pierwsze odcinki 4 sezonu są jeszcze smutniejsze niż ostatni 3-ciego, wszystko jest w otoczce śmierci Marissy i ja mimowolnie oglądając tez się poddaje temu ponuremu nastrojowi.
W sumie Marissa nie była moją ulubiona postacią i nierzadko mnie denerwowała, ale lubiłam oglądać jej perypetie i zastanawiać się "co ta Marissa znow wywinie". Szkoda, że jej już nie ma, chociaż dużo bardziej mi szkoda osób, które cierpią z powodu jej smierci(zwłaszcza Summer i Julie, o Ryan'ie nie wspominam, bo on jest tylko i wyłącznie irytujący).
za to Taylor duzo zyskała w moich oczach, lubię jak mowi po francusku:)