Pojawiło się sporo komentarzy o tym, ile ten serial ma wspólnego z rzeczywistością, część porównywała go do rządów Trumpa w USA czy PiS-u w Polsce, a inni się temu sprzeciwiali i twierdzili, że w dzisiejszych czasach to bardziej pasuje do islamu i prawa szariatu.
Do tego drugiego pasuje na pewno, chociaż książka została napisana w w czasach, kiedy niewiele się mówiło o islamie, a autorka odnosiła się do wielu protestanckich sekt w USA i krytykowała radykalizm religijny w ogóle.
Ale czy na pewno fabuła serialu nijak się nie ma do rządów współczesnej konserwatywnej prawicy (przynajmniej pod względem ideologicznym to prawica, bo gospodarczo niekoniecznie)?
Szturm zwolenników Trumpa na Kapitol (przypomnijcie sobie scenę z pierwszego sezonu). Polski minister edukacji bredzący coś o cnotach niewieścich. Czy na pewno wizja świata z tego serialu jest tak odległa i nierealna, że nie mamy się czego bać, czy to ostatni dzwonek, żeby się opamiętać i przeciwstawić się radykalizmowi, póki nie będzie za późno?
I tak przez nieuchronny konflikt USA-Chiny kończą się spokojne czasy. Tego nie zmienimy. W momencie takich przemian zawsze istnieje ryzyko, że władzę przejmą jakieś oszołomy. I będzie jeszcze bardziej niespokojnie.