Recenzja filmu

Ponad nami tylko niebo (2011)
Jan Schomburg
Sandra Hüller
Georg Friedrich

Iluzje, które tworzą życie

"Ponad nami tylko niebo" to ambitna przypowieść o tym, jak to jest być elementem czyjegoś świata albo twórcą własnej iluzji.
Są tacy, którzy twierdzą, że istnieje obiektywna rzeczywistość. Być może mają nawet rację, ale my nigdy się tego nie dowiemy. Możemy spędzić pół życia, wierząc w codzienność, a potem w ciągu jednej chwili wszystko, co uważaliśmy za pewnik, zostanie zdemaskowane jako fałsz. I nagle dociera do nas, że świat, jakim go doświadczamy, jest dzieckiem iluzji. Otwarte pozostaje jedynie pytanie, czyje są to iluzje.

Większość z nas na szczęście nie musi rozważać podobnych kwestii. Nie dotyczy to jednak bohaterki "Ponad nami tylko niebo". Martha jest kobietą szczęśliwą z idealnym mężczyzną u boku. Jednak to życie właśnie dobiega końca. Jej facet nagle znika. Wkrótce okazuje się, że zmarł, a wszystko, co Martha wiedziała na jego temat, jest kłamstwem. Świat, w którym czuła się tak bezpiecznie, był wytworem wyobraźni jej partnera. A teraz, oszukana i osamotniona, musi pozbierać roztrzaskane wyobrażenia. I co robi? Zatapia się w świecie własnych iluzji, przybierających kształt nowego mężczyzny, ale zarazem doskonale jej znanego.

Debiutant Jan Schomburg postanowił rozpocząć karierę reżyserską z impetem. "Ponad nami tylko niebo" to ambitna przypowieść o tym, jak to jest być elementem czyjegoś świata albo twórcą własnej iluzji. W tym filmie rzeczywistość ma bardzo osobisty, intymny charakter. Całość krąży wokół idei solipsyzmu, choć Schomburga bardziej niż filozoficzne konsekwencje takiego podejścia interesują aspekty psychologiczne. Kim jest człowiek? Jak ma określić swoje miejsce, skoro wszystko jest wytworem czyjeś (własnej bądź cudzej) wyobraźni? Co z uczuciami?

Stając przed odpowiedzią na tak postawione pytania, Schomburg nieuchronnie skazał się na porażkę. Jego film rozpada się pod ciężarem intelektualnych założeń, z którymi nie idzie w parze emocjonalna konsekwencja narracji.  Pierwsza część filmu to prawdziwy popis umiejętności reżyserskich Schomburga. Sposób prowadzenia postaci, odsłaniania kolejnych pokładów fałszu to majstersztyk angażujący emocjonalnie. Martha, we wspaniałej interpretacji Sandry Hüller, nie ma w sobie nic z kinowego konstruktu. Czujemy jej dezorientację i ból. Niestety, potem Schomburg zmienia konwencję. I choć ma to solidne racjonalne uzasadnienie, nie "gra" na poziomie uczuć. Wydaje się rzeczą wyjętą z zupełnie innej formy. Przez to całość sprawia wrażenie zbyt skomplikowanej, niepotrzebnie zapętlonej. I tylko Hüller pozostaje niezmiennie dobra.
1 10
Moja ocena:
6
Rocznik '76. Absolwent Uniwersytetu Warszawskiego na wydziale psychologii, gdzie ukończył specjalizację z zakresu psychoterapii. Z Filmweb.pl związany niemalże od narodzin portalu, początkowo jako... przejdź do profilu
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones