Jak powszechnie wiadomo, są takie miejsca, sytuacje, ludzie i tragedie, z których śmiać się nie powinno. Nawet na papierosie. Na szczęście są ludzie, którzy nie uszanują żadnej świętości. Frank
Jarosław Leszcz
Filmweb A. Gortych SpĂłĹka komandytowa
Jak powszechnie wiadomo, są takie miejsca, sytuacje, ludzie i tragedie, z których śmiać się nie powinno. Nawet na papierosie. Na szczęście są ludzie, którzy nie uszanują żadnej świętości. Frank Oz nie należy co prawda do kategorii obrazoburców pierwszej maści, ale ma w sobie wystarczający pazur, aby nakręcić znakomitą farsę w stylu klasycznych brytyjskich czarnych komedii. To sprawia, że znów możemy się śmiać, bez zażenowania, z rzeczy, z których, jak mawia konwenans, nie wypada. Punkt wyjściowy jest prosty. Na pogrzebie pewnego szacownego nestora rodu, w eleganckiej posiadłości zbiera się rodzina i przyjaciele, by oddać ostatni hołd zmarłemu. Honory gospodarza pełni niespełniony syn, żyjący w cieniu brata pisarza oddającego się życiu towarzyskiemu w Nowym Jorku. Są tu jeszcze m.in.: odrobinę kostyczna żona zmarłego, apodyktyczny wuj, jego córka wraz z narzeczonym, kuzyn z hipochondrią i pewien tajemniczy karzeł. Wszystko wyglądałoby jak należy, gdyby nie kilka drobnych koincydencji. Jeden z bohaterów przez pomyłkę zażywa halucynogeny, a sam zmarły ma mały sekret, który sprawia, że synowie zrobią wiele, aby zabrał go sobą do grobu. Problem w tym, że pochować tatusia to nie taka łatwa sprawa, jak mogłoby się z pozoru wydawać. Z rodziną najlepiej wychodzi się na zdjęciu, problem w tym, że wszyscy muszą przybrać na nim odpowiednie miny. Frank Oz wie doskonale, że w farsie ważni są bohaterowie, to bowiem normalni ludzie w nakręcającej się nienormalnej sytuacji są istotą komizmu. Tak więc wszystkie postaci są potraktowane jak pełnokrwiści bohaterowie, a nie jak manekiny mające wygłaszać zabawne kwestie czy stroić odpowiednio zabawne miny. I to się naprawdę sprowadza, bo "Zgon na pogrzebie" ogląda się znakomicie. Twórcy potrafią świetnie zbalansować równowagę między wulgarnością a subtelnością nastrojów. Aktorzy nie popadają w przesadę i nie szarżują, kiedy nie trzeba. Oz umie ustawić całą historię tak, że z każdą minutą zyskuje ona na wartości, drobne wpadki urastają do prawdziwie komicznej katastrofy, a widz śmieje się coraz głośniej. Wydanie DVD niczym specjalnie nie zachwyca. Oprócz możliwości obejrzenie filmu, z lektorem lub napisami, dostajemy jedynie możliwość zobaczenia zwiastuna i krótkiego materiału o realizacji, w którym aktorzy i reżyser opowiadają o swoim dziele. A jest ono naprawdę zabawne i inteligentne, dlatego dodatkowych fajerwerków nie potrzebuje.