Relacja

"Dead Island: Riptide" - już graliśmy!

Filmweb / autor: /
https://www.filmweb.pl/article/%22Dead+Island%3A+Riptide%22+-+ju%C5%BC+grali%C5%9Bmy-94629
Premiera "Dead Island: Riptide" już za pasem. My przyjrzeliśmy się niemal gotowej grze podczas warszawskiego pokazu organizowanego przez Techland.


"Riptide" nie będzie pełnoprawnym sequelem znanej na całym świecie kolejnej iteracji zombie apokalipsy. I nie chodzi nawet o brak stosownego numeru w tytule. "Riptide", jak możemy szybko policzyć, powstaje raptem półtora roku po wypuszczeniu pierwszej części. Co to oznacza w praktyce? Ano to, że nie uświadczymy tu rewolucji choćby pod względem wizualiów. Grę napędza ten sam silnik co poprzednią odsłonę, zatem nie liczcie na jakieś szczególne novum. Jest to raczej bardzo mocno rozbudowany dodatek. Na drugą część będziemy musieli jeszcze poczekać. Ale co może zaoferować nam "Riptide"?

 

Akcja rozgrywa się w tropikach znanych z pierwszego "Dead Island". Terenem działań będzie wyspa podobna do Banoi, ale sprawiająca wrażenie bardziej dzikiej i nieprzystępnej. Powrócą starzy znajomi, pojawi się także nowa – zapowiadana już jakiś czas temu – postać, czyli John Morgan. Ponownie będziemy walczyć o przetrwanie w maksymalnie czteroosobowym trybie kooperacji bądź w samotności. Liczba przeciwników skalowana jest oczywiście w zależności od tego, ilu graczy bierze udział w danej sesji.

Nasze postacie, podobnie jak w pierwszej części, będą miały trzy drzewka umiejętności, zarówno aktywnych, jak i pasywnych. Podczas gry mogliśmy (z marszu) rozdać kilkanaście punktów choćby po to, by sprawnym kopniakiem przewrócić zombiaka, a potem rozkwasić mu łeb. Podobnych umiejętności jest więcej, wszystkie odpowiednio mocarne i obrzydliwe. "Riptide" kontynuuje piękny trend porządnej dawki brutalności. Wrażenie naturalnie podkręca walka głównie za pomocą broni białej. Dobrze, że został zachowany survivalowy sznyt, z którym mieliśmy do czynienia w "Dead Island". Wszelakie kijaszki i noże kuchenne psują się w tempie ekspresowym. Nierzadko zdarzało się, że mój bohater podczas co większej potyczki budził się z ręką w cukrze.

 

Podczas pokazu mogliśmy zagrać w misję prezentującą kilka aspektów "Riptide". Najważniejszym chyba jest zabawa w barykady. Nasza wyjątkowo mocarna i skoordynowana drużyna obdartusów założyła we wskazanych miejscach stalowe siatki, po czym spokojnie czekała, aż przy akompaniamencie charczenia i gulgotu nadejdzie horda zombiaków. Dość zabawna rzecz – moją postacią mogłem stać tuż przy siatce i jedną ręką grać umarlakom na nosie, drugą walić ich przez przegniłe łby np. kijem baseballowym. Podobnych kwiatków nie ma zbyt wiele, choć oczywiście kolega z redakcji potrafił wbić się samochodem na jakiś pniaczek, dzięki któremu nasze auto na chwilę zmieniło się w coś na kształt lowridera... 

 

Całkiem ciekawie prezentują się momenty wodne. Zombie potrafią teraz wspinać się na łódź, którą płyniemy, i starać się wciągnąć nas w głębię. Na szczęście rozbitkowie uzbrojeni są we wszelakie noże, koziki, sztachety, "bejzbole" czy inne narzędzia perswazji bezpośredniej tak często spotykane na niekoniecznie miejskich dyskotekach. Wraz z toną żelastwa powraca także i crafting, czyli wytwarzanie własnych przedmiotów. Nie jesteśmy zatem – na szczęście – ograniczeni do zwykłej ordynarnej dechy. Pojawi się także broń palna. Podczas pokazu miała ona swój spektakularny moment w postaci pistoletu na flary, za pomocą którego urządziliśmy dość wybuchowe grillowanie na moście opanowanym przez żywe trupy. 

 

Cała rozgrywka w "Riptide" to jak wejście w dobrze wychodzone buty. Niewiele nas zdziwi, za to sporo może ucieszyć. Powrócą starzy znajomi, zwiedzimy nową wyspę i przede wszystkim będziemy brnąć po kolana w posoce i urwanych kończynach hord nieumarłych. Jak w praktyce i w całości sprawdzi się "Riptide", zobaczymy za trzy tygodnie. Na razie myślę, że warto poczekać.

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones