Recenzja filmu

Upiór w operze (1990)
Tony Richardson
Ian Richardson
Teri Polo

W podziemiach paryskiej opery

Dla wielu pierwsza była książka, potem musical, a potem kolejne wersje filmu... W moim życiu pierwszą adaptacją "Upiora w operze" była właśnie ta - w reżyserii Tonyego Richardsona. Po raz
Dla wielu pierwsza była książka, potem musical, a potem kolejne wersje filmu... W moim życiu pierwszą adaptacją "Upiora w operze" była właśnie ta - w reżyserii Tonyego Richardsona. Po raz pierwszy obejrzałam ją kilkanaście lat temu - niedługo po jej premierze i dziś jest jednym z tych filmów, które mogę często oglądać i które nie tracą swego czaru. Film polecam zarówno tym, którzy nie czytali książki, ani nie oglądali musicalu i tym, którzy już to uczynili. Jeśli są zatwardziałymi zwolennikami, że film powinien być maksymalnie podobny do książki, na której go oparto, proponuję podejść do tej produkcji jako do filmu wykorzystującego jedynie najważniejsze wątki powieści. Mamy więc "upiora" albo po prostu człowieka - tu niezwykle wrażliwego, przede wszystkim na piękno i sztukę operową, gdyż dorastał w podziemiach opery, i który stara się przekazać cząstkę tego, co nosi w sercu komuś drugiemu. Mamy miłość między dwojgiem młodych ludzi, którzy się już kiedyś spotkali... I wreszcie jest cała seria wydarzeń związanych z ostatnimi miesiącami życia Erika, gdyż ta wersja kończy się jego śmiercią. Mamy też tajemniczość, ale nie tak przerażającą jak w książce - tu tajemnica jest związana przede wszystkim z samym wyglądem tytułowej postaci, gdyż o ile w innych adaptacjach (filmowych i musicalowych) ujawniano jego oszpeconą twarz, o tyle tu pozostaje ona zakryta aż do końca. Wygląd jest właściwie jedną z nielicznych rzeczy, której nie wiemy o Eriku - wiemy gdzie i jak się urodził, kim byli jego rodzice, w trakcie filmu poznajemy też stopniowo jego charakter. Jednocześnie postać ta została tu wykreowana w ten sposób, że rozumiemy jego porywcze zachowania, większość widzów nawet je usprawiedliwia -"upiór" przestaje być stopniowo potworem w "ludzkiej skórze", a staje się ofiarą okrutnego losu, który może zadrwił, a może specjalnie obdarzył go takim wyglądem, gdyż to miało spowodować właśnie taką kolej wypadków. Akcja zarówno książki, jak i filmu "Upiór w operze" z 1990 roku zostały osadzone w czasach, które charakteryzowała jeszcze mniejsza niż dziś tolerancja dla odmienności, zwłaszcza, jeśli wiązała się ona ze szpetotą. Dziś może ktoś taki jak Erik spotykałby się w 80% raczej ze zwykłą ludzką ciekawością niż z odrazą - wtedy było odwrotnie... To daje już wiele do myślenia. Nie jest to więc banalna historyjka - przedstawia nam bowiem problem trudnych relacji międzyludzkich i powinna nam dawać choć trochę do myślenia... Twórcy filmu zadbali o bardzo dobrą obsadę - grają tu m.in. Burt Lancaster, Ian Richardson, Teri Polo, czy wreszcie w roli głównej - Charles Dance, przed którym postawiono wbrew pozorom dość trudne zadanie - wyrażanie emocji, praktycznie bez możliwości użycia twarzy. Myślę, że każdy widz, będący jednocześnie uważnym obserwatorem aktorskiego kunsztu, doceni grę tego aktora, który znakomicie poradził sobie z tą, właściwie trudną rolą. Twórcy postarali się, by także wystrojem wnętrz, ubiorami i muzyką dopełnić atmosferę czasu i miejsca, w których toczy się akcja. Myślę, że każdy widz, który już na początku nie zakładał, że największym minusem filmu będzie brak dużej wierności książce, a który lubi filmy utrzymane w takim klimacie, chętnie obejrzy ten obraz - szczerze polecam.
1 10 6
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones