Wciąż nie do końca wiem, o co chodziło twórcom tego serialu. Brak mi jakiejś myśli przewodniej, wokół której koncentrowałaby się ta opowieść. Odniosłem wrażenie, jakby autorzy mieli kilka pomysłów na ten serial i nie mogąc się do końca zdecydować, w którą stronę pójść, finalnie wymieszali je ze sobą bez jakiegoś większego sensu.
Początkowo film koncentruje się na seryjnych mordercach, w których umysły próbują się wgryźć główni bohaterowie. Później nagle dostajemy 3 odcinki o konkretnym morderstwie (z Benjim i jego rodziną w rolach głównych), popełnionym przez ludzi, którzy dotąd nie mieli żadnego zabójstwa na swoim koncie. Brakuje jakiejś próby odniesienia tej sytuacji do wcześniej badanych seryjnych morderców. Zresztą przesłuchania tych ostatnich też nie przynoszą żadnej konkluzji - no może poza wnioskiem, że jak masz zaborczą matkę, to prędzej czy później zostaniesz seryjnym mordercą... Na koniec główny bohater zagłębia się w wątek dyrektora szkoły, lubiącego łaskotać po stopach małe dzieci. Fakt, jest to na pewno niepokojące zachowanie, ale nie dostajemy żadnego argumentu, aby sugerowało ono skłonności do seryjnego mordowania (a nie "tylko" ciągotki pedofilskie).
Mamy też wiele wątków, które zostają rozpoczęte, ale brakuje jakiegokolwiek rozwinięcia. Rozumiem, że nie wszystkie wątki musiały zostać zamknięte, bo pewnie będą kolejne sezony, ale jaki jest sens wprowadzenia wątków, które do 1-szego sezonu nie wniosły absolutnie nic? (chociażby wątek poprzedzający czołówkę każdego odcinka albo wątek z podstawianiem puszki tuńczyka dla zbłąkanego kotka?)
Z kolei wątek związku głównego bohatera z Debbie wydaje się być wprowadzony wyłącznie po to, aby seks w filmie pojawiał się nie tylko na tle okaleczonych zwłok...
Pomimo powyższych uwag, pojedyncze odcinki są w większości naprawdę dobre i ogląda się je często z zapartym tchem. Nie jest to jednak na pewno (na co po cichu liczyłem) kolejny klasyk Netfliksowy, który można by postawić w jednym rzędzie z Narcos czy House of Cards.