Co Sądzicie? Ja po samym zakończeniu pomyślałam że to są chyba jakieś jaja. Nieroztrzygnięta walka Billa z królową, Sookie znika z Cloudine, wszystko jest rozgrzebane i musimy czekać do maja, czerwca czy jakoś tak. Dobrze przy najmniej że pokazali że Eric został wygrzebany z tego cementu.
No otóż to, dokładnie Eric to powiedział, a Bill przytaknął kiedy Sookie zapytała czy to prawda. Z tą Pam też moim zdaniem nie była zaskoczona i przecież skądś się ten cement na niej musiał znaleźć;P
Odcinek w sumie nienajgorszy. Sam nie wiem po co oglądam ten serial, ale jakos nie mogę przestać :)
Najlepszy tekst miał Eric :
-jak już skończycie pieprzyć się wzrokiem to chodźcie :)
Serial może nie jest z najwyższej półki, ale fajny. Jednak ten odcinek... Kiczowaty jakich mało. Pourywane wątki, które miały intrygować? Jakoś nie wyszło. Próba połączenia wielu wątków w jednym odcinku? Też pudło.
Gdyby nie tekst Erica i on sam, to byłaby masakra:)
Jak dla mnie fatalne zakończenie sezonu, które upewniło mnie w tym, że czwartego sezonu nie poprowadzą tak, jak czwartego tomu książki.
- nie rozumiem dlaczego Sookie jest tak wkurzona na Erika... Bo powiedział jej prawdę? Gorzej go zwyzywała niż Billa. Przez cały odcinek była strasznie sztuczna i ten śmiech, gdy spłukiwała Talbota... Rozumiem, że Russell ją wkurzył, ale co niby miało jej dać wyrzucenie szczątek jego ukochanego?
- skoro (SPOJLER) producenci zapowiedzieli powrót Russella w drugiej połowie czwartego sezonu, to pewnie się wykopie jakoś z tego cementu, albo któreś z jego dzieci go odnajdzie, tak jak Pam Erica - i dobrze, bo lubię tę postać :)
- Jess & Hoyt - słodka para :) ale jak widać w TB po prostu nikt nie może być szczęśliwy, bo ciągle musi mu się coś przytrafiać
- Lafayette - moja ulubiona postać :) oby tylko te wiedźmy nie odebrały mu uroku
- Sam - po prostu znienawidziłam tą postać! Biedny Tommy... i ostatnio i dziś było mi go strasznie żal...
- Tara - fryzurka na plus, bo w tamtej wyglądała strasznie. Myślę, że wyjedzie z Bon Temps, żeby zacząć wszystko od nowa, ale z drugiej strony przecież ma być w stałej obsadzie kolejnego sezonu...
Ogólnie odcinek był taki niezbyt zajmujący, mimo, że dużo się działo - wszystko jakby na siłę. Podobają mi się rozpoczęte wątki Jasona, Lafayetta i Jesusa oraz Jess i Hoyta - to może okazać się ciekawe. Totalnie nie obchodzi mnie co się stanie z Billem, ale na bank przeżyje - choć za zabicie królowej pewnie będą mu groziły niezłe konsekwencje... Mam nadzieję, że Tommy przeżyje (to Sama powinni wywalić z obsady). Zdziwił mnie początek, że Sookie bez zastanowienia pobiegła uratować Erika, a później miała na niego takiego "focha" mimo, iż nic jej nie zrobił. Samo zakończenie odcinka totalnie kiepskie - Claudine zabiera Sook... Pewnie do (SPOJLER KSIĄŻKOWY) innego wymiaru, w którym żyją tylko wróżki, choć taki mieszaniec jak Sook wg Harris nie powinien mieć tam wstępu. Wg mnie najgorsze w tym odcinku było widmo Godrica - totalnie bez sensu!
Co do całego sezonu, to spodobała mi się większość postaci, które wprowadzili. Oczywiście królowali ci najbardziej charakterystyczni - Russell, Talbot, Franklin.
Mam nadzieję, że w następnym sezonie Sookie będzie trochę bardziej naturalna i może trochę mniej naiwna (jak widać jej braciszek jakoś potrafił zmądrzeć).
Najbardziej w tym wszystkim wkurza mnie jednak to, że na nowy sezon trzeba czekać cały rok, a nie tak jak w wielu przypadkach kilka miesięcy! :]
czy w czwartym tomie było to, że Eric zapomniał kim jest? Nie doszłam do tego jeszcze, ale tak słyszałam. Kurde:/ To zła jestem to sięfajnie zapowiadało! A czy Sookie była w książce wróżką? Jestem dopiero na tomie 3 więc...
SPOJLERY KSIĄŻKOWE
Tak, w czwartym tomie był ten namiętny romans pomiędzy nimi :) Z tego, co pamiętam, to pradziadek Sookie był księciem wróżek. Miał on syna - półczłowieka, półwróżkę, który zamotał w głowie babci Sookie, Adele ;P Mąż Adele był bezpłodny, a ona bardzo chciała mieć dzieci, no i wszystkie spłodziła właśnie z tym półwróżem. A więc Sookie jest wróżką tylko po części - ona i synek Hadley mają dar telepatii, Jason, Hadley, ojciec Sookie przyciągają płeć przeciwną. W książce było wspomniane, że mama Sook była nawet zazdrosna o męża w stosunku do swoich dzieci.
To, iż Eric straci pamięć to akurat na plus :) Dzięki temu trochę się zmieni i Sookie bardziej się do niego przekona ;)
"nie rozumiem dlaczego Sookie jest tak wkurzona na Erika... "
Zaraz niech pomyślę... Najpierw zachował się wobec niej arogancko w willi Russella, a potem zamknął ją w piwnicy jak zwierzę, oddał Russellowi i pił jej krew? Oczywiście wszystko to dla jej dobra, ale na litość boską - to jest Sookie! Podejrzewam więc, że nie do końca zdaje sobie z tego wszystkiego sprawę. Poza tym fakt, iż pogoniła Erica pod koniec odcinka można również potraktować jako zagranie pod wpływem emocji. Chwile wcześniej dowiedziała się, że została oszukana, a cały jej związek z Billem opierał się na kłamstwie. Po tych wszystkim co ją spotkało, nie dziwię się, że ma dość wampirów. Normalna reakcja.
"Rozumiem, że Russell ją wkurzył, ale co niby miało jej dać wyrzucenie szczątek jego ukochanego?"
Satysfakcję? To była taka drobna, osobista zemsta. Wg mnie zasłużył sobie na to po tym jak ją potraktował.
Chodziło mi o to, że najpierw biegnie bez żadnego zastanowienia, żeby ratować Erika, później natychmiast daje mu swoją krew - gdzie w tym momencie mogła powiedzieć: STOP! NIE! Wystarczająco mnie wykorzystał do tej pory, uratowałam go, a jeszcze chcecie mojej krwi?!
Ale nie, Sookie wszystko robi, żeby go uratować, a gdy Bill mówi, że się go pozbył, była zmartwiona. Rozumiem, że później się wkurzyła i to ostro oraz że od teraz nienawidzi wampirów, ale poziom jej wściekłości był większy w stosunku do wikinga, niż do Billa, który przecież zrobił jej o wiele więcej krzywdy w tym sezonie - zdradził ją, prawie zabił, nie mówiąc już o wcześniejszych akcjach.
Co do szczątek Talbota - ten sadystyczny wyraz twarzy do niej nie pasuje ;) Domyślam się, że scenarzyści tak postąpili, żeby Russell po powrocie płonął większą żądzą mordu do niej, niż do innych i ktoś znowu będzie musiał się nią zaopiekować. ;P
Wiem, że najciekawiej by było, gdyby Sookie zaprosiła Erica do środka, zdarła z niego ten osmolony cementem dresik i zaczęła z nim uprawiać dziki, wampirzy seks :D:D:D , ale to byłoby zbyt piękne... <rozmażona> :D:D
BTW, Eric ubrudzony cementem będzie mi się od teraz śnił po nocach :D
Finałowy odcinek taki jak cały sezon - przeciętny.
Wg jedynym interesującym wątkiem było ten Eric-Russell-Sookie-Bill, a reszta? Nudy, nudy i jeszcze raz nudy.
A szczytem nudziarstwa był wątek Jason-Crystal. Ani ta Crystal ładna, ani ciekawa, a ostatnia scena w ich "obozie" była jakaś taka drętwa i naciągana, zero emocji.
Dno i metr mułu to też wątek Tary. Mam wrażenie, że reżyser nie miał pomysłu na to, co z nią zrobić i tak wymyślił sobie, że przez cały sezon będzie trząść brodą i mówić drżącym głosem. Jak ją widziałam, to miałam ochotę jej przypierd***ić.
Cały wątek Sama - trochę przegięli. Przez 2 sezony taki dobry, kochany Sam, a teraz zrobili z niego psychopatę. Też mam wrażenie, że nie mieli pomysłu na tę postać.
Jedynym wątkiem, oprócz tego wspomnianego na początku, który jeszcze jako tako interesował to Hoyt-Jessica.
Podsumowując, wg mnie zdecydowanie najsłabszy sezon.
Ostatni odcinek mnie zawiódł. Od pewnego czasu TB nie kręci mnie tak, jak na początku. Denerwuje mnie wątek z Cloudin czy jak jej tam. Irytuje mnie ten wątek ,,wróżek" dla mnie jest taki za bardzo fantastyczny, mało mroczny. Co do wątku z Billem, no to zaskoczył mnie i to bardzo. Wolałam go jako 'tego dobrego'. I cały czas się zastanawiam, jakim cudem Eric wydostał się z tego betonu, zaskakujące i przesadzone. Od paru odcinków coraz bardziej wkurza mnie Tara. Ona nie potrafi przestać trząść tą brodą, czy co? Sam mnie wkurza, ogólnie, to ten serial zaczyna schodzić na psy. Jak początek 3 sezonu podobał mi się bardzo, tak koniec - beznadziejny. Do maja chyba przejdzie mi chęć oglądania TB. Teraz przerzuciłam się na VD, bo w przeciwieństwie do TB, tam akcja z odcinka na odcinek staje się ciekawsza;)
Jak to jak? A czemu Pam ma pretensje, iż nigdy nie pozbędzie się betonowej odżywki z włosków?? XD
Strasznie się zawiodłam na ostatnim odcinku. Od początku 3 sezon rozkręcał się fajnie, Rusell, wilkołaki, nowe wątki... Natomiast gdzieś 9, 10, 11 to były takie fragmentaryczne odcinki, powiedziałabym wręcz, że '3 minuty o pierdołach z każdą postacią'. Myślałam, że to przygotowanie na wartką akcję w finałowym odcinku, jednak okazało się inaczej. Ostatni odcinek był zbudowany w ten sam sposób, zero konkretów, każdego po trochu.
Nie podoba mi się przemiana Sama, jeśli tylko strzelił do brata, to i tak przesada. Kumpla mógł przeprosić, ale dogadać się z bratem to już nie? Porażka...
Co do Billa, to nawet jakby zabił Sookie to na możliwości tego serialu, ona pewnie wróciłaby zza grobu, żeby mu wybaczyć, co zaczyna mi strasznie działać na nerwy....
Lafayette i wiedźma, no uśmiałam się i ja bym chyba spierniczała od pana pielęgniarza, który może być tym, który miesza mu w głowie.
Arlene i dziecko Rosemary, ciekawe co z tego bedzie, bo na razie to widze paranoiczną mamusię. A co do mamuś to mam nadzieję, że staruszka Hoyta przewróci się o konar i sama zastrzeli, byłoby miło:)
W sumie było nieciekawie i na ciąg dalszy raczej nie oczekuje...
Russel - absolutny "miszcz" facet sam jeden ciągnął 3 sezon.
Sookie - oby tylko w 4 sezonie nie była jeszcze głupsza, bo teraz to nawet Jason jest przy niej Arystotelesem.
Bill - oj niegrzeczny z niego chłopiec. W końcu pokazał, że ma "cojones" ale z tym zabetonowaniem Erica to mnie zdżaźnił.
Eric - zawsze spada na cztery łapy, ale te rozmowy z Godrikiem, któremu dziwnym trafem nie dorobili skrzydeł i aureoli były żenujące. Pasowały mi jak drzwi do lasu.
Sam - no, no, no wyrasta na największego psychola. Lubię go w tej wersji, ciekawe jak się jego losy potoczą dalej.
Tara - niech jedzie z Bogiem i nie wraca.
Lafayette - aż zbyt oczywiste jest, że Jesus to podła świnia...
Hoyt i Jessica - lalka na podłodze...zapowiada się coś ciekawego.
Jason - ogólnie sezon 3 dla tej postaci moim zdaniem kiepski, miał parę momentów ale w porównaniu z tym co wyczyniał wcześniej to cieniutko było.
Królowa - podobała mi się jej stylizacja. super wyglądała w tej czarnej kiecce :D
Maxine Fortenberry - brakowało mi jej w 3 sezonie. Uwielbiam to podłe babsko.
Wrózki - jedyny wątek który bardziej podoba mi się w książkach niż serialu.
Trzeci sezon za nami, szkoda nawet jeżeli był słabszy od poprzednich. Rozpoczęło się wiele wątków i mam nadzieję, że się nie zawiodę na scenarzystach.
Ps. Ciekawe czy i w jakich okolicznościach Eric straci pamięć ?
strasznie mnie dobił ten finał. właściwie to poziom true blood jakoś od początku trzeciego sezonu spada coraz bardziej. żałosne sookiexbill, które mnie dobija, sookie sama w sobie, jej naiwność, to jest chyba najgorsza postać serialowa jaką w życiu widziałam, na dodatek jest jeszcze główną bohaterką.
czwarty sezon obejrzę chyba już tylko po to, żeby się pośmiać. gdzie się podziały wszystkie fajne sytuacje z true blood?!
No to oto moje zdanie o bohaterach. :)
Sookie - Jej wiecznie rozdziawione usta i szpara między zębami doprowadzała mnie do szału. Po za tym tempo myślenia nieziemskie.
Bill - Najbardziej irytujący bohater 3 sezonu. Po prostu nie mogę na niego patrzeć. Nie dlatego, że oszukał Sookie. Zwyczajnie mnie irytuje tą jego "miłością".
Eric - Jego uwielbiam najbardziej. Ma niezłe wejścia.
Sam - I jego jakże zajebi*ście nudna przeszłość.
Tara - I jej także żałosne życie. Bez Franklina to nie to samo!
Russell - Szkoda go, bo 'Now time for weather, Tifanny' było boskie. : D
Franklin - Boże, jak mogli go zabić?! Kocham go! :D
Alcide - Widać, że kocha Sookie. Lubię go, bo to 'dobry facet'. ;)
Jason i Crystal - Sądziłam że będą razem, ale cóż...
Jessica i Hoyt - Oni do siebie pasują! :D Oby dwoje mają ze dwa metry wzrostu.
Lafayette - A gdzie jego boskie cięte riposty? Teraz faktycznie w tym sezonie był ciotą. WTF?! W ogóle, ta akcja z Jesusem...
Podsumowując: Franklin, Talbot i Russell, ewentualnie z Ericiem, podtrzymywali jeszcze ten trzeci sezon jakoś. Co będzie dalej, to nie wiem...
sezon najgorszy ze wszystkich a finałowy odcinek to juz wogole porazka.
tru blood sezon 1 i 2 to bylo cos....
nie moge tego czytać, jak ktoś jeszcze raz najedzie na Tarę to chyba więcej nie włacze tego forum.. żałosne zycie Tary? ciekawa jestem co wy twardziele zrobilibyście gdybyście jak ona znaleźli ukochaną osobę z dziurą w ciele po shotgunie... śmieszni jesteście, jak juz tak doslownie bierzecie ten serial to pomyslcie chociaz przez chwile.. zwlaszcza ze w serialu nie skaczą po kilka dni na odcinek tylko akcja dzieje sie praktycznie po gora dwa dni na odcinek.. więc weźcie laskawie pod uwage ze ona na pogodzenie sie z mysla o stracie jajka miala pare dni.. i tyle wlasnie to przezywa.. ludzie nie moga sie pogodzic ze smiercia swoich bliskich po kilka lat a ona nie ma prawa poprzezywac kilka dni. widac ze jakies dzieciaki tu siedzą bo nikt dorosly takich glupot by nie wypisywal.
Sama chciałam to napisać, bo to rzeczywiście kłuje po oczach. Tara ma praktycznie całe życie spaprane, nie dość, że umarła osoba, którą kochała, to jeszcze ten psychol Franklin, którego tak uwielbiacie, tortutował ją przez kilka nocy traktując jak zabawkę. Ach, kochany Franklin! Uwielbiajmy psycholi i sadystów! Może miał parę zabawnych kwestii, ale mimo wszystko ktoś taki jak on musiał zdechnąć. A Tara po tym wszystkim wg mnie i tak całkiem nie najgorzej się trzyma. Jej "trzęsąca się broda" to niewiele w porównaniu z tym jak mogą się zachowywać ludzie po tego typu przejściach.
Zgadzam się z socioPatką i pkjm - Franklin był charakterystyczną postacią i wprowadził jakąś świeżość do TB, ale jakich świetnych tekstów by nie miał, to i tak faktem pozostanie, że był psychopatą (i choćbyście nie wiadomo jak bardzo uwielbiały wampiry, to wątpię, że którakolwiek z fanek "chciałaby trafić" na takiego akurat osobnika). Tak więc, mimo że trochę mnie to denerwowało, Tara miała prawo się tak zachowywać. Pamiętajcie, że akcja TB dzieje się w krótkim czasie - praktycznie zaraz po śmierci Eggsa, T. trafiła na Franklina - chyba sama dostałabym w tym momencie do głowy. Rozumiem doskonale "trzęsącą się brodę" Tary, jednak (jak już pisałam w jakimś temacie na FW) uważam, iż scenarzyści nie mają zbytnio pomysłu na tę postać i nie podobało mi się jak została ona przedstawiona w trzecim sezonie i jak potoczyły się jej losy. Myślę, że gdyby wyjechała na "jeden sezon", to może w piątym sezonie doszłaby do siebie i mielibyśmy powrót dawnej Tary.
przynaudzający sezon. a tak czekałam... pokręcili, pomieszali, nie wiadomo co siędzieje... chociaż Sooki jako wróżka... najz. Tara i ciągła rozpacz to normalnie już nudziło. a Eric i Bill już nie wiedzą co pieprzą - co chwile okłamują sookie by po chwili ją uratować. omg. Russel... początek ok, pod koniec już średniej szło. Za to epizody z królową dodawały barw temu monotonnemu sezonowi.
straaaasznie się zawiodłam. Myślalam ze jak to finał to bedzie coś spektularnego. Wielkim plusem była scena kiedy sookie wywala Billa z domu...(ubóstwiam) .. A to czekanie do czerwca dobija mnie!!! Wiedząc co sie moze wydarzyc w 4 sezonie...
z odcinka na odcinek serial lecial na leb na szyje, historia stawala sie po prostu nieskladna, tak jakby na sile wstawiano nowe 'gatunki' aby zaintrygowac badz ciagnac na sile. Finalny episod po prostu mnie wkurzyl. Juz nie mowie o tym ze Jesus jest wiedzma, juz nie wspomne o tym cudzie plynacym w krwi Suki (celowo przejezyczno imie) ale cala historia wydaje mi sie ze staje sie jakby....rozwodniona, rozjezdza sie na wszystkie strony i staje sie po prostu nieciekawa. Dla mne ten sezon, a zwlaszxcza zakonczenie to porazka
Czy historyjka musi być prosta jak budowa cepa, żeby była strawna?
Te pogmatwane wątki, o jakich multum razy wspominano na pewno będą wyjaśnione w następnym sezonie;)
Nie kumam, co to za kwasyXD
Że Bill popylał na zakończeniu 1 sezonu długo po słonku i dupska nie przysmażył od razu też mogło wkurzać.
Dostaliście ludzie kochane wyjaśnienie. Sok Sookie;)
Pokręcone toto, ale właśnie przez to spoko;)
Jakby mi wykładali na ławę "racjonalne" wyjaśnienia w serialu s.f. to by mnie chyba szlag trafił;)
Powiem tyle: Eric i Sookie - nareszcie powoli będzie szansa. Billa od początku nie trawiłam. Erica za to uwielbiam. Wszyscy, którzy mówią że Tara wkurzała mają rację. Rozumiem jej cierpienie, ale miałam dość tego trzęsącego się podbródka. Mogłaby cierpieć nieco inaczej. Wątek Jasona - też lipa. Wątek Sama - też. Na początku było ok, jak były walki psów, ale potem żal. Czekanie do lata 2011... to cała wieczność. A najlepsze jest to, że zaczęłam oglądać True Blood w zeszłym tygodniu :)
Jak dla mnie bardziej szokujące było zakończenie 1 sezonu lub 2... to zakończenie... sory ale jakoś mnie już nie wciąga. Kurde no nie wiem co jest. Cały 1 sezon obejrzałam na wdechu, potem 2 już trochę oddychałam (^^), a trzeci?? coś kiepsko jest. albo mnie się znudziło albo serial już mnie tak nie szokuje. Jak dla mnie stracił trochę swój luizjański, amerykański klimacik, to coś co było w 1 sezonie...
Co do Tary, to w książce jej wątek jest znikomy, no może w 8 czy 9 części jest pokazana jako rzeczywiście dobra przyjaciółka Sookie. Wcześniej jakoś nieszczególnie.
Scenarzyści moim zdaniem w ogóle nie radzą sobie z wymyślaniem wątków i postaci, które w książkach nie mają miejsca. Dlatego już dawno przestałam myśleć o TB jako ekranizacji powieści tylko o jako o odrębnej historii, która baaaaardzo luźno nawiązuje do swojego pierwowzoru:). Mam nadzieję jedynie, że wciąż będą trzymać się tych najważniejszych wątków z książki, bo nawet po przekształceniu wychodzą im nieźle, a jestem swoją drogą diabelnie ciekawa jak pokażą Erica, który utracił pamięć:D:D
Zamysł scenarzystów był taki, żeby zrobić serial o alternatywnej rzeczywistości, gdzie mamy wampiry, istoty nadprzyrodzone, strzelanie wiązkami światła z rąk itd. a to wszystko dzieje się w świecie ZWYKŁYCH ludzi, którzy mają styczność z takimi rzeczami, ale sami nie mają z magią, super energią itd. nic wspólnego, muszą wszystko przeżyć, jak im odetniesz ręke to nie odrośnie i odczują śmierć bliskiej osoby, bo nie mają zdolności przywrócenia jej do życia, a jeśli ktoś ich skrzywdzi (patrz: gwałt) to nie je*ną mu promieniem mocy między oczy, najwyżej zaciupią jakimś tępym narzędziem w o wiele mniej efektowny sposób, a potem, o dziwo, będą to przeżywać, żałować, płakać itd. Oto chodzi żeby jak najbardziej wbić widza w tą rzeczywistość, niby normalną, a paranormalną, nie żeby zrobić z tego bajke o superbohaterach, albo film akcji - tu się przewijają wszystkie te gatunki, taki eklektyzm. A jeśli komuś permanentnej bajki czy filmu akcji brakuje to odsyłam do odpowiednich produkcji.
Co do odcinka - zawiódł mnie lekko, tak zresztą jak cały sezon, mnóstwo kiczu i sprzeczności, niedopowiedzeniom się nie dziwie, chociaż bynajmniej mnie to nie zachęci do zobaczenia 4 sezonu, jak będzie to oglądnę, jak nie zapomne, jak nie to pogapię się na Skarsgarda w innych filmach/serialach.
Sookie mogłaby być przez cały czas taka jak na początku odcinka - w sensie bardziej wyszczekana, podchodząca z większym dystansem do wampirów bo i słusznie nie ma akcji w której któryś z nich by ją nie wyc*ujał (zakres znaczenia tego słowa rozpina się między różnymi sferami życia ; ddd ) więc ta słodka naiwność zasłużenie irytuje, i rany boskie niechże Alan Ball czy jak mu tam, temu scenarzyscie wprowadzi troche logiki do jej działania, bo zaczyna mnie dobijac i oszalamiac, o co jej w koncu chodzi, caly czas inaczej ma ta postac (zaangażowanie w uwolnienie Erica, który uprzednio ją wykorzystał jako cel do zwabienia Russela, potem pyskówy do Erica znowu, dystansik w stosunku do Billa, chociaż odcinek wczesniej było planowanie wspólnego życia, w końcu pogadanka z Russelem i wielkie zaciekawienie kiedy on wspomina o wyeliminowaniu Billa i Erica, potem troche przesadzona jak dla mnie scena ze spłukiwaniem urny z Talbotem tak troche z dupy do tego podeszla i to rozstrzygnęła, chociaż wiadomo ze w scenariuszu sie to znalazlo po to, zeby potem przywrócić Russela ze zdwojoną mocą uderzającego w główną bohaterke).
Bill - dla mnie on jest bezbarwny, od początku jakoś jest dla mnie tylko taką kłodą u nogi, elementem który musi BYĆ, żeby podtrzymywać to napięcie w trójkąciku Bill-Sookie-Eric, bo wiadomo że większa część widowni kibicuje raczej Ericowi, musi BYĆ, bo bez niego byłoby zbyt prosto, masakryczna scena walki - kicz jakich mało.
Eric - w tym sezonie, zwłaszcza w ostatnich odcinkach, jakoś tak mi się ta postać znudziła, bo znowuż jak i w postaci Sookie, nie wiem o co mu chodzi, ciężko ogarnąć emocjonalność wampirów, wróżek i innych supernaturalów ; d ale przynajmniej jest na co popatrzeć i nieraz teksty ma niezłe, poza tym świetnie sie obserwuje jego zwady miłosne z Sookie, na te sceny się zwykle czeka, brnąc z trudem przez mdłe wątki poboczne; scena z Godriciem - beznadzieja, kicz, tandeta, teksty jak z pamiątek pierwszej komunii albo harlekinów o zabarwieniu religijnym, łzawe, nijakie, bez obrazy, lubie postać Godrica (chociaż troche za dużo mesjanizmu w niego pakują), ale tutaj był zbędny,
Sam - tutaj mnie wkurzyliście jak czytałam wątek tym wypominaniem że strzelał do własnego brata - Tommy jest OK, patologia jak patologia, ciężko żeby był od razu super szlachetny skoro wychowywał się z takimi ludźmi jak jego rodzice, ale fakt że okradł własnego brata, który dobra był dla niego wstrętny w poprzednich odcinkach, jak mu się stan zdrowia psychicznego trochę pogorszył, ale mimo wszystko wyciągnął do niego ręke, pomógł mu, zatrudnił we własnym barze, załatwił mieszkanie, ubrał, a ten włamuje się do jego sejfu i kradnie majątek jego życia?! I to jeszcze majątek który zdobył w sposób który mu już niejako spieprzył życie i zostawił ślady na psychice, to co cieszylibyście się na jego miejscu? Pogłaskalibyście takiego braciszka? Zrozumiałe, że się Sam wkurzył porządnie i zrozumiałe, że strzelił - chociaż myśle że nie zabił Tommy'ego - bo on jeszcze może coś pokręcić między Hoytem a Jessicą.
Lafayette - IMO tutaj mogą z nim scenarzyści jeszcze coś pokombinować, z nim i jego wizjami, i tym Jesusem, dobrze by tez było jakby wróciło stare, dobre wcielenie nie-ciotowatego Lafayette'a. Jesus - zło (paradoksalnie ; dd), ale myśle że to nie jest do końca jego sprawka z tymi wizjami Lafayette'a, on tylko go poprowadził w takie miejsca świadomości, gdzie Lafayette jeszcze nie był, i może rzeczywiście Jesus oprócz tego że jest wiedźmą, czarownicą czy czymś tam, ma jakieś inne paranormalne grzeszki na sumieniu, ale powiedział w którymś tam odcinku do Lafayette'a, że widzi że jest w nim moc, i myśle że to się u Lafayette'a rozwinęło i uaktywniło, te jakieś moce.
Reszty nie opisuje, bo nudziła. Jedno jest pewne następny sezon to będzie sezon wróżek, wiedźm, i laleczek voodoo i innych laleczek chucky.
A, i jeszcze mam jedną wątpliwość, bo mówiliście że Eric nie posłuchał Godrica. A może jednak po części posłuchał, bo skoro wydostał się z betonu wzywając Pam to dlaczego nie zajął się zabetonowanym Russelem, żeby mu sprawę utrudnić w przyszłości? Dlaczego po prostu go nie zabił?
Dlaczego go nie zabił? Godric podczas swojego "objawienia", powiedział Ericowi, że po śmierci jest tylko spokój. Nawet dla kogoś takiego jak Russell. Eric więc uznał, że w ten sposób go nie ukaże za to, że zabił jego rodzinę. Znacznie gorszą karą było skucie srebrem i zalanie cementem. Russell zbyt prędko się stamtąd nie wydostanie, a w międzyczasie oszaleje.
Pierwszego pytania nie rozumiem... Czy nie wystarczająco utrudnił mu wydostanie się z pułapki skuwając srebrnym łańcuchem? Do tego Russell jest słaby - głodny i prawie spalony na słońcu. Nie ma możliwości, aby sam się stamtąd wydostał.
Generalnie rzecz biorąc to zgadzam się z Jouziou. Serial się już troche wypala...
To jest tylko moje zdanie ale szczerze mówiąc książka też się już w pewnym momencie wypala. I właśnie do niego dochodzimy. Oglądam ten serial już teraz tylko z ciekawości, a nie z uwielbieniem. Wszystko stało się już za bardzo naciągane... no ale cóż, żeby tworzyć kolejne sezony trzeba wymyślać coś nowego ^^ twórcy serialu mają nie mały kłopot żeby znów pokazać dobre kino widowni. Erik dla mnie też ostatnio coś się zatracił. Najbardziej irytująca postać tego sezonu to kretynka Cristal ;p. Nie mogłam z niej przez caaały czas. Dostawała po ryju i wracała po jeszcze -_-'' wątek Tary wcale nie był taki zły ^^ bawił mnie ten Franklin ;p chociaż to psychol ;], ale wątek z Jajem był już nudny, a przecież nie można było tego uniknąć, musiała rozpaczać. Szkoda mi jednakże Talbota... był takim fajnym gejem ;p humorzastym jak kobieta ^^
Co do Sama, to mógł to trochę inaczej rozwiązać, ale jak to było pokazane miał za sobą ciężką przeszłość, nie był stabilny emocjonalnie. A Tommy to totalnie odwalił gówniarz jeden. Bo też nie potrafił rozwiązać tego pokojowo tylko od razu go okradł. Gówniarz. Też bym go chyba zabiła... ale jestem pewna, że przeżyje ;p
Tak na podsumowanie, Sookie też staje się coraz bardziej irytująca. Tęsknię za starym dobrym Laffayetem ;p wątek z Jesusem i voodoo trochę przymula...