Recenzja filmu

Wesele w Sorrento (2012)
Susanne Bier
Pierce Brosnan
Trine Dyrholm

All You Need Is Love?

Dunka wie, jak opowiadać nawet najbanalniejsze historie. Jest znacznie lepszą reżyserką niż scenarzystką, udaje jej się nawet obronić zaskakująco słaby tekst pióra Andersa Thomasa Jensena
"Love Is All You Need", najnowszy film laureatki Oscara Susanne Bier, to "Mamma Mia" na modłę skandynawską. Bez śpiewów i tańców, bez farsy i slapsticku. Za to z Pierce'em Brosnanem, słoneczną Italią zastępującą równie słoneczną Grecję i ślubnym kobiercem w tle. Jako że duńskie kino nie doczekało się swojej Meryl Streep, w głównej roli musi nam wystarczyć Trine Dyrholm – aktorka doskonała w dramatach i do przyjęcia w komediach.

Dyrholm wciela się w Idę – pogodną fryzjerkę, którą poznajemy w trakcie wyniszczającej batalii z rakiem. Bohaterka najpierw traci włosy, potem kawałek piersi, w końcu męża, który odchodzi do młodszej kobiety. Na horyzoncie czeka jednak Brosnan. Pierce Brosnan.

Brytyjski gwiazdor gra w filmie zapiętego pod szyję biznesmena, który po śmierci żony zamknął się w pancerzu egoizmu i nieufności. Swoim kolegom z biura płaci słono, więc mogą ze spokojnym sumieniem znosić jego humory. Idzie nie płaci nic, ale wiadomo – kto się czubi, ten się lubi.

Bohaterowie spotykają się na weselu swoich dzieci pod prażącym, włoskim słońcem. Droga od niechęci do miłości nie jest usłana różami, ale oboje mają o co walczyć. Zwłaszcza, że wśród weselników zjawia się mąż Idy wraz ze swoją nową wybranką o nogach do samego nieba i inteligencji planktonu. Bier tymczasem spogląda na nich wszystkich z empatią i czułością – nie sili się na sarkazm, jest łagodna i wyważona. Zamiast stawiać na głowie gatunek komedii turystyczno-romantycznej, pozwala sobie jedynie na małe twisty w jego obrębie. Koniec końców, zmierza w tym samym kierunku co jej amerykańscy koledzy po fachu i nie staje się farbowanym lisem – "Love Is All You Need" to niewinne i naiwne kino rytuału. Nawiasem mówiąc, podoba mi się ta strategia – zwłaszcza, że została przyjęta tuż po oscarowym sukcesie (inna kwestia, czy zasłużonym).    

Dunka wie, jak opowiadać nawet najbanalniejsze historie. Jest znacznie lepszą reżyserką niż scenarzystką, udaje jej się nawet obronić zaskakująco słaby tekst pióra Andersa Thomasa Jensena ("Antychryst", "Jabłka Adama", "W lepszym świecie"). I choć zapomnicie o jej filmie szybciej, niż zdołacie powiedzieć "spaghetti bolognese", akurat na tę wycieczkę do Włoch warto zabukować bilet.    
1 10 6
Dziennikarz filmowy, redaktor naczelny portalu Filmweb.pl. Absolwent filmoznawstwa UAM, zwycięzca Konkursu im. Krzysztofa Mętraka (2008), laureat dwóch nagród Polskiego Instytutu Sztuki Filmowej... przejdź do profilu
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones