to chyba tak się nazywało ;p w każdym razie to co urodziła ta czarownica :D
a więc,dlaczego po zabiciu tego kolesia (imienia nie pamiętam) nie pomógł potem w
walce? to był jednorazowy użytek?
W serialu zabił jedną osobę, w książce dwie (był to jeszcze Cortnay Penrose, kasztelan Końca Burzy). Czemu więcej razy nie skorzystali z cienia zabójcy? Ja to tłumaczę tak, że każda magia ma swoje granice. W innych powieściach, np. w sadze o Wiedźminie mówi się, że nadmierna ilość magii może nawet doprowadzić do śmierci stosującego ją czarodzieja. Melisandre też chyba gdzieś wspominała, że kosztowałoby to ją zbyt wiele sił.
A z innego punktu widzenia. Cała "gra o tron" była by trochę nudna gdyby jeden (lub więcej) cień wyrżnął w pień wojska Lannisterów, Starka, Greyjoya i resztę. Trzeba przyznać, że cała historia dosyć szybko by się skończyła i była by mało interesująca dla odbiorcy. Co za przyjemność czytać/oglądać prawie że identyczne bity na każdym kroku.
Tak, Mellisandre wspominała o tym ile kosztują ją niektóre czary, ale to w innym kontekście, dopiero w "Tańcu...". I ten drugi cień w książce też musiał być "urodzony" na nowo, stąd wniosek, że jednorazówka, :P
Odnośnie magii w swoich książkach, Martin powiedział że jest tajemnicza bo taka właśnie powinna być magia, nieznana i nie do końca logiczna, Martin wyśmiał pomysły "unaukowienia magii" (pojechał w ten sposób Harremu Potterowi). A i powiedział jeszcze że wiele magicznych zdarzeń jest jednorazowych i unikalnych, nie do powtórzenia, np jak narodziny smoków.
Nie, każdy wykluwa się z jaja.
Ale po śmierci ostatniego smoka ok. 150 lat wcześniej próbowano na wiele sposobów wykluwać nowe smoki z istniejących jaj, nikomu się to jednak nie udało i jaja stały się niczym więcej jak drogocennymi klejnotami. Nie można logicznie wytłumaczyć jakim cudem Daenerys udało się wykluć aż trzy, ani tego że nie poparzył jej ogień (dlatego że wbrew obiegowej opinii, Targaryenowie nie są odporni na ogień).