Recenzja filmu

Wróble (2015)
Rúnar Rúnarsson
Atli Oskar Fjalarsson
Ingvar Sigurðsson

Islandzki spleen

Reżyser Rúnar Rúnarsson gładko wpisuje swój film w konwencję kameralnego europejskiego dramatu – zarówno stylistycznie, jak i tematycznie. Z tego porządku bierze się wspomniana
Najpierw widzimy sklepienie kościoła. Pełne białego światła wnętrze wypełniają anielskie dźwięki chórzystów. Wśród śpiewających jest Ari, nastolatek, który – mimo że właśnie dojrzewa – wciąż potrafi wydobyć z siebie czysty, dziecięcy głos. Spogłosowane w kaplicznej przestrzeni brzmienie jego wokalu podchwyci zaraz ilustracja muzyczna. Kamera wyjdzie na zewnątrz, wypełniając ekran surowym krajobrazem bladego nieba i majestatycznych skał, a w tle sączyć się będą ambientowe plamy dźwięku. Skojarzenia narzucają się same: dziecięcy śpiew, muzyka przestrzeni… smutek, przyroda, powietrze… Sigur Rós… Islandia jak malowana. 



"Wróble" to sugestywne sprawozdanie ze stanu ducha, jaki stereotypowo łączymy z północną wyspą – oraz z okresem dojrzewania. Melancholia otwartych terenów i humorzastej pogody jest przecież doskonałym opakowaniem dla opowieści o stanie zawieszenia między młodością a dorosłością. Zwłaszcza że Ari nie uzewnętrznia swojej hormonalnej burzy w jakichś dramatycznych gestach gówniarskiego buntu. To raczej skłonny do apatii introwertyk, zamknięty i wycofany. W jednej z pierwszych scen widzimy go, jak w akcie sprzeciwu… zaszywa się pod kołdrą. Chłopiec manifestuje tu niezgodę, bo czeka go życiowa turbulencja. Matka Ariego wyjeżdża do Afryki, ten musi więc przeprowadzić się do ojca – niewidzianego od sześciu lat i mieszkającego na dalekiej północy, gdzieś na końcu końca świata. 

Reżyser Rúnar Rúnarsson gładko wpisuje swój film w konwencję kameralnego europejskiego dramatu – zarówno stylistycznie, jak i tematycznie. Z tego porządku bierze się wspomniana nastrojowo-skandynawska forma. Stąd jest i wątek napiętych rodzinnych relacji; motyw ojca i syna, których na pierwszy rzut oka dzieli wszystko. Gunnar wydaje się przecież przeciwieństwem Ariego. To samiec alfa: żłopiący piwo, polujący na foki, komplementujący urodę koleżanki syna. Za tą fasadą kryje się jednak alkoholik, który wciąż nie pozbierał się po rozwodzie, życiowy nieudacznik, który jada obiadki u matki i przesiaduje z nią przed telewizorem, oglądając jakieś banalne teleturnieje. "Wróble" to historia wzajemnego docierania się dwóch mężczyzn; ich wspólnego dojrzewania – i przecinania pępowin. 

   

Bohaterowie snują się po ekranie, zagubieni w szerokich kadrach niczym samotne atomy w nieprzyjaznym świecie. Wszystko zainscenizowane jest w nienachalny, przezroczysty sposób; w prostych ujęciach; bez montażowej rozpusty ani operatorskich popisów. To takie kino autorskiego stylu zerowego, skupione na cierpliwym obserwowaniu codzienności bohaterów, z dramatycznymi wykrzyknikami rozcieńczonymi w pustce dnia powszedniego. Rúnarsson powiela bowiem schemat bezbłędnie, ale i bez inwencji. W rezultacie film balansuje gdzieś pomiędzy ujmującą empatycznością a nudną oczywistością; trochę ciekawi, a trochę usypia.

Reżyser jest chyba świadomy tego impasu. Próbuje więc przełamać wygodę swojej opowieści, posiłkując się nagłym "ostrym" zwrotem. Umyka mu jednak fakt, że takie chwyty również należą do inwentarza arthouse'owej sztampy. A "szoker", którego chwyta się niczym brzytwy, nijak nie przegryza się z tym, co zobaczyliśmy wcześniej. Być może Rúnarsson chce nam tu powiedzieć coś o nieprzewidywalności życia, być może chce pokazać mroczną twarz inicjacji, być może chce spuentować dramatycznie wątek rywalizacji między ojcem a synem. Mniejsza o to. Zwrotowi – którego nie zdradzę – brakuje nie tylko scenariuszowej "podkładki", ale i scenariuszowych wniosków. Reżyser przez półtorej godziny wprowadza nas w nastrój okołodepresyjnego spokoju, za pięć dwunasta z głupia frant kłuje nas po oczach, po czym zamyka kramik. Zabieg ewidentnie mierzony na wielki wypada więc tanio i niepotrzebnie, psuje film. Pozostaje więc niesmak.
1 10
Moja ocena:
4
Rocznik 1985, absolwent filmoznawstwa UAM. Dziennikarz portalu Filmweb. Publikował lub publikuje również m.in. w "Przekroju", "Ekranach" i "Dwutygodniku". Współorganizował trzy edycje Festiwalu... przejdź do profilu
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones