Recenzja filmu

Poszukiwacze zaginionej Arki (1981)
Steven Spielberg
Harrison Ford
Karen Allen

Gdy interes Boga nie zgadza się z interesem człowieka...

Przy okazji premiery kolejnego filmu o przystojnym poszukiwaczu przygód i kłopotów, Indianie Jonesie, warto przypomnieć sobie starszą o ponad 25 lat rodzicielkę tej niezwykle popularnej sagi -
Przy okazji premiery kolejnego filmu o przystojnym poszukiwaczu przygód i kłopotów, Indianie Jonesie, warto przypomnieć sobie starszą o ponad 25 lat rodzicielkę tej niezwykle popularnej sagi - "Poszukiwaczy zaginionej Arki". Indiana Jones jest cenionym archeologiem. Poza tym, że boi się wężów, to chodzący ideał – głowa pełna pomysłów, elokwencja, co chwila nowy, błyskotliwy sarkazm. Cała przygoda rozpoczyna się, gdy zdesperowany rząd amerykański zwraca się do niego z prośbą o pomoc: Naziści rozpoczęli poszukiwania Arki Przymierza i Jones miałby ich uprzedzić. Gra jest warta świeczki o tyle, że jedna z przepowiedni mówi, iż "wojsko, które niesie przed sobą Arkę, jest niezwyciężone". Podróżnika nie trzeba długo namawiać: wyjeżdża do Egiptu, by ochronić ludzkość przed niecnymi zamiarami Hitlera i przy okazji odnowić znajomość z pewną bardzo atrakcyjną brunetką. Indy, jak każdy "superbohater", ma w sobie coś z Casanovy. Działa na kobiety jak lep na muchy. Szkoda, że po raz n-ty kochanka zostaje ukazana jako wątła, słaba istota, stworzona po to, by jako tło i kontrast dla głównego bohatera powiększać jego zasługi. Scenarzyści dość szowinistycznie poprowadzili postać Marion, starej miłości Jonesa, która z jednej strony zaspokaja jego pragnienia, a z drugiej poprzez swój ubiór i zachowanie próbuje się upodobnić do mężczyzn. W dodatku jedyna umiejętność, jaką ją obdarzyli, to ponadprzeciętna odporność na działanie alkoholu... Postać Indiany Jonesa z pewnością nie jest najlepszą rolą w dorobku Harrisona Forda, ale to ona w znacznym stopniu przyczyniła się do jego popularności. Nic dziwnego, na Forda w kapeluszu i z kilkudniowym zarostem zawsze patrzy się z sentymentem. Powiem więcej – nie wyobrażam sobie kogoś innego w tej roli – to on tchnął w nią dziecinną naiwność, która jednak nie miała nic wspólnego z niewiedzą kilkulatka. Wręcz przeciwnie – to naiwny optymizm, czerpanie radości z małych rzeczy. To, co tak często zanika wraz z wiekiem. Indy jest pozbawiony fałszu i zakłamania dorosłego. To postać oparta na prostocie, szczerości i jednocześnie kompletnej nierzeczywistości – ale czy Batman też istniał naprawdę? Z filmu Spielberga wyłania się przerażający, a jednak do bólu prawdziwy portret człowieka naszych czasów – opozycjonisty Jonesa – przesiąkniętego żądzą pieniędzy, dla którego wartości moralne nic nie znaczą – utrudniają tylko drogę do celu. Patrząc z innej strony, perfekcyjnie ukazana jest korelacja pomiędzy Bogiem a nowożytnym człowiekiem – co jakiś czas miałam wrażenie, że połączono średniowiecznego Boga – tego, którego należy się bać, aniżeli tego, który przebacza – z renesansowym człowiekiem, który bardziej interesuje się sobą aniżeli Stwórcą. Konsekwencje tego, ukazane pod postacią symbolu, wręcz apokaliptycznie, są idealnym przeniesieniem Sodomy i Gomory do współczesności. Tematyka tak aktualna, że aż nie chce się wierzyć, że akcja rozgrywa się na innym kontynencie 60 lat wstecz. Muzyka rozbrzmiewająca co jakiś czas jest niczym hymn zagrzewający do walki. Temat jak najbardziej godny Indiany Jonesa – napisał go w końcu John Williams, kompozytor, którego lista nagród jest dłuższa od niejednego sklepowego paragonu. Scenariusz kiedyś pewno wzbudzał furorę, dzisiaj "tylko" wciąga. Krótkie ujęcia idealnie współgrają z tym, co dzieje się na ekranie. Dynamiczne zmiany kamer sprawiają, że mamy pełny obraz sytuacji. Niestety, niektóre sceny nie wytrzymały próby czasu – przy dzisiejszym zagęszczeniu horrorów i rozwoju efektów specjalnych, niektóre wręcz bawią, zamiast wywoływać dreszczyk emocji. Jednak pomimo to "Poszukiwacze zaginionej Arki" stanowią archetyp kina przygodowego i niedościgniony wzór dla współczesnych przedstawicieli gatunku (należałoby tu wspomnieć o takich "hitach" jak "Sahara" czy "Skarb narodów"). Bożyszcze kobiet, niedoścignione wzory dla mężczyzn. Zapotrzebowanie na "superbohaterów", utopijne ideały, było widoczne już w mitologii i ten trend pewnie jeszcze długo nie zniknie. Szkoda tylko, że owe ideały są takie nudne: bo jakaż jest różnica pomiędzy Jonesem a Bondem? Chyba tylko konie: ten drugi kłusującego ogiera zamienił na konia mechanicznego.
1 10 6
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
Lata 80. są daleko za nami, ale również nie boję się stwierdzenia, że czasy, kiedy to tworzyło się... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones