Recenzja filmu

Wzgórze nadziei (2003)
Anthony Minghella
Jude Law
Nicole Kidman

Wojna - tak, miłość - nie

Po "Tłumaczce" przyszedł czas na kolejną odsłonę kina z Hollywood. W wypożyczalni dorwałem "Wzgórze nadziei". Film, który zawsze mnie kusił i który chciałem obejrzeć. Jeśli sięgnąć pamięcią, jego
Po "Tłumaczce" przyszedł czas na kolejną odsłonę kina z Hollywood. W wypożyczalni dorwałem "Wzgórze nadziei". Film, który zawsze mnie kusił i który chciałem obejrzeć. Jeśli sięgnąć pamięcią, jego recenzje hiperentuzjastyczne nie były. Moich wrażeń przedrostkiem "hiper" również opatrzyć raczej nie można, jednak uczciwie muszę stwierdzić, że film spodobał mi się i obejrzałem go bezboleśnie. Ot, kolejna love story, tym razem w kostiumie retro, rodem z Fabryki Snów. Wojna i miłość. Wielu już z różnym skutkiem próbowało ten temat zrealizować w kinie. Minghella nie był więc specjalnie oryginalny. Problem z jego filmem jest jednak taki, iż wojnę udało mu się pokazać przekonująco, wątek miłosny zaś nieco mniej. Jednak zacznijmy od początku. Córka pastora Ada (Kidman) oraz robotnik Inman (Law) zakochują się w sobie po przyjeździe niewiasty do Cold Mountain. Zaraz jednak rozpoczyna się wojna secesyjna i męska część duetu wcielona zostaje do armii. Wojna nie oszczędza nikogo, jest okrutna i wyniszczająca, toteż Inman postanawia powrócić z frontu do ukochanej Ady, której w prowadzeniu coraz lepiej prosperującego gospodarstwa pomaga po śmierci ojca obcesowa i rubaszna dziewczyna z Południa o imieniu Ruby (Zellweger wyróżniona Oscarem). Mężczyzna dezerteruje i rozpoczyna pełną przygód tułaczkę w kierunku miejsca pobytu swej lubej. Zarówno jego, jak i ją przy życiu trzyma miłość i pamięć o wspólnie spędzonych wspaniałych chwilach. No właśnie historia do najoryginalniejszych nie należy. Jednak spokojnie, film miast do Złotej Palmy pretendował kilka lat temu do Oscarów, co może pomóc stworzyć sobie o nim pierwsze wyobrażenie. Mamy gwiazdy w obsadzie, bajeczne krajobrazy, realistyczne sceny wojenne, rzetelnie odtworzone kostiumy i scenografię oraz ckliwą muzykę Gabriela Yareda. Na pierwszy rzut oka jest to typowa hollywoodzka bajka, w której o artystycznych ambicjach mowy nie ma. Podstawowe elementy są jak najbardziej na swoim miejscu, jednak historia nieco kuleje. Tym, co obciąża ją najbardziej, a co w założeniu miało być ogromnym i największym atutem, to historia miłości. Miłości, która mimo iż nie trwała długo i zdążyła co najwyżej zakiełkować, pozwoliła bohaterom przetrwać wojenną zawieruchę, będącą przyczyną ich rozłąki. Historia ta nie przekonała mnie bowiem, tak jak powinna. Widz powinien przymknąć oko na dość wyidealizowany obraz uczucia i obgryzać paznokcie z emocji, gdy Inman rusza do Cold Mountain. Minghella powinien nią kupić widzów, powinni oni trzymać kciuki za Adę i jej ukochanego i emocjonować się ich przygodami. Sęk w tym, że tak nie jest. Głównie poprzez sceny duetu Kidman - Law, które moim zdaniem nie wypadły najlepiej. Sceny te były najważniejsze, jednak, co tu dużo mówić, między tą dwójką niestety nie iskrzy. Nie ma chemii. Kidman wydaje się w roli Ady nieco zagubiona, nie wkłada w nią pełni aktorskiego wysiłku, jakby grała na autopilocie. Jej Ada jest zimna i wyniosła, lecz nie zmienia jej nawet gorące i płomienne (oczywiście tylko w założeniu, na ekranie bowiem wygląda to nieco inaczej) uczucie do Inmana. Aktorski talent Jude'a Law niewiele tu pomaga. Mimo, iż jest w pełni przekonywujący, to nie jest w stanie w scenach duetu wykrzesać z siebie minimum prawdziwych emocji. Wydaje mi się, że był bezbronny, gdy partnerka zawiodła. Sceny pomiędzy zakochanymi zamiast zapadać w pamięć i spajać całą historię wylatują z pamięci po niedługim czasie. Film rozpada się wówczas na serię epizodów. Zdecydowanie najlepszy jest epizod wojenny, o czym zdążyłem już wspomnieć. I nie chodzi tu tylko o realistyczne i przerażające sceny makabrycznych bitew, ociekające błotem i niesione echem rozpaczliwych krzyków żołnierzy. Chodzi też o całe jej poboczne okrucieństwo, to jak wpływa na życie każdego, niezależnie, czy walczy po stronie Konfederatów, czy ukrywa się w domu z malutkim dzieckiem (świetny wątek młodej matki w popisowej kreacji Natalie Portman). Piekło wojny, najbardziej banalnie brzmiący ze wszystkich zwrotów jej dotyczących, Minghella pokazuje naprawdę przekonująco. W jej środku zaś pozostaje skazany na pomoc otoczenia Inman. Jude Law perfekcyjnie okazuje jego desperację, poświęcenie, strach. Gdy aktor pozbywa się otoczki nieszczęśliwie zakochanego, pokazuje skalę swojego talentu. Od momentu rozstania pary, film dryfuje bowiem raz w stronę wojny i Inmana, a raz w stronę Ruby i Ady i ich życia w Cold Mountain. Nie jest to bardzo porywająca część, bowiem borykają się one z dość typowymi dla tamtego okresu problemami. Dodatkowo moją irytację wzbudzała postać Ruby. Nie wiem, czy takie było założenie, czy po prostu tak sobie tę postać wyobraziła Zellweger, jednak w moim odczuciu Ruby jest wręcz groteskowa. Zellweger nie przekonuje jako Amerykanka, jest za mało naturalna, a za bardzo karykaturalna. Niestety. Paradoksalnie lepiej sprawdziła się jako Bridget - Angielka z krwi i kości. Oscar za rolę wydaje mi się w obliczu tego faktu bardziej nagrodą pocieszenia za nie nagrodzenie roli w "Chicago", kiedy statuetkę zgarnęła Kidman, niż docenieniem roli Ruby. Kidman zaś nie otrzymała za rolą Ady nawet nominacji i z kolei tu nie dziwię się wcale. Także jako córka pastora, borykająca się z problemami na farmie, nie jest rewelacyjna. Ciągle jest zimna i wyniosła, jakby bez życia. Gwiazda chyba nie miała serca do swej roli. Tak, czy inaczej film ogląda się przyjemnie, jako solidną produkcję z Hollywood. Najgorsze jest to, że jej największa potencjalnie atrakcja, czyli miłość nie została dostatecznie uwiarygodniona. Gdyby znaleźć parę, między którą autentycznie byłaby chemia (jak choćby Nicholson i Dunaway z filmu Polańskiego) film mógłby mierzyć z "Przeminęło z wiatrem". Jest jednak inaczej, co jednak nie znaczy, że bardzo źle.
1 10 6
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
Tytuł oryginalny "Cold Mountain" przetłumaczono jako "Wzgórze nadziei". Po części jest to zabieg udany.... czytaj więcej
Zrealizowana z wielkim rozmachem ekranizacja bestsellerowej powieści Charlesa Fraziera. Przejmująca... czytaj więcej
Do filmu podchodziłem nastawiony sceptycznie. Spodziewałem się kolejnej miłosnej historii, poruszającej... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones