną 06.06.06. było świetnym i jednocześnie prostym zagraniem marketingowym i ta moja szóstka w ocenie tylko wtedy ma ważność, gdy aspekt propagandowy włączamy do wartości utworu.