Recenzja filmu

Pedersen, nauczyciel z gimnazjum (2006)
Hans Petter Moland
Ane Dahl Torp
Kristoffer Joner

Niedocenione, wielkie norweskie kino

Norwegowie potrafią robić dobre, ale przede wszystkim oryginalne kino. Jednym z przykładów na to jest filmHansa Pettera Molanda "Towarzysz Pedersen", który w niezwykle nowatorski sposób rzuca
Norwegowie potrafią robić dobre, ale przede wszystkim oryginalne kino. Jednym z przykładów na to jest filmHansa Pettera Molanda "Towarzysz Pedersen", który w niezwykle nowatorski sposób rzuca spojrzenie na pewne elementy ustroju komunistycznego, jak i na cały system. Ciekawy jest fakt, że za taki temat wzięli się przedstawiciele narodu, który w swojej historiiz komunizmem miał raczej niewiele wspólnego,a już pewne jest, że tematyka taprzeciętnego Norwega będzie interesowała mniej niż przeciętnego Polaka. Oczywiście, my teżrobimy filmyz komunizmem w tle,w końcu przez tyle lat tkwiliśmy w nim po uszy. Problem polega na tym, że ciągle kręcimy produkcje tylkoo tragicznych losach wielkich historycznychpostaci,nie wychodząc zbytnio przy tym poza utarty schemat. Norwegowie robią to trochę inaczej.

Już sama historia jest niezwykle interesująca. Rzecz dzieje się na przełomie lat 60. i 70. XX wieku w Norwegii. Nauczyciel Knut Pedersen (Kristoffer Joner), trochę życiowy nieudacznik, introwertyk, aczkolwiek człowiekbez poczucianiższości, na jednej z lekcjipod wpływem swoich uczniówulega skromnej fascynacji żwawej pieśni komunistycznej. I sprawaposzłabyzapewne w zapomnienie, gdyby do miejscowości nie zawitała piękna i charyzmatycznaNina Skatoy(Ane Dahl Torp),zagorzała i skrajna komunistka. Nina od początku swojego pobytu w miasteczkuzaczyna organizowaćruch komunistyczny, który poprzez rewolucję i powstanie ludu ma obalić żrący kraj kapitalizm. Pedersen wstępuje do partii, bynajmniej jednak nie z przekonań, choć te w późniejszym czasie równieżzacznąkształtować się wodpowiednim kierunku. Pedersen wstępuje do partiize względu na Ninę. Zwykły, skromny nauczyciel zmienia się w zakochanego Towarzysza Pedersena. Ku chwale partii!

"Towarzysz Pedersen" to rodzaj satyry obnażającejwszystkie absurdy systemu, w którym, między innymi, próbowano udowadniać wyższość sztucznych kwiatów nad prawdziwymi, zachwycać się plastikiem i sugerować, że zamiast trzech piw można wypić jedno, a zaoszczędzone fundusze przeznaczyć na partię.Hans Petter Moland wystawia je sobie na cel, ośmiesza w szyderczy sposób izdejmujez pola gry. Muszę przyznać, że człowiekowi, który nigdy nie żył świadomie w dobie PRL-u, trudno zrozumieć, jak taki systemowy potworekmógłfunkcjonować przez tyle lat, a nawetfunkcjonuje w nielicznych krajach do dziś. Po seansie "Towarzysza Pedersena" niezrozumienie jeszcze się nasila.Osamotniona grupka norweskich komunistów, korzystająca z luksusów kapitalizmu, desperacko próbujących doprowadzić do rewolucji zbrojnej powoduje, że gliniane nóżki systemu wydają się zamieniać w jeszcze słabsze, bo w papierowe. Oczywiście, należy zrozumieć, że jest to system. System polityczny o konkretnej ideologii, w którą czasamiszczerze wierzono i próbowano realizować jego założenia. Trudnojednak zrozumieć, jak można było wierzyć w takie idee. A"Towarzysz Pedersen" to film, który mówi także o ideach.

FilmMolanda to z pozoru komedia,ale wpewnym momencie zmienia się w tragiczny i przerażający dramat.I bynajmniej nie jest todramattypu "to ludzie ludziom zgotowali taki los". Nikt tu nikomu nic nie gotuje, loskształtują osobiste idee, przekonania. Niechodzi już tunawet o idee polityczne, ale o coś znacznieszerszego, rozległego. Po seansienasuwa sięważne pytanie: Czy warto je mieć, czy warto o nie walczyć?Może lepiej zamknąć się gdzieś tam, w jakiejś szczelnej, nieprzepuszczalnejskorupie i pozwolić światu zwyczajnieprzejść obok nas? Czy jednakzostając na płaszczyźnie ignorancji, oznacza to, że nie będziemy wtedy nicrozumieć? Tak jak bohater w filmie.Czy może odwrotnie? Rozumieć będziemy wszystko? Może Pedersen właśnie rozumie wszystko?

Pod względem realizatorskimfilm prezentuje się znakomicie. Piękne zdjęcia Philipa Ogaarda, wspaniałe krajobrazy, wyrazisty obraz oraz doskonały montaż to atuty filmu. Osobne słowa należą się aktorom, a przede wszystkimAne Dahl Torp w roli Niny, która spisała się fenomenalnie. Gdyby film nie był filmem tylko z "nic nie znaczącej Norwegii", wszelkie nagrody włącznie z Oscarem spadłyby na aktorkęniczym obfity deszcz z potężnego cumulonimbusa.Torp odegrała swoją rolę bez najmniejszego błędu, w sposób idealny, wyśmienity, perfekcyjny. Mimo że jej Nina nie jest bohaterką pozytywną, trudną nie przejmować się jej losem i powolnym upadkiem jej ambitnych, ale z góry skazanych na niepowodzenie planów. To postaćtragiczna, jednak bardzo żywa, śmiała,patrząca w przyszłość z optymizmem, który udziela się również innym bohaterom oraz widzowi. W tej postaci zrodzona jestniezniszczalna nadzieja.W jej cieniu przemyka nam obraz tytułowego towarzysza Pedersena kreowanego przezKristoffera Jonera, któryrównież zagrałdoskonale. JednakAne Dahl Torp zwyczajnie ukradła film dla siebie i nie oddała go już nikomu. Całość uzupełniają króciutkie, świetnie wplecione w fabułę,pełne czerwienizdjęciatowarzyszy Mao Tse-tunga,Józefa Stalinaczy Włodzimierza Lenina. Również defilad, zjazdów partyjnych, gwiazd, młotów, kowadeł i oczywiście potężnej, nieustraszonejArmii Czerwonej. Wszystko na tle skocznych, radosnych pieśni o wiadomych charakterze. Nóżka widzasama nieświadomieprzytupuje, a dusza śpiewa razem z filmem chociaż nie zna słów. Wyborne.

Niestety, sumienie nakazuje przyznać mi się do czegoś. Kino norweskie, ale również duńskie czy islandzkie jest kinem dosyć specyficznym.Zresztą jakkażde zobcego kraju,oczywiście z wyjątkiem dośćwszechstronnego Hollywoodu i w miarę przyswajalnego kina z Wielkiej Brytanii i Francji. Niezwykle charakterystyczną rzeczą dlakina skandynawskiego jest niesamowicie wolna, monotonna, wręczślamazarna narracja z którą poradzi sobie tylko dobrze wyspany widz. Teoretycznie nie mam prawa się czepiać, jednak taki sposób opowiadania trochę drażni i irytuje i tozapewne nie tylko niżej podpisanego. Wypada zakończyć stwierdzeniem, że świadom swoichwłasnych wad i niedoskonałości, anie niedoskonałości "Towarzysza Pedersena",należy polecić ten niedoceniony, spokojny, mały, wielki film każdemu, kto szczerze kocha i uwielbiakino.
1 10
Moja ocena:
7
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones