Recenzja filmu

Wejście smoka! (2016)
Mani Haghighi
Amir Jadidi
Ehsan Goodarzi

Filmowy bad trip

Wyobraźcie sobie, że jesteście trzeźwi na imprezie, podczas której koledzy do znudzenia opowiadają o tym, jak dobrze im na haju. Mniej więcej tak można poczuć się podczas seansu "Wejścia smoka".
Wyobraźcie sobie, że jesteście trzeźwi na imprezie, podczas której koledzy do znudzenia opowiadają o tym, jak dobrze im na haju. Mniej więcej tak można poczuć się podczas seansu "Wejścia smoka". Irański film przedstawia wizję świata hermetyczną na tyle, że trudno znaleźć w nim swoje miejsce i śledzić perypetie bohaterów z zainteresowaniem. W tym świetle przestaje dziwić, że dzieło Maniego Haghighiego okrzyknięto największym kuriozum ostatniego Berlinale.

   

Owszem, "Wejście smoka" ani trochę nie przypomina typowego, art house'owego produktu rodem z Iranu. Trudno jednak cenić film po prostu za to, że nie stanowi kopii stylu Panahiego albo Makhmalbafa. Oryginalność wizji Haghighiego okazuje się zresztą wysilona i oparta na nachalnym łączeniu motywów kojarzonych z nieprzystającymi do siebie stylistykami. Próba wpisania elementów czarnego kryminału, westernu i horroru w ramę uwspółcześnionej bliskowschodniej baśni nie tylko tworzy wrażenie przesytu, ale i wprawia w zakłopotanie. Widz "Wejścia smoka" łatwo może poczuć się jak turysta w dalekim kraju, który dał się zaciągnąć na pseudofolklorystyczny spektakl zrealizowany w istocie pod gusta zachodniego odbiorcy. Pod tym względem dzieło Haghighiego przypomina zresztą przechwalone "O dziewczynie, która wraca nocą sama do domu" – wampiryczną love story wykorzystującą irańskie realia głównie dla uzyskania szczypty egzotyki.

Zaangażowania w odbiór "Wejścia smoka" nie ułatwia bynajmniej niemiłosiernie zagmatwana fabuła. Zanim zdążymy na dobre zainteresować się losami śledztwa w sprawie pewnego samobójstwa, okazuje się, że dla fabuły ważniejszy jest wątek przeklętego cmentarzyska. Jakby atmosfera w "Wejściu smoka" była na tym etapie zbyt mało schizofreniczna, Haghighi decyduje się na jeszcze bardziej ryzykowną woltę. Do opowiadanej historii ni stąd, ni zowąd wprowadzony zostaje wątek autotematyczny, który nadaje całości sznyt fałszywego dokumentu. Mniejsza już o to, że zabieg w stylu "Blair Witch Project" wydaje się mocno przebrzmiały choćby dlatego, że mamy rok 2016. Gorzej, że zwiększony w ten sposób dystans do fabuły jeszcze bardziej utrudnia nam – i tak już niewielką – możliwość identyfikacji z namaszczonym na głównego bohatera detektywem Hafizim.

   

Wszystko to dałoby się jeszcze ścierpieć, gdyby film Haghighiego nie zawodził także na najciekawszym polu, związanym z nostalgią za Iranem sprzed czasów rewolucji islamskiej. Pomimo że część akcji "Wejścia smoka" toczy się w latach sześćdziesiątych, reżyser ledwie zająknął się na temat specyfiki kraju, który – choć był rządzony twardą ręką – pozostawiał obywatelom znacznie więcej swobody niż dziś. Niedosyt wydaje się tym większy, że kilka lat temu z zadania sportretowania niedawnej przeszłości ojczyzny znacznie lepiej wywiązała się Marjane Satrapi w znakomitym "Persepolis".

O niespecjalnie udanym "Wejściu smoka" zapomniałoby się zapewne już kilka chwil po seansie, gdyby nie niedźwiedzia przysługa ze strony polskiego dystrybutora. Pomysł, by promować irański film tytułem wzbudzającym – niczym nieuzasadnione – skojarzenia z klasykiem Bruce'a Lee stanowi koronny przykład przeciwskutecznej strategii marketingowej.  To akurat nie jest już, rzecz jasna, wina Haghighiego, którego artystyczna porażka wzbudza ostatecznie nie złośliwą satysfakcję, lecz współczucie. Aktor (znany między innymi z "Co wiesz o Elly?" Farhadiego) i reżyser już w swoim poprzednim filmie, wielokrotnie nagradzanym "Bez entuzjazmu", udowodnił, że dysponuje nieokiełznaną wyobraźnią. "Wejście smoka" stanowi  jednak najlepszy dowód na to, że ów dar często okazuje się raczej przekleństwem.
1 10
Moja ocena:
4
Krytyk filmowy, dziennikarz. Współgospodarz programu "Weekendowy Magazyn Filmowy" w TVP 1, autor nominowanego do nagrody PISF-u bloga "Cinema Enchante". Od znanej polskiej reżyserki usłyszał o sobie:... przejdź do profilu
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones