Dlaczego wszędzie czytam tylko o wspaniałym (lub nie) character developement Holmesa? W tym sezonie twórcy
zmienili nie tylko Sherlocka ale i Johna. Z tego bardziej 'doyle'owskiego', oddanego całym sercem przyjacielowi, którego
podziwia, na faceta, który zapytany pewnie powiedziałby "Aa, Sherlock Holmes? No ta, kojarzę gościa". (Ok, tutaj trochę
wyolbrzymiam). Na początku sezonu jest to jeszcze wytłumaczalne żalem do Sherlocka za ukrywanie się przez dwa lata,
ale potem ?
Chodzi mi o to, że Sherlock robi wszystko, żeby John był bezpieczny i szczęśliwy. Nie wiem czy się kochają czy nie,
wszystko jedno, ale w Znaku Trzech powiedzieli sobie nawzajem, że są dla siebie bardzo ważni, a dorośli faceci (do tego
Anglicy) raczej sobie takich rzeczy nie mówią tak poprostu, nie? (może się mylę, nigdy nie byłam facetem, Anglikiem tym
bardziej) I za chwilę mamy Johna w ostatnim odcinku, który widzi jak mu przyjaciel umiera (po raz drugi!) na jego oczach,
a jego reakcja jest taka, jakby to był ktoś obcy. Dalej Sherlock ucieka ze szpitala, żeby Johnowi pokazać prawdę, i żeby
sam sobie mógł zdecydować, czy chce być z Mary czy nie (mógł spokojnie wykorzystać sytuację, żeby Johna odzyskać i
znowu by było 'The two of us against the rest of the world'). Potem tylko szybkie przypomnienie tego, jak SH wyciągnął
Johna z ogniska gołymi rękami i nawet Magnussen mówi Johnowi "Nie ma nic, o co Sherlock troszczył się bardziej niż o
ciebie". I na koniec detektyw zostaje mordercą, żeby John nie miał problemów i żeby mógł sobie spokojnie żyć z żoną i
dzieckiem, w czasie kiedy Sherlock bedzie siedział w więzieniu albo narażał życie w strasznej Europie wschodniej.
I John o tym wszystkim wie. Tu nie jest tak jak w Reichenbachu, że Sherlock ich ratuje a oni o tym nie mają pojęcia. I
nawet socjopata Sherlock wiedział, że wypada podziękować jak mu John ratował tyłek. A doktorek nic. Widzi przyjaciela
ostatni raz, odprawiając go na śmierć. Wszystko to dla niego, a on nic. Tak jakby sobie myślał "No przecież Sherlock
zawsze od tego był. Miał robić, tak żebym był bezpieczny, a ja miałem mu robić herbatę. Wyleczył mi nogę, PTSD,
znajdował mi zajęcia, zmartwychwstał jak go o to poprosiłem, wyciągnął mnie z ogniska, pomógł mi z weselem, poszedł
na nie i jeszcze wygłosił mowę(!), a ostatnio akurat uratował mi rodzinę, wielkie mi halo"
To może być pytanie, które wywoła burzę, albo wszyscy przejdą obok niego obojętnie. Jak wygra pierwsza opcja to za chwilę rozlegną się głosy zwolenników i przeciwników "character developmentu". Powiedzą "no jak to, ożenił się, ma być ojcem...wszystko się zmienia...".
Ja również z przykrością stwierdzam, że mnie ten "nowy" John też jakoś tak nie pasuje. Cieszę się tylko z tego, że tak jak już kiedyś wspomniałam "przypomniał sobie kilka sztuczek z wojska i szkoły medycznej" i mógł się "wykazać". Mam nadzieję że jeszcze się chłopak jeszcze ogarnie? Tyle mojego.
Myślę, że te 2 lata, kiedy uważał, że Sherlock nie żyje bardzo go zmieniły. Zmężniał, stał się bardziej niezależny, itp. I chociaż szkoda, że nie jest już tak oddanym współpracownikiem, jak kiedyś, to wydaje mi się, że dalej zależy mu i na Sherlocku, i na stylu życia, jaki prowadzą. I tak jak napisała Kei_Kei, żona, dzieciak w drodze, trochę musiał przewartościować swoją głowę.
A czemu nie wiedział, co powiedzieć Sherlockowi, gdy ten wyjeżdża? Po pierwsze, ten nie podzielił się z Johnem informacją, że zakończenie misji w 6 miesięcy = 3 metry pod ziemią, a wszystkie emocjonalne "będzie mi ciebie brak" i "co ja bez ciebie pocznę" już przetestował, gdy Holmesa nie było, no i powiedział to, gdy ten nagle ożył. Pewne emocje też się czasem wyczerpują, ale ja akurat jestem pewna, że zachowanie Johna ani trochę nie oznacza, że mniej mu na Sherlocku zależy. Oznacza jedynie, że wiele się wydarzyło i pewnie on sam jeszcze tego nie uporządkował. (:
Generalnie to mi najbardziej przeszkadza to, że John albo nie docenia albo nie dostrzega tego, że ktoś tyle dla niego robi. Właśnie z jednej strony stał się bardziej niezależny, a z drugiej nie przeszkadza mu, że Sherlock ciągle mu pomaga.
ja nigdy nie przepadałam za Sherlockiem książkowym i interpretacja Watsona w wersji Martina jest dla mnie fantastyczna właśnie dzięki temu, że nie jest taka wiernopoddańcza wobec Sherlocka, tylko jest to facet z charakterem; ani John ani Sherlock nie są wylewnymi osobami, ale ta 2- letnia rozłąka sprawiła, że byli w stanie zdobyć się na powiedzenie sobie kilku ciepłych słów; a co do zmiany w Johnie, to wrócił on z wojny i dzięki Sherlockowi był w stanie powrócić do normalnego życia, potem Sherlock zabrakło i znalazł Mary, ale w zasadzie to są dwie osoby, z którymi jest w stanie być blisko po traumie wojny. Tylko po prostu czym innym jest przyjaźń z Sherlockiem (szczególnie gdy nie mieszka się z nim już na co dzień), a czym innym małżeństwo; Watsonowi jest pewnie jeszcze trudno znaleźć równowagę między tym ile czasu poświęcać na Mary i ile na Sherlocka
Chyba stało się po prostu to co wszyscy zapowiadali: "marriage changes people", bo w pierwszym odcinku zachowywał sie jeszcze jak dawny John (min. wyznanie w metrze)
Czegoś nie rozumiem, John zachowuje się jak prawdziwy przyjaciel, w każdej sytuacji, w jakiej go widzimy: wyciąga Sherlocka z meliny, cieszy się, że Sherlock znalazł dziewczynę, towarzyszy mu w sprawie Magnussena, po postrzale dzwoni po karetkę i jest z nim w szpitalu aż ten się wybudzi, wierzy na słowo, że Mary i dziecku nic nie grozi, gdy Sherlock postanowił wszystkich potraktować zaprawionym napojem, daje się upokarzać Magnussenowi, bo wie, że z jakiegoś powodu jest to Sherlockowi potrzebne...
Nie mieszkają razem, więc nie może asystować Sherlockowi tak jak wcześniej. Sherlock nawet tego nie chce, konsekwentnie popycha Johna w stronę Mary.
W którym momencie John traktuje Sherlocka jak zwykłego znajomego? Kiedy nie przychodzi na jego wezwanie, odmawia pomocy, przestaje bezgranicznie mu ufać?
Małżeństwo zmienia okoliczności, ale nie człowieka. John jest nadal lojalnym przyjacielem, który skoczyłby za Sherlockiem w ogień, gdyby role się odwróciły.
Hmm... wyciąga go z meliny przez przypadek w sumie (ale w to że Sherlock jest czysty już powątpiewa)... co do radości to w moich oczach wyglądało to raczej na szok i niedowierzanie (w sumie nawet zrozumiałe)... towarzyszy bo lubi dreszczyk emocji i Sherlock powiedział mu że przytył (John powiedział "zakładasz że z tobą idę?")... jakbym widziała człowieka który jest postrzelony też bym zadzwoniła po karetkę (nawet osoba, która go postrzeliła zadzwoniła)... co do napoju to co ma zrobić?... daje się upokorzyć bo w pewnym sensie CAM ma coś na jego małżonkę...
A w momencie kiedy jest taka scenka w mieszkaniu z Panią Hudson, Lestrade i Johnem, John zadaje pytanie "jak to Sherlockowi może na kimś zależeć..?" To takie ironiczne że dla tej trójki skoczył (a może nie z dachu) Czy John był nieobecny przez drugi odcinek? Nie widział jak Sherlock się nagiął żeby on sam był szczęśliwy?
Wiadomo że nie zmienił się jakoś tak wiesz drastycznie i może to nie mieszkanie razem daje taką otoczkę. Nie wiem.
W sumie nie mam zdania w temacie ale argumenty strasznie naciągane.
Sherlock wcale nie potrzebował by go "wyciągać" z meliny (a tym bardziej testów na prochy), radości nie widziałem tylko bardziej zdziwienie, widać że poszedł na akcję bo sam chciał - wyraźnie Sherlock zaznaczył że go prowokuje niebezpieczeństwem.
Po postrzale - jest doktorem i to jego obowiązek, jakby na ulicy spotkał obcego postrzelonego to niby by nie pomógł?
Z napojem i tak nic nie mógł zrobić, Sherlock jest bystrzejszy więc to naturalne że mu ufa, szczególnie w kwestii Chemii.
Nic niezwykłego nie zrobił.
Sherlock oczywiście "nie potrzebował", ale John o tym nie wiedział. Zobaczył przyjaciela w niebezpieczeństwie i zrobił dokładnie to, co się powinno zrobić z osoba podejrzewaną o uzależnienie.
WIdziałam nie tylko radość, ale wręcz rozanielenie Johna na widok Sherlocka w związku. Przyjrzyj się jego oczom.
Przedtem tez chodził na akcje, "bo sam chciał". Sherlock chyba nigdy go nie zmuszał... Więc tu się nic nie zmieniło.
Oczywiście, że ma obowiązek zadzwonić. Był jednak tak zdenerwowany, że nie zauważył nawet, że karetka przyjechała wyjątkowo szybko. Nie mówiąc o tym, ile natłumaczyć i naprosić się musiał, żeby mógł siedzieć przy nieprzytomnym pacjencie na oddziale intensywnej terapii.
Scenarzyści nie postawili przed Johnem zadania ratowania Sherlocka z ognia, pokazali go w niewymagających heroizmu sytuacjach. Był u boku Sherlocka, niezawodny, pomocny, gotowy na każde zawołanie. Tak jak wcześniej, jak w sezonach 1-2, kiedy jakoś nikt nie miał wątpliwości co do przyjacielskich uczuć Johna.
Też mi coś lekko nie pasowało - jakby zamienili się rolami i nagle to Sherlock docenił rolę, jaką John odgrywa w jego życiu, do tego stopnia, że był gotowy wszystko dla niego poświęcić... a John trochę jakby sie odsunął. Oczywiście nie powiedziałabym, że stal się obojętny, ale jedak chociażby ta (prawie) ostatnia scena pozostawiła pewien niedosyt - Sherlock mówi mu, że pewnie nigdy się nie zobaczą (co w sumie juz powinno uruchomić alarm w głowie Johna) a on tylko podaje mu rękę i jakby nigdy nic pozwala mu wsiąść do samolotu... Gdzie ten John z końcówki drugiej serii, który zasłabł widząc upadek przyjaciela? Jak dla mnie wytłumaczenia są dwa - albo scenarzyści sie nie przyłożyli (w co za bardzo nie wieżę) albo faktycznie John dalej jest w lekkim szoku - już raz stracił swoją bratnią duszę i może boi się teraz znów tak mocno zaangażować. Jak dla mnie bardzo mocna była ta scena w której Sherlock wrócił do życia zdawszy sobie sprawę (za sprawą Moriatriego) że John może być w niebezpieczeństwie -bardzo wymowne, to nagłe szarpnięcie połączone z przywróceniem pulsu, to mozolne wspinanie się po schodach... tak jakby role się odwrociły.
Watsona uwielbiam za tą jego uczuciowość i chciałabym, żeby trochę mocniej pokazal na koniec, że mu na Sherlym :) naprawdę zależy...
Całkowicie się z Tobą zgadzam. Nie lubię tego "nowego" Johna. Faktycznie, o ile w pierwszym odcinku jego zachowanie było jeszcze uzasadnione, to już w kolejnych po prostu irytuje. Sherlock z drugiego i trzeciego odcinka, to człowiek, który poświęca dla niego wszystko. Najpierw - w The Sign of Three - widzimy, jak usilnie stara się pozostać w życiu Johna. Robi wszystko, że utrzymać ich przyjaźń (nieświadomie chwilami stawia się nawet w pozycji dziecka), a na koniec i tak zostaje sam. A ostatni odcinek? Kiedy Sherlock orientuje się, że dla Johna najważniejsza jest teraz Mary, robi to, na co ten nie ma odwagi. Jest gotów stracić wszystko i odsunąć się w cień, żeby tylko Mary nic się nie stało. Byle tylko John był szczęśliwy. Trzeci sezon, to jedno wielkie wyznanie miłości Sherlocka do Johna. Platonicznej, czy nie, nieważne. Nie w tym rzecz.
A co robi John w tym czasie? No właśnie. Rozumiem, że minęły dwa lata i że ma teraz życiu kogoś oprócz Sherlocka, ale to nie tłumaczy jego zachowania. Jego obojętności w stosunku do Sherlocka. Owszem, mamy jedną, czy dwie "dramatyczne sceny", w których John martwi się nałogiem Sherlocka, ale to wszystko. Nic więcej. W tym sezonie Sherlock jest dla niego tylko sposobem na walkę z PTSD i nudą. Kiedy widzi postrzelonego Sherlocka, równie dobrze mógłby to być ktoś mu obcy. Nie zobaczy już nigdy więcej swojego najlepszego przyjaciela? Co z tego? Porozmawiajmy o pogodzie. Porównajcie sobie "przemowę" Johna z The Reichenbach Fall z dialogiem z zakończenia His Last Vow... On nawet nie podziękował Sherlockowi!
Niech John żeni się z kim tylko chce, ale niech wątek ten nie niszczy całego serialu i przyjaźni bohaterów. Nie bez powodu Doyle "zabił" Mary jednym zdaniem na marginesie. Oglądamy "Sherlocka" dla Holmesa i Watsona, ich wspólnych przygód, a nie historii o kryzysie wieku średniego, nudnym małżeństwie i dziecku w drodze. Gdyby jeszcze Mary nie wpłynęła na ich relację, wszystko byłoby w porządku. Niestety jednak stało się inaczej. W efekcie mamy socjopatę, który wyrywa sobie serce dla przyjaciela i żołnierza-lekarza, który ma to po prostu gdzieś. Bohaterowie, którzy zupełnie nie przypominają samych siebie z pierwszego sezonu. Jestem fanką rozwoju postaci, ale tylko wtedy kiedy ma on sens.
W pełni się zgadzam z Tobą. Ślub ślubem, ale John zmienił swój stosunek do Sherlocka ZA bardzo. Jak dla mnie tak się nie zachowuje przyjaciel wobec kogoś kogo kocha.
Moje zdanie jest takie:
Poprzednie dwa sezony były pokazane "oczami" Johna. Dlatego i John jest inny i Sherlock jest inny. Sherlock z perspektywy Johna jest inny niż Sherlock z perspektywy jego samego.
Trzeci sezon jest pokazany "oczami" Sherlocka. Dlatego i John wydaje się być tym razem inny i Sherlock też. Być może taki właśnie jest John z perspektywy Sherlocka. To trochę smutne. Oboje zdecydowanie ochładzają swoje wzajemne charaktery... może to był gwóźdź planu twórców. Sprowokować frustrację w widzach, który muszą patrzeć jak Sherlock i John chodzą wokół siebie i nie mogą zrozumieć swoich wzajemnych uczuć.
Czytałam kiedyś taki komentarz, że pierwszy sezon opowiada o tym jak siebie nawzajem wybrali, drugi jest o tym jak John zakochuje się w Sherlocku (metaforycznie czy dosłownie, who cares), a trzeci o tym jak Sherlock zakochuje się w Johnie (ditto).
Wszystko też zależy jak się interpretuje relacje Johna i Sherlocka. Jeżeli uważa się ich za przyjaciół powody mogą być inne niż jeżeli uważa się, że między nich zaczyna wchodzić miłość romantyczna. Czy może raczej, jeżeli pojawiła się wcześniej i Mary narobiła szumu :)
Trzeba poczekać na czwarty sezon, powinno się coś wyjaśnić :) kto jak kto, ale twórcy przywiązują uwagę do psychologii postaci.
W dużym stopniu zgadzam się i z Tobą i z Thewoman, tylko taka jedna refleksja na marginesie, trochę nie na temat. Po pierwszym odcinku ludzie mówili - poczekajmy na drugi. Po drugim - poczekajmy na trzeci. Po trzecim - poczekajmy na następny sezon :D Trochę to zabawne, widać, że mocno się namieszało w serialu. Ech, gdzie te czasy, gdy człowiek oglądał jeden odcinek i wyglądał następnego, bo był po prostu zachwycony ;)
No wlasnie... chyba po prostu się spodziewaliśmy w his last vow jakiegoś wyjaśnienia czy cos ;) niestety nie doczekaliśmy się. Mam tylko nadzieję że 'pogorszenie' Johna nie jest niedopatrzeniem twórców tylko plan po namysle i ze w czwartym sezonie ich relacje sie na powrót ociepla ^^ ja mam już całą masę teorii na temat czwartego sezonu :D
Też mam taką nadzieję, zwłaszcza, że sami autorzy ciągle powtarzają, że ten serial jest głównie o przyjaźni między Holmesem i Watsonem, a nie o przestępczości w UK i poza nią ;) Może własnie dlatego tak mi nie dają spokoju te zmienione relacje między bohaterami
Podoba mi sie ta koncepcja, że pierwsze dwa sezony były z punktu widzenia Johna a trzeci z punktu widzenia Sherlocka. To by wyjasnialo rodzicow, wiecej Mycrofta, mind palace itd
Tak jeszcze a propos Johna i Sherlocka mam pytanie: w zasadzie dlaczego Jak Magnussen pstrykal Johna to Sherlock powiedzial zeby mu na to pozwolił? Ktos ma pomysł?
Też się zastanawiam i jak na razie nie jestem pewna...
Na początku myślałam, że Sherlock po prostu bał się CAMa i tego, co CAM może zrobić Johnowi lub Mary gdy ten nie da się "pstrykać"... Tylko, że czy ma to sens, kiedy parę minut potem ładuje mu kulkę w łeb? No chyba, że ta kulka w łeb to była decyzja pod wpływem chwili....
Może też, jeśli Sherlock wcześniej planował zabicie CAMa, nie chciał budzić w nim podejrzeń i zatrzymać go do przylotu Mycrofta?? W sumie to pstrykanie przez chwilę trzymało go na tym tarasie...
Sherlock na pewno brał pod uwagę że w ostateczności zabije Magnussena, w końcu po to kazał wziąć Johnowi pistolet.
No racja, tak więc zostaje chyba opcja druga, chyba, że ktoś ma lepsze wytłumaczenie;)
No dokładnie! Miło że nie tylko ja to widzę Quo vadis Johnie? No bo od kiedy to John jest mniej uczuciowy od swojego przyjaciela socjopaty. Wybaczył Mary to że prawie zabiła Sherlocka, tak wiem że Sherlock nie robił z tego wielkiego halo, ale mimo wszystko przyszło mu to nadzwyczaj łatwo; przyjął za pewnik (bez dziękuję) to że detektyw poświęcił dla jego apple pie life swoja przyszłość; i jeszcze coś co mnie uderzyło - gdy znalazł postrzelonego Sherlocka nie wyglądał na jakoś specjalnie zdruzgotanego, zapytał kto to zrobił i tyle!!! aghhh W odcinku ze ślubem traktował go natomiast przez większość czasu jako uciążliwy nadbagaż którym trzeba się zająć choć się wcale tego nie chcę (jego konspiracja z Mary).
Sherlock natomiast przez cały sezon miał serce na wierzchu. Czyżby jakaś pokręcona zamiana ról?
Nie jestem jedną z tych która by widziała ich jako parę, po prostu myślałam i w poprzednich sezonach tak to wyglądało że Sherlock dla Johna jest kimś naprawdę ważnym, a teraz to już sama nie wiem.
Ja jestem ciekawa jak to się dalej potoczy. Bo doszli do tego że John ma tendencję do szukania sobie towarzystwa nie koniecznie "klasycznego". Gdyby Mary miała jeszcze taki Doylowski charakter i usuwała się powiedzmy "w cień" to może jeszcze jakoś by to wyglądało. Sherlockowa Mary jest kobietą powiedziałbym nad wyraz zaradną i teoretycznie niebezpieczną, o ile to możliwe uczestniczy w akcji. Ciąża może ją trochę "usadzi". Ale moje pytanie jest takie, skoro Mary jest takim żeńskim "prawie Sherlockiem" to czy John będzie jeszcze potrzebował prawdziwego Sherlocka?
Właśnie coś podobnego napisałam w innym temacie ;-) że moffat ,chcąc mam namieszać w mózgach, troszkę tym razem przegiął... choć nei powiem, ta "zaradna"- jakie dobre określenie ;-) mary mi się podobała, aż zrozumiałam co to znaczy dla relacji Johna i Sherlocka;-) Mary z kanonu była wbrew pozorom łatwiejsza do ominięcia a i TAK została w końcu uśmiercona (chociaż... to mogło wynikać z osobistej historii ACD- jego 1 żona umarła).
Nigdy nie obstawiałam śmierci mary- no bo to już nie te czasy,w których ludzi w kwiecie wieku mrą jak muchy ;-) ale myślałam,ze rozwiążą tę sytuację jakimś rozłamem miedzy nią a Johnem- i rozwodem,przed 4 sezonem;-( a tu... klops! Powrót/nie powrót Moriarty'ego ani mnie ziębi ani grzeje ale z MARY?? no i tak mnie zostawili w oczekiwaniu, frustracji i lekkiej złości(rozczarowaniu?)- i co dziwne- to gorsze uczucia, niż po 2 sezonie
Niech wymyślą coś sensownego... Sam ACD nie lubił nazwiska Moffat... tak nazwał jednego z bandytów napadających na bank, przewidując pojawienie się takiego trolla ... albo Moffat mści się za znieważenie swojego nazwiska przekręcając kanon...
Ogólnie rzecz biorąc rozumiem że John czuje się zagubiony po tym wszystkim co się działo ( żoneczka rozczarowała OOOOOOPS jak mi przykro), ale na litość boską. Minęło chyba trochę czasu pomiędzy rozmową Watsonów i Sherlockiem na Baker Street a tymi świętami. W tym czasie zdołał wybaczyć Mary która prawie zabiła jego najlepszego przyjaciela, a nie zdążył wrócić do normalnych relacji z Sherlockiem? Żonce rzuca się w ramiona, łzy szczęścia lecą mu po policzkach, mówi że przyszłośĆ jest ważna. A jak przychodzi do rozstania z Sherlockiem na lotnisku to mu języka w gębie zabrakło i jedyne co potrafi zrobić to uścisnąć mu dłoń ( gdzie jest świadom tego że Sherlocka może nigdy więcej nie zobaczyć). LITOŚCI. Jedyne co teraz mam przed oczami to to jak był wylewny przy grobie na koniec 2 sezonu. jaka szkoda że to nie wróci. A tak poza tym to ja nie wiem czy do serialu wróci jeszcze nasz duet. Usunąć Mary i dziecko nie będzie tak łatwo usunąć z serialu jak wprowadzić. A SZKODA
Nie mówię, że podoba mi się postawa Johna jako całokształt, natomiast nie dziwie się że był bardziej wylewny przed nagrobkiem niż face to face, ogólnie to chyba większość ludzi tak ma, a już faceci to raczej sobie czułości żadnych nie wyznają, nawet jeśli chodzi o rozstania. To bardziej miało być chyba takie "męskie" rozstanie. Czego Wy się spodziewaliście, że rzucą się sobie w ramiona?:)
"Męskie rozstanie" byłoby bardziej zrozumiałe, gdyby po pierwsze: nie rozstawali się z takiego powodu z jakiego się rozstają (znowu: Sherlock poświęcił się dla Johna), a po drugie: nie wyznawali sobie miłości odcinek wcześniej. I tak jak już pisałam, nie wiem czy chodzi o miłość romantyczną u którejkolwiek ze stron, ale (tak jak i Ty wspomniałaś) faceci sobie raczej czułości nie wyznają. I właśnie dlatego jest to dla mnie dziwne, że wtedy mogli, a teraz jak się widzą ostatni raz, już nie. Swoją drogą ciekawe co Sherlock chciał Johnowi powiedzieć zanim stchórzył i zażartował o imieniu...
Zgadzam się calkowicie - mnie w sumie ta ostatnia scena najbardziej ... zasmuciła? Wiadomo, ze faceci inaczej okazują emocje i przywiązanie itd, ale jak słusznie piszesz - Sherlock wyraźnie zasugerował, że mieli się juz nie zobaczyć (nie dało to Johnowi do myślenia??), a było to bezpośrednią konsekwencją tego, że zabił gościa by chronić Johna i jego rodzinę (inna sprawa, że wg mnie zrobił to bo po raz pierwszy poczuł się pokonany przez czyjśc intelekt..). Także spodziewałabym się trochę więcej emocji po Watsonie, który w końcu wydawał się być osobą o znacznie większej niż Sherlock wrażliwości..
No generalnie wyszło na lotnisku między nimi raczej drętwo, choć myślę że zamierzenie takie wrażenie było. W sumie na miejscu Johna też nie wiem co bym miała powiedzieć Sherlockowi...No jakby nie spojrzeć to "niezręczna" sytuacja ogólnie z tym Magnussenem, że go zabił dla Johna i w ogóle.
O ile w pierwszym odcinku 3-go sezonu John jeszcze ujawnia jakieś oznaki tego, że się Sherlockiem przejmuje no bo wrócił i tak dalej, to potem faktycznie staje się raczej bierny. Inna sprawa, że przez dwa pierwsze sezony John chyba nie zdawał sobie tak naprawdę sprawy jak wiele dla Sherlocka znaczy, rzekłabym że nie był do końca przekonany że Sherlock ma faktycznie jakieś głębsze uczucia wobec kogokolwiek, tym bardziej biorąc pod uwagę fakt że ich ostatnia rozmowa twarzą w twarz przed "samobójstwem" Sherlocka dotyczyła Ms Hudson i tego że Sherlock ma gdzieś że jej się coś stało ( wykrzyczane do Sherlocka "you machine" zanim wyszedł wściekły ze szpitala).
Podsumowując tak naprawdę przez dwa pierwsze sezony Sherlock raczej nie ujawnia jakoby na kimkolwiek bardzo mu zależało, natomiast w trzecim sezonie John raczej nie mógł nie zauważyć całej tej zmiany postawy Sherlocka i jego większego zaangażowania emocjonalnego. Rzucało się to w oczy widzom, niektórych wręcz raziło więc na pewno i swój wpływ miało to na Johna, to jedno a druga sprawa że nie wiem czy dobrze bym się czuła z faktem, że ktoś poświęca dla mnie dosłownie WSZYSTKO i staje się przez to mordercą, tym bardziej jeżeli zrobiłaby to dla mnie osoba tak ważna jaką jest Sherlock dla Johna (a przynajmniej jak to sam John deklarował).
Ja mam generalnie nadzieję (nie wiem w sumie czy "nadzieja" to dobre słowo), że wątek postawy Johna względem Sherlocka ale również względem Mary (dużo dziewczyna namieszała bez dwóch zdań) zostanie rozbudowany w kolejnym sezonie w satysfakcjonujący sposób.
Hm w sumie jak teraz wspomniałaś to może faktycznie Sherlock chciał powiedzieć coś innego ale się powstrzymał, ciekawe...
Ktoś napisał ,że ten sezon był. z perspektywy Sherlocka i to może on tal widział Johna. Ale wyszło na to ,że Holmes jest bardziej uczuciowy niż nam się wydawało a lista jego słabości jest długa.
Tak ktoś tak pisał i jak na razie popieram ten punkt widzenia, także może John będzie miał jeszcze swój moment.
Lista może nie tyle jest długa co znalazła się na niej jedna kluczowa pozycja -John Watson.
Wlasnie zastanawia mnie dlaczego Sherlock nie był "pressure point" Johna. Chyba, że za "pressure point" nie uznamy kogoś kto jest najważniejszy dla danej osoby, ale taką ktorej mozna użyć do szantażu (np. Harry Watson chyba nie jest najwazniejsza dla Johna tylko mozna wykorzystac jej alkoholizm)
Co do pozegnania Johna i Sherlocka to bym nie dramatyzowala, widac ze Johna przerosla ta cala sytuacja. Wydaje mi sie, ze zawiodl sie na Mary, czuje sie oszukany i juz jej za bardzo nie ufa, ale z drugiej strony niedluga ma sie urodzic dziecko i wie ze nie powinienjej opuszczac. To go chyba przytlacza i juz po prostu nie ma sily na jakies wylewne pozegnania. Sherlock to widzial i chcial troche rozladowac sytuacje (Sherlock to imie dla dziewczynki). Co nie zmienia faktu ze rzeczywiscie w tym sezonie John jest jakis taki mniej uczuciowy.
Tak w tym przypadku "pressure point" to nawet niekoniecznie musi być osoba. Chodzi o cokolwiek, czym można kogoś zaszantażować (patrz listy męża Lady Smallwood). Biorąc pod uwagę, że do tej pory John uważał, że Sherlock jest niezawodny (przypadek z Magnussenem pokazał, że nie to nie do końca prawda) raczej Sherlock nie był żadnym "pressure point" Watsona.
Odnośnie Mary to wpadłam w ogóle na pomysł jak mogą pomóc jej zniknąć. Generalnie tak jak mówisz John na pewno jej już nie ufa jak dawniej i nie zaufa w przyszłości natomiast jej ciąża jest czynnikiem, który zdecydowanie go przy niej zatrzymuje. I tu biorąc pod uwagę, że cała historia została przeniesiona do XXI wieku, Watson zamiast opowiadań prowadzi bloga itp itd to równie dobrze zamiast uśmiercania Mary jak to było w oryginale można by po prostu doprowadzić do tego, że się rozwiodą co w naszych czasach nie jest niczym dziwnym, a i w całej tej historii nie byłoby wcale takie nie na miejscu.
Wcześniej też myślałam o rozwidzie, ale moim zdaniem dziecko trochę tę opcję wykluczyło (chyba ze okaze sie ze nie jest Johna), bo:
1. John jest zbyt "szlachetny" zeby zostawic kobiete z dzieckiem
2. Nawet jakby sie rozstali to i tak pewnie chcialby to dziecko widywac i to by tez troche zaburzalo jego relacje z Sherlockiem
Wydaje mi sie ze jedyna opcja jest ta opcja najbrutalniejsza czyli zabicie Mary i dziecka za jednym razem. Juz wogole sobie nie wyobrazam zeby John zostal wdowcem i wychowywal dziecko razem z Sherlockiem
Oj tam aż tak to bym go nie uszlachetniała, zawsze zostają alimenty :P No ale zobaczymy, chyba największym zaskoczeniem byłoby gdyby w żaden sposób nie rozwiązali tej kwestii i Mary z dzieckiem jednak by zostali.
Alimenty alimentami ale John biorący dziecko na weekend i zajmujący sie nim razem z Sherlockiem to juz by było so much gay :)
Mam nadzieje ze ta kwestie rozwiąza w kolejnym sezonie, szczerze mowiac myslalam ze zrobia to juz w tym
No też dziecka pałętającego się pod nogami nie chcę oglądać, nawet jeśli to tylko weekendy:P Też na początku myślałam, że rozwiążą to w sezonie 3 ale w sumie po namyśle uznałam że byłoby to może zbyt szybko no i teraz nie mielibyśmy wszyscy o czym spekulować no a tego producenci przecież nam zrobić nie mogli hyhy :D
Ja się trzymam kurczowo wersji, że John tak naprawdę nie zaufał Mary i przez ten okres kiedy z nią nie rozmawiał (między rozmową na Baker Street i świętami u Holmesów) uknuł z Sherlockiem jakiś spisek. Tak samo przekopiował pliki z A.G.R.A (może je przeczytał) i wyrzucił pustego pendrive'a. Po prostu chce mieć Mary na oku, poza tym nosi ona jego dziecko i jest jego żoną, ale będzie udawał na razie, że wszystko jest w porządku.
Ta teoria również pasowałaby pod nieco chłodne pożegnanie Johna i Sherlocka, jeśli wierzyć też, że pojawienie się Moriarty'ego na bilbordach było pomysłem Mycrofta/Sherlocka/kogokolwiek, żeby wyratować tego drugiego od misji samobójczej.
Ale można sobie spekulować i spekulować, a wiadomo, że Moffat wywinie coś, czego nikt się nie spodziewa :D
Podoba mi się ta wersja;-) że John wcale tak Mary nie zaufał i coś uknuł (z kimkolwiek :-) to by było najciekawsze i można by było wtedy coś jeszcze "wycisnąć " z tego wątku.
I boję się że scenarzyści po prostu "zapomną" o niej- i tak się będzie gdzieś z tym dzieckiem plątać na obrzeżach głównych watków ;-( co bedzie BEZ SENSU bo John Tatruś albo zrobi się przesadnie ostrozny na akcjach albo to nie bedzie miało żadnego sensu psychologicznie.
To właśnie jest najgorsze w dwuznaczności, która otacza ten serial - nie wiadomo czy po prostu twórcom TAK WYSZŁO, czy coś z tego faktycznie wyniknie...
Psychologicznie w ogóle John nie nadaje się na dobrego ojca :D mam nadzieję, że rozwiążą to kanonicznie i po prostu dziecka nie będzie... w ten czy inny sposób.
Tak,tak! widzę,ze zgadzamy sie w tej sprawie na 100%...i byłoby ekstra super,tylko,ze oczywiście mamy zerowy wpływ na twórców serialu ;-(
ale mówiąc o tym- oprócz wielu innych rzeczy, oczekiwanie na następny sezon wypełnia mi lekki niepokój,że Moffat coś znów przekombinuje- wcale nie dlatego, ze tak będzie dobrze dla postaci, czy że tak to sobie kiedyś obmyślił, tylko dlatego,ze znów będzie chciał coś udowodnić fanom i szturchnąć kijem w mrowisko (jego chyba naprawdę cieszy wzbudzanie w widzach estremalnych emocji).
Na szczęście (o ile to prawda) ma niecały rok na kombinowanie a nie dwa lata :D
Zgadzam się w pełni. Nabazgroliłam nawet kiedyś metę na ten temat, która pewnie nie ma sensu, ale co tam.
http:// thesignofgays.tumblr. com/post/ 73337296713/john-in-hlv (cenzura filmweb ;))
Dla mnie największy zonk to jest to, że Watson nie miał wymienionego Sherlocka w słabych punktach gdy CAM go ' czytał '. Dla mnie to jest zastanawiające.
Ironizując... Sherlock jest najmocniejszym punktem Johna ;) tylko w tym sezonie nie poskładał jeszcze faktów to się CAM nie doczytał... Ciekawa jestem skąd CAM zna preferencje porno Johna.... XD
To akurat najłatwiej odkryc:D wystarczyło się Dżonowi do kompa włamać ;). I wyświetliło mu ile razy na redtube wchodzi i co tam ogląda :D