no więc. każdy wie o co chodzi. zamieszczamy opwiadania o wspólnej, jakże malowniczej przyszłości/przeszłości B&B . ;)
hehe ;) tak naprawdę to nie wiem jak to dokończyć...
czekam aż mi się jakis fajny pomysł nasunie.;)
to zazwyczaj zdarza mi się przed zaśnięciem ;) albo z samego rana.. ;D
chce zrobić coś żeby było bardzo, ale to bardzo ciekawie
nom... ;P
ale wogóle nie wiem jak z czasem. obiecałam sobie że się pouczę. weekend odpada, poniedziałek też. wtorek i środa jak wyżej. czwartek? hmm.. w piątek spr. z angola. może piątek ;(
buuu ..
phii ;) ale potem będzie już z górki ;P
Zakrencona! o boze! bones jest taka bezposrednia. mam nadzieje ze jakis sie nimi ułoży. czekam na cdk!
Wiem, że macie prawo mnie udusić, ale nie róbcie tego! Mogę się jeszcze przydać! Aby wkupić się w wasze łaski dodaję kolejne opowiadanko mojego autorstwa :) Dedykuje je Ines, Mali, Izalys i Zakrenconej ;*
Może warto wierzyć w cuda?
19.Miliony produktów, miliony cyferek, miliony kroków. Sztuczne, ostre światło i jedna myśl przewodnia. Białe płytki wydajające dziwny, rytmiczny stukot, gdy po raz kolejny twój obcas styka się z matową podłogą. Kobieta obracała swoją głowę niemal o 180’ rozglądając się na boki. Każdy regał gościł inny produkt, każdy produkt posiadał inną cenę. Popychając wózek zgarniała ręką ‘potrzebne’ rzeczy. Angela nie mogła oprzeć się nowej sukience, czy piance, tym jednak razem, ograniczała ją lista zakupów. Różowawa karteczka wymiarów 2.5 cala x 2.5 cala była zapisana przez odręczne bazgroły Bootha. W ciągu tej godziny artystka wiele razy przystawała by dokładnie przyjrzeć się notatkom. Bez najmniejszego kłopotu Ang, potrafiła rozszyfrować list wyjęty z cudzego gardła, a nie lada kłopotu przysporzyły jej zwykłe litery przystojnego agenta. Czekając w gigantycznej kolejce, myśli zawsze swobodnie pędzą w nieokreślone kierunki. W miarę zbliżania się do kasy z coraz większą niechęcią odnosimy się do ludzi, obwiniając ich za utracony czas. Wydaje się, że takie ‘sznury’ liczą w zwykły piątkowy wieczór około 200 jardów, co zatem, gdy dane nam iść do sklepu w Wigilijne popołudnie? Niech każdy, wedle swego uznania, odpowie na to pytanie. W głowie. Uderzając paznokciami o ladę, panna Montenegro przeszukiwała swoją torebkę, aby odnaleźć , wypisane przez lekarza recepty. Diagnoza była prosta - angina, czyli tydzień w łóżeczku. Na nieszczęście ( zależy dla kogo), cały okres choroby przypadał na święta. Według, nieomylnego pana doktora, partnerzy mieli by wyzdrowieć, przed samym sylwestrem. Szczęściarze, prawda? Znużona kasjerka podała cenę zakupów. Była lekko przy sobie, miała blond włosy wśród których niewielkie pasma zaczynały siwieć. Długimi palcami wydała resztę i, bez krzty zadowolenia w głosie, zaczęła przeprawę z następnym klientem. Zbliżała się 5 p.m. Reflektory oświetlały parking. W ich świetle duże płatki śniegu tańczyły swój niepowtarzalny taniec. Śmigały pomiędzy innymi towarzyszami, niekiedy uderzając w przysłowiowy mur. Kiedy siatki z zakupami leżały bezpiecznie na tylnym siedzeniu, samochód powoli ruszył w stronę znaną tylko kierowcy. Śliska nawierzchnia nie służyła wyczynowym rajdom. Wiele osób umykało przed podmuchami lodowatego wiatru, kryjąc się w domach.
Nieduże mieszkanie ulokowane wprost nad sklepem. To był cel. Angela przeskakiwała kilka stopni na raz. Białe ściany i czerwony, mokry od butów dywan- Hol. Dosyć wąski, ale mocno oświetlony. Kobieta zapukała kilka razy. Po chwili usłyszała szuranie kapci. Mimowolnie uśmiechnęła się i wzmocniła uścisk na torbie. Zamek szczękną i artystka weszła do środka. Kierując się na prawo dotarła do salonu. Był on niewielki, z ciemnoniebieską kanapą, malutkim stolikiem, fotelem i telewizorem w kącie. Temperance leżała pod kocem. Tym co najbardziej zadziwiło artystkę był fakt, iż ta niepozorna sofa po rozłożeniu zyskuje całkiem spore rozmiary. Agent wziął od gościa siatki z zakupami i położył na blacie. Opatulona do granic możliwości narzutą, Bones pisała kolejny rozdział kryminału. Zatraciła się całkowicie i dopiero lekki cios w głowę sprawił, że zwróciła uwagę na przyjaciółkę.
-Hej Ang! Już?
-Chciałaś powiedzieć, aż. Nie było mnie tu z dwie godziny! Tak z innej beczki
– Co? Z jakiej beczki?
-…przywiozłam ci ubrania. W większości to piżamy, prócz tego- pogrzebała chwile w papierowej reklamówce- Pamiętasz tą extra mini którą dostałaś ode mnie na urodziny?- ‘Extra mini’ okazała się ultra krótką i bardzo seksowną sukieneczko- bielizną. Tempe popatrzyła na nią spode łba. W głębi duszy ucieszyła się jednak z pomysłu panny Montenegro. Choć nikt nie wiedział o ich romansie, plotki na ten temat szalały po całym instytucie od bardzo dawna. Po cichych krokach kobiety wiedziały, że wrócił Booth. Był bardzo blady, a pot spływał z jego czoła stróżkami. Temperance posunęła się nieznacznie umożliwiając szybki skok pod kołdrę, jej partnerowi.
-Angela, dzięki za wszystko. Zapowiada się, że naszą Wigilię spędzimy w łóżku z 40’ gorączką
-O tym też pomyślałam i kupiłam wam gotowe dania- wstała i podeszła do lodówki. Uchyliła drzwiczki. Uwielbiała ten kolor. Zielona lodówka to pozycja nr 1 na jej bardzo długiej liście zakupów- Dodatkowo, skoro już macie spędzić wieczór na leżeniu do góry brzuchem na kanapie, to umilicie sobie ten ‘straszny’ obowiązek sącząc wino. Ciekawe, czy trafiłam? Jakie jest wasze ulubione?
-Moje ulubione wino, to piwo- burknął Seeley odkręcając syrop z taką minął, jakby miał wypić, co najmniej tran. Ang, posłała mu rozbawione spojrzenie „ Cholera, a mogłam się nim zająć na początku naszej znajomości!”.
- Booth zachowujesz się jak małe dziecko. To tylko kilka składników połączonych ze sobą w odpowiedni sposób, aby zmobilizować nasz układ odpornościowy do…
-Boże, co ja ci zrobiłem? Przecież chodzę do kościoła?
-A co ma z tym Bóg wspólnego? On i tak ci nie pomoże. Nie istnieje i jest na to wiele niezbitych dowodów.
- Za niedługo przestanę wierzyć w to, że ja jestem prawdziwy…
- Jesteś realny! Poruszasz się, rozmawiasz z innymi przedstawicielami gatunku, jesteś namacalny…
-Bones nie mów tak! Czuję się jakbyś mnie molestowała… - Artystka wkroczyła do akcji. Wiedziała, że ta sprzeczka może potrwać jeszcze wystarczająco długo, aby zastał ich świt
-Wpadnę jutro. Muszę o was dbać chorowitki- mrugnęła łobuzersko okiem. Spojrzała na zegarek
-Dobra zbieram się, bo jeszcze makijaż i dojazd do królestwa Króla Laboratorium. Wasze potrawy wystarczy włożyć na 20 minut do piekarnika- Szybkie kroki, jeden trzask i tyle ją widzieli.
::::::::::::::::::::::::::::::::::::::T&S::::::B&B:::::::::::::::::::::::::::::: ::::::::::
Mdłe światło telewizora było jedynym w salonie. Nudna komedia, której zadaniem było rozbawienie widza, leciała nieprzerwanie. Denne dialogi wprawiające w rozdrażnienie i sztuczność scen. Bywają jednak momenty w życiu, gdy nie zwracamy na nic uwagi. Wtedy zwykle myśli kłębią się w naszej głowie, rozsadzając ją od środka. Istnieje, jednak przyjemniejsza czynność objawiając się tymi samymi symptomami. Czynność relaksująca, umożliwiając wewnętrzny spokój, gdy mózg przetwarza nagromadzone informacje- sen. Długie, kasztanowe włosy ułożone w nieładzie na poduszce, duże zamknięte oczy i błąkający się, po niezwykłej twarzy, uśmiech. Seeley stał za oparciem kanapy, nachylając się nad Temperance. Miał już wiele sposobności, aby poczuć tą wyjątkową delikatność, skosztować tych pięknych ust. Jego dłoń pogładziła jeden z policzków. Po chwili brązowe oczy tonęły w głębi niebieskich przeplatanych zielonymi smugami, które nadawały drapieżności i tworzyły nieokreśloną barierę. Oczy są zwierciadłem duszy. Czy na pewno? W tym przypadku, tak. Z każdą kolejną sekundą nieprzerwanego wpatrywania się w to lustro, Booth uświadamiał sobie, iż zieleń, ostra i niedostępna, chroni delikatną niebieskość. Jest strażniczką perłowych wrót, wnętrza naszego serca, ukrywanych pragnień, nigdy nie wypowiedzianych słów. Agent poczuł słodki smak ust. Nadal zatracony w krainie odbić, całował partnerkę z niespotykaną pasją, niekontrolowanym uzależnieniem. Po chwili, która zdawała się wiecznością, wracał do swojego… czego? Ciała, umysłu, kontroli? Ja nie mam pojęcia i chyba on, też nie wiedział. Czuł tylko lekkość. Widział urywki zdarzeń dzieciństwo, pierwsze spotkanie z Bones, pierwszą wspólnie rozwikłaną zbrodnię, zdradę Zacka, najpiękniejszą z wspólnych nocy. To było niczym szybowanie przez mleczną drogę, lot w kosmos i niezwykły powrót. Ich twarze dzieliły milimetry. Ciepłe oddechy i ta bliskość. Mężczyzna wyciągną rękę i odgarnął niesforny kosmyk słodko pachnących włosów. Kobieta chwyciła jego dłoń i przytrzymała przy twarzy. Kochała ten kojący dotyk. Przy nim nawet angina była bez szans.
-Co się stało, Booth?
-Kolacja gotowa
-Mam pomysł zjedzmy ją w łóżku. Wolała bym nie wychodzić spod kołdry - uśmiechnęła się figlarnie. Czy wiecie drodzy czytelnicy, że ponad połowa zaaranżowanych przez nas sytuacji na drugie dno?
-Wigilia w łóżku? Mi tam pasuje- Po niespełna pięciu minutach jedli posiłki kupione przez Angelę. Nie należały one do zwyczajnych wigilijnych dań, bo w końcu kto jada pizzę na Boże Narodzenie? Przeskakując pilotem po wszystkich kanałach zatrzymali się w końcu na NBC. W przeciwieństwie do poprzedniej komedii, ta odznaczała się komizmem przedstawionych zdarzeń. Obolałe gardło ograniczało ich możliwości przełykania. Po kilku minutach kawałki smakołyku zniknęły z talerzy. Mimo duchoty panującej w całym mieszkaniu, partnerzy leżeli przykryci po same szyje. Śmiali się bezgłośnie, popijając od czasu do czasu czerwony barszcz. Seeley popatrzył na Brennan. Przypomniał sobie dzisiejszą podróż. Wędrówkę w nieznane i nowe. Nowe? Przecież już od dawna czuł, że wie o Tempe najwięcej ze wszystkich. Tylko jego dopuściła do głębi swojej duszy, otworzyła bramy swojego niewielkiego świata antropologii, godząc się tym samym na zmiany. Na początku nie układało im się. Kłótnia goniła kłótnię. Chyba nie wielu to zauważyło, ale on wiedział. Widział te ukradkowe spojrzenia, to jak się peszyła, gdy ktoś wspominał o nich jako parze. Czy tylko on domyślił się, że Bones była zazdrosna? Z upływem czasu przyzwyczaili się do siebie, zgodzili na partnerstwo powoli pojawiła się przyjaźń. Przyjaźń silniejsza niż wszystkie inne. Czemu? Bo budowana na zaufaniu i szacunku, dawała o sobie znać zwłaszcza w sytuacjach zagrożenia życia. Dla Temperance, Booth stał się w końcu przykładem do naśladowania, kimś na kim mogła się wzorować wkraczając coraz dalej do dziwnego XXI wieku, świata pokus, przyjemności, zbrodni i kary. Kiedy pojawił się Sweets coraz wyraźniej było widać te emocje, ukryte, czekające na odpowiednią chwilę. Potem fałszywy pogrzeb. To chyba w tym miejscu całej ich historii nastąpił radykalny zwrot. W tym roku, zapoczątkowanym wyjazdem do Anglii, emocje wzięły górę. Zaufanie i szacunek zwyciężyły z niepewnością. Zaufanie… ta… na razie tylko ja wiem, że zostanie ono wystawiono na próbę, a czemu tylko ja? Bo w końcu to ja jestem tu narratorem, nie?
Pisząc to co było dopadają ludzi wspomnienia. Nie zawsze są one przyjemnie. W tej opowieści o dwóch partnerach, więcej jednak tego dobrego. Czasem konieczne jest wrócić do samego początku, aby móc porównać jak bardzo może zmienić się nasze życie w zaledwie cztery lata. Od nienawiści do miłości. Od kpiny do szacunku. Od nieufności do zaufania. Tylko życie potrafi sprawić, że dwoje zupełnie obcych sobie ludzi, który nie mogą ze sobą wytrzymać, dogryzają sobie i walczą o miejsce w hierarchii ich dwuosobowego centrum, mogą się pokochać i dać nowe życie. Przez cały ten czas zastanawiasz się co będzie jutro? Czy los przyniesie ci coś dobrego czy sypnie piaskiem w szeroko otwarte oczy. Mówisz mi, że nie ma niczego takiego jak los, pech, czy szczęście? Mówisz, że to zbieg przypadków i okoliczności. A co jeśli ja odpowiem, że nie wierzę w przypadki? Moja odpowiedź jest prosta. Jeżeli dla ciebie los nie istnieje, nie myśl co będzie jutro, nie zastanawiaj się co przyniesie dzień. A twoja odpowiedź? Czy taka w ogóle istnieje? Bo jakie masz fakty w zanadrzu, gdy dla ciebie nie ma nic prócz tu i teraz? Nie mogę mówić za innych, ale widzę w myślach tą reakcje. Niektórzy będą oburzeni inni po prostu się ze mną zgodzą. A co na to powiedziała by Bones cztery lata temu? Wtedy, gdy ją poznaliśmy? Po prostu by zamilkła. W niektórych sytuacjach milczenie na prawdę jest złotem. Booth wyszczerzył by swoje zęby w powalającym uśmiechu samozadowolenia. A teraz? Po tym czasie ich znajomości? Ta sama kobieta nie zaczęła by w ogóle tematu, bo teraz dla niej istnie już los i ten kto uważa, że on nie jest sprawiedliwy ma rację, choć nie zawsze. Nie przez przypadek mówi się „Sprawiedliwość jest ślepa, ale nie głucha”. Oby dwoje zaznali krzywdy w dzieciństwie. Oby dwoje czuli się niepotrzebni, nie kochani, a teraz? Czyż nie znaleźli tego wszystkiego w swoich ramionach? Czy po kilku miesiącach niepewności i traktowania się z dystansem, nie połączyła ich najpierw szczera przyjaźń, a potem nierozerwalna emocja zwana miłością. Czy nie można śmiało rzec ZŁE DOBREGO POCZĄTKI?
-Czemu tak mi się przypatrujesz?- Booth uśmiechnął się łobuzersko
-Zastanawiam się co będzie na deser- Mężczyzna szybkim ruchem wpił się w usta kobiety. Robił to jakby nie widział jej co najmniej rok, a przecież nie robili tego zaledwie kilka dni. Niespełna tydzień i cztery dni temu wrócili ze świata fantazji, gdzie rozpoczęła się ich przygoda z nowymi doznaniami. Jeszcze dzisiaj po południu leżeli na kanapie nie będąc w stanie poruszyć żadną z części ciała. Czy to porządnie tak działa na człowieka? Cóż… oni chyba mogą wam na to odpowiedzieć. Jej ręce przeczesywały te niesfornie ułożone włosy. Ich miękkość sprawiała, że zdawały się wprost uciekać przed smukłymi palcami pani antropolog. W zawrotnym tempie pozbyli się piżam. Delikatny świst wiatru przemykającego pod drzwiami wejściowymi po części zagłuszył cichy jęk mężczyzny. Pilot, który upadł na podłogę, swoimi magicznymi zdolnościami sprawił, iż telewizor ucichł. Błądząc po omacku Bones, wyłączyła malutką lampkę nocną. Jedne światło stanowiły teraz duże palące się świeczki. Ich mrugające światło poruszało cieniami które rzucały zwykłe przedmioty codziennego użytku. W nocy te niezwykłe odbicia nigdy nie przypominają tego czym są. Kolejny krzyk przeszył powietrze. Następnym dźwiękiem, który można było usłyszeć, prócz przyśpieszonych oddechów kochanków, był huk. Dwa ciała uderzyły o drewniane panele. Chłód sprawił, że na ciele agenta pojawiła się gęsia skórka. Tempe schodziła coraz niżej. Jej ulubioną częścią ciała partnera był umięśniony tors. Składała kolejne pocałunki nie mogąc nasycić się jego dotykiem. Zawsze było im mało, nigdy dostatecznie wiele.
::::::::::::::::::::::::::::::::::::::T&S::::::B&B:::::::::::::::::::::::::::::: ::::::::::
Promień słońca uderzył w oczy mężczyzny niczym muzyk w struny ukochanej gitary. On i jego kochanka leżeli na podłodze, przykryci kołdrą zwleczoną z posłania. Pogładził delikatnie plecy ukochanej. Swoją twarz wtulił w jej długie włosy. Wspominał wczorajszą Wigilię. Była to ta najpiękniejsza, mimo tego, brakowało mu Parkera. Gdyby Rebecca pozwoliła mu być z nimi, jeszcze długo żył by tylko tamtym wieczorem. Westchnął. Z powrotem zamknął oczy. Według zegarka stojącego przy telewizorze było dopiero piętnaście po szóstej. Jego mózg nakierował go na jeden temat. Zakochał się w swojej partnerce z pracy. Kiedyś, gdy to sobie uświadomił, było to dla niego straszne, bo nie wiedział, czy, aby nie popsuje to ich relacji. Spróbował, a raczej spróbowała, to ona wykonała pierwszy ruch… opłacało się i to jak! Seeley miał już jednego syna, mimo to jego marzeniem było mieć kolejną pociechę. Dziecko z oczami swojej matki, jego uśmiechem, po prostu ich własny maluch. Czy marzenia się spełniają? Tak, tylko trzeba w to wierzyć. Oni wierzyli i to bardzo, oboje…
I jak?
omg:) nie dam chyba wiecej z siebie wydusic:)
cudoffna czesc:)
warto bylo czekac, na cos takiego:)
udusic? powiadasz, a za co?
za piekna wzruszajaca czesc,
wywolujaca usmiech na mej tawrzy, nigdy w zyciu!!!!
czekam na kolejne Twoje dziela, bo smialo mozna je tak nazwac:)
majstersztyk nad majstersztykami:DDDDD
oczywiscie serdecznie dziekuje za dedykacje:)
bardzo mi milo, ze sie tam znalalam:)
koncowka powalajaca na kolana:
"Czy marzenia się spełniają? Tak, tylko trzeba w to wierzyć. Oni wierzyli i to bardzo, oboje…"
pozdrawiam cieplutko:****
no naprawde super opowiadanie zweifn, czekam na kontynuacje
pisz szybciutko, bo ja sie nie moge doczekac:)
zgadzam sie z Ines:)nic dodac, nic ujac:)
opowiadanie bardzo fajne i tak z lekkoscia napisane
czekam na cdk
OMG! sweetasne! nie wiem na czym polega genialnosc tej czesci. moze jest jak poprzednie swietna i najlepsza x10? nie wiem ale wiem ze moze jakis epilog 5 lat pozniej?
Witaj ponownie Zweifn a jako rekomnestatę tej długiej nieobecności licze na szybką następną część:)))
Dziękuję bardzo za tak przychylne opinie :* Niona to jeszcze nie koniec :P Mam jeszcze dużo pomysłów ^^ ( wlicza się w to także kolejne opko) mam nadzieję, że was nie zanudzę... :P
zweifn duzo pomyslow powiadasz??
to dobrze:)
czekam na kolejne Twoje dziela:)
z dzieciatkiem w tle:)))
pozdrawiam:)
matkoo ;) super ;)
czekam na ciąg dalszy. ;) mam nadzieje że dodasz niedługo ;)
świetne opowiadania...mniej więcej od miesiąca czytam je z wypiekami na twarzy i jestem pod olbrzymim wrażeniem Waszej twórczości...postanowiłam się zalogować by móc skomentować czasem Wasze dzieła ,a może nawet spróbuję napisać coś własnego?...
dla: Zweifn, Mala, Ines, Izalys, Nn.(kolejność przypadkowa.)
V.
Dręczyły ją wyrzuty sumienia. Nie była pewna, czy postąpiła właściwie.
Dlaczego odprawiła go z kwitkiem? Kochała go. Wiedziała ze byliby szczęśliwą parą, że to nie był tylko seks. A jednak. Odrzuciła go.
Chciała to odkrecić ale czuła że już jest za późno.
Powtarzał jej jaka jest wspaniała, jak ją kocha. W końcu uległa.
-Bones. Przepraszam. Niepowinienem był Ci tego mówić.
-To ja wszystko popsułam. Bałam się że cie stracę. Kiedy zaczęło nam to przeszkadzać w pracy... Myślałam że to koniec. Ale to był początek czegoś nowego...
-Co?-spytał zdumiony. Czyżby zmieniła zdanie?-zastanawial się
-Kocham Cię. Nie powinnam była kończyć naszego-pocałował ją mocno nie pozwalając dokończyć.
-Ja ciebie też...-pocałował ją mocniej. Nie zważał na to że stoją na środku instytutu, ludzie im się przyglądają a on wyznaje jej miłość na cały głos. Laboranci przyglądali im się w zdumieniu przez chwilę, jednak zaraz wrócili do pracy. Oni wiedzieli to od dawna, czekali tylko aż Booth i Brenn uświadomią to sobie.
KILKA MIESIECY PÓŹNIEJ
-I co?-dopytywała Ange
-No więc-uśmiechnęła sie do narzeczonego.-To będzie dziewczynka!
-Tak?-krzyknęła rozradowana przyjaciółka-Co z pokojem dla dziecka? Będzie różowy? Może żółty?
-Nie wiem.. Mam nadzieje że mi pomożesz...-powiedziała-Jeszcze jest czas...
-Jak to? Tylko 5 miesięcy... Długo zwlekaliście z płcią dziecka. JA będe chciała wiedzieć od razu-spojrzała na Bootha i Jacka.
-To będzie chłopiec.To pewne-mruknął Hodgins z uśmeichem.
-Nieprawda. Chłopiec i dziewczynka. Mówiłam ci że chcę milion?
-Jestem za-powiedział całując ukochaną.
-Co się stalo?-spytała Camille wchodząc
-Będziemy mieli dziecko-powiedziała ANge przytulając Brenn
-Wy?-spytała z uśmiechem-Ze sobą?
-Taa. Ja będe miał. I bones-powiedział z uśmiechem Booth.
-Musicie jechać. Nowa sprawa-powiedziała Camille.
-Nie moge.-powiedziała booth całując brzuszek Brenn-Nie mozemy zostawić mamy samej nie?-powiedział do córeczki. Ta w odpowiedzi po raz pierwszy kopnęła.-wow...-powiedział rozradowany-kopnęła...
T h e E n d .
DZieki bardzo za dedykację :) Cudeńko jak zwykle! Czekam na kolejne ff, może dłuższe, co ty na to? ^^
I.
Wsłuchiwali się w rytmiczny huk uderzających o klif, fal. Księżyc w pełni rzucał delikatną poświatę na plażę. Noc była piękna, nastrój byłby romantyczny gdyby nie ciało w zaawansowanym stadium rozkładu. Widocznie przypływ wyrzucił je na brzeg-pomyślała Brenn pochylając się nad ofiarą.
Jej kolejna próba dokończenia ksiązki skończyła się niepowodzeniem.
-Kobieta, wiek około 28 lat. Zmarła w wyniku uduszenia. Ciało zostało wrzucone do wody-dodała oglądając dłonie ofiary.
-Skąd wiesz?-spytał Booth.
-Widzisz te rany?-uniosła głowę-To otarcia, powstały gdy ofiara była na mieliźnie, haczyła dłońmi o kamieniste dno.
-Możemy już jechać?-ziewnął
-Jasne. Więcej ustale w instytucie
-Jutro. Sprawa może poczekać. Jest 2 w nocy.
-Jasne. Musimy sie wyspać.
Zawiózł ją do domu i pojechał do siebie. Wziął prysznic i połozył się spać.
Spojrzała na zegarek, była 5 rano. Pukanie do drzwi nasilało się stopniowo. Wstała i bez zastanowienia otworzyła.
-Hej-powiedział Booth.
-Co ty tu robisz?-spytała gniewnie.
-Mi tez miło cię widzieć-powiedział lustrując ją wzrokiem. Ubrana była tylko w jedwabną czarną koszulkę. Rozpuszczone, rozczochrane włosy-zanotował w myślach-podpuchnięte oczy
-Przepraszam.-wpuściła go do środka-Co cię sprowadza o tej godzinie?
-Musimy jechać na miejsNie spałam od 3 dni.
-To pilne.
-Jasne. Ide się ubrać, zaparz kawę ok?
-ok.-zajał się przygotowywaniem napoju. Gdy skończył usiadł na kanapie.
-Booth-powiedziała wchodząc do pokoju po 15 minutach-Możemy już iść..-przerwała. Zauważyła że jej partner smacznie śpi. Wiedziała ze był zmęczony. Usiadła obok niego.
Obudził go dzwonek telefonu. Dzwonili technicy, czekali na nich od godziny na miejscu zbrodni. Jego partnerka spała w jego ramionach. Nie chciał jej budzić ale wiedział że jest jej niewygodnie. Wział ją na ręce i zaniósł do sypialni. Gdy kładł ją na łóżku, przysnął obok.
Tym razem ona obudziła się pierwsza. Zdziwił ją widok partnera śpiącego u jej boku. Chciała wstać ale jego ręka przytrzymywała ją w talii. Nie przeszkadzało jej to. Od kilku dni myślała o nim w ten sposób. Jako jedyny mężczyzna w jej życiu opiekował się o nią, troszczyl, dbał o jej uczucia bardziej niż własne. Była dla niego ważna. Przyglądała mu się w skupieniu. Jego zmierzwione włosy opadały niesfornie na czoło. Wąski nos, pełne usta. Otworzył oczy.
-Hej. Mieliśmy jechać na miejsce zbrodni. Technicy dzwonili. Nie chciałem cię budzić, zasnęłaś-dodał
-Ty też.
-Biorę całą winę na siebie-powiedział z uśmiechem.
-Która godzina?-spytała po chwili
-9. Jestem zmęczony. A ty?
-Też. Prześpijmy sie jeszcze, chociaż kilka godzin.
-Chyba powinienem jechac do siebie-odparł zakłopotany
-Przestań, jeszcze zaśniesz za kierownicą. Mozesz zostać. Ze mną.
-Dzięki. DObranoc
Zasnęli przytuleni. Obudzili się koło południa i oboje spóźnieni pojechali do pracy...
opko zapowiada sie super:)
oj jak fajnie zasneli ze zmeczenia:PPPP
dobre:)
i ta pobudka heh:)
czekam na cedeka:)
:) w tym opku wogóle dużo śpią.... ;) tacy leniwi.. ale już ja ich postawie na nogi ;P
Wszystkich zainteresowanych zapraszam do tematu: Moja radosna twórczość. Pojawiło się tam nowe opowiadanie (dłuższe) mojego autorstwa pt. ''Iluzja'' ;]
Pozdrawiam i życzę weny.
Zakrencona ja też by się chętnie wyspała :p ( zwłaszcza z Boothem ^^) Czekam na cd. Zapowiada się genialnie ;)
Zweifn skad wiem? ja duzo rzeczy wiem wiec nie dziw sie na nastepny raz.:)
Zakrencona na srodku instytutu? to podobne do bootha. angela i bren beda mieli dziecko to bylo genialne. juz zakonczylas jedno opko i zaraz nastepne super! mam nadzieje ze kolejne czesci pojawia sie w takim szybkim tempie.:)
II.
-Gdzie wy sie podziewaliście?-spytała rozgniewana camille-MAmy dwie nowe ofiary, sprawa nie rozwiąże się sama.
-Przepraszam spaliśmy.-powiedział booth
-Ale że ze sobą?-spytała podejrzliwie Ange.
-Nie. Tzn tak, ale nie w tym sensie.
-Nie tak jak myślicie-powiedziała brenn udając się do gabinetu. Miała dosyć tej bezczynności. Sprawca chodził wolno, a oni zamiast wykonywać swoją pracę rozmawiali.
Po kilku dniach udało im się schwytać seryjnego mordercę. Wreszcie mieli chwilę wytchnienia. Oboje odespali przepracowane noce. BOoth miał zamiar wyjechać za miasto, Brenn do Nowego Jorku. Camille dała im 4 dni wolnego.
-Jedź ze mną-zaproponował
-Nie mogę. Wiesz ze mam plany.
-Miałem zamiar odwiedzić rodziców i pojechać pod namiot. Prosze.
-To twoja rodzina, nie chce się mieszać.
-Proszę. Zależy mi. Dzięki temu nie będe tak tęsknił za domem.
-Nie rozumiem.-powiedziala. Jedno spojrzenie Bootha i pojęła w lot.Chodziło o nią. Nie będzie za nią tęsknił...
-Proszę. Będzie super.
-No nie wiem-powiedziała niepewnie
-Ale ja wiem. Przyjadę o 7 rano. Spakój się.
-Booth!-krzyknęła za nim ale jego już nie było. "co mam zabrać?-pomyślała"
-Gotowa?-spytał od razu
-Nie. Nie wiem co zabrać.
-Poczekaj, pomogo ci.-poszedł za nią do sypialni. Ubrania były porozrzucane po łóżku. Na środku leżała pusta torba. Włożył do niej kilka swetrów i 3 pary jeansów. -Gotowe-powiedział.
Po chwili zastanowienia dołożyła czyste koszulki bieliznę i zamknęła torbę.
-Teraz jestem gotowa.
Droga upłynęła im w milczeniu. Zadne z nich nie chciało psuć nastroju. Cieszyli się na wspólny wyjazd, na to ze spędzą czas ze sobą. Tylko we dwoje. Przywitali się z jego rodziną i pojechali do lasu. Znaleźli nie dużą polankę i Booth rozbił namiot. Nie zajęło mu to dużo czasu.
-Szybko się z tym uporałeś-powiedziała po chwili. Namiot był mały, wiedziała że zmieszczą się oboje ale pod warunkiem że będą spali wtuleni w siebie.
-Jak byłem mały przyjeżdzałem tu z tatą. Na ryby-dodał
-ty? Na ryby?-zaśmiała się-Przecież trzeba być cierpliwym i zachowywać się cicho. A ty ciągle gadasz-uśmiechnęła się.
-Ej!-powiedział obrażony. Nonszalancko chwycił się pod boki i uniósł głowę.
-Obraziłeś się?-podeszła do niego.-Sweets miał rację. I kto tu ma 12 lat?
Znowu milczał.
-Daj spokój. Nie będziesz się odzywać?-spytała-Przepraszam.
Uśmiechnął się wskazując policzek.
-Mam cie uderzyć?-spytała niepewnie.
-BOnes! Pocałować-powiedział z uśmiechem
-Po co?
-Na przeprosiny.-zamilknął
-Co? No dobra-pocalowała go lekko-już?
-Mhm. -Usiadł na trawie.
-Co teraz?-rozejrzała się.
-Zaraz się ściemni. Musimy iść po drewno.
-Jasne.-i ruszyli do lasu.
Wrócili i rozpalili ognisko. Siedzieli przy nim i jedli kiełbaski upieczone w ogniu.
-Ide spać-stwierdziła po chwili
-Ja też. Tylko zgasze ognisko-powiedział.
Położyła się a on po chwili dołączył do niej.
-Dziękuję-powiedziała gdy położył się obok.
-ZA co?-spytał zdziwiony
-ZA zaproszenie.
-Nie ma za co. Chciałem spędzić trochę czasu z tobą. -uśmiechnęła się. Chciał położyć się na plecy ale nie było miejsca.
-Mały ten namiot-powiedziała z uśmiechem.
-Tak-przytulił się do niej.-Przeszkadza ci to?
-Nie. Jest ok.
-Dobranoc-powiedział. Ich twarze dzieliły centymetry. Oboje tego pragnęli ale tak bardzo się bali...
^^. troszku dłuższe ;P
Zweifn dankejszyn za dedykejszyn :)) Cedeczek świetniuni :)) Czekam na następnego :))
Zakrencona Tobie również dziekuje za dedykacje :)) Cudne zakończenie i cudne new opko :)) Czekam na kolejne cdk :))
:) fajnie że się podoba ;P przewiduję zrobić je trochę dłuższe niż poprzednie... ale nie wiem bo teraz tak namieszałam że nie wiem jak z tego wybrnąć.
:)
maly ten namiot...i dobrze! czekam co bedzie dalej mam nadzieje ze jednak nie beda sie bac i ... czekam na cdk!
i to nie kilka tylko całą mase... mam zamiar zrobić krwawą jatkęę ;P hehe ;P zartuję... :p ale jakiś wątek z horroru chyba będzie:P
III
Bali się że to zniszczy ich przyjaźń. Ich więź, magiczną nic porozumienia. W końcu jednak pocałował ją lekko.Potem coraz mocniej, czulej, żarliwiej. Usłyszeli przeraźliwy krzyk. JAk oparzeni wyskoczyli z namiotu. Booth z pistoletem, Brenn z latarką w ręku.
Krzyk ustał a oni wrócili do namiotu.
-Co to było?-spytał przerażony.
-Nie wiem. Sprawdzimy rano. Jestem zmęczona-powiedziała i zamknęła oczy ale sen nie nadchodził.
-Dobranoc.
Obudziła się w pustym namiocie. Booth robił śniadanie. Zjedli i ruszyli w kierunku ścieżki. To z tamtej strony lasu ktoś wczoraj przeraźliwie krzyczał. Po półgodzinnym marszu dotarli do misateczka. Wyglądało na opuszczone.
-Ale tu cicho-szepnęła.
-Tu nikogo nie ma. Wracajmy-powiedzial.-Miałem zamiar zabrać cię na ryby.
-Ale ja nie umiem łowić.
-Nauczę cie-powiedział z uśmiechem.
-Nigdy mi się nie uda-powiedziała zrezygnowana.
-I kto tu gada?-powiedział z usmiechem.
-Ej.. po prostu nie ...-przerwała. poczuła że jej wędka wygina się. Coś ciągnęło ją do wody. -Aaa!-krzyknęła. Booth odłożył swoją wędkę i podszedł do niej.
-Złapałaś.
-Co teraz?-spytała. Stanął za niął i chwycił wędkę. Pomógł wydostać rybę z czeluści jeziora.
-I jak? To chyba nie było takie trudne co?-spytał z uśmiechem.
-Nie.-odparła. Złapali kilka ryb. Po chwili usiedli zmęczeni na trawie.
-Ale gorąco.-powiedziała po chwili zciągając bluzę. Na sobie miała tylko biały podkoszulek.
-Mhm. Może popływamy-powiedział z uśmiechem wskazując jezioro.
-Chyba nie mówisz poważnie?-spytała. Tymczasem Booth zciągnął T-shirt.
-No dalej.-powiedział.-Chyba że się wstydzisz? Przypomnę ci tylko ze widziałem Cie już w twojej piżamce-uśmiechnął się.
-Daj spokój.-Zdjęła buty. Po chwili byli już rozebrani. On miał na sobie tylko czarne bokserki, ona błękitny stanik i tego samego koloru majtki. -Ty pierwszy. Pewnie woda jest zimna.
-JAk chcesz.-powiedział i wszedł do wody.-Cieplutka.-chwycił ją za ręke. Niepewnie zrobiła pierwszy krok. On zaczął biec nie puszczając jej ręki
-Booth!-krzyczała. Byli zamoczeni do pasa. Jej ciało pokryła gęsia skórka.
-Co?-powiedział niewinnie. Ona w odpowiedzi ochlapała go wodą.-Aa.
-No co?-zaśmiała się i odpłynęła. Po chwili ją dogonił.
-i CO teraz?-spytał z uśmiechem oblewając ją wodą. Podpłynął bliżej. Jej skóra lśniła na słońcu, mokre włosy opadały na ramiona. Po gęsiej skórce nie został żaden ślad. Pocałował ją lekko. Chciał dokończyć to co wczoraj im przerwano. Oddała pocałunek zarzucając mu ręce na ramiona. Pragnął jej.
Kochali sie na środku jeziora, pod bezchmurnym niebem. Wsłuchiwała się w śpiew ptaków i rytmiczne bicie jego serca.
;) tym razem krótsze...
krótkie dlatego że teraz w opku nastąpi radykalna zmiana :P jesli chodzi o nastrój :P
hmm.. zależy co kto lubi :P zrobi się inaczej :P ciekawiej... ale czy lepiej? to już do was należy ocena...
IV.
Leżeli na trawie. Zmęczeni, nadzy wtuleni w siebie. I znowu usłyszeli krzyk, tym razem głośniejszy bradziej wyraźny. Ubrali sie i ponownie udali w stronę miasteczka. Opustoszałe uliczki, pozamykane sklepy. Zauważyli mężczyzne wchodzącego do kościoła. Poszli za nim, niepewnie weszli do srodka. Pech chciał, ze właśnie odbywała się msza pogrzebowa. Przeprosili i wyszli na zewnątrz. Mieli zamiar poczekać aż pogrzeb się skończy i uda im się porozmawiać z którymś z obecnych.
-Ile trwa taka msza?-spytała Brenn po chwili
-Nie wiem. Różnie. TO trochę straszne-dodał
-Co?
-Czekanie na koniec pogrzebu-powiedział. W drzwiach ukazał się przystojny mężczyzna w ciemnym garniturze.
-Co chcecie?-spytał gniewnie
-Może trochę milej co?-powiedział Booth
-Przepraszam. Straciłem bliską osobę. Co was sprowadza?
-Usłyszeliśmy krzyk. Chcieliśmy spytać czy nie potrzebujecie pomocy.
-Nie.
-Acha. Chodżmy-powiedział do Brenn.
Wracali innym szlakiem. Nagle poczuli okropny odór. Coś jakby... Rozkładajace się zwłoki. Przerażeni poszli w tym kierunku. Na całe szczęście był to tylko martwy jeleń. Zmęczeni wrócili do obozu.
Musieli już wracać do miasta. Urlop się kończył a im brakowało cywilizacji. Internetu i działających komórek. Spakowali wszystko i wsiedli do samochodu. Nie chciał zapalić. Booth wysiadł i zajrzał pod maskę.
-No nie!-krzyknął kopiąc SUV'a.
-Co?-spytała
-Pasek się zerwał. Wygląda na przecięty. Co teraz?
-W miasteczku widziałam stacje benzynową.-powiedziała cicho
-Musimy tam iść. Bez tego nie odjedziemy.
Po chwili byli już w opustoszałym mieście. Brenn ze zdziwioną miną zerknęła na powitalny znak :"Witamy w ambrose" przeczytała szybko.
Wszystko było tutaj na swój sposób przerażające. Weszli na stację.
Nie zauważyli nikogo z obsługi. Muzyka grała głośno, dudniła w uszach.
-Jest tu ktoś?-krzyknęła. Oboje nie liczyli na jakąkolwiek odpowiedź.
Nagle zauważyli tego samego mężczyznę, którego spotkali przed kościołem.
-Znowu wy?-spytał z uśmiechem, który skierowany było bardziej do brenn niż do Bootha.
-Tak. Szukamy paska. 8 cali.
-Zaraz zobaczę... Hmm.. mam tylko 7 i 9.
-Szkoda. Jest tu inny sklep?-spytał z nadzieją.
-Tak. 5 km na północ z tąd.
-Szlag by to..
-Booth!-powiedziała tylko.-Pójdziemy tam.
-Jasne. Pieprzony pasek.
Nogi bolały ich niemiłosiernie. Przysiedli na poboczu drogi. POnownie usłyszeli krzyk.
-O nie. Znowu? CO oni tu robią? Gwałcą się i mordują co kilka godzin?
-Booth. Musimy to sprawdzić-obejrzala się za siebie. Ujrzała mężczyznę oddalonego o kilkadziesiąt metrów. Uciekał z nożem w ręku, zauważyła go bo światło odbijające się od ostrza raziło ją.
-Musimy go złapać.-krzyknęła zaczynając biec. Biegli od kilkunastu minut, ale sprawca wciąż miał przewagę. Nie poddawali się jednak i dorwali go po pół godzinie. Ubranie miał całe zakrwawione, był brudy i nieuczesany. Przyparli go do drzewa, on w odpowiedzi zamachnął się nożem.
-> mówiłam nastórj zmieni się ;P
No Dom był superowy. Mam nadziej, że tu nei będzie odicnanych palców ani woskowych ciał B%B
Cudnie...