Recenzja filmu

To (2017)
Andy Muschietti
Jaeden Martell
Jeremy Ray Taylor

Oblicze strachu

"To" jest jednym z najlepszych horrorów ostatnich lat. Nakręcony na podstawie głośniej i cenionej powieści Stephena Kinga angażuje emocjonalnie i dostarcza sporej dawki strachu, a także śmiechu i
"To" jest jednym z najlepszych horrorów ostatnich lat. Nakręcony na podstawie głośniej i cenionej powieści Stephena Kinga angażuje emocjonalnie i dostarcza sporej dawki strachu, a także śmiechu i wzruszenia. "To" po prostu trzeba zobaczyć.



O Andresie Muschiettim świat usłyszał w 2008 roku, kiedy nakręcił krótkometrażowy horror – "Mama",  który zyskał takie zainteresowanie, że w 2013 roku powstała jego pełnometrażowa wersja. Następnie reżyser odsunął się w cień, i powrócił dopiero po czterech latach, stając za kamerą ekranizacji jednej z najgłośniejszych książek Stephena Kinga – "To". Jeszcze niedawno na ekranach kin gościła, adaptacja serii mistrza horroru – "Mroczna wieża", która okazała się klęską i zapewne wiele widzów, podobnie jak ja, obawiało się, że Muschietti podzieli porażkę Nikolaja Arcela. Na szczęście, reżyser przez lata nieobecności nadrobił zaległości, zdobył nowe umiejętności i zaprezentował lśniące arcydzieło, które utwierdza w przekonaniu, że we współczesnych czasach można nakręci trzymający w napięciu horror, nadający powiew świeżości.

Najmocniejszą stroną jest bezbłędnie napisany scenariusz, Gary Dauberman, Chase Palmer i Cary Fukunaga imponują dobrymi dialogami, bogato zarysowanymi bohaterami, a także zgrabnie wkomponowanym humorem. Zaskakująco dobrze udało im się poświęcić czas na każdą z postaci, charakterystycznie przedstawiając ich historię a także portrety psychologiczne. Tak zwany "Klub Frajerów" jest mieszanką wybuchową – mamy tutaj jąkałę Billy'ego, który nie potrafi otrząsnąć się po zaginięciu swojego brata; Richie'go, sprzedającego co chwilę zabawną, a zarazem chamską odzywkę; oczytanego grubaska Bena; przesadzającego w kwestii zarazków i bakterii Eddie'go; pochodzącego z żydowskiej rodziny Stana; osieroconego Afroamerykanina Mikie'go oraz jedyną dziewczynę w grupie – molestowaną przez ojca Beverly. Wprowadzenie tak licznej grupy było nie lada wyzwaniem, jednak trójka scenarzystów wyszło z tego zwycięsko, zadziwiająco dobrze angażując w wątek każdego z bohaterów. Jedne postacie są nieco skromniej zaprezentowane, lecz nietrudno jest się z którąś z nich utożsamić. Warto także wspomnieć o charakterystycznym i bezlitośnie osadzającym się pod powiekami antagoniście – Klaun Pennywise to uśmiech czystego zła, które po seansie nie raz pewnie się nam przyśni.



"To" zachwyca również koncepcją brzmienia. Film już na początku nabiera tempa, w ślad za nim podąża muzyka. Kompozytor Benjamin Wallfisch wprowadza przerażające nutki, doprowadzające do dreszczy na ciele, a z każdą kolejną minutą dyskomfort przybiera na sile. Ścieżka dźwiękowa tworzy niesamowity klimat lat 70. I 80., wypełniony atmosferą dławiącej grozy. Niepokojące utwory sprawiają, że włos na głowie się jeży, ale warto także wspomnieć, że w filmie świetnie wypadają single nostalgiczne, które potęgują wydźwięk scen, a żwawe piosenki zespołu New Kids on the Block tworzą genialną całość.

Sam fakt, że bohaterowie są dobrze nakreśleni przez scenarzystów, nie dałby takie efektu, gdyby nie idealnie dobrani aktorzy. Bezsprzecznie ikoną filmu jest Bill Skarsgård, który w roli Pennywise’a zagrał na najwyższych obrotach, kreując antagonistę na miarę Jokera w wydaniu Heatha Ledgera. Aktor gra nad wyraz naturalnie, imponując modulacją głosu i bezbłędną mimiką. Mimo że odgrywa wcielenie zła, to jego gra aktorska powoduje, że tego Klauna można nawet polubić. Młodsza część obsady także zachwyca, zwłaszcza Jaeden Lieberher, którego rola była najbardziej wymagająca. Aktor w roli Billy'ego spisał się fenomenalnie, z łatwością odnalazł się w każdej scenie. Zaskakujące jest to, że jąkał się w tak naturalny sposób, że można odnieść wrażenie, że sam w życiu prywatnym ma problemy z wymową. Lieberher bezbłędnie wykreował wieź z filmowym bratem, dostarczając fale wzruszeń, a kilka scen w których cały ból i gniew bohatera wylewa się z niego w potokiem szczerości pozostaje w pamięci na długo po seansie. Dzielnie kroku tym dwojga dotrzymał charyzmatyczny i przezabawny Finn Wolfhard, którego mogliśmy niedawno oglądać w serialu "Stranger Things", gdzie naturalnie wykreował bohatera, zupełnie odbiegającego od tego w dziele  Muschietti'ego. Bez problemu serwuje komiczne żarty i wzbudza szczerą sympatię. Podobnie poradził sobie Jack Grazer w roli przewrażliwionego Eddiego, który także dostarcza dawkę uśmiechu, ale powala w scenach przerażenia – zwłaszcza, gdy trafia na podwórko opuszczonego domu, ja również, kiedy koledzy nastawiają mu złamaną rękę. Sophia Lillis i Jeremy Ray Taylor również popisali się swoimi umiejętnościami aktorskimi, kreując bohaterów z krwi i kości. W grupie odstawało dwoje aktorów: Chosen Jacobs i Wyatt Oleff, którzy nie potrafili odnaleźć się w swoich rolach, wypowiadając swoje kwestie bez cienia emocji.



Odpowiedzialny za zdjęcia, Chung-hoon Chung także nie zawodzi. Przy bezbłędnej pracy obiektywem tworzy jeden szlachetny obraz za drugim, reprezentuje wysoki poziom plastyki i dostarcza również doznań estetycznych. Warto także wspomnieć o oświetlenie, które częsty brak, potęguje grozę goszczącą na ekranie. Kreatury, nękające bohaterów przerażają już w świetle dnia, jednak kiedy akcje przenosi się do słabo oświetlonych kanałów, u widza nieuniknione jest przyśpieszone bicie serca. Muschiettiego można pochwalić również za metody straszenia - nie ogranicza się on bowiem do samych jump-scen, lecz z precyzją dostarcza dawkę strasznych scen, których nie zawsze widz jest w stanie przewidzieć, czy się na nie przygotować. Niekiedy perfidnie usypia naszą czujność, aby za moment po raz kolejny wzbudzić w nas lęk.



Podsumowując, "To" okazało się jednym z najlepszych horrorów ostatnich lat, który poza straszeniem widza, angażuje go także emocjonalnie. Są tutaj sceny, podczas których można się naprawdę pośmiać, jak również takie, powodujące szczere współczucie i poruszenie. Brawurowe kreacje aktorskie, charyzmatyczny antagonista, a także zachwycająca strona techniczna na długo zapada w pamięci. Nasz ekscytacja rośnie proporcjonalnie do młodzieńczej niewinności i beztroski w starciu z bezsilnością i strachem. "To" naprawdę trzeba obejrzeć.
1 10
Moja ocena:
9
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
Stephen King może z pełną odpowiedzialnością i bez grama wstydu podpisać się pod najnowszą ekranizacją,... czytaj więcej
Dzieciarnia z Derry w stanie Maine ma przed sobą niezłe wyzwanie, musi bowiem stawić czoła nadopiekuńczym... czytaj więcej
W miasteczku Derry w prowincjonalnym stanie Maine zło budzi się co 27 lat. Podobnie jest w przypadku... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones