Mi się trzeci sezon nie podobał. Głównie przez ilość bardzo mocno naciąganych rozwiązań. Ale to temat rzeka, a ludzie już wcześniej wszystko wypunktowali, wiec mniejsza z tym. Jest za to jeden fakt, który sprawia że – jak dla mnie – kolejny sezon nie ma racji bytu.
Sherlock zabił.
Niewinnego człowieka.
Na oczach świadków.
Zastanawiam się, jak twórcy serialu sobie to wyobrażają: morderca ma chodzić po ulicach Londynu i spokojnie dalej rozwiązywać zagadki?
Poważnie mówię, jeśli on wróci na Baker Street, to to będzie najbardziej naciągany motyw od początku tego serialu.
//Już nie wspominam o tym jak bardzo absurdalna była cała ta akcja z zastrzeleniem Magnussena, poczynając od kwestii wniesienia broni do jego rezydencji, poprzez idiotyczne odkrycie przez niego swoich kart, aż po sam motyw, dla którego Sherlock go zabił…//
Sherlock ma fory w związku z braciszkiem w rządzie. Nie wiesz, że kontakty załatwią wszystko? :P Tak poważnie, to naciągane jest to, że go normalnie nie aresztowali, nie zaciągnęli do sądu i nie przeprowadzili procesu, zakończonego jakimś oficjalnym wyrokiem. Wygląda na to, że sprawa została wyciszona ;) Więc może jednak będzie mógł chodzić spokojnie ulicami, nie niepokojony przez nikogo poza rozhisteryzowanymi fankami ;)
Jak sobie wyobrażasz proces Sherlocka wobec tego, kogo zabił? Jak wezwać świadków, którzy byli szantażowani przez Magnussena, bez ujawniania, co było przedmiotem szantażu? Tak naprawdę wyciszenie sprawy nie chroniło tylko Sherlocka, ale też setki osób, których życie, kariera, godność były zagrożone przez Magnussena i nadal mogłyby być przez proces po jego śmierci.
Różnica między zwykłym mordercą, a Sherlockiem jest taka, że Sherlock po prostu sprzątnął gościa, który wcale nie był niewinny ( o czym wszyscy przecież wiedzieli), by ratować kogo się tylko dało. Plus "mocne plecy" w postaci braciszka, który jest wstanie załatwić naprawdę wszystko - w końcu takie rzeczy dzieją się też w realnym życiu, nieprawdaż? :D
Tak mało osób zauważa, że 2 seria skończyła się nie tyle śmiercią Sherlocka ale niesamowitym wyznaniem Johna, który nad grobem mówi "byłem taki samotny" a dzięki Sherlockowi już nie był i Sherlock to wszystko słyszał i widział że John strasznie cierpi po jego "stracie". Więc nie sądzę, by zrobienie 3 sezonu bez pokazania relacji międzyludzkich było czymś odpowiednim, Moim zdaniem w 3 sezonie MUSIELI odnieść się do uczuć bohaterów, by pokazać dlaczego John polubił tak bardzo Sherlocka.
Poza tym tak jak napisano wyżej, Jeśli chodzi o sprawy rządowe my nie mamy zielonego pojęcia o tym co się dzieje tak naprawdę. Mycroft jest rządem który może wszystko i tak właśnie będzie. ponadto sam powiedział ze Sherlock jest im potrzebny :)) To nie jest naciągany motyw, zdecydowanie nie.
Przypominam Sherlock 'stoi po stronie aniołów, ale nie jest jednym z nich"
Rozumiem motywy SH. Magnussen był wyrachowanym, chamskim, bezczelnym aroganckim psychopatą ( skłonności do sadyzmu ujawnił sceną upokorzenia JW ) a dar pamięci absolutnej wykorzystywał w takim celu , że jego postać zagrażała wszystkim. Magnussen poza pyszałkowatym gościem , który m.in ostentacyjnie załatwił swoją potrzebę w kominku, miał się za bezkarnego następce JM ( po "pokonaniu" Mycrofta w UK miał ambitny plan manipulowania i wywierania wpływu na inne " głowy " państw ) taką bombę masowego rażenia należało rozbroić chociażby po to aby ochronić bliskich - żonę przyjaciela i brata. Tak niewinną osobowość w takich warunkach sama bym zabiła : )
Niewinnego człowieka, huehue, wolne żarty. Gnide i parszywego szantazyste, który niszczył życie ludziom. Nie wiem czy zauważyłaś co było napisane w tytule artykułu w gazecie, którą czyta Sherlock w czasie wizyty u rodziców, jak byk pisze tam że maż lady smallwood (chyba tak to nazwisko brzmiało, poprawcie jeśli pomyliłam) popełnił samobójstwo. Magnussen do tego doprowadził i kogoś takiego niewinnym bym nie nazwała.
niestety final mnie strasznie rozczarowal chodzi o 2 sprawy mianowicie -Magnussen postac zimna,bezczelna,szantazujaca wplywowych ludzi , robiaca zamieszania w panstwach jak sam mowi co wedlug mnie swiadczy o wielkiej wladzy jaka posiada nad ludzmi oraz powszechnym strachu jaki zapewne budzi u innych zostaje wyeliminowana szybko, bez jakiejkolwiek trudnosci( nawet jesli chodzi o przemycenie broni do jego fortecy) czy zawahania. a co najgorsze zrobil to sherlock z zimna krwia( oczywiscie zrobil to dla przyszlosci Watsonow) ktory dla mnie nigdy MORDERCA nie byl a niestety sie stal i na koniec ten dialog Mycrofta z bratem ze Anglia go potrzebuje ROZCZAROWALI MNIE STRASZNIE TYM. Druga sprawa MORIARTY jeszcze wieksze rozczarowanie Jezeli to nie jest zart tworcow to ja sie czuje pokrzywdzony (ale moze tylko ja:)
A dla mnie był mordercą od 1 odcinka, drugiego sezonu, niby jak Irene Adler uratował z łap terrorystów? :D
Mnie jakoś akurat to zabójstwo i sposób jego zatuszowania nie raziły, w końcu to tylko serial, można troszkę rzeczywistość ponaciągać :) Raziło mnie kilka innych szczegółów, ale o tym już się rozpisywałam w innych wątkach...
Jakoś nie razi mnie fakt, ze Sherlock zabił Magnussena. Po pierwsze nie byl on wcale taki niewinny, szantażował ludzi dla pieniędzy, był przestepca któremu po prostu trudno bylo udowodnic winę. Po drugie dlaczego wszyscy zapominają ze w pierwszym odcinku John tez zabil czlowieka? Niby mordercę, ale tak w gruncie rzeczy Magnussen był o wiele gorszym czlowiekiem od tego taksówkarza.
Mnie ciekawi dlaczego tyle osob uwaza Sherlocka za takiego swietoszka - przeciez "jest po stronie aniołow, ale nie jes jednym z nich".
Od samego poczatku widzimy ze Sherlock oczywiscie nie zabija ale nie ma problemow z zadawaniem bolu czy nawet znecaniem sie.
Racja, Sherlock zdecydowanie aniołem nie jest i na tym polega jego urok. Że stoi gdzieś pomiędzy, sam dokładnie nie wie gdzie ;)
Mnie zawsze trochę przerażała scena ze "Study in Pink", gdzie Sherlock z zimnym okrucieństwem w oczach torturuje umierającego człowieka. W tej scenie jest straszny, nieludzki, ale i fascynujący.
Co do zabójstwa Magnussena mój zarzut jest taki, że stało się to zbyt szybko, zbyt łatwo. Chętnie pooglądałabym jeszcze przez jakiś czas, jak Charles August pogrywa sobie z Sherlockiem. Sherlock de facto przegrał, nie starczyło mu inteligencji, żeby pokonać go jakimś chytrym trikiem. Poszedł po linii najmniejszego oporu. I'm a tinsy bit disappointed ;)
No i nie nalezy zapomminiac o amerykaninie z "Skandalu...", ktory wpadl z okna...jakies 6 razy.
Trochę się nie zrozumieliśmy.
Wyrażę się precyzyjniej: Magnussen był niewinny z sądowego punktu widzenia. Nie było żadnej przesłanki żeby go zastrzelić, był nieuzbrojony. Nie odnosiłam się tu do "niewinności" w sensie etycznym.
Jednak skoro już poruszyliście ten aspekt... to trochę mnie dziwi takie łatwe "rozgrzeszanie" Sherlocka. Magnussen był szantażystą, bezwzględnie manipulował ludźmi - to się zgadza. Ale myślicie że taki Mycroft, to jakie miał metody działania? inne? Zejdźmy na ziemię. Na pewno robił takie same rzeczy, a prawdopodobnie i gorsze, bo mając za plecami służby specjalne Wielkiej Brytanii, nie musiał się zbytnio ograniczać w środkach. Nie mówiąc już o Mary, która była bezpośrednim powodem dla którego Sherlock zabił M. Ile ona ma krwi na rękach? I nikogo to nawet nie interesuje - znaczy, ani Johna, ani Sherlocka.
Ok, ta cała rozkmina chyba i tak nie ma sensu, bo to tylko serial, i pewne rzeczy są umowne. To serial o Sherlocku, i taka jest konwencja że on i jego przyjaciele są z definicji OK, a ich wrogowie to ZŁO. Spoko. Po prostu, in the real world, nie byłoby to wcale takie czarno-białe.
Moja refleksja jest taka, że wolałam Sherlocka jako bardzo inteligentnego, ale jednak zwyczajnego faceta pracującego mózgiem, niż jako jakiegoś egzekutora, załatwiającego swoje prywatne porachunki w tak mało finezyjny sposób, na dodatek krytego przez wszechmocnego brata. No bo co to za zabawa? :)
,,Ok, ta cała rozkmina chyba i tak nie ma sensu, bo to tylko serial, i pewne rzeczy są umowne. To serial o Sherlocku, i taka jest konwencja że on i jego przyjaciele są z definicji OK, a ich wrogowie to ZŁO. " -
I właśnie w tej kwestii mam inne zdanie. Przecież Sherlock nie jest aniołem. Od początku serialu nieustannie powraca ten temat - Sherlock - jak sam stwierdził -jest po stronie anioło, ale nie jest jednym z nich, nie jest bohaterem, ponieważ tacy nie istnieją. Jest genialny, intrygujący, trudno go nie lubić jako postać, ale nie jest OK. Wykorzystuje ludzi, nie interesują go ich uczucia, pogrywa sobie z mordercami, ponieważ fascynuje go sama gra, a mniej interesuje go, że natychmiastowe złapanie zabójcy uratuje jakieś życie, wreszcie rozwiązuje zagadki kryminalne, bo uwielbia sam proces dochodzenia do prawdy, a nie sprawiedliwość.
W zasadzie każda zmiana na lepsze, jaka w nim zachodzi, następuje pod wpływem Johna i dla Johna. I to jest powód, dla którego pomaga Mary - ratuje ją dla Johna i tylko dla niego.
Co do Johna - to już jest bardziej zastanawiające. Może dlatego, że Mary jest matką jego dziecka, może dlatego, że postanawia dać jej szansę, albo po prostu trochę się pogubił. W końcu od końca drugiego sezonu życie kochanego Watsona nie oszczędza.
Czy Mary i Mycroft są dobrymi ludźmi? - też można podyskutować. Ja nie zauważyłam usprawiedliwiania tych postaci.
,,Moja refleksja jest taka, że wolałam Sherlocka jako bardzo inteligentnego, ale jednak zwyczajnego faceta pracującego mózgiem, niż jako jakiegoś egzekutora, załatwiającego swoje prywatne porachunki w tak mało finezyjny sposób, na dodatek krytego przez wszechmocnego brata. " - Powiedziałabym, że Sherlock po raz pierwszy stracił kontrolę nad sytuacją. Zdał sobie sprawę, że nie pokona przeciwnika, a tym razem miał naprawdę ważny powód, by wygrać, chyba jedyny powód liczący się dla Holmesa - szczęście Johna i Mary. Wydaje mi się, że nieprzypadkowo w tym sezonie obserwujemy większą emocjonalność Sherlocka. Zaangażował się uczuciowo, a kiedy rozum zawiódł ( tak, nawet jego, Sherlock to mimo wszystko człowiek), i okazało się, że nie ma innego wyjścia - zrobił to co zrobił.
Myślę sobie, że może pociągnąłby tę grę dłużej, gdyby nie obietnica Magnussena, że zniszczy Johna i Mary.
To jest jak najbardziej zrozumiałe i logiczne - od pierwszego sezonu dostajemy przecież sygnały, że Watson jest największą słabością Sherlocka. Nawet taki socjopata ma słaby punkt, w który najłatwiej uderzyć. Zrozumiał to już Moriarty.
Nie sądzę, że od tej pory Sherlock zacznie rozwiązywać wszystkie problemy w ten sposób - to był tylko jeden porachunek, pokazanie innej strony detektywa, który bynajmniej nie jest jednowymiarową postacią.
"Ale myślicie że taki Mycroft, to jakie miał metody działania? inne? Zejdźmy na ziemię. Na pewno robił takie same rzeczy, a prawdopodobnie i gorsze, bo mając za plecami służby specjalne Wielkiej Brytanii, nie musiał się zbytnio ograniczać w środkach."
Wróćmy do odcinka z Irene. Ja rozumiem końcówkę tak. Mycroft "wystawił" Irene terrorystom, nie sądzę aby miejsce egzekucji miało miejsce w Pakistanie czy Afganie - bo film z jej rytualnym mordem miał służyć jako dowód dla szefów terrorystów, że ta nie żyje, wszak Irene by się nie pchała w te kraje, gdzie czeka ją pewna śmierć i do nich trzeba mieć tez wizę , SH miał też " nadzór " brata wiec to lokalni wierni islamiści dopadli ją na terenie UK za sprawą Mycroft'a , który po analizie zawartości telefonu Irene wiedział kto jej zagraża. Porwanie jej byłoby mocno kłopotliwe a gdyby nawet to kręcenie filmu byłoby już zbędne. Łatwiej byłoby ja zamordować na miejscu. Sms między IA a SH doszedł błyskawicznie, a w wyżej wymienionych krajach roaming zwykle nie działa. SH mógł orientować się gdzie IA w UK przebywa trudno byłoby mu ukryć wyjazd i wtopić się w organizacje terrorystyczna gdzieś w Pakistanie , w Londynie wystarczyło mu wkroczyć w ostatnim momencie.
Mycroft miał mnóstwo kłopotów z powodu Irene - jego wielki i kilkuletni projekt z CIA w walce z terroryzmem lotniczym został ujawniony gdyż Irene za sprawą SH przekazała ta informację do JM. Irene pod działalnością prostytucji zajmowała się sprzedażą informacji wywiadowczych a na koniec szantażem na MH chciała uciec z wielką kasą , niebezpiecznymi informacjami , które pogrążyłyby i Mycrofta ale i sprytnie chciała od siebie odwrócić uwagę wspominając kilkakrotnie JM aby bracia to JM winili za wszystko a ją mieli tylko za chciwą kobietę. Mycroft monitorował Irene chcąc jej śmierci, telefonu i zamknięcia sprawy .
Nie można go rozgrzeszyć w aspekcie popełnienia morderstwa. Ani Sherlock ani Magnussen nie jest czarno-biały, choć Sherlock łamie prawo w jakimś celu, a nie dla własnej przyjemności czy zarobienia pieniędzy, dlatego mimo podobieństw nigdy nie dogadał się z Moriarty'm. Robi co uwielbia, czyli rozwiązuje zagadki, a przy tym pomaga ludziom, a nie szkodzi im - Magnussen po prostu szantażował ludzi, bo miał w tym swój biznes i podobało mu się to. Sherlock od początku go nienawidził (rozmowa z Mycroftem), fascynowała go zawartość Appledore, skoro Charles stwierdził, że wszystko jest w jego głowie a w tej rezydencji nie ma 'vaults', następnie zaczął kpić z Johna i grozić mu, że go zniszczy - to wystarczyło aby Sherlock stracił nad sobą kontrolę. On tego nie planował wcześniej z zimną krwią, to zbrodnia w afekcie.
Mając brata na tak ważnym stanowisku w rządzie można zatuszować praktycznie wszystko. Samolot pełen trupów na pewno nie był legalny. To jest jedno morderstwo (za które miał ponieść konsekwencje, ale Mycroft potrzebuje Sherlocka, bo sam nie będzie biegał za sprawcą nagrania), którego świadkiem było kilku ludzi, Rosjanie tuszują całe masakry, nie mówiąc o CIA w USA.
Moim skromnym zdaniem cały ostatni odcinek nie pasuje zarówno do serialu jak i do postaci Sherlocka Holmesa. Zacznijmy od tego jak przedstawiono żonę Johna - Mary. Zupełnie mi to nie podchodzi, jak również postać i historia Magnussena.
Ogólnie 3 odcinek 3 sezonu popsuł lekko "mroczną" atmosferę serialu.
Ale DUŻY plus za samą końcówkę tą z profesorem M. poprostu ciary na plecach (:
Pzdr
Ja uważam zupełnie inaczej - końcówka 3 sezonu pasuje do Sherlocka Holmesa, pasuje jak najbardziej, gdy uwzględni się także zmiany, które w nim zaszły. Trzeci sezon jest inny od dwóch poprzednich, ale to, co się w nim dzieje nie jest wzięte z czapy, ma swój sens.
SH tylko wykonał prośbę swojego brata Mycrofta, na którego Magnussen miał również "haka" przy okazji gwarantując spokój Watsonom jak i samemu sobie. Wystarczy zwrócić uwagę na rozmowę kiedy bracia Holmes popalają papierosa, film który ogląda Magnussen w swojej rezydencji oraz jego tłumaczenie.