Wywiad

"Rozmiar fandomu jest szokujący!". Rozmawiamy z gwiazdami "Yellowjackets"

autor: /
https://www.filmweb.pl/article/2.+sezon+%22Yellowjackets%22.+Christina+Ricci%2C+Juiliette+Lewis%2C+Melanie+Lynksey+w+rozmowie+z+FIlmwebem-151358
"Rozmiar fandomu jest szokujący!". Rozmawiamy z gwiazdami "Yellowjackets"
Nawiązujący do "Władcy Much" Goldinga i opowiadający historię kobiecej drużyny piłkarskiej ocalałej z katastrofy lotniczej serial "Yellowjackets" stał się za oceanem przedmiotem fanowskich obsesji - jak twierdzi nasza autorka Daria Sienkiewicz, żadna ze współczesnych produkcji nie pokazuje młodych kobiet w sytuacji ekstremalnej w tak oryginalny i psychologicznie zniuansowany sposób. Z okazji polskiej premiery drugiego sezonu na Canal+, rozmawiamy z gwiazdami serialu - Melanie Lynskey, Juliette Lewis, Tawny Cypress, Lauren Ambrose, Simone Kessell oraz Christiną Ricci

Daria Sienkiewicz: Spodziewałyście się tak dużej skali sukcesu i fandomu „Yellowjackets”?

Tawny Cypress: Jak mogłyśmy to przewidzieć? Przecież istnieje tyle innych seriali oraz treści, którym można poświęcić uwagę. Grając w pierwszym sezonie miałam poczucie, że jest to ekscytujące doświadczenie, lubiłam je i czułam, że dobrze wykonujemy swoją pracę. Ale nigdy nie możesz być pewna, jak zareagują na nią inni ludzie. Rozmiar fandomu jest szokujący, to naprawdę nie do pomyślenia. 

Simone Kessell: A poprzeczka była zawieszona wysoko. 

Co według was czyni serial tak wyjątkowym?

Lauren Ambrose: Przyznam, że z perspektywy fanki, która wskoczyła do tej serii jak na pokład rozpędzonego pociągu, jest to niezwykle ekscytujące. Wszyscy robią tu naprawdę fenomenalną robotę. Wspólnie żyjemy tą historią i jej niezwykłymi bohaterkami. Zaczęłam oglądać "Yellowjackets" właśnie z powodu kobiet, które podziwiałam przez całą swoją karierę oraz życie. Uważam, że aktorstwo jest tu na świetnym poziomie i zarówno zagadka, historia, jak i muzyka są wspaniałe. Naprawdę wydaje się, że wszyscy doskonale wiedzą, co tutaj robią, a dla mnie było to wyjątkowe doświadczenie

W niepewnych czasach widzowie jeszcze chętniej konsumują horrory. Czy uważacie, że elementy gatunkowe w „Yellowjackets” przyczyniły się do jego popularności? I skąd bierze się ta silna potrzeba oglądania mrożących krew w żyłach treści?

Juliette Lewis: Musiałybyśmy zapytać mojego brata, który zabrał mnie do kina na mój pierwszy horror, gdy miałam zaledwie dziewięć lat. Odcisnęło to na mnie piętno na resztę życia. Oczywiście żartuję! Wydaje mi się, że to właśnie produkcje będące mieszankami gatunkowymi są współcześnie wyjątkowe.

Tawny: Horrory to fantazje, a w świecie, który rozpada się na kawałki, każdy z nas ich potrzebuje. 

Simone: Sprawiają, że czujemy się znacznie lepiej. To jak żerowanie na cudzym nieszczęściu.

Tawny: Oglądam ten serial i myślę sobie: „O tak, moje życie jest dobre!”



W obsadzie czuć ducha nostalgii za latami 90. Wchodziłyście w ten klimat, mając z tyłu głowy swoje poprzednie role, wczesne początki karier oraz nostalgiczny charakter produkcji?

Lauren: Jest w tym dużo zabawy. Zwłaszcza dla samego widza, oglądającego na ekranie aktorki, które obserwował i podziwiał od tak długiego czasu.  Masz możliwość przenieść się w czasie do ery sprzed telefonów komórkowych oraz internetu, do muzyki i stylu z lat 90. oraz odizolowanego świata, który dzieciaki zamieszkują wspólnie. 

Christina Ricci: Muszę przyznać, że zabawnie jest widzieć bohaterów robiących rzeczy typowe dla tamtej dekady np. gdy tańczą do piosenki „Shoop” czy noszą ubrania z lat 90. Dorastałam w New Jersey i w 1996 roku byłam częścią drużyny piłkarskiej, dlatego przyjemnie zobaczyć na ekranie ten czas, wbić się raz jeszcze w piłkarskie kostiumy. 

Bardzo interesującym aspektem serialu, szczególnie biorąc pod uwagę wasze doświadczenia życiowe, jest możliwość podejrzenia, jak w latach 90. młode kobiety były postrzegane, projektowane, społecznie ograniczane. Czy miało to dla was znaczenie podczas kreacji postaci, które przemierzają różne linie czasowe?

Melanie Lynskey: Jest to ciekawe w kontekście faktu, że bohaterki utknęły na pustkowiu, co sprawiło, że społeczne konstrukty i oczekiwania nakładane na kobiety w tamtym czasie nagle zniknęły. Bohaterki mają możliwość być najprawdziwszymi, wyzwolonymi wersjami siebie nawet w najgorszych chwilach, a po hierarchii, jaką znały, nie ma już śladu. Dlatego właśnie najbardziej ciekawi mnie moment, w którym postacie powrócą do świata rzeczywistego i będą musiały się do niego przystosować, po tym jak przez długi czas nie miały obowiązku spełniać oczekiwań społeczeństwa. Z ekscytacją czekam na chwilę, gdy wrócą i zostaną zmuszone do odgrywania roli ocalałych, młodych kobiet. Jestem pewna, że to w końcu nastąpi. Udało nam się przeżyć, to nie spoiler.

Jakie to uczucie pracować na planie wyłącznie w kobiecym gronie? 

Christina: To było wyjątkowe przeżycie. W drugim sezonie miałyśmy sporo długich dni zdjęciowych, głównie nocnych, podczas których pracowałyśmy razem. Widok pięciu siedzących w poczekalni, interesujących, utalentowanych i silnych kobiet po czterdziestce, które niosą na swoich barkach ten serial, jest zdumiewający. Nigdy wcześniej czegoś takiego nie przeżyłam. No i naprawdę wszystkie siebie kochamy, jesteśmy zżyte i świetnie spędza nam się ze sobą czas. Wspieramy się i jesteśmy w stanie rozmawiać otwarcie o naszej pracy. 
Macie jakieś nadzieje lub oczekiwania co do recepcji drugiego sezonu?

Christina: Ten sezon jest znacznie bardziej intensywny, dziki i zaskakujący, podejmuje się głębszych rozważań nad traumą. Znajdzie się kilka odpowiedzi na nurtujące widzów pytania, ale wiele z nich jeszcze na długo pozostanie zagadką. Dlatego mam nadzieję, że widzowie jeszcze bardziej wsiąkną w atmosferę tajemnicy oraz intrygę, a całość stanie się dla nich jeszcze bardziej pociągająca.

Zastanawiam się, czy wy również odczuwacie tę intensywność podczas odgrywania poszczególnych scen na planie.

Juliette: To dla nas za dużo. 

Simone: Za dużo jak na pięć miesięcy pracy!

Tawny: O tak, zdecydowanie. Zwłaszcza, że było sporo rozległych scen z sześcioma aktorkami i większość sezonu spędziłyśmy razem. Miałyśmy kilka intensywnych scen, ale myślę, że poziom profesjonalizmu na planie pozwala ci złapać chwilę, osadzić się w scenie i wydobyć pożądane emocje. 
Simone: Przeżycie, które naprawdę z tobą zostaje. Fabuła dotyczy wszechogarniającej ciemności i PTSD, którego nie możesz wyleczyć bez eksploracji własnego ciała i dotknięcia mroku, który nosisz w sobie; mroku z jakiejś przeszłej traumy. Więc oczywiście, że potrzeba trochę czasu, aby zrzucić tę skórę.

Juliette: Ale potem miałyśmy w zwyczaju grać w Trivial Pursuit! To taka dziwna gra planszowa z 1982 roku, którą podarował nam wydział rekwizytorów. Tawny jest mistrzynią. .

Tawny: Uwielbiam ją! Muszę się zaopatrzyć w zestaw. Nieważne, jak intensywnie bywa na planie, gdy słyszymy „cięcie”, chichoczemy jak szkolne uczennice. Z góry przepraszam za nasze zachowanie każdego kolejnego reżysera, który pojawia się na planie.

Kręcicie sceny odseparowane od aktorek wcielających się w nastoletnie bohaterki, ale przecież jesteście z nimi w stałym kontakcie. Jak wygląda wasza współpraca?

Tawny: W pierwszym sezonie musiałyśmy poświęcić dużo czasu na budowanie postaci. Z powodu zamknięcia granic wszystkie utknęłyśmy wówczas w Kanadzie, gdzie musiałyśmy przede wszystkim polegać na sobie nawzajem. Wyszło to na dobre serialowi, ponieważ udało nam się zbudować jakieś relacje. Wiele z tego wybrzmiewa w pierwszym sezonie serialu. Z kolei w drugim, ja i Jasmine rozmawiałyśmy kilka razy o tej „drugiej” Taissie oraz o tym jak ją przedstawić. Ale większość pracy nad postacią była już wtedy wykonana, więc polegało to głównie na sprawdzaniu, jak każda z nas radzi sobie na planie.

Simone: Miałam wystarczająco dużo szczęścia, by najpierw obejrzeć pierwszy sezon i zobaczyć pracę, którą wykonała Courtney, a dopiero później ją poznać. Nigdy nie zapomnę momentu, kiedy pierwszy raz ją spotkałam: weszła do restauracji, a ja oniemiałam i pomyślałam sobie, że jest cudownym powiewem piękna. Przytuliłam ją i rozpoznałam w niej siebie, moją rodzinę, i to skąd pochodzę, czyli z Nowej Zelandii. To było wspaniałe, poczułam wówczas spokój i pewność, że dam radę. Więc tak, utrzymujemy kontakt i rozmawiamy cały czas. Ona jest moim darem.  

Zobacz zwiastun drugiego sezonu serialu "Yellowjackets"




W drugim sezonie pojawiają się teraźniejsze Van i Lottie – czy możemy oczekiwać spotkania po latach, na którym dorosłe bohaterki zjednoczą się i ponownie okażą sobie wsparcie jako zespół? 

Melanie: Myślę, że ta specyficzna dynamika między bohaterkami, która powstała w bardzo intensywnym czasie, nadal istnieje. Interesujące jest to, że podczas filmowania scen, w których byłyśmy ponownie razem, nie byłyśmy w 100% pewne, jak zakończył się nasz wątek życia na pustkowiu. Konieczne było zadać sobie trochę pytań: Jaka jest moja obecna relacja z postacią? Kiedy ostatni raz widziałam Van? Jak to wszystko się zakończyło i co się właściwie dzieje? Musiałyśmy rozgryźć dynamikę relacji, przez co naprawdę świetnie było filmować sceny wspólnie.

Na pewno zostawiamy Taisę i Natalie w bardzo mroczny miejscu w sezonie pierwszym i zakładam, że Lottie również ma swoje problemy. Czy możecie zdradzić, jakie aspekty postaci chciałyście zgłębić w sezonie drugim?

Juliette: To, w co chciałam się zanurzyć, a to, co ostatecznie zgłębiliśmy, to dwie różne rzeczy. W tym sezonie Natalie szuka prawdy o swoich doświadczeniach z przeszłości, a ona jest bardzo specyficzną postacią, ponieważ porusza się między skrajnościami: niestabilnością a apatią. Jednak tym razem poszukuje też uczciwości oraz miłości do samej siebie. Określiłabym to rodzajem słodkiej, samotnej miłości. A Lottie jest moim guru, który wyprowadza mnie z mroku. 

Simone: Nie wykonałam zbyt dobrej roboty. 

Juliette: Z ciemności do światła i z powrotem w ciemność. 

Simone: Dałam jej chwilę światła! Jeśli chodzi o Lottie w drugim sezonie, chciałam, żeby nie była ani guru, ani tym, za kogo mamy "duchową uzdrowicielkę". Chciałam znaleźć jej prawdę. I jednym z moich pierwszych pytań do twórców serialu było: czy ona robi to tylko po to, żeby zarobić trochę pieniędzy, czy też naprawdę wierzy, że może pomóc ludziom? I chodziło o to drugie. Ona naprawdę wierzy, że pomaga i ma dar uzdrawiania. Dlatego chciałam się upewnić, że za każdym razem, gdy widzieliśmy Lottie przemawiającą, ona naprawdę przyjmowała rolę liderki…kultu. Chociaż kult nie jest tu właściwym słowem. To po prostu kobieta, na którą ludzie spoglądają z podziwem. Chciałam, żeby to wybrzmiało i zarazem było autentyczne. Więc nawet, gdy wołali „cięcie”, przytulałam moich ukochanych statystów, moich akolitów oraz wielbicieli, wchodząc w rolę jeszcze pełniej. Gdy patrzyli na mnie z wiarą i przekonaniem, czułam, że to działa. 

Tawny: Taissa naprawdę musi stawić czoła swoim demonom oraz zrozumieć, co się z nią dzieje. Ta „druga” Taissa chce zakłócić jej życie w okropny sposób, ale jednocześnie ma dobre intencje. Nie sądzę, że jest zła, to po prostu jej podświadoma część jest w stanie zrealizować każdy cel, bez względu na koszty. 

Simone: Czy mogę dodać, że robi to wyjątkowo dobrze? Przybiera tyle różnych masek.

Tawny: Dziękuję! Cóż, a jeśli jestem „Matką Taissą” w tej chwili? Czy ktokolwiek potrafi ją rozpoznać?

GettyImages-1352602347.jpg Getty Images © David Livingston



Shauna jest natomiast w trybie pełnego zarządzania kryzysem. Czy możesz opowiedzieć o ładunku emocjonalnym, jaki towarzyszył ci w przejściu z pierwszego sezonu w drugi?

Melanie: Tak, wydaje się, jakby sezon pierwszy i drugi dzielił zaledwie jeden dzień. Emocje są bardzo duże i składają się na skomplikowany miks wszystkiego, co odczuwa Shauna – paniki przed zdemaskowaniem, lęku przed tym, co wie jej córka, a także przyjemności płynącej z poczucia niebezpieczeństwa i życia na krawędzi, które odkryła w sobie w trakcie romansu. Wreszcie czuje, że żyje – to przerażająca rzecz, którą musi o sobie zrozumieć.   

Scena, w której Shauna odzyskuje skradzionego mini vana jest naprawdę ekscytująca. Jak ją wspominasz?

Melanie: To był bardzo chaotyczny moment. Reżyser musiał w ostatniej chwili zrezygnować i ktoś inny przejął jego zadania. Dużo się wtedy działo. Scenariusz był świetnie napisany, zwłaszcza te szalone monologi. Jeszcze nie widziałam tego odcinka, więc mam nadzieję, że efekt jest w porządku. Aktor, z którym odgrywałam tę scenę, naprawdę świetnie sobie poradził, dobrze się bawiliśmy. Trzymając tak długo broń, zdałam sobie również sprawę, że jest naprawdę ciężka.

Christina: Słuchając cię, właśnie zdałam sobie sprawę, że zapodział mi się gdzieś mail z linkami do odcinków. Zdarza się.

Bardzo lubię niejednoznaczność Misty – poznajemy ją jako odważną i szczerą przyjaciółkę, ale również jako przerażającą i przemocową bohaterkę. Jak to jest odgrywać tak dwoistą postać?

Christina: To wyzwalające doświadczenie. Przez ostatnie lata wcielałam się w tyle różnych postaci, których nie mogłam ukazać w całym spektrum niejednoznaczności. Chodziło o to, żeby widzowie otrzymali konkretny obraz, a bohaterka posiadała określone cechy i nie była zbyt złożona. To absurd, bo przecież właśnie tacy są ludzie. Zagranie postaci, która jest tak ekstremalna, ale zarazem pozostawia ci sporo przestrzeni na kreację różnych jej odcieni i wielowymiarowości, jest naprawdę cudowne. 

W najnowszym sezonie Misty wreszcie odnajduje kogoś, z kim może tworzyć drużynę – mam na myśli postać, w którą wciela się Elijah Wood. Jak wyglądała wasza współpraca, skoro już kiedyś mieliście okazję zagrać wspólnie na jednym planie?

Christina: Elijah i ja pracowaliśmy razem jako piętnastolatkowie podczas „Burzy lodowej” i nie widywaliśmy się zbyt często od tamtej pory. Byłam bardzo podekscytowana, kiedy dowiedziałam się, że dołączył do obsady. Świetnie się z nim współpracuje, dobrze się  bawiliśmy. Jest utalentowanym aktorem i myślę, że udało mu się oddać naturę Waltera. 

Lauren, zaciekawiło mnie, że pojawiłaś się w „Yellowjackets” po wystąpieniu w serialu „Servant”, ponieważ wydaje mi się, że jest w nich dużo podobieństw w kontekście klimatu i gatunku. W obu nie brakuje patosu, czarnego humoru oraz elementów typowych dla horroru. 

Lauren: Myślę, że są do siebie podobne w pewien sposób, zwłaszcza w kontekście eksploracji i zmagania się z traumą czy instynktu przetrwania. Z mojego punktu widzenia są to jednak diametralnie różne bohaterki. Ekscytujące jest również bycie częścią tak dużej obsady. W porównaniu do „Servant”, którego bohaterowie to czwórka osób zamknięta w w kamienicy, "Yellowjackets" jest ogromnym przedsięwzięciem. To odmienne historie, a jednak bazują na uzupełniających  się ideach.

Co kochacie najbardziej w swoich bohaterkach?

Juliette: Podobało mi się w tym sezonie, że Natalie szukała prawdy i pewnego rodzaju domknięcia historii. Usiłowała znaleźć dla siebie przyszłość, podczas gdy w poprzednim sezonie nie była nią zainteresowana. To był dla mnie bardzo interesujący zwrot w kreacji tej postaci. 

Tawny: Uwielbiam to, do jakiego stopnia Taissa żyje złudzeniami. Myślę, że ona szczerze wierzy, że jest rodzinną kobietą troszczącą się o innych, ale tak naprawdę jest bardzo samolubna. To jak jest postrzegana przez widzów to osobna rzecz, ale dla mnie, gdy ją gram, wydaje się po prostu niesamowicie egocentryczna. Uwielbiam to! W pierwszym sezonie aż do piątego odcinka nie zauważa, że coś złego dzieje się z jej dzieckiem, a dopiero później mówi: „Myślę, że z tym dzieckiem może być coś nie tak". Jest taką narcystyczną idiotką.  

Simone: Cieszę się, że mogłam samodzielnie stworzyć postać Lottie, przekształcić obraz dziewczyny z lat 90., którą gra Courtney Eatons o 180 stopni. Pamiętam, że miałam cztery lub pięć przymiarek kostiumów, aby móc ją odszukać, ponieważ lubię eksplorować moją postać poprzez chód, włosy, makijaż, kostium, a następnie jej głos. Znajduję go dopiero na końcu. Kreując Charlotte, czyli teraźniejszą Lottie, naprawdę pozwolono mi się nią bawić. Im dalej w sezon, tym więcej noszę biżuterii i mam na sobie coraz więcej kolorów. Dajcie mi jeszcze więcej! 

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones