Arcydzieło w dziedzinie seriali sci-fi oczywiście, i to niestety tylko przez pierwszy sezon.
Jak już napisałem, pierwszy rok emisji Herosów był więcej niż udany. Pozytywnie odebrany przez krytyków, jeszcze bardziej pozytywnie przez widzów szybko stał się mocną pozycją na rynku serialowym. Tak samo dla mnie już po obejrzeniu pierwszego odcinka, co mi się bardzo rzadko zdarza, wiedziałem że jest to pozycja warta uwagi. Barwne postacie, ciekawa fabuła od której ciężko się oderwać i przede wszystkim świetny klimat sprawiły że sezon pierwszy obejrzałem w ciągu kilku dni. Z niecierpliwością czekałem na następne odcinki przygód Sylara, Petera, Claire i reszty. Lekko się rozczarowałem gdyż rok po premierze Herosi nie potrafili już specjalnie niczym nowym nas zaskoczyć, powielali znane już schematy. Dalej jednak miałem nadzieję na poprawę stanu rzeczy, gdyż czułem drzemiący głęboko w nich potencjał, a było też i światełko w tunelu oraz kilka dosyć ciekawych nowości. Drugi sezon, o połowę krótszy od pierwszego, był też mniej więcej o połowę słabszy. Co jednak nadal było dosyć przyzwoitym wynikiem i skłoniło mnie do obejrzenia serii trzeciej (poniekąd obejrzałem ją dzięki N która to udostępniła mi wszystkie odcinki, sam bym się nie zmęczył żeby je zdobyć). Kolejny sezon, czyli volume 3 i 4 okazał się dla mnie tak totalną klapą, że zastanawiałem się czy aby scenarzyści nie pomylili moich magicznych Herosów z serialem puszczanym w TVNie o 6:30 rano. Gdzie się podział klimat? Powielane schematy - Noah Bennet i jego relacja z córką, czyli Claire zagrożona po raz trzeci i czwarty, Peter Petrelli i jego moce, czyli jak pan pielęgniarz poradzi sobie ze swoim brzemieniem, zagubiony Matt Parkman, czyli która z kolei dziewczyna go zostawi itd. Kompletnie dobiło mnie jednak to co zrobiono z największym plusem tego serialu, czyli Sylarem. Niesamowicie dobrze wykreowany przez Zachary'ego Quinto czarny charakter stał się pośmiewiskiem samego siebie zmieniając strony, grzebiąc w swojej przeszłości, a nawet osiedlając się i zakładając pseudo rodzinę (!), dzięki Bogu jedynie w przyszłości która się nigdy nie ziściła. Straciłem kompletnie nadzieję na cokolwiek lepszego już po kilku godzinach "nowych-gorszych Herosów". Kolejne odcinki oglądałem już tylko z sentymentu lub nudy. Końcówka trzeciego sezonu lekko mnie zaciekawiła, ponieważ nawiązała do początków serialu. Twórcy jednak mocno zaoszczędzili na efektach specjalnych i dostaliśmy trochę Modą na Sukces po oczach (mnóstwo durnych dubbingów i zero akcji).
Po takich przeżyciach nie spodziewałem się niczego dobrego po czwartym sezonie. Usłyszałem jednak, że zobaczymy tam Roberta Knepper'a (T-Bag z Prison Break'a) co mnie ucieszyło bo to dobry materiał na czarny charakter, prawie taki drugi Zachary Quinto. Przyszedł czas zwiastunów przeróżniastych i pojawił się także zwiastun Herosów. Nudny tak samo jak cały 3 sezon, za długi i było od razu widać powrót tych samych historii-schematów znanych nam już tak dobrze. Zauważyłem jednak coś ciekawego, a mianowicie postać graną przez wspomnianego już Roberta Knepper'a, czyli Samuela. Może on wreszcie wniesie jakiś powiew świeżości? I proszę Was, twórcy, DAJCIE NAM STAREGO, DOBREGO SYLARA Z POWROTEM !!!
Herosom po pierwszej serii wystawiłem ocenę 9. Dziesiątki nie dałem, ponieważ jest ona zarezerwowana dla Zagubionych (niestety skala nie przyjmuje wartości wyższej ;)). Oceny nie zmieniłem mimo znacznie gorszych następnych odcinków. Ja swoich Herosów zapamiętam od tej dobrej strony.
Jeżeli uda mi się obejrzeć początek czwartego sezonu to dodam tutaj coś więcej.
Pozdrawiam wszystkich którym chciało się doczytać do końca ;)
Mi się udało przeczytać całość! ;)
No więc... Zgadzam się z Tobą. Pierwsza seria była rewelacyjna, nie mogłam się doczekac drugiej. Zaczęłam ją oglądać, taka średnia, momentami wiało nudą, czasem coś się działo, ale nawet trzymała poziom.
Jeśli jednak chodzi o 3 sezon to myślałam, że nie dotrwam do końca. Szczególnie IV volume, robiony na siłę, beznadziejne wątki, zmarnowano wiele ciekawych postaci m.in. właśnie Sylar'a.
Co do 4 serii nie chcę Ci spoilerować, ale powiem, że pierwsze dwa odcinki trochę mnie zaintrygowały. Pomyślałam: "a nuż scenarzyści poszli po rozum do głowy, może wrócą dawni Herosi", ale jak oglądam dalej to na pewno jest lepiej od 3 serii, ale nic rewelacyjnego. Niektóre wątki niezłe, inne szkoda gadac.
No więc, 4 serię radzę Ci obejrzeć. Choćby po to by "zakończyć, co się rozpoczęło". Może jeszcze będzie lepiej...
Ja rowniez przeczytalam do kanca :D
Szczerze uwazam sezon 4 za drugi najlepszy zaraz po sezonie 1 :) Dla mnie sezony 2i3 byly przesadzone i takie "krecone na sile" wiec chyba dobrze Cie rozumiem.... Goraco zachecam Cie do sprawdzenia co tam nowego u Herosow i pozdrawiam :)
Za Waszą namową obejrzałem pilot czwartego sezonu (odcinki 1 i 2). Moje wrażenia są mieszane. Z jednej strony wielki pozytyw w postaci Samuela i jego ekipy, czyli to czego się spodziewałem. Mam nadzieję, że nie wyniknie z tego coś w rodzaju pana pustelnika z sezonu trzeciego i "villains" pod przewodnictwem nestora rodu Petrellich, którzy ginęli szybciej niż poznawaliśmy ich imiona. Z drugiej jednak strony zobaczyłem powrót dobrze nam już znanych wątków, czyli Tracy Strauss wałęsająca się wszędzie (zabijcie już wreszcie tą kobietę...), Noah Bennet i jego zwykłe problemy (jeden z większych plusów pierwszego sezonu, który przeistoczył się w jeden z większych minusów kolejnych serii) oraz Hiro i problemy z jego mocami (twórcy sami wpakowali się w niezłe bagno, ponieważ Japończyk jest zbyt potężny i gdyby nie sprowadzali na niego po raz czwarty tego samego rozwiązania to dalsze perypetie by nie miały sensu - Hiro by wszystko załatwiał sam).
Zaraz zabieram się za następne odcinki, oby było lepiej.
P.S. Dobrze, że Danko zginął. Jego postać była bardzo mdła i może dzięki temu akcja szybciej się rozwinie ;)
P.S.2. Zwróciliście uwagę na układ równań, który miała rozwiązać Claire? Cztery równania z czterema niewiadomymi rozwiązuje praktycznie każdy kto ukończył szkołę średnią i spora część osób po gimnazjum... Poziom uczelni wyższych w USA przecież nie jest aż taki niski ^^
Aha, zapomniałem dodać, że Peter Petrelli wreszcie znowu staje się interesujący.
No już dajcie spokój z tą matmą:D Po prostu Claire nie potrafi liczyć i tyle. Jej koleżanka rozwiązała to zadanie z palcem w ...
nom to równanie to była masakra, chyba dużo osób to zauważyło. A ja z całym swoim wstrętem do matmy (już zadbali o to nauczyciele w podstawówce i liceum) mógłbym je rozwiązać z palcem w d. Natomiast sama postać Claire od 3 zezonu jest kreowana na głupią blondyneczkę jakby im zabrakło pomysłu, nawet nie dorasta do pięt tej Claire z sezonu pierwszego.
Po 11 odcinkach mój optymizm prysł. Serial powtarza te cholerne schematy a scenarzyści nowe wątki piszą chyba na papierze toaletowym. Wstyd!!!
Bardzo dobrze, że powtarza. Ja nie chcę żadnej rewolucji tylko coś w stylu pierwszego sezonu i mniej więcej to dostaję.
mnie najbardziej podobal sie 3 sezon, najmniej drugi, ale mozna to zrzucic na strajk scenarzystow. Natomiast nudne sie juz robi to, ze w kazdym sezonie mamy kogos kto moze stac sie najpotezniejszy i moze zawladnac swiatem - w sezonie 4 takim kolejnym kandydatem na najpotezniejszego ktorego trzeba powstrzymac jest Samuel. Robi sie zbyt schematycznie - pewnie z definicji herosi maja chronic swiat, ale wypadaloby w koncu wymyslec jakies ciekawsze zagrozenie.
a wg. mnie Volume III jest najlepszy. Zaraz po nim Vol. 1. Potem na równi Vol. 2 i 5 a na koncu słabiutki Vol. 4
sezon 1 rewelacja, 2 bardzo kiepski, 3 robi sie ciekawy od połowy do końca a czwarty wreszcie mozna uznać za intrygujący. Dziwne jest to że fabuła zdaje się jakoś łączyć w całość. Scenarzyści albo mieli jakiś plot naszkicowany. Ale chyba ten wątek z Samuelem i cyrkiem został dodany żeby to wszystko ożywić i dodać nutę irlandzkiej zadumy, zemsty, mistyki. Ale kontynuacja wszystkiego tak jak jest na 10 odc 4 sezonu raczej nie wchodzi w grę. Jesli ma być 5 sezon muszą zrobić coś naprawdę zajebistego
Wreszcie ktoś z głową na karku.
Herosi zawsze byli i zawsze będą jednym z najlepszych seriali obok tak znakomitych widowisk jak Lost , Prison Break , Dr House czy tez Jericho
( no może tylko na początku ) to serial który chce się oglądac a nie musi się oglądac.
Pierwsza seria zdecydowanie najlepsza choc do wspomnianych Lostów dużo jeszcze brakuje.
Drugi sezon zaczął się niepewnie , a z każdym odcinkiem było coraz lepiej ale poziom i tak odbiegał juz od jedynki.
No a trzeci a moze dwa trzecie sezony. Zaczęło się kapitalnie , chocby scena Sylar i Claire jakby z jakiegoś horroru , no i nowe postacie , watki zapowiadały niezły sezon. Niestety z każdym kolejnym odcinkiem jest coraz gorzej aż do upragnionej przerwy a tak naprawdę końca jednej częśc ( no i dobrze bo twórcy by osięgneji jeszcze większe dno ). Po przerwie nie liczyłem na wiele ale pierwszy odcinek i fabuła na nowy sezon była całkiem niezła. Ale później to już masakra. I choc zdarzały się niezłe odcinki to zdarzały się też kompletne niewypały. Ogólnie jak na razie najgorszy sezon.
A czwarty . No cóż , dałem jeszcze jedną szansę chociażby ze względu na Roberta Knepper'a , a jak wyszło . Z początku całkiem nieźle ale im dalej tym może nie coraz gorzej ale jakoś to wszystko stanęło w miejscu.
Akcja się nie rozwija a poszczególne wątki zaczynają przypominac operę mydlaną i choc zdarzają się przebłyski ( np. Sylar=Mat ) to i tak wszystko to toczy się zbyt wolno. Brakuje w tym jakiegoś elementu scalającego całą historię , motywu przewodniego. A sam Knepper wypadł jak na razie dobrze ale bez szału ( a do T-Baga mu daleko).
Mam jednak nadzieje że jeszcze w tym sezonie zobaczymy coś naprawdę mocnego a akcja nabierze tępa i rumieńców. Oby tylko twórcy nie czekali z tym zbyt długo bo może się zakończyc nie tylko sezon ale i serial.
Swoją drogą powinni brac przykład z tych seriali twórcy nowości jak chocby Flash Forward czy V które to miały byc następcami a jak na razie wychodzą co najwyżej dobrze ale to i tak nie to mimo dużego budżetu i wielkich chęci.
nie kumam jak mozna łykać naraz te wszystkie seriale. Herosów lubię ale Losta od pierwszego odcinka nie kontynuowałem. Potem zobaczyłem któryś tam z kolei i wydał mi się tak pokręcony przeintelektualizowany niczym Cube 2. Ogólnie paranoja na temat spisków tajnych planów i organizacji "rządzących światem". To jest po prostu współczesna wyspa Giligana z nutą dekadencji. Amerykanie mają jakiś sentyment do rozbitków. Natomiast Prison Break to lalusiowate więzienie z krwią w kolorze jaskrawego karmazynu i intelektualnych siłowań więźniów i klawiszy. Realizm pełną gębą. Trzeba chyba pójść i zobaczyć prawdziwe więzienia gdzie siedzą portoryki. Dla mnie liczy się bardziej Dexter, Numb3rs zapomniany Earl (choć też obniżył lot)