Recenzja gry

Hearthstone (2014)
Maciej Kowalski

Wygasłe palenisko

O Activision Blizzard można powiedzieć wiele, ale nie to, że nie potrafi monetyzować pomysłów. Tym razem studio to uderza "Hearthstone" w segment wirtualnych karcianek. Fani "World of Warcraft"
O Activision Blizzard można powiedzieć wiele, ale nie to, że nie potrafi monetyzować pomysłów. Tym razem studio to uderza "Hearthstone" w segment wirtualnych karcianek. Fani "World of Warcraft" mogą zapiszczeć z zachwytu, inni... niekoniecznie.



"Hearthstone" to gra z licznymi problemami, które przykryte są odpowiednią warstwą lukru i pozornej prostoty. Jak większość komputerowych gier karcianych jest oparta na modelu free-to-play. To niezłe wyjście, w dodatku Blizzard nie robi – przynajmniej na razie – ze swojej produkcji potwornej dojarki. Podczas gry na arenie czy przy wykonywaniu misji dziennych zdobywamy niewielką ilość złota, które potem możemy przeznaczyć na nowe pakiety kart. Z dodatkowego boostera wyciągamy pięć kart. Nie wszystkie się nam przydadzą, więc część możemy zmienić na pył, dzięki któremu stworzymy bardziej dla nas odpowiednie stwory czy czary. Proste i efektywne.



Sama rozgrywka, jak w przypadku niemal stu procent karcianek, to iteracja "Magic: The Gathering". Trudno, by było inaczej. Tak jak mówimy o fantastyce posttolkienowskiej, tak w przypadku gier CCG czy CTG musimy brać pod uwagę największą tego typu karciankę. "Hearthstone" wprowadza kilka w miarę ciekawych zmian, które sprawiają, że tylko weterani zobaczą pod tym szkielet "Magica". 



Podczas meczu mamy do dyspozycji tylko jeden typ zasobów, nazwany po prostu "zasoby". Co turę dostajemy jeden kryształ i uzupełniamy kryształy zużyte podczas poprzedniej tury. Maksymalnie możemy posiadać ich dziesięć, więc po dziesięciu turach zaczyna się już ostra walka. O ile wcześniej nie umrzemy z nudów.

Podstawowy problem z "Hearthstone" to model rozgrywki i sami gracze. Pojedynek podzielony jest na ograniczone czasowo tury. Niestety, wielu graczy, gdy widzi, że idzie im kiepsko, po wykonaniu ruchu nie klika przycisku "zakończ turę" i tym samym wydłuża sztucznie czas swojej tury do dwóch minut. Robią tak dlatego, że masa ludzi ze względu na czas będzie oddawać mecz. Wyborna społeczność.



Drugi problem z "Hearthstone" to balans. Jeśli idzie o karcianki, jest tu jeden z najgorszych, jeśli nie najgorszy matchmaking, z jakim kiedykolwiek miałem do czynienia. Bywa, że ze swoją talią trafia się na totalnych leszczy, którzy nie wyszli poza poziom startowego decka, a mecz później trafiamy na jakiegoś potwornego zakapiora. Nie na tym polegają rankingi, Blizzard...



Sama rozgrywka byłaby całkiem w porządku, gdyby tylko nieco ją przyspieszyć. Pole walki jest ładne, kreskówkowe i animowane, więc ucieszy albo osoby młodsze albo infantylne. Niektóre elementy planszy są klikane, a wspominam o tym nie bez powodu. Jeśli jesteście twardzi i nie dajecie się sterroryzować przez opóźniających koniec tury graczy, gwarantuję wam – zaklikacie na śmierć te biedne witraże, gryfy czy inne wiaderka w studni. W dodatku każda karta ma swoją animację, co jest miłe, ale jeszcze bardziej sympatycznie byłoby, gdyby można było wyłączyć te rzeczy. Na szczęście animacje da się kolejkować, więc gdy tylko poznamy mechanikę gry i karty, zaczniemy klikać automatycznie na stworach czy bohaterze.



Ano tak, struktura "Hearthstone" to bohater (a w zasadzie profesja) plus jego talia. Nie jest to niewidzialny na polu bitwy mag jak w "MTG", raczej postać w stylu bohaterów z "Might&Magic: Duel of Champions". Każda profesja ma swoją unikalną zdolność i tu od razu powiem wprost – jeśli nie macie stosu najrzadszych kart, grajcie łowcą. Łowca, mimo wielu patchów Blizzarda, to chyba najbardziej przegięta postać w tej grze. Mało kto mu podskoczy. Dzięki swojej zdolności (2 obrażenia/tura) i bardzo dobrym synergiom nawet w nie najlepszych kartach, jest w stanie poradzić sobie ze znacznie silniejszymi od siebie taliami. W stadium bety bardzo dobrą klasą był Mag, ale Blizzard postanowił ukrócić zapędy graczy do tworzenia jednego typu decków.



"Hearthstone" oferuje kilka trybów gry. Podstawowy i taki, z którego nie wyjdziemy przez tydzień to trening, dzięki któremu podnosimy poziom doświadczenia danej profesji. W ten sposób odblokowujemy nowe karty i niejako przy okazji stukamy dzienne misje. Potem przychodzi czas na pojedynki z żywymi ludźmi oraz arenę. Ta ostatnia to szumnie nazwany tzw. draft, czyli format turniejowy, w którym z losowych paczek konstruujemy talię. Tu, po stworzeniu talii, mamy możliwość potyczek do trzech przegranych.




"Hearthstone" to gra dość problematyczna. Z jednej strony stawia na w miarę klarowne zasady i typową dla "World of Warcraft" infantylną oprawę, z drugiej – boryka się z problemami dobrego dobierania przeciwników czy brakiem takich funkcji, jak wyłączenie animacji. Hasło reklamowe "pozornie prosta, szalenie wciągająca" powinno raczej brzmieć "pozornie fajna, szalenie frustrująca". Jest wiele gier na rynku, w które można pykać po godzinach bez obawy o wylew krwi do mózgu. "Hearthstone" do nich nie należy.
1 10
Moja ocena:
6
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones