Wywiad

Jestem wyjątkowy - wywiad z Konradem Niewolskim

Filmweb / autor: /
https://www.filmweb.pl/article/Jestem+wyj%C4%85tkowy+-+wywiad+z+Konradem+Niewolskim-30419
Mówi o sobie, że w świecie filmowym jest "chamem bez szkoły". Jego "Symetria" zdobyła nagrodę dziennikarzy na festiwalu w Gdyni oraz prezentowana była na festiwalach w Cottbus, Toronto i Karlowych Warach. Wchodzący właśnie na ekrany "Palimpsest" widzieli już widzowie festiwali w Edynburgu oraz RiverRun, gdzie film otrzymał nagrodę za wybitne osiągnięcia techniczne. W naszym wywiadzie Konrad Niewolski miesza wam w głowach opowiadając o pracy na planie, końcu świata i lewitacji.



Robocza wersja "Palimpsestu" pokazywana była podczas ubiegłorocznego Warszawskiego Międzynarodowego Festiwalu Filmowego w ramach sekcji "Work in progress". Dlaczego zatem na jego premierę musieliśmy czekać tak długo?
Konrad Niewolski: To wyłącznie decyzja dystrybutora i producenta. Film był gotowy już w październiku ubiegłego roku. Przy okazji Warszawskiego Festiwalu Filmowego pokazana została jego robocza wersja. Finalna powstała dwa tygodnie później.

Nie ukrywasz, że z twojej inicjatywy wprowadzono wiele zmian do oryginalnego scenariusza "Palimpsestu" autorstwa Igora Brejdyganta. Co zatem różni twój film od pierwotnego skryptu?
Bardzo wiele. Z tekstu Igora wyrzuciłem na przykład 30 scen. Zmieniłem konstrukcję psychologiczną bohatera i relacje łączące go z innymi ludźmi, jak również większość dialogów. Są w filmie fragmenty, w których z oryginalnego tekstu pozostały tylko miejsca oraz imiona bohaterów. Tekst Igora w wielu miejscach nie był spójny. Moim zadaniem było dopracowanie tej historii w taki sposób, żeby widz oglądając "Palimpsest" nie miał tego rodzaju wątpliwości. Ten film jest jak łamigłówka. Jego zrozumienie wymaga od widza zaangażowania i zwracania uwagi na szczegóły, a do tego niezbędna jest logiczna konsekwencja, której w oryginalnym scenariuszu zabrakło.

Dlaczego więc nie zdecydowałeś się umieścić swojego nazwiska jako współscenarzysty filmu?
To był pomysł Igora i jemu należy przypisywać autorstwo scenariusza. Ponadto nie chciałem, aby widzowie i krytycy kojarzyli mnie, w przypadku tego filmu, również z jego fabułą. "Palimpsest" od początku traktowałem jako wyzwanie warsztatowe, zabawę narzędziami i na tym chciałem się skupić. Poza tym w tym filmie nie ma mojej filozofii.

Często porównujesz "Palimpsest" do wstęgi Mobiusa.
Tak, bo on ma bardzo podobną konstrukcję. "Palimpsest", podobnie jak wstęga, nie ma początku i końca. Widz wchodzi w ten film, by w finale przekonać się, że historia głównego bohatera wcale się nie skończyła. Ponadto w "Palimpseście" przenikają się dwa światy, w taki sposób, że odbiorca nigdy nie jest pewien, czy to co widzi na ekranie jest prawdziwe, czy nie. To film do wielokrotnego oglądania. Każda kolejna projekcja daje możliwość dostrzeżenia nowych rzeczy. Ich zrozumienie z kolei prowadzi do nowych interpretacji.

Producentem filmu jest Juliusz Machulski, jak oceniasz współpracę z nim?
Był bardzo dobrym producentem, bo się nie wtrącał. (śmiech) Dał mi całkowicie wolną rękę, co było z jego strony oznaką ogromnego zaufania. Po obejrzeniu nakręconego materiału miał tylko dwie uwagi, które również w moim przekonaniu były słuszne i naniosłem je bez wahania. Jestem mu wdzięczny za warunki, które mi stworzył i możliwość decydowania o wszystkim.

Fabularnie "Palimpsest" jest filmem kryminalnym. Jednak opowiedziany został przy wykorzystaniu między innymi środków typowych dla horroru. Mam tu na myśli głownie ścieżką dźwiękową opartą nie na muzyce, ale sonoryzmach.
Dźwięk jest jednym z najważniejszych elementów filmu pozwalających reżyserowi na sterowanie emocjami widzów. Ja nie lubię straszenia typowego dla amerykańskich horrorów, których twórcy starają się nas przerazić duża ilością krwi na ekranie, czy makabrycznymi scenami. Wolę wprowadzać widzów w stan permanentnego niepokoju, a to uzyskać można właśnie dzięki muzyce.
Od dziecka interesuje się muzyką i dźwiękami. Dźwięki pozwalają - jak już mówiłem - kierować ludzkimi emocjami, ale są też pełne tajemnic. Z muzyką eksperymentowałem już przy okazji "Symetrii", ale "Palimpsest" dał mi dużo większe pole do popisu.
W kinie jedynie Amerykanie potrafią manipulować dźwiękiem w taki sposób, by wywrzeć wpływ na widzów. Sam doświadczyłem tego oglądając "Harry'ego Pottera". Zauważyłem, że choć film mnie nudzi, to jednak się wzruszam. Z uwagą oglądam zatem hollywoodzkie produkcje, bo bardzo wiele - jeśli chodzi o wykorzystanie muzyki i dźwięku - można się z nich nauczyć.

Co w takim razie jest w "Palimpseście" wyjątkowego od strony dźwiękowej?
Bardzo wiele. Są w filmie na przykład ukryte takie basy, że kiedy widz ich słucha, musi otworzyć usta, gdyż trąbka Eustachiusza nie jest w stanie poradzić sobie z wyrównywaniem ciśnienia w uchu.
W trakcie prac nad filmem pojechałem do Jerozolimy, gdzie miałem okazję sprawdzić, czy w Biblii rzeczywiście opisany jest dźwięk o częstotliwości 44 Hz. Faktycznie, opis tego dźwięku znajduje się w słowach otwierających Ewangelię Św. Jana w dosłownym przekładzie brzmiących "być słowo". Po powrocie z Jerozolimy zadzwoniłem do Bartka Gliniaka i poprosiłem go, by odnalazł mi w muzyce dźwięk o częstotliwości 44 Hz. Jak się okazało, częstotliwość ta opisuje małe C - podstawowy dźwięk, od którego matematycznie wyprowadzono pozostałe. W muzyce "Palimpsestu" nie mogło zatem zabraknąć 44 Hz.

W jednym z wywiadów zdradziłeś, że pracujesz nad książką naukową, o której mówisz, że będzie nową biblią. Czy badania, jakie prowadzisz mają z nią jakiś związek?
W głowie tę książkę napisaną mam już od dawna. Zamierzam wydać ją po wojnie, jaka w ciągu kilku lat na pewno wybuchnie. Nasz świat i jego wartości już się kończą. Upadną systemy finansowe i giełda. Życie na ziemi zmieni się radykalnie. Nikt nie będzie miał pracy, nie będzie pieniądza, a ludzie będą walczyć o żywność. To już się zaczyna, ale nikt nie zdaje sobie jeszcze z tego sprawy. Znając przyszłość, inwestuję w dusze, bowiem w tych trudnych czasach dusza będzie jedyną rzeczą, którą będą mieli wszyscy. "I w dni owe ludzie będą szukać śmierci, a śmierć ich nie zechce" taki słowami opisał te czasy Św. Jan w swojej "Apokalipsie".

Czy wierzysz, że twoja książka stanie się punktem odniesienia dla ludzi?
Oczywiście. To będzie bardzo ogólny zarys wiedzy na temat historii i zasad rządzących naszym wszechświatem napisany w taki sposób, że będzie zrozumiały nawet dla ludzi nieposiadających gruntownego wykształcenia. Większość naukowców jest specjalistami tylko w jednej dziedzinie, której zgłębianiu poświęcają swoje całe życie. Ja zajmuje się wszystkimi naukami jednocześnie: medycyną, genetyką, chemią, fizyką, matematyką. Dzięki temu jestem w stanie powiązać ze sobą wiele faktów.





Mówisz również, że jesteś w stanie przeprowadzić zimną fuzję - rzecz uważaną przez naukowców za niemożliwą.
Tak, zamierzam pokazać światu, że jest to możliwe. Kluczową rolę w moim doświadczeniu odegra dźwięk, gdyż on umożliwi mi połączenie dwóch jąder atomowych w niskiej temperaturze. W swojej pracy zajmuję się również teorią unifkacyjną stawianą przez naukowców wyżej niż teoria względności Einsteina.

Jak znajdujesz czas na swoją pracę naukową. Jak wygląda twój dzień? Czy cały wolny czas poświęcasz na czytanie książek?
W ogóle nie czytam. Mam dostęp do pewnych informacji schowanych poza tym światem, które potrafię dobrze wykorzystać. Z reguły ludzie, którzy mają do nich dostęp popełniają bardzo młodo samobójstwo albo kończą w szpitalu psychiatrycznym, ja jednak nauczyłem się jak żyć w tym świecie ze świadomością wiedzy i doświadczeniem dla przeciętnego człowieka nieosiągalnym.

No dobrze, ale nawet jeśli nie jesteś z tego świata, to jednak ogranicza cię czas.
Czas istnieje wyłącznie w postaci fizycznej, ponieważ jest brakującą częścią pulsowania wszechświata. Mając świadomość subiektywności czasu zacząłem, jeszcze jako dziecko, szukać możliwości sterowania swoja psychiką, które pozwoliłyby mi na manipulowanie czasem. Dziś umiem już lewitować, czyli pozbywać się swojego ciała, na co są dwie metody - skrajna przyjemność i skrajne cierpienie. Osobiście polecam samospalenie. Wielokrotnie już to wcześniej robiłem i naprawdę przez te kilka sekund możesz poczuć wszystko i zrozumieć cały wszechświat.

Czy takie podróżowanie pomiędzy światami nie jest niebezpieczne?
Są tacy, którzy po powrocie "stamtąd" nie potrafią odnaleźć się w tym świecie i świadomie rezygnują z życia "tutaj", tracąc kontakt z otoczeniem. Ja nauczyłem się korzystać z dobrodziejstw, jakie niosą ze sobą te podróże, ale oczywiście wiąże się to z ogromnymi wyrzeczeniami.

A czemu poświęcasz się gdy akurat nie podróżujesz i nie kręcisz filmów?
Najprostszym domowym czynnościom. Uwielbiam robić zakupy. Na dwie godziny wyłączam telefon i spokojnie wybieram sobie pomidorki, kurczaka, chleb. Ogromną przyjemność sprawia mi pranie. Wielu moich znajomych nie potrafi tego zrozumieć. Ciągle ktoś mnie pyta, dlaczego nie chodzę na imprezy i nie wyrywam lasek. Mam pieniądze, kilka nagród na koncie, wydawałoby się, że jestem idealnym kandydatem na bohatera bulwarowych gazet. Ale mnie to zupełnie nie interesuje. Zamiast iść na imprezę, wolę zrobić sobie pranie.

Patrząc na ciebie nigdy byśmy nie pomyśleli, że mamy do czynienia z takim domatorem.
Nikt by nie pomyślał. Ale tak jest, bo znam tajemnicę życia i śmierci. Nie boję się śmierci. Wiem co mnie po niej czeka, dlatego też potrafią czerpać przyjemność z najprostszych czynności.

Podczas naszej rozmowy wieszczyłeś już rychły koniec cywilizacji, opowiadałeś o zimnej fuzji i podróżny do innych światów. Czy podobnej tematyki możemy oczekiwać po twoim nowym filmie, o którym mówisz, że "będzie miażdżył kręgosłup moralny widzów"?
Oczywiście. Dla inteligentnego, otwartego człowieka ten film będzie potworną alternatywą w stosunku do "tradycyjnego" światopoglądu.

Masz już gotowy scenariusz?
Podobnie jak w przypadku książki. W mojej głowie jest zapisany od dawna. Teraz go przepisuję na papier.

Podobno swój trzeci film mogłeś nakręcić w Hollywood.
To prawda. Po pokazie "Symetrii" w Toronto, na największym światowym festiwalu filmowym, otrzymałem cała masę propozycji - zaproszenie od Sundance Institute Roberta Redforda z propozycją robienia następnego filmu pod ich opieką oraz zaproszenie do członkostwa w prestiżowym Directors Guild of America podpisane miedzy innymi przez Stevena Soderbergha, Michaela Manna i Michaela Apteda, również z dołączoną do niego propozycją realizacji kolejnego filmu już w Hollywood. Na żaden z listów nie odpisałem, bo mi się nie chciało.

Nie chciało ci się?
Prawdopodobnie gdybym zaangażował się we współpracę z tymi organizacjami, byłbym już za oceanem. Nie mogę sobie jednak pozwolić na to, żeby pracować w USA na zasadach narzuconych mi przez Hollywood. W Polsce to ja decyduję o wszystkich elementach związanych z realizacją moich filmów i na takich samych warunkach chcę pracować w Stanach.

Skąd wiesz, że amerykańscy producenci nie zapewniliby ci takich warunków?
Tego nie wiem, ale wydaje mi się, że gdybym się zgodził na realizację "Palimpsestu" w Stanach, to dziś nie ruszyłbym jeszcze ze zdjęciami. A tak skończyłem "Palimpsest", skończyłem zdjęcia do "Joba", a w planach mam kolejne filmy. Wolę zatem poczekać, pracować w Polsce, ćwiczyć warsztat, rozwijać się i dopiero za kilka lat skorzystać z propozycji zza oceanu.

Skoro już jesteśmy przy "Jobie", to chcielibyśmy zapytać cię dlaczego zdecydowałeś się nakręcić komedię. Do tej pory kojarzyłeś się widzom z mocnym, męskim kinem, zatem kiedy jakiś czas temu zapowiedziałeś realizację komedii, wśród internautów pojawiły się głosy, że "pewnie chcesz zarobić parę złotych".
Bo taka jest prawda. Lubię luksusy, a drogie życie kosztuje. (śmiech) Z drugiej jednak strony chciałem uniknąć etykietki specjalisty od ciężkiego kina. Interesuje mnie robienie różnych rzeczy. Ponadto kręcenie filmów przychodzi mi bardzo łatwo. Spokojnie mógłbym realizować cztery obrazy rocznie, na pewno bym sobie z tym poradził. Po "Palimpseście" i "Symetrii", dwóch dobrych, ale ciężkich filmach, uznałem, że przyszła pora na coś lżejszego. Wyznaję zasadę, że przy realizacji komedii nie ma miejsca na kompromisy. Tym gatunkiem rządzi bardzo prosta zasada, albo się śmiejesz, albo się pierdol. Albo cię coś śmieszy, albo nie.

W licznych wywiadach bez ogródek przyznajesz, że szukasz w ludziach zła. Dlaczego?
Jestem ambasadorem zła na tym świecie. (śmiech) Każdy z nas ma w sobie zło, a ja mam go naprawdę dużo. Dzięki temu potrafię je dostrzec u innych.

Masz poczucie, że jesteś wyjątkowy?
Od dziecka.

Pewnie w wielu ludziach budzi to niechęć, a może nawet nienawiść.
I bardzo dobrze. Lubię agresję i lubię nienawiść. Na świecie są tylko dwa czyste uczucia - miłość i nienawiść. Budowanie relacji z ludźmi na sympatiach z koleżkami, to jest budowanie domku z kart, który niebawem się zawali. Budowanie na nienawiści przypomina stawianie bunkra, który oprze się wszystkiemu. Co prawda decydując się na taką drogę, żyjesz w świecie pesymistycznym, ale jednocześnie prawdziwszym, w którym nic cię nie rozczaruje i nikt cię nie zawiedzie.

Głosząc takie kontrowersyjne poglądy, narażasz się jednak na oskarżenia o pozerstwo i udawanie. Po licznych wywiadach, których udzieliłeś przy okazji premiery "Symetrii", takie opinie na temat twojej osoby pojawiły się mediach.
Mało interesują mnie opinie ludzi na temat mojej osoby. Jeśli ktoś uważa, że udaję, to jest to jego problem. Ja mam to głęboko w dupie. Mówię wam szczerze, jak jest. A kto i ile z tego zrozumie, to ch... mnie to interesuje.

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones