Najbardziej lubię chyba specyfikę 2 pierwszych sezonów a z czasem coraz bardziej fabuła kojarzy
mi się z "Przyjaciółmi" - ktoś ma podobne odczucia?? Pozdr :)
Moim zdaniem wszystko jest ok aż do IV sezonu(czyli pierwsze trzy sezony), potem formuła serialu została radykalnie zmieniona
A tego akurat niewiem, bo nigdy nie oglądałem "Przyjaciół" A wg Ciebie to dobrze czy źle?
teoria jest oczywiście o niebo lepsza wg mnie :) ja ostatnio - zupełnie przypadkiem zaczęłam oglądać Przyjaciół - jestem na etapie 5 sezonu i taki mi się nasunął wniosek; trochę niżej napisałam odniesienia podobieństw bohaterów :)
każdy ma inne gusta- ale przyznam, że nie pojmuję, jak BBT może "być o niebo lepsza" od "Friends". Chyba odwrotnie :P Przyjaciele to klasyka sitcomów, tak w ogóle to chyba jedyny sitcom od początku do końca na poziomie, znakomicie wykreowane postacie, naprawdę zabawne wątki i świetne dialogi. BBT można określić jako młodszego kolegę, który bardzo się stara, ale jednak nie dosięga Przyjaciołom do pięt. To samo How I meet your mother, które ewidentnie używa szablonów identycznych jak u Friendsów.
ale jak już powiedziałam- o gustach się nie dyskutuje. Tak więc dziwię się, ale "kto co lubi" i pozdrawiam :)
Imo kaźdy serial ktoreto bohaterami jest grupa przyjaciol, tworzacych coś w rodzju zastępczej rodziny, budzi skojarzenia z Przyjaciolmi, bo co by o nich nie mowic, jest to pewnego rodzaju serialowy wzrorzec z Serves (trzymac poziom przez 10 sezonow, nie tracac zadanej postaci - to sie malo komu udaje) .
U mnie TBBT budzi skojarzenia raczej z Gwiezdymi Wojnami.
Podobieństwo nie tyle może całej fabuły, co postaci i tak Leonard -> Ross inteligentni, towarzysko nieporadni, zakochani w już nie takiej mądrej, za to ślicznej przyjaciółce (Penny->Rachel); Howard i Raj to taki bro-mance jak Chandler i Joey; postać Amy odgrywa podobną rolę co Phoebe; a Stuart to "friensowy" Gunter :)
Tak!Tak! A Sheldon -> Frank (brat Phoebe);identycza oderwaność od rzeczywistości ; ).A poważnie to widzę podobieństwo postaci Priya -> Emily.Takie niesympatycznie zaborcze są,ich związki się rozpadają.Najbardziej zbliżone są miejsca większości akcji-najwięcej dzieje się w mieszkaniach po prawej,trochę mniej w mieszkaniach po lewej.Reszta dzieje się w Central Perk/na stołówce w instytucie.
Generalnie gdzieś od 4. sezonu serial przypomina marną podróbę przyjaciół. Zamiast nerdowania, mamy odcinki typu walka o miejsce parkingowe
to jest fakt od piątego sezonu zaczyna się głupawka a w szóstym się nasila ;)
Fabuła seriali najczęściej bazuje właśnie na perypetiach kilku przyjaciół i to nie tylko w TBBT ale również w dziesiątkach innych seriali, nawet w ''Chirurgach'' tłem akcji jest grupa przyjaciół /znajomych, których losy na okrągło się przeplatają, ''Scrubs'', ''The Exes'', ''Happy Ending'', ''How I met your Mother'' itd.. to jest moim zdaniem najlepszy punkt wyjściowy dla scenarzystów ponieważ jest kilka wątków wzajemnie się przeplatających, które tworzą często spójną akcję.
Użytkownikowi Oola_fw udało się nawet odnaleźć wspólne cechy dla postaci TBBT i Przyjaciół. Dla chcącego nic trudnego. Ale Kto wie, czy amerykańscy scenarzyści nie wytworzyli ''umownie'' grupy charakterów na których bazują postacie w serialach aby wszystko miało sens?
Ja bym TBBT do Przyjaciół nie porównywała. Są to dwa różne seriale, dwie różne koncepcje, dwa inne światy.
ALe to moje zdanie. Czekam na odpowiedzi.
zgadzam się z Tobą - koncepcja TBBT była zupełnie inna i jak dla mnie ciekawsza i naprawdę świetna ale po 4 sezonie ona się spłyca i kieruje na "przyjacielską" ścieżkę - szkoda... :-/
Niektórym serialom zmiany wychodzą na lepsze, niektórym - wręcz przeciwnie. Tak było z Dr. Hausem. PO szóstym sezonie spodziewałam się, że bankowo będzie z tą swoją Cuddy a tu dupa. Wszystko od początku. Nic z oczekiwanego przełomu. Foreman naokrągło odchodził, przychodził, nie wiedzieć czemu usunięto Cameron i Kutnera no i stwierdziłam - wystarczy. Wolę wspominać ten serial miło do 6.ego sezonu niż z każdym jednym odcinkiem rozczarowywać się coraz bardziej.
Co do TBBT.. hmm.. no cóż - najbardziej żal mi było, że Penny zaraz tak szybko zostawiła Leonarda a pojawienie się Amy - ok niby śmiesznie ( z Sheldonem jest wszystko komiczne i rzucone nowe, alternatywne światło na rzeczy całkiem nam oczywiste) ale ona jest nudna.
BYC MOZE było by ciekawie gdyby... W TYM SERIALU CZAS NIE UPŁYWAŁBY CZAS. Mam na myśli - każdy odcinek (tak jak w Simpsonach) był indywidualny a zdarzenia nie nawiązywałyby do przeszłości. Przynajmniej po 3 sezonie.
Ale się rozfilozofowałam :P