I jako słuchowisko, jest to bardzo fajna opowieść. Natomiast nie wiem jak można to oglądać, bez zajmowania się czymś innym. Można zobaczyć-posłuchać jeden raz, aby zrozumieć dowcipy o Stiritzu.
Nie wiem po co bohater wrócił do Berlina, mimo, że został praktycznie zdekonspirowany i w normalnych zabawach szpiegowskich byłby obserwowany.
Przejrzałem wątki na forum i dziwi mnie, że ludzie nie wierzą w układanie się niemców z aliantami. Nie mam wątpliwości, że gry operacyjne toczyły się cały czas. A stawką były odkrycia naukowe niemieckich naukowców.
"Nie wiem po co bohater wrócił do Berlina, mimo, że został praktycznie zdekonspirowany i w normalnych zabawach szpiegowskich byłby obserwowany."
Ten element fabuły ma wymiar głównie propagandowy - Stirlitz poświęca się i walczy do samego końca. Póki zwycięstwo nie jest przypieczętowane, nie ma mowy o odpuszczaniu wrogowi.
Nie zgadzam się. Może dlatego, że wyrosłem w "tamtych" (tzn. za komuny) czasach, ja rozum tą ostatnią część zupełnie inaczej. Nasz bohater jest agentem sowieckiego wywiadu. Powrót do Berlina oznacza prawdopodobnie śmierć, niewykonanie "propozycji" z Moskwy, że ma tam powrócić, oznacza śmierć na 100%. Nie tylko jego ale i rodziny. Dlatego pisze list do żony, to takie pożegnanie się. I niszczy go, bo zdaje sobie sprawę, że list nie dotrze. Nawet napisany "lewą ręką po francusku". A ostatnia scena, gdy zatrzymuje się w lesie, w drodze do Berlina, to "ostatnia chwila wolności skazanego". Dla mnie, właśnie ta ostatnia, 12 część jest najlepsza, jest przechytrzeniem komunistycznej cenzury, prawie tak, jak to potrafili zrobić polscy twórcy. Poza tym podoba mi się sposób gry Tichonowa. Surowy, oszczędny. Pasuje do tej roli. Sposób prowadzenia narracji, te dłużyzny? OK, są trochę nieudolne. Ale często budują nastrój (szczególnie sceny z lecącymi ptakami). Przecież bardzo podobnych środków (choć bez porównania lepiej) używa Scott w kultowym "Obcym", czy oscarowym "Gladiatorze". A że fabuła podporządkowana ideologii i naiwna? A jaka mogła być w tamtym okresie? A przypomnijcie sobie choćby "Tak tu cicho o zmierzchu". Może tam nie ma naiwnej ideologii i patosu? A film dostał Oscara za najlepszy film nieanglojęzyczny. W tym samym czasie, gdy powstawało "17 mgnień wiosny".