Witam. Oglądnąłem wczoraj 1 odcinek i się zastanawiam czy dalej w odcinkach będą takie
kiczowate pomysły jak żywy plastik i manekiny strzelające z palców? I czy w każdym odcinku
Doctorek wygląda jakby na speeedzie jechał?
Po twoim opisie wnioskuję, że obejrzałeł pierwszy odcinek pierwszego sezonu. Z mojego punktu widzenia ten sezon się rozkręca odcinek po odcinku, ale najbardziej wciągnełam się w serial od drugiego sezonu. Warto jednak zobaczyć pierwszy. Jeśli jednak już od początku nastawiłeś się tak negatywnie to faktycznie lepiej sobie odpuść ten serial. Polecam również serial Torchwood dla zainteresowanych dalszymi losamy kapitana Jacka, który pojawia się pod koniec pierwszego sezonu. Pozdrawiam.
Przyznam się bez bicia, że gdy mój brat zaczął oglądać ten serial to go wyśmiałam. Myślałam, że już nic głupszego nie można oglądać. Ale tak o, przypadkiem, nie wiem dlaczego zaczęłam oglądać z nim serial od 5 sezonu. Spodobał mi się nowy doktor i ogólnie wszystko mnie zaciekawiło. Gdy skończyłam 5 sezon od razu zaczęłam oglądać wszystkie sezony od początku, bardzo się wciągnęłam. Z odcinka na odcinek pomysły i fabuła jest coraz bardziej ciekawa. Zależy co kto lubi. Ja nigdy nie przepadałam za filami science fiction ale ten serial jakoś do mnie przemówił
Dla mnie pierwszy odcinek jest jednym z gorszych w całym serialu. Po jego oglądnieciu "odstawiłam" Doktora na parę miesięcy. Póxniej dałam mu drugą szansę i wessało mnie :)
Ja bym się nie zrażała i spróbowała jeszcze parę odcinków, bo naprawdę serial potrafi dostarczyć wiele frajdy.
Już kiedyś pisałem to w podobnym temacie, ale Tobie też to poradzę: zacznij od odcinka szóstego, zatytułowanego "Dalek" - to jest taka, powiedzmy, kwintesencja tego, co można zobaczyć w DW. Jeśli ów Ci się nie spodoba - to znaczy, że to nie serial, którego szukasz.
warto, warto. przez pierwszych parę odcinków byłam załamana. ten serial zaczyna się właściwie od 9 odcinka. potem jest niesamowity. musisz przeboleć fatalne efekty w 1 sezonie. co do doktora: ja osobiście uwielbiam ecclestona o wiele bardziej niż smitha. ale od początku 2 serii jest już tennant, którego kocha KAŻDY. ja ci polecam, moja reakcja była taka sama na początku.
Myślę, że warto pomęczyć się przezkilka odcinków bo jest coraz lepiej :), ja się zastanawiam czy nie obejrzeć tych z roku 65
Część z nich nie jest nigdzie dostępna (szczególnie te najstarsze). Ale BBC powoli przekopuje się przez swoje archiwum i znajduje coraz więcej odcinków :)
no to bardzo dobrze, skończę oglądać aktualne odcinki i zabiorę się za stare ;P w sumie i tak nie są chronologicznie poukładane hehe
Nasz drogi Moffat znów trolluje na swoim Twitterze o Doktorze: "see what I'm writing now, people are going to cry! CRY!"
Świetnie, no po prostu świetnie. I oczywiście, nic nam nie zdradzi aż do ostatniej chwili :P
Pierwszy odcinek pierwszego sezonu... Kiedy to było:D
Pamiętam, że pierwszy odcinek mnie załamał. Miałam ochotę wyłączyć w połowie. Ale zaciekawił mnie sam Doctor, jako postać i polubiłam rozmowy Doctora z Rose. Dlatego sięgnęłam po drugi, który jest lepszy, a potem trzeci, który jest naprawdę dobry. Czwarty i piąty znów mnie załamały i miałam wątpliwości, czy warto oglądać to dalej, ale obejrzałam szósty, który jest super. Dalej jest coraz lepiej- NAPRAWDĘ!
Już w pierwszym sezonie są perełki, ciekawe fabuły, które zapadają w pamięć- 9 i 10. A od drugiego sezonu wszystko nabiera rozpędu...
Obejrzałam 6 sezonów, zaczynam stare odcinki z lat 60 i bardzo się ciesze, że na samym początku dałam szansę tej historii :D
Podłączę się do wypowiedzi .Serial ma swoje słabe strony.Sporo odcinków jest naprawdę bardzo złych .Ale miło jest popatrzeć jak doktor radzi sobie z kolejnymi pacjentami.
Pamiętam, że mi te fatalne efekty spodobały od początku, ale szczerze mówiąc, potem pod tym względem jest coraz lepiej - np. ostatni sezon (06) jest już w większości naprawdę fantastyczny, jeśli chodzi o stronę wizualną (proponuję, byś obejrzał sobie jakieś trailery na potwierdzenie mych słów). Tyle, że w Doctor Who tak naprawdę nigdy nie chodziło o efekty i tak naprawdę wciąż mają one drugorzędną rolę (nawet mimo tego, że ich jakość i w ogóle styl kręcenia zmienił się diametralnie in plus).
Racja, w Doctorze efekty nigdy nie są najważniejsze.
Jakiś czas temu, gdy obejrzałam jeden z odcinków Doctor Who Confidential, gdzie tłumaczyli w jaki sposób wprowadzili helikopter (jakiś dźwig, światełka, wiatraki), stwierdziłam, że ci ludzie są naprawdę niesamowici i ich kreatywność nie zna granic :)
A od szóstego sezonu efekty naprawdę się poprawiły.
Przyznaję, że miałam dość podobnie po obejrzeniu 1 epizodu, w ogóle mnie nie zachwycił i aż się zaczęłam zastanawiać skąd to wielkie zamiłowanie do Doktora. Postanowiłam się nie zniechęcać i obejrzałam drugi odcinek i wtedy mnie wzięło. Całkowicie. Teraz oglądam stare odcinki z lat 60, dużo tego przede mną, ale to i dobrze, przygoda z Doktorem jest za wspaniała by ją kończyć tak szybko:).
Aha, zapomniałem jeszcze - tak, Doktor z nowych serii (niezależnie, które wcielenie) ma tendencję do zachowywania się, jakby jechał na spidzie ;) A Jedenasty w szczególności
Coś w tym jest...
Doctor Who to jeden z tych nielicznych ostatnio seriali, gdzie to główny bohater jest najbardziej niesamowitą postacią:)
Pierwszy odcinek rzeczywiście ma wady - gumowy Mickey to chyba największa porażka w całym serialu. Niemniej - warto!
Są odcinki słabe i przewidywalne, ale są też takie które od początku do końca trzymają cię w napięciu, a potem nie pozwalają zasnąć.
Jeśli chodzi o Doktora na speedzie - o tak, cały czas się tak zachowuje. I za to go kochamy :)
To i tak nic przy sezonach 5 i 6, gdzie co prawda efekty specjalne są ładniejsze, ale scenariusz strasznie bezsensowny i mający gdzieś zarówno poprzednie odcinki jak całe uniwersum. Zresztą odcinek z 0 z 7 sezonu też jest przeraźliwie słaby. Z fajnego, nietypowego, jedynego w swoim rodzaju serialu zrobili papkę dla amerykanów.
Polecam obejrzeć 4 pierwsze sezony. Potem już nie warto.
Pozwolę sobie się nie zgodzić. Ostatnie sezony faktycznie mają inny klimat niż te wcześniejsze po reaktywacji, natomiast to wciąż jest Doctor Who i to bez cienia wątpliwości. W zasadzie powiedziałbym nawet, że moffatowe serie mają więcej wspólnego z klasycznymi serialami, niż te 4 pierwsze, a już szczególnie po tym jak Russel T. Davis uparł się, by popsuć całkiem postać 10. Doktora, co się świetnemu Davidowi Tennantowi zdecydowanie nie należało ;) Jeśli ktoś jest fanem całego uniwersum i wszystkiego co z Dr Who związane, to będzie usatysfakcjonowany, jeśli natomiast jest fanem tylko 10. Doktora to niestety, musi zaakceptować fakt, że główna ideą tego serialu są zmiany i to odnośnie każdego elementu.
Matko! Masz mnie za nooba, który nie rozumie, ze serial się zmienia? To rozumiem, ale wywracanie go do góry nogami, tworzenie niespójnej, dziurawej fabuły zdecydowanie nie jest zmianą na lepsze. A postać 10. wcale nie została popsuta, tylko urealistyczniona. Dla ciebie wszystko co emocjolonalne i zagłębiające się bardziej w psychikę bohaterów jest od razu beznadziejne.
Nowe sezony są DW tylko z nazwy, cała reszta to psucie świetnego serialu (patrz: Zrywanie z tradycjami serial, kolorowi dalekowie, odcinki mało różnorodne, uśmiercanie postaci po to by za chwilę ją wskrzesić, dziury w fabule, tożsamość River song, ood z zielonymi oczami, robienie z TARDIS żony doktora tylko po to, by później Doktor był z jej córką; kompletnie bzdurna fabuły nie mające brytyjskiego klimatu, wygląd TARDIS, Doktor wysadzający wszystko dookoła, słabi dalekowie).
I wierz mi oglądam ten serial dłużej od ciebie. A bycie fanem całego DW nie oznacza bez krytycznego łapania nawet najgorszych odcinków, tak robią tylko dzieciaki i nooby. Zresztą wierz mi oglądam ten serial dłużej od ciebie.
"Zrywanie z tradycjami" - podaj jakiś przykład, bo nie widzę :-)
"robienie z TARDIS żony doktora tylko po to, by później Doktor był z jej córką" - chyba nie rozumiem wypowiedzi: czyją córką? Córką Tardis? Jeśli natomiast chodzi o tytuł odcinka "Żona Doktora", to sorry, ale to był tylko tytuł. A tytuły (Szczególnie w DW) bywają średnio sensowne
Klimat...no widzisz, a ja ów klimat w dalszym ciągu czuję :-)
Akurat Dziesiąty Doktor to była postać świetnie zagrana, ale napisana słabiuchno. Idiotyczne proszenie wrogów o kapitulację, cackanie się z nimi, depresja granicząca z obłędem na końcu "Wód Marsa", i to bez powodu (Skoro jest Władcą Czasu, podkreślam słowo: Władcą, to nie było powodu aby tak się, metaforycznie mówiąc, samobiczować za próbę zmiany biegu historii)
Wreszcie idiotyczny strach przed regeneracją, i legendarne już, ultrasłabe teksty na ten temat "To jest jak śmierć", i "Nie chcę iść". Jakoś poprzednie wcielenia się nie rozklejały (Czwarty nawet regenerował z szerokim uśmiechem) Zresztą - po co miały chlipać, skoro i tak koniec końców Doktor to zawsze Doktor. Ta sama osoba.
Ogólnie Jedenasty to lepsze wcielenie. Mniej ludzki, bardziej "doktorowy", nie patyczkujący się z wrogami, i bardzo sprytny. A przy tym emocjonalny, ale sensownie, nie irracjonalnie.
Nie zaprzeczę, że szósty sezon ma wady (Bo nie ma co ukrywać, to na ten sezon przypadły dosyć znaczne zmiany w nazwijmy to, konstrukcji sezonu, a piaty niewiele się różnił pod tym względem od czwartego, i wcześniejszych.) aczkolwiek jak już ktoś wyżej nadmienił, przy owych wadach zauważyć należy, że odcinki z niego bardziej niż jakiekolwiek inne przypominają serie klasyczne.
Reasumując: Jak najbardziej warto oglądać sezony 5 i 6. Może przy pominięciu odcinka "Dziewczyna, która czekała" z szóstego, ale warto, bo to nadal DW. Może nie ideał, ale z pewnością jeden z najlepszych seriali sf jakie powstały :-)
Wiesz co, wcześniej tak nie myslałem, ale tak, po tym poście uważam Cię za nooba. Zwyczajnie jesteś uprzedzony i piszesz straszne bzdury, bo ciężko to już nawet nazwac własnym zdaniem. "tworzenie niespójnej, dziurawej fabuły" - przykro mi, ale rozmaite dziury w fabule i niespójności zdarzają się w DW od samego początku, a do tego grona można zaliczyć też wyjątkowo leniwe i absurdalne wręcz rozwiązanie akcji np. w finałach 3 i 4 sezonu, przy których ten głupi pomysł z Teselectą wydaje się całkiem sensowny. ;) "A postać 10. wcale nie została popsuta, tylko urealistyczniona. Dla ciebie wszystko co emocjolonalne i zagłębiające się bardziej w psychikę bohaterów jest od razu beznadziejne." - No błagam, jesli robienie z Doktora okropnego płaczka, który nie ma nic wspólnego ze swoimi poprzednimi wcieleniami ("zrywanie z tradycją", anyone?) to dla Ciebie zagłębianie sie w psychikę bohaterów, no to nie mamy o czym rozmawiać. 10. Doktor miał świetne momenty, ale niestety RTD zrobił z niego emo, pozbawił tej magnetycznej osobowości, wplątał w wyjątkowo idiotyczny wątek romansowy z Rose, która jest w sumie taką doktorową Bellą (serio, podobieństw jest aż za dużo) i całkiem zniszczył wszystko, co było fajne w 10. Doktorze niesławnym "I don't want to go", jednej linijce, która pokazała, że to już niestety nie ma nic wspólnego z Doctor Who. I całe szczęście, że pojawił sie wtedy Matt Smith i seria zaczęrpnęła oddech i wróciła do korzeni. "Zrywanie z tradycjami serial" - tzn.? Sezony Moffata są wręcz bliższe klasycznym, aniżeli te RTD, zresztą sam Doktor jest wreszcie godnym nastepcą poprzedników, o czym pisał kolega wyżej, więc nie będę powtarzał. "uśmiercanie postaci po to by za chwilę ją wskrzesić" - Yeah, tego oczywiście nie było u RTD (Jack, Master... oglądałeś Ty te sezony w ogóle?). "tożsamość River song" - Wolałbyś, żeby okazała się kimś innym? "psucie serialu", hm... "ood z zielonymi oczami" - wtf, serio to jest psucie serialu? Ood z zielonymi oczami? Kolejne argumenty z tego co widze, też nie są lepsze, co do Doctor's Wife, podpisuję się pod postem kolegi wyżej, brytyjskiego klimatu jest aż nadto, TARDIS wygląda imo świetnie i cóż, ma tyle samo wspólnego z klasycznym designem TARDIS, co wnętrze budki 9-10. Doktora, natomiast nie wiem, jak odnieść się do argumentu z Doktorem wysadzającym rzeczy, osobiscie wole by robił cokolwiek ciekawego zamiast stać i płakać. "Słabi Dalekowie, kolorowi Dalekowie" - i tutaj mijasz się z prawdą kompletnie. Słabi Dalekowie byli własnie u RTD, poza tym zrobiono z nich takie niegroźne parodie, że z każdym kolejnym sezonem musiało ich przybywac coraz więcej, żeby w ogóle stwarzały jakieś zagrożenie. Już nawet nie wspominam o idotycznych odcinkach z Dalekami na Manhattanie, posługujących się ludźmi-świniami by stworzyć armię ludzi-daleków, chyba najglupsze pomysły Moffata przy tym wymiękają ;) W każdym razie własnie dlatego Dalekowie praktycznie nie pojawiają sie w sezonie 6., a w sezonie 5 zostają wreszcie odrodzeni, tak jak należy. I tak, kolorowi, tak jak to bywało w starych seriach i na dodatek symbolicznie niszczą stare Daleki, które dla nich musiały wydawać się wyjątkowo żałosne. ;) Dzięki temu można zacząć od początku i znowu zrobic z Daleków wymagającego przeciwnika. "I wierz mi oglądam ten serial dłużej od ciebie. A bycie fanem całego DW nie oznacza bez krytycznego łapania nawet najgorszych odcinków, tak robią tylko dzieciaki i nooby. Zresztą wierz mi oglądam ten serial dłużej od ciebie." - może powtórz jeszcze raz ten nawiasem mówiąc świetny i wartościowy dla dyskusji argument, bo jeszcze do mnie nie dotarło. W każdym razie musisz się uzbroić w cierpliwość, jeszcze pewnie z jeden sezon czeka 11. Doktora, a potem mam nadzieję, znowu wszystko zostanie zmienione, bo tak jak mówiłem, to jest esencja tego serialu i mów co chcesz, ale gołym okiem widać, że tego nie rozumiesz.
I cóż, podpisuje się pod postem kolegi wyżej niemal w 100%, z pominięciem komentarza o "Girl who waited", bo imo to jeden z lepszych odcinków 6 sezonu (i swoją drogą jeden z tych, który pokazuje jak zmieniły się na lepsze efekty specjalne w serialu, tak nawiązując do początku tej dyskusji) ;)
Bzdury to ty piszesz. Rozumiem zmiany, ale z uszanowanowaniem tego co było wcześniej. I zmiany na lepsze nie na gorsze.
-Fabuła poprzednich sezonów była bardziej spójna i mniej dziurawa. Tu np. w 6x07 gdy Doktor zbiera armie znikąd mamy kilka postaci, których w serialu nie było. Nigdzie nie jest pokazane, ani wyjaśnione skąd ich zna. Albo w ostatnim odcinku świątecznym Doktor niszczy jakiś statek, zero jakiekolwiek wyjaśnienia co tam robił, z kim walczył. A jeśli chodzi o dziury w fabule, to mamy np. początek 5x01, gdzie Doktor jest nagle poza TARDIS, mimo iż w End of Time był w środku. Albo w zakończeniu 5 sezonu lecą na jakiś kosmiczny Orient Express, a później nawet o tym nie wspominają. W poprzednich sezonach nie było takich dziur w fabule/ przeskoków.
Sam wspominasz, że serial opiera się na zmianach, a uczłowieczenie charakteru 10. doktora było zmianą na plus. A Rose jest postacią z charakterem, w przeciwieństwie do Belli, czy Amy (której to postać rozwijana jest strasznie nie konsekwentnie). A motyw miłosny był super. A postrzeganie regeneracji jako śmierci było czymś głębokim, chyba za głębokim dla ciebie.
Co do zrywania z tradycją to np. mamy jednoodcinkowy finał, nie wiązanie końcówki sezonu z początkiem następnego. Eksponowanie wątku sezonu tak bardzo, że nawet debil po kilku odcinkach kapnie się, o czym będzie finał.
Oczywiście, że oglądałem tamte sezony. Co do Jacka i Mastera to zupełnie inna sytuacja, oni potrafili przeżyć własną śmierć. Rory nie miał takich umiejętności (gdyby miał to bym sie tego tak nie czepiał).
Motyw River w 4 sezonie zapowiadał sie ciekawie. A w 6 sezonie był porażką. To kim się ona okazuje, nie dość, że ma wrażenie wymyślonego na siłę motywu. To jeszcze robi z Doktor Who jakąś brazylijską telenowele. Amy jest z Rorym, ale klei się do Doktora, który ma "żonę" czyli TARDIS, która to jest w pewnym sensie matką River, która żeni się z Doktorem. Poza tym to kompletnie nie zgadza się z poprzednimi sezonami.
Oodowie maja czerwone oczy, we wszystkich sezonach Nowych serii tak było, a tu przychodzi 6 sezon i nagle ma zielone, bez żadnego logicznego wyjaśnienia (poza wypięciem sie na fanów).
A TARDIS wygląda beznadziejnie.
Co do Daleków to w 1x06 jeden Dalek mógł pozabijać rzesze ludzi. w 5x03 kilku daleków nie jest w stanie trafić Doktora uciekającego na statek. Co do Daleków W NY, to tamte odcinki miały trochę głębi, refleksji nad naturą daleków. Ale tobie oczywiście wszystko co refleksyjne sie nie podoba. A teraz nie zrobiono z nich wymagającego przeciwnika, wprost przeciwnie zdegradowali totalnie ich siłę.
Nowe sezony to totalne dno. Zero głębszych motywów, wpychanie zboczonych momentów (Amy podrywająca samą siebie).
A 6 sezon był dnem. Sam początek był może interesujący, ale i tak było wiadomo, że Doktor nie umrze, a sposób w jaki z tego wybrnęli był bez sensu (wielki robot? Nikt nie kapnął się, że to ciało nie jest ciałem doktora tylko maszyną. Nie mówiąc już o tym, że maszyny się nie regenerują w sposób jak władca czasu). Potem reszta odcinka w 1969 słaba. Jego kontynuacja też. Klątwa czarnej plamy, słabe. Żona Doktora, tu było jeszcze dobrze. Tylko czemu pokazywali TARDIS jako najważniejszą kobietę w życiu Doktora jak za kilka odcinków jest on z jej córką. Bezsens. Odcinki z ciałami, były strasznie słabe. 6x07 przeciętne, 6x08, tutaj Hitlera dali tylko dla chwytliwego tytułu. Poza tym już któryś raz kolei mamy czasy II wojny światowej. Nie ma innych czasów? Czemu Doktor bez przerwy trafia w lata 40. Przecież ma do dyspozycji cały czas i przestrzeń. Taka powtarzalność jest denerwująca. W dodatku nagle wrzucają postać przyjaciółki Amy, o której wcześniej nawet nie wspominają.
6x9-11, odcinki mroczne, ale kiepskie fabularnie. W dodatku są w nich podobne motywy. 6x12, masa głupich gejowskich aluzji, Cybermani, którzy wsadzą w zbroję całych ludzi (bezsens, przecież oni wkładali tylko mózg do metalowej puszki). A ostatni odcinek, głupie rozwiązanie wątku sezonu, fabuła strasznie skacząca. Znów Amy i Rory (dopiero co ich zostawił, a już znów wpycha ich się na siłę). A najbardziej rozwalające jest iż Doktor mówi iż wykorzysta swoją śmierć by ukrywać się w cieniu. I co mamy na początku odcinka świątecznego? Kolejny znak od twórców serialu, że spójność i ciągłość fabularną mają głęboko w środku gdzieś.
A odcinek "Girl who waited" był kompletnie bez sensu. Głupia Amy nie potrafiła zapytać, który przycisk nacisnąć? Sorry, ale to tak idiotyczne.
Jesteś po prostu dzieciakiem nie potrafiącym docenić głębszych treści, a jarającym się fajnymi efektami specjalnymi i prostymi fabułami nowych sezonów (które nawiasem mówiąc często zrzynają motywy z poprzednich sezonów, a także innych odcinków tego sezonu). Dorośniesz, a przynajmniej częściowo przyznasz mi racje.
Naprawdę, proponuję, żebyś obejrzał sobie te odcinki jeszcze raz zanim zaczniesz je krytykować. "gdy Doktor zbiera armie znikąd mamy kilka postaci, których w serialu nie było. Nigdzie nie jest pokazane, ani wyjaśnione skąd ich zna." - cóż, jest wyjaśnione dosyć jasno i łopatologicznie, skąd ich zna. "w ostatnim odcinku świątecznym Doktor niszczy jakiś statek, zero jakiekolwiek wyjaśnienia co tam robił, z kim walczył" - może dlatego, że to nie było w żaden sposób istotne dla fabuły tego (mocno średniego, ale to tak btw) odcinka? Moffat wymyślił sobie mocne otwarcie, by sprowadzić Doktora na ziemię i that's all, naprawdę nie potrzeba obszernego backstory do każdej scenki. "jeśli chodzi o dziury w fabule, to mamy np. początek 5x01, gdzie Doktor jest nagle poza TARDIS, mimo iż w End of Time był w środku" Omg, nie wierzę, że Ty tak na poważnie. Masz wybuchającą TARDIS, pikującą w ziemskiej atmosferze i Doktora w środku, w następnym ujęciu (już w 5x01) wybuchającą TARDIS dalej pikującą w dół i Doktora trzymającego się krawędzi, wydedukuj sobie Sherlocku co mogło w tym czasie się wydarzyć. "w zakończeniu 5 sezonu lecą na jakiś kosmiczny Orient Express, a później nawet o tym nie wspominają" Ok, uważaj, bo to może być szok - wydarzenia pokazane w serialu nie obejmują 100% życia Doktora, oglądamy tylko cześć jego przygód, cała reszta odbywa się w słuchowiskach, komiksach, grach, etc, a także - oddech - poza naszymi oczami i poza naszą wiedzą! Naprawdę, wybacz ten protekcjonalny ton, ale Twoje uwagi to taki typowy nitpicking, szukanie na siłę jakichś pierdół do których się można przyczepić. Dalej: 'Sam wspominasz, że serial opiera się na zmianach, a uczłowieczenie charakteru 10. doktora było zmianą na plus." Za to Ty wspominasz, że zmiany tak, ale z poszanowaniem tradycji. I dla mnie to wręcz zerwanie z tradycją. Ale nie o to mi chodzi, jasne, jestem za zmianami, tyle, że ta akurat mi nie odpowiada, bo zabija w Doktorze to, co było jego cechą charakterystyczną - to, że zawsze był ponad ludźmi, ponad ich problemami i pomagał im z czystej nieprzymuszonej woli, bo lubił tę rasę z różnych powodów. RTD zamienił Doktora w człowieka, z ludzkimi problemami i ludzkimi zachowaniami, a to moim zdaniem popsuło wszystko. Dla przykładu - odcinek School Reunion (też z 10!) potrafił bardzo dojrzale podejść do problemu długowieczności Doktora i jego stosunku do swoich towarzyszy, co tak pięknie kontrastuje z wyjątkowo odpychającym i zachowującym się jak dziecko Doktorem z End of Time choćby. "Co do zrywania z tradycją to np. mamy jednoodcinkowy finał, nie wiązanie końcówki sezonu z początkiem następnego. " Ojej, to jak Ty przeżyłeś decyzję, żeby zrezygnować w 2005 z kilkuodcinkowych seriali i zrobić kilkanaście 40-minutowych odcinków? Jeśli ewolucja formy jest dla Ciebie zrywaniem z tradycją, to może dalej powinni to kręcić monochromatycznie? "A Rose jest postacią z charakterem" Problem w tym, że jej charakter opiera się na zauroczeniu Doktorem i wszystko co ona robi, jest temu podporządkowane. Jedyny jej cel w życiu to przelecieć Doktora, wobec tego ma w dupie swoją matkę i praktycznie niszczy emocjonalnie gościa, który ją naprawdę kocha (dlatego porównałem ją do Belli) . Amy też nie jest idealna i już dawno mi się znudziła, ale mimo wszystko preferuję kompanów, którzy nie kleją się cały czas do Doktora. "A postrzeganie regeneracji jako śmierci było czymś głębokim, chyba za głębokim dla ciebie. " Równie dobrze mogę napisać, że postrzeganie regeneracji jako śmierci w taki sposób jak to zrobiono w End of Time jest głupie i pretensjonalne, jeśli preferujesz taką formę dyskusji. 'Eksponowanie wątku sezonu tak bardzo, że nawet debil po kilku odcinkach kapnie się, o czym będzie finał." Wiesz, finał nazywał się "Wedding of River Song", serio, wystarczy umieć czytać, żeby się zorientować o czym będzie finał. "Co do Jacka i Mastera to zupełnie inna sytuacja, oni potrafili przeżyć własną śmierć. Rory nie miał takich umiejętności (gdyby miał to bym sie tego tak nie czepiał)." Spoko, jeśli dla Ciebie obdarowanie Jacka nieśmiertelnością od tak, z dupy jest bardziej uzasadnione niż to co działo się z Rorym, to ja nie mam pytań. Telenowela? No cóż, tutaj przyznam rację, trochę przekombinowali, ale wciąż - wolę taką pokręconą historię z masą zwrotów akcji niż emodramę z Rose np. Problem wątku River wygląda tak, że gdzieś do połowy 6. sezonu rozwijany był świetnie, niestety tak na poziomie Let's Kill Hitler trochę to podupadło, więc nie chcę mi się bronić czegoś, czego sam nie jestem jakimś wielkim zwolennikiem. "Oodowie maja czerwone oczy, we wszystkich sezonach Nowych serii tak było, a tu przychodzi 6 sezon i nagle ma zielone, bez żadnego logicznego wyjaśnienia (poza wypięciem sie na fanów)." Serio, obejrzyj sobie ten odcinek jeszcze raz, najlepiej z polskimi napisami, przyglądaj się uważnie wszystkiemu, to może jakimś cudem to sobie wydedukujesz. 'A TARDIS wygląda beznadziejnie." Cool. A mi się nie podobają buty Doktora, wolałem trampki Tennanta. . "Co do Daleków to w 1x06 jeden Dalek mógł pozabijać rzesze ludzi. w 5x03 kilku daleków nie jest w stanie trafić Doktora uciekającego na statek." Bo odcinek Dalek był bardzo fajny, problem w tym, że potem pojawiało się tych Daleków coraz więcej, doszły głupawe wątki z Kultem Skaro, przewidującym przyszłość Caanem, a Doktor nagle potrafił sam jeden okiełznać cała armię Daleków, przez co całkiem popsuto wrażenie, jakie robił owy Dalek w 1x06. Stąd moja radość, że zdecydowano się zacząć od nowa."A teraz nie zrobiono z nich wymagającego przeciwnika, wprost przeciwnie zdegradowali totalnie ich siłę. " Na razie to tylko ich odrodzono i pozwolono uciec, tak naprawdę dopiero w kolejnym sezonie okaże się, co z nimi zrobiono. "Co do Daleków W NY, to tamte odcinki miały trochę głębi, refleksji nad naturą daleków." Powiedziałbym raczej, że były pełne bullshitu i całkowicie absurdalnych wydarzeń, a głębi miały tyle co filozofia samych Daleków ;) Już nie wspominam o tym, że oczywiście musiano popsuć i "uczłowieczyć" nawet taki symbol Dr Who, jak Dalek, jakiś dziwny fetysz miała ówczesna ekipa na tym punkcie. "Nowe sezony to totalne dno. Zero głębszych motywów, wpychanie zboczonych momentów (Amy podrywająca samą siebie)." Ha ha ha :D No człowieku, a w Time Crash pojawił się 5. Doktor, tylko, że stary, no wtf. Ale to głupie! Dobra, ale poważnie. Wiesz no, jeśli Ty nie dostrzegasz żadnych głębszych motywów, to nie znaczy, ze ich tam nie ma. Były odcinki robione czysto dla funu, swoim rozmachem kasujące wszystko co pojawiło się za ery RTD (choćby otwarcie 6. sezonu), były odcinki z fantastyczną moim zdaniem atmosferą (jak Doctor's Wife czy God Complex), ale były też odcinki wywołujące emocje (Vincent and the Doctor) czy prowokujące do myślenia (The Hungry Earth/Cold Blood) Wszystko jest kwestią tego co chcesz dostrzec. Możesz traktować Dr Who jako serial s-f dla dzieci, ale możesz doszukiwać się tam głębszych treści. Jak dla Ciebie human-Dalek to element rozprawy egzystencjalnej, to spoko, jak tam uważasz, ale wówczas tym bardziej nie masz co zarzucać brak treści nowszym epizodom, bo to dowodzi tylko ignorancji i zasłaniania sobie oczu z jakiegoś niezrozumiałego powodu. Pozwolisz, że dalsze Twoje narzekanie na poszczególne odcinki pominę, bo wartościowych uwag tam nie ma wcale, natomiast odniosę się jeszcze do ostatniego zdania. Hm, bardzo typowy argument ad personam, czego się w sumie na pewnym etapie spodziewałem, biorąc pod uwagę Twoja argumentację do tej pory. Chciałbym tylko zauważyć, że jestem od Ciebie starszy, więc nie wiem w jaki sposób miałbym dorosnąć do Twojego poziomu,kiedy to jak widzę, dopiero umysł otwiera się na wspaniałość pisaniny Russella T. Davisa i zamyka na dziecinną niespójność i "zboczone momenty" w kolejnych seriach . Dlatego też ja życzę raczej Tobie więcej dojrzałości i otwartości umysłu, bo chyba tego Ci brakuje, jeśli w nowych seriach widzisz tylko proste fabuły i efekty specjalne. Szczerze mówiąc, to dopiero jest oznaka niedojrzałości.
Matko! A ty nadal swoje. Sezony 5-6 są do kitu i nie przekonasz mnie, że jest inaczej.
Ood miał zielone ślepia, bo go kontrolował ten stwór, Dom. Teselecta umiała dowolnie zmieniać kształt, toteż nie było żadnego problemu z udawaną regeneracją. Co do tego, jak to było mniej dziur fabularnych wcześniej, to popatrz: bez żadnego wyjaśnienia Mistrz ocalał z Wojny Czasu. W ogóle nie wytłumaczono, skąd w "The end of time" ci ludzie, którzy go ożywili mieli takie możliwości. A nawet w klasycznych seriach mieliśmy takie dziwo jak Obserwator. Ani słowa wyjaśnienia na jego temat, nic! Co do River, fakt, że nie był to najlepszy pomysł żeby robić z niej córę Pondów, ale nie gryzło się to z tym, co wiedzieliśmy o niej wcześniej. A największą niekonsekwencją w ogóle jest to, że Dziesiąty uznał regenerację za śmierć. Całkowita niezgodność z wszystkim, co było wiadome na temat regeneracji wcześniej. Motyw kompletnie z czapki. Pogrążył do końca to i tak słabe, przesadnie ludzkie wcielenie. Przy wszystkim, co jest gorsze w sezonach 5-6 (Niewiele, ale pewne rzeczy jednak są) Jedenasty jest już bardziej taki, jaki powinien być Doktor - bądź co bądź, nie człowiek, tylko kosmita.
Jak to nie ma wyjaśnienia jak Mistrz ocalał? Został wskrzeszony przez władców czasu w czasie wojny czasu.
Chodzi mi jak przeżył samą Wojnę - gdy Doktor zniszczył Daleków oraz Władców za pomocą broni zwanej The Moment. (Była o tym cacku mowa w The End of Time) Mieli zginąć wszyscy Dalekowie, i wszyscy Władcy Czasu, a Mistrz w niewiadomy sposób przeżył, i nie zostało to wyjaśnione.
Przecież regeneracja w pewnym sensie jest śmiercią.10 miał rację kiedy mówił, że wszystko czym/kim jest umiera.
W końcu każdy Doctor różni się od siebie pozostają w zasadzie tylko wspomnienia, a to w pewnym sensie jest równoznaczne ze śmiercią.Biorąc jednak pod uwagę fakt iż RTD to jednak szalony człowiek,który uwielbiał 10 (to widać, taki urok Tennanta:-)) chciał podkreślić fakt, że to koniec pewnej ery w Dr. Who (zważywszy iż praktycznie cała ekipa odchodziła) i dostaliśmy płaczliwe zakończenie. Toż odchodził 10, którego wszyscy uwielbiali i nie mogli się z tym pogodzić więc pokazał nam, że jest to trudne dla nich i Davida tak samo jak dla nas.Więc proszę dajcie spokój z tym ,,I don't want to go'' bo wtedy nikt nie chciał żeby się zregenerował.
Skoro regeneracja jest śmiercią, to czemu inne wcielenia Doktora mówiły coś przeciwnego? Dziewiąty na przykład - mówił wręcz, że to sposób na "oszukanie śmierci". Czemu Mistrz, gdy nie chciał się regenerować powiedział "Wolę umrzeć"?
Przecież mówię,że tylko w pewnym sensie. Wspomnienia i wszystko inne co wiąże się z podróżami pozostaje, więc to technicznie ten sam kosmita, ,,umiera'' natomiast to jaki jest.Po za tym jakoś nie dziwi mnie to, że 10 nie chciał się regenerować, jego samouwielbienie czasem razi w oczy :-)
Wiem, wiem. Ja po prostu z pewną, sporą nawet dozą niechęci patrzę na liczne idiotyzmy Dziesiątego, większe nawet od "To jest jak śmierć", i "Nie chcę iść" (Przykłady zapodałem kilka postów wyżej) Im bliżej było regeneracji, tym bardziej groteskowe stawało się jego zachowanie, a wspomniane traktowanie regeneracji jako śmierci przez wcielenie które wcześniej mówiło "Rose, to ciągle ja" przelało czarę goryczy.