Recenzja filmu

Easy Rider (1969)
Dennis Hopper
Peter Fonda
Dennis Hopper

O dwóch takich, co ukradli... wolność

W końcu i ja, po namowach i rekomendacjach wielu osób, zmierzyłem się z tym obrazem. Cóż mogę powiedzieć o filmie, o którym wielu powiedziało tak wiele... Na pewno jest to kultowy film drogi. W
W końcu i ja, po namowach i rekomendacjach wielu osób, zmierzyłem się z tym obrazem. Cóż mogę powiedzieć o filmie, o którym wielu powiedziało tak wiele... Na pewno jest to kultowy film drogi. W znacznej części, dzięki wspaniale sfilmowanym amerykańskim krajobrazom, film pełni rolę świetnego wideoklipu. To uczta dla oczu i uszu, a o to w tego typu filmach chodzi. Na uwagę zasługują oczywiście świetne kreacje głównych wykonawców. Hopper w swoim własnym filmie nie okazał się narcyzem - oryginalnie ucharakteryzowany, grał oszczędnie, pozostawiając pole do popisu pozostałym aktorom. Fonda to z wyglądu kopia Roberta Redforda, ale warsztat ma jednak bogatszy. Nie sposób nie wspomnieć o epizodzie genialnego Jacka Nicholsona, który w ciągu kilkunastu minut obecności na ekranie aż nazbyt wyraźnie prezentuje zadatki na przyszłego zdobywcę Oscarów. Film to wspaniały manifest wolności, opatrzony świetnymi rockowymi utworami z tamtych czasów. Widzimy pełną swobodę bohaterów: jazda na motorze, uwodzenie kobiet, picie wódki, palenie jointów etc. Pewien niepokój wprowadza scena w barze, a potem w lesie, gdy śmierć ponosi jeden z bohaterów. Ale nawet to wydarzenie nie pogarsza na długo nastroju widza. Pozostali „jeźdźcy" zabierają pieniądze kolegi - i jedziemy dalej. Aż do pamiętnej sceny narkotykowego odlotu na cmentarzu. Pod koniec filmu, w scenie przy ognisku, jeden z bohaterów – Wyatt - stwierdza z całą powagą: „Skrewiliśmy", co jego przyjaciel, Billy, bagatelizuje. Myślimy: wyraził swoją opinię, wątpliwość co do prowadzonego przez obu stylu życia, ale zaraz pojadą dalej, tak jak poprzednio i wszystko będzie w najlepszym porządku. Zakończenie mimo wszystko szokuje - nie spodziewałem się dokładnie tego, nie tak gwałtownie i dosłownie. Przez cały film było mi dobrze, a w ostatniej minucie zrobiło się źle. Co reżyser chciał przez to powiedzieć? Że wszystko, co zbyt dobre, musi się źle skończyć? A może, że w każdym człowieku, bez wyjątku, zalega nienawiść? Bo ja się tak czułem. Gdybym był świadkiem podobnego zdarzenia, jak to przedstawione w finale, pewnie pałałbym żądzą zemsty na oprawcach. Nienawiść społeczeństwa konformizmu, jaką czuje ono do osób, które odważyły się zakosztować prawdziwej wolności, udzieliłaby się i mnie, tyle że skierowana w przeciwną stronę. A to przecież zaprzeczenie całej idei ruchu hippisowskiego, w duchu której utrzymany jest ten film! Jaki z tego morał? Mnie nasuwa się jeden: na świecie nie ma miejsca dla jednostek prawdziwie wolnych, prędzej czy później będą musiały one ponieść klęskę. Smutne, ale prawdziwe. I cholernie pouczające.
1 10
Moja ocena:
8
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
Przystępując do pisania poniższej recenzji, z pełną świadomością przyznałem przed samym sobą, iż... czytaj więcej
Gdy kiedyś pierwszy raz oglądałem "Easy Rider", myślałem, że to będzie zwykły film drogi - nie miałem... czytaj więcej
Kultowe dzieło. Często używamy (jeśli nie nadużywamy) tego sformułowania, mówiąc o filmach, które nam się... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones