Wywiad

Anna Jadowska: "Pokazuję rzeczywistość z pazurem"

Filmweb / autor: /
https://www.filmweb.pl/article/Anna+Jadowska%3A+%22Pokazuj%C4%99+rzeczywisto%C5%9B%C4%87+z+pazurem%22-29668
Pomysł na scenariusz "Teraz ja" dojrzewał dość długo. Jego ostateczny kształt powstał dopiero w Mistrzowskiej Szkole Wajdy, gdzie miała pani możliwość konsultacji ze znanymi twórcami. W jakim stopniu wypłynęło to na tekst?
Anna Jadowska: Podczas warsztatów w Szkole Wajdy zderzaliśmy swój scenariusz z opiniami różnych ludzi. Był tam Wojciech Marczewski, Andrzej Wajda, Agnieszka Holland. Te rozmowy nie dotyczyły konkretnych rozwiązań, chodziło raczej o uchwycenie atmosfery, tego, o czym się chce opowiedzieć. Siła tych warsztatów polega na tym, że nikt nikomu nie mówi, jak ma wyglądać scenariusz, czy jak się robi filmy. To jest wiedza raczej magiczna, której nie można się nauczyć. Ważne jest, żeby otworzyć "pewne przestrzenie" w głowie studenta i pokazać mu własną drogę. Podczas w tych warsztatów utwierdziłam się w przekonaniu, co chcę zawrzeć w moim scenariuszu. Mogłam tam również zrealizować jedną ze scen, do której zaprosiłam Agnieszkę Warchulską. Już w trakcie pisania scenariusza myślałam właśnie o niej.


Agnieszka Warchulska była od początku jedyną kandydatką to tej roli?
Kiedy ze względów prywatnych nie mogła uczestniczyć w tym projekcie, zorganizowałam casting i szukałam innej aktorki. Ale nie udało mi się wybrać nikogo, kto przebiłby Agnieszkę w interpretacji tej postaci.

"Teraz ja" jest filmem drogi, gatunku, który w polskim kinie nie ma zbyt bogatych tradycji. Skąd ta decyzja?
Bardzo lubię kino drogi, zwłaszcza amerykańskie i czeskie. Sama struktura tych filmów wprowadza pewien rodzaj bezpretensjonalności w kinie, wolna jest od moralizowania, dydaktyzmu, banalnego pokazywania dojrzewania bohatera. Motyw podróży z góry narzuca określoną strukturę. Ten rodzaj kina w bardzo autentyczny sposób przedstawia współczesną rzeczywistość.

Podobno tytuł "Teraz ja" pochodzi z artykułu w prasie kobiecej.
W jednym z magazynów przeczytałam poradę dla nieszczęśliwych kobiet zatytułowaną "Teraz ja". Radzono kobietom, żeby wzięły kalendarz i w miejscu wolnego popołudnia wpisały słowa teraz ja, a potem wyszły na ulicę i czekały, co się stanie. Ta wizja szalonego redaktora wydała mi się dość apokaliptyczna.

Ten tytuł mówi też coś o pani?
Nie będę się zarzekać, bo coś jest na rzeczy, ale myślałam przede wszystkim o bohaterce. Ten tytuł powinien być tak naprawdę napisany ze znakiem zapytania, bo Hanka wyrusza z przesłaniem yeraz ja, ale nie wiemy, do czego ją to doprowadzi i jak to się skończy.

Dużo jest z pani w Hance?
Ja co prawda z domu nigdy nie uciekłam, ale często jak przechodzę koło autobusu, mam ochotę po prostu wsiąść. Ale nie mnie to oceniać, musiałby to zrobić ktoś, kto mnie zna.

Dlaczego definiuje ją pani poprzez sytuacje i ludzi, których spotyka, nic nie mówiąc o niej do końca?
Szczegółowe opowiadanie bardzo banalizowałoby całą historię i w innym kontekście stawiałoby tę podróż. Brakowałoby jej świeżości, tajemnicy. Tak naprawdę nie ma znaczenia, co się stało. Hanka zamyka drzwi za dawnym facetem i staje się inną osobą, od nowa buduje swój świat.

Czy Hanka to typowa współczesna trzydziestolatka?
Ona ma dużo z pokolenia trzydziestolatków, ludzi którzy gdzieś za szklaną szybą mają życie wewnętrzne, z którego sami nie zdają sobie sprawy. Myślę, że jest w naszym pokoleniu rodzaj dziwnego dystansu do wszystkiego, co powoduje, że z jednej strony wieloma rzeczami się nie przejmujemy, a z drugiej nie umiemy się tak na sto procent w cos zaangażować. Nie potrafimy żyć tu i teraz. Wszystko dookoła nas jest takie slowly lowly i takie cool. Dlatego Hanka wyrusza w swoją podróż z ciekawością i otwarciem na rzeczywistość. Wchodzi w sytuacje, z których w innych okolicznościach by się wycofała, one ją intrygują. Chce sprawdzić, ile poczuje w danej chwili, co ją dotknie, zaboli.

Chciała pani opowiedzieć o pokoleniu trzydziestolatków? Udowodnić, że młodzi ludzie nie potrafią się ze sobą porozumieć?
Nie myślałam w tych kategoriach. Dla mnie na początku była historia, bohaterka i kolejne postacie, które mija po drodze. Nie chciałam nazywać problemu, czy opowiadać o swoim pokoleniu.

Czy postacie drugoplanowe z pani filmu mają swoje pierwowzory w rzeczywistości?
Niestety nie mają. Miałam to szczęście, że trafiłam na świetnych aktorów, stąd ten autentyzm.

Patrząc na tego podrywacza na dancingu miałam wrażenie, jakbym oglądała dokumentalny zapis takiej imprezy.
Tego podrywacza zagrał Sylwester Jakimow, drugi reżyser i mój kolega ze studiów. Oryginalnie jest długowłosym młodzieńcem, ale do filmu ściął się na tak zwany "garnek", co bardzo przecierpiał.

Filmom realizowanym przez kobiety przypina się w naszym kraju często łatkę "kina kobiecego". Jak pani na to reaguje?
Bardzo tego nie lubię. Dlaczego kiedy Pasikowski zrobi film o facecie, to nikt nie mówi, że to męskie kino? Mam pejoratywne wyobrażenie na temat definicji kina kobiecego. To niby taki rodzaj poetyckości, delikatnego dotykania tematu. Myślę, że mam analityczne oko i pokazuję rzeczywistość z pazurem, a nie bieganie po łące na bosaka.

Wspominała pani o kinie czeskim, czy polskie kino pani nie inspiruje?
Współczesne polskie kino wprowadza rodzaj aktorstwa, a raczej "pokazywactwa", którego ja nie cierpię. To rodzaj umowności, robienia oka do widza na zasadzie "gramy w filmie i jest super". Poza tym przeszkadzają mi niewiarygodnie dialogi. Brakuje mi rozmowy z widzem. Nie lubię filmów, które mówią mi, co mam myśleć o danej historii. Nie lubię mocnego stawiania akcentów, moralizatorstwa. Kino powinno być rodzajem projekcji, gdzie widz musi łapać jakieś momenty i wyszukiwać coś dla ciebie.

Wybiera pani sobie trudne tematy. Inspiracją dla scenariusza "Niebieskie drzwi" jest historia łódzkiej rodziny, która zamordowała swoje dzieci i ciała ukryła w beczkach. Kolejny pani scenariusz "Z miłości" opowiada o polskim porno biznesie.
Na pewno nie chciałabym zrobić filmu o Benny Hillu ani o surferach. Ma poczucie odpowiedzialności i myślę, że powstaje tak dużo komedii romantycznych, filmów sensacyjnych, że ktoś się powinien zajmować innymi historiami. Nie chciałabym też, żeby moje filmy były postrzegane jako rodzaj negatywnej rzeczywistości.

Ale opowieść o rodzinie która chowała zamordowane dzieci do beczek to zdecydowanie negatywna rzeczywistość.
Oczywiście, ale scenariusz starałam się zbudować w taki sposób, żeby nie epatować okrucieństwem. Chciałam opowiedzieć historię mieszkańców łódzkiej kamienicy, którzy słysząc krzyk dziecka, nie reagują na to co się dzieje za ścianą. Czasami nie zdajemy sobie sprawy, jak wiele od nas zależy. Dla mnie to była wstrząsająca historia. Mieszkam 300 metrów od tego miejsca w Łodzi i długo się zastanawiałam, czy w ogóle zabrać się za pisanie scenariusza, czy warto opowiadać o takich rzeczach. Tak naprawdę wydaje mi się, że to nie autor wybiera sobie historię, ale historia sama wybiera autora.

Scenariusz "Z miłości", mimo że nagrodzony w prestiżowym konkursie Hartley-Merill nie został dofinansowany przez Polski Instytut Sztuki Filmowej.
Niestety, został niedobrze oceniony przez ekspertów. Problemem jest chyba kontrowersyjny temat, chociaż nie planowałam pokazywać w tym filmie ginekologicznych zbliżeń, ani wieszać genitaliów na krzyżu.

Czyli okazuje się, że te wybory tematów przeszkadzają pani w realizacji projektów?
Może powinnam poprosić o azyl w jakimś normalnym kraju.

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones