Z przyzwoitej (jak na standardy niskobudżetówek) kryminalnej serii, jakieś historie z mchu i paproci, seryjni zwyrole w typie Lectera rodzą się tam jak grzyby po deszczu - i każdy jeden ma jakąś osobistą kosę do któregoś z gliniarzy, a tych z kolei przywalili taką masą tragedii/dramatów, że psychicznie nie dźwignąłby tego Terminator.
Do tego ciągłe tasowanie kadry, z dawnych zespołów już mało kogo widać, bo albo ich wycofano (ale nie z czołówki...), albo zepchnięto na margines (np. w pieluchy).
Scenarzyści - wróćcie do robienia kryminału trzymającego się ziemi.