Artykuł

Brzezińska opowiada o kobietach jak wino

Filmweb / autor: /
https://www.filmweb.pl/article/Brzezi%C5%84ska+opowiada+o+kobietach+jak+wino-65316
Kobiety jak wino

W roku 2005 odeszła, przegrawszy walkę z chorobą, Anne Bancroft, niezapomniana odtwórczyni roli pani Robinson z filmu "Absolwent". Kreacja Bancroft, szalenie wyrazista, odcisnęła się mocnym piętnem na wizerunku aktorki, znacząc na zawsze jej nazwisko. Uwodzicielska pani Robinson stała się filmowym symbolem dojrzałej kobiecości, wciąż jeszcze urodziwej, pociągającej, a przy tym w jakiś sposób nostalgicznej, świadomej przemijania, straconych szans i własnego wyrachowania. Dwa lata przed Bancroft zeszła na zawsze z ekranu inna legenda kobiecego aktorstwa – Katharine Hepburn. W prasie można było przeczytać głosy obwieszczające, że wraz ze śmiercią Hepburn i Bancroft coś się w kinie skończyło. Oto odchodzi w przeszłość czas dam ekranu i epoka aktorek, którym wolno było zestarzeć się na oczach widzów. Teraz nadchodzi młodość, która rozbiera się bez wahania, która nawet jak kocha, to tylko konsumuje, i która odbierze kulturze popularnej panią Robinson, a zezwoli może jedynie na babcię wyglądającą oknem na podwórze... Obawiano się, że w kinie coraz rzadziej będą gościć postacie kobiet nie tylko dojrzałych wiekiem, ale w ogóle posiadających skomplikowaną i niejednoznaczną osobowość, oraz że wyścigowi w poprawianiu urody zacznie towarzyszyć drenaż autentycznych emocji, a ekranowe osobowości zastąpione zostaną kukłami o przewidywalnej mimice i charakterze przystosowanym do schematycznej komunikacji odczuć. 


     
Ostatnia dekada przekonuje jednak, że lament był nieco przedwczesny. W ostatnich latach mamy bowiem do czynienia z wieloma ciekawymi kreacjami w wykonaniu aktorek już bynajmniej niemłodych. Co więcej, bywa, że ich kariery z wiekiem nabierają przyspieszenia i osiągają teraz jakby nowe, to właściwe apogeum, przyćmiewając nawet rówieśnicze męskie gwiazdy o porównywalnym dorobku. Podczas gdy starszym panom zdarzało się grać w filmach o słabej reputacji i odcinać kupony od sławy, panie wybierały produkcje o większym potencjale, z intrygującymi rolami. Jak się okazuje, w ostatnich dziesięciu latach było niemało ról w sam raz dla aktorek, które są jak wino.

Druga młodość, diabelski urok i sekrety

Nie pomylę się chyba, stwierdzając, że największy popis kreacji dojrzałych wiekiem kobiet dała w ostatnich dziesięciu latach jedna z najwybitniejszych aktorek światowego kina – Meryl Streep. Sześćdziesięcioletnia Amerykanka przyzwyczaiła widzów do swej niezmiennie nienagannej filmowej formy. W ostatnich latach jednak gra więcej niż kiedykolwiek, występuje w dwóch, trzech filmach rocznie, daje prawdziwy koncert na role, nie waha się eksperymentować, bawi się własnym wizerunkiem i dyskretnie nawiązuje do swych poprzednich wcieleń. Wydaje się, że czar, który rzuciła na widzów w latach 70., wciąż działa, zjednując jej nieustannie nowych fanów.
     
Składniki tego zaklęcia ładnie opisuje Katarzyna Kubisiowska[1], charakteryzując warsztat Streep jako połączenie intelektu i delikatności, wzbogaconych o zdolność do lawirowania między postaciami "heroin" a kobiet "zwyczajnych" oraz umiejętność wygrywania emocji dyskretnie, zawsze niejednoznacznie. Gdy rok 2002 wybuchł "Godzinami" Stephena Daldry'ego, opowieścią rozpisaną na trzy postacie kobiece – oraz mniej może docenioną "Adaptacją" – grająca w obu filmach Streep pokazała, że rozpoczyna kolejną dekadę tak, jak zakończyła poprzednią – potwierdzając swój kunszt i zyskując kolejne wyróżnienia za aktorskie rzemiosło. Niewiele się zmieniło. Kolejne filmy, takie jak "Kandydat", "Diabeł ubiera się u Prady", ekranizacja musicalu "Mamma Mia!" oraz "Wątpliwość" pozwalają w ekranowym emploi Streep odnaleźć dobrze znane (i lubiane) tony samotności, pozornej nieczułości, czasem wyzywającej pogardy i jak zwykle czegoś, co pozostaje ukryte. Życiowe rozczarowania, poszukiwanie kompromisu między prozą życia a pragnieniami i marzeniami to sprawy, z którymi bohaterki grane przez aktorkę wciąż muszą się mierzyć. Następne role w filmach lżejszych w tonie, takich jak "Julia& Julia" oraz w "To skomplikowane" przynoszą wiele autoironii, eksploatują manieryzmy, nerwową gestykulację i niewyczerpaną energię aktorki, która zadziwia może bardziej teraz niż kiedykolwiek wcześniej.

Monarchinie i belferki

Obok amerykańskiej władczyni kina swoje panowanie na ekranie mocno zaznaczyły też ostatnio aktorki pochodzące z Wysp Brytyjskich. Jest to o tyle ciekawe, że obserwując w latach 90. wygasającą karierę Vanessy Redgrave czy Julie Christie (w ostatnim dziesięcioleciu), trudno było oczekiwać jakiejś zmiany na aktorskiej scenie poza zwyczajną zmianą pokoleniową. I tu chyba jedną z największych niespodzianek sprawiła Judi Dench, która odmówiła udania się na emeryturę. Aktorka, urodzona w 1934 roku, ma ogromny dorobek teatralny, grała na deskach najlepszych brytyjskich teatrów wszystkie szekspirowskie heroiny, jak podają annały, jedynie poza Rozalindą z "Jak wam się podoba". W latach 80. w kinie grywała często postacie kobiet-enigm – milczących, zagadkowych, skrywających żal lub osobistą tragedię (najlepszymi przykładami wydają się tutaj dwa filmy: "Wetherby" oraz "84 Charing Cross Road"). W końcu lat 90. błysnęła rolą królowej Wiktorii w "Jej wysokość Pani Brown". Jej Iris Murdoch z filmu "Iris" Richarda Eyre'a z 2001 roku to prawdziwy koncert właściwych aktorce środków wyrazu. Subtelność, dyskrecja, powściągliwość i bezradność, której Dench od czasu do czasu pozwala wyjrzeć zza aktorskiej maski. Oprócz ról mocno stonowanych Dench dobrze sprawdza się w rolach tajemniczych ("Kroniki portowe") lub uroczych, nieco ekscentrycznych starszych dam (tytułowa "Pani Henderson" Frearsa). Za najlepszą jej rolę w ostatnim czasie uważam jednak tę, którą Angielka zagrała ponownie u Richarda Eyre'a, w "Notatkach o skandalu". Dench zagrała tu starą nauczycielkę, która z zainteresowaniem obserwuje życie szkolne i pojawienie się nowej, młodej koleżanki po fachu (w tej roli równie brawurowa Cate Blanchett).  
    

(fot. z "Notatek o skandalu")

Temat szkoły w angielskim kinie jest bardzo popularny i warto może przy okazji wspomnieć o Julie Walters, która rozpoczęła karierę filmową jako pobierająca nauki przebojowa fryzjerka Rita ("Edukacja Rity"), a w ostatniej dekadzie pojawiała się często w charakterystycznych rolach, również w kontekstach szkolnych – jako nauczycielka pasjonatka ("Billy Elliot" i dramat telewizyjny "Head of the Class"). Ma się wrażenie, że Julie Walters często "jest" na ekranie bardziej, niż gra, schematyczne i często banalne role okraszając rozpoznawalnym akcentem i bezpretensjonalnym humorem. Zdaje się, że w dużej mierze widzowie tak się przyzwyczaili do nieco rubasznej Walters, że nie mają ochoty oglądać już jej innej, takiej, która przestałaby być upartą Ritą o ciętym języku lub wesołą mamą Rona z serii o "Harrym Potterze" (czyli w dużej mierze Ritą, która pogodziła edukację z powinnościami żony z brytyjskiej klasy pracującej).
    
U Eyre'a w "Notatkach o skandalu" nie ma humoru ani morału, szkoła jest tu tylko tłem, to "stojąca woda spokojnego stawu", w której na oczach widzów rozgrywa się walka dwóch osobowości, na śmierć i życie. Kto jest tu krokodylem, a kto nieświadomą ofiarą? Judi Dench jak nikt potrafi zagrać samotność, dosłownie na granicy psychopatii. Nobliwy wygląd, surowość i dystyngowana serdeczność to pozory, pod którymi jej bohaterka ukrywa osobowość prawdziwej pajęczycy, zaborczej, przebiegłej i jednocześnie tak bardzo słabej. Jej kreacja jest szalenie intensywna, to jeden z najwspanialszych obrazów kobiecej samotności, podszytej erotycznym niespełnieniem i nienawiścią. Tam, gdzie Streep zasłania gorycz rozczarowania swoich bohaterek, Dench daje jej upust w wybuchach skrywanego żalu.
    

(fot. z "Królowej")

Jednym z ciekawszych rozdań nagród Amerykańskiej Akademii Filmowej było to za rok 2006, gdy w oscarowej rywalizacji spotkały się trzy dojrzałe damy kobiecego aktorstwa: Dench wyróżniona za "Notatki o skandalu", Streep za "Diabeł ubiera się u Prady" i…  kim była ta trzecia, jak się okazało – zwyciężczyni? To Helen Mirren, która wcieliła się w rolę Elżbiety II w "Królowej" Stephena Frearsa. Mirren ze swoim dalekim arystokratycznym pochodzeniem, nierzadko niewybrednymi wypowiedziami, starzejąca się elegancko i z ironią, naraża się czasem na nieprzychylne komentarze. Królikowska-Avis, pisze tak o Mirren grającej panią detektyw w popularnej na Wyspach serii "Prime Suspect": "Serial widziałam, owszem, nijaki, z bardzo średnią i manieryczną Mirren, stylizującą się na Roberta Mitchuma grającego Philipa Marlowe'a"[2]. W "Królowej" Mirren jest wyjątkowo subtelna, tu nie ma mowy o manieryczności, przerysowaniu, właściwie cała jej kreacja oparta jest na sugerowaniu, aktorka odrzuca kobiecy wdzięk i koncentruje się wyłącznie na kondycji swojej postaci. Angielska monarchini w jej wykonaniu to ucieleśnienie politycznej i symbolicznej funkcji, profesjonalistka przy pracy. Poprzez powściąganie emocji kreacja Brytyjki jest jeszcze bardziej poruszająca, jej fizyczna przemiana, mimika, sposób chodzenia wydają się niezwykłe.
     
Mirren wcielająca się w role dwóch brytyjskich władczyń – Elżbiety I (w dwuczęściowym dramacie telewizyjnym) oraz Elżbiety II, podeszła do obu wyzwań w sposób zaskakująco podobny, wysuwając na plan pierwszy zmaganie między życiem prywatnym a publicznym, między byciem człowiekiem a jedynie politycznym ciałem, ucieleśnieniem władzy. Napięcie między publicznym, które nie akceptuje słabości i potknięć, a prywatnym, które nie wstydzi się wzruszenia i wrażliwości, w filmie Frearsa wskazuje interesująco na ciekawe cechy aktorstwa Mirren, które w ostatnim czasie często dochodzą do głosu i są, wydawałoby się, nie do pogodzenia – niemal męską władczość i dużą czułość i zmysłowość, nad którą w "Królowej" udało się aktorce całkowicie zapanować.

Kusicielka na skraju załamania nerwowego

May z filmu "Matka" Rogera Michella, niemłoda, zmęczona i raczej niepiękna kobieta w wieku emerytalnym (grana przez Anne Reid) zwraca się do kochanka swojej córki (Daniel Craig) z niedwuznaczną propozycją "udania się do pokoju na górze". Z kolei bohaterka grana przez Charlotte Rampling w filmie "Leming" zwraca się zupełnie wprost do dopiero co poznanego, żonatego mężczyzny: "Chce pan pójść ze mną do łóżka?". Bohaterki Rampling im starsze, tym mniej się wstydzą, to indywidualistki, trudne i intrygujące. W filmie "Życie z wojną w tle" angielska aktorka zagrała bardzo znamienny epizod. Wystąpiła w drobnej, charakterystycznej roli niemłodej choć wciąż dość urodziwej kobiety, siedzącej w barze nad szklaneczką i wypatrującej "zagubionych żeglarzy". To dość charakterystyczna dla Rampling wariacja na temat pozbawionej złudzeń kobiety zbyt doświadczonej na nieśmiałość i tęskniącej za bliskością. Jej bohaterka "kupuje" intymność, bierze ją sobie, brutalnie, z niemal masochistyczną przyjemnością. Postacie kobiet na skraju nerwowego wyczerpania, pożądliwych, bezwzględnych i niepokojących to specjalność Angielki. Ta aktorka grająca po francusku i angielsku, rozpoczynająca swoją karierę jako modelka, od lat świetnie sprawdza się w rolach kobiet niejednoznacznych, bardzo tajemniczych. W ostatnim czasie jednymi z najciekawszych kreacji Rampling były te, które zagrała w "Pod piaskiem" oraz w "Basen" François Ozona, tego samego, w którego najnowszym filmie powraca wielka dama francuskiego kina – Catherine Deneuve, na co zwracał uwagę w niedawnej korespondencji z festiwalu w Wenecji Tadeusz Sobolewski[3]. Niewątpliwie, dobrą rękę ma Ozon do swoich aktorek...
    

(z lewej fot. z "Leminga, z prawej fot. z "Życie z wojną w tle")

"Basen" i "Pod piaskiem" to filmy podobne do siebie pod tym względem, że proponują spojrzenie z punktu widzenia kobiet doświadczających pewnej życiowej zmiany - to bardziej portrety psychologiczne, krajobrazy wewnętrzne niż spójne, logiczne historie fabularne. Rampling, odtwarzając role żony, która zmaga się z zagadkowym zniknięciem męża ("Pod piaskiem") i pisarki kryminałów w momencie spadku pisarskiej oraz życiowej formy ("Basen"), wyposaża swoje bohaterki w zupełnie fantastyczne nerwowe napięcie. Starzejące się, lecz wciąż obdarzone ciekawą urodą i elegancją kobiety przyciągają uwagę, kuszą widza, wciągają w perwersyjną grę zwierzeń. Pozostając nawet na drugim planie, jak w "Księżnej" czy intrygującym "Lemingu", z wzrokiem iście bazyliszkowym w nieruchomej twarzy i z charakterystycznym uśmiechem, Rampling hipnotyzuje, dopisując nowe karty do swego kinowego wizerunku z lat 70. kobiety niebezpiecznej o skomplikowanej, ciemnej osobowości, skłonnej do perwersji.
     
Ostatnia dekada kina przyniosła wiele intrygujących kobiecych portretów. Wśród nich niejednoznaczne, psychologicznie skomplikowane wizerunki niemłodych już kobiet w wykonaniu znakomitych, dojrzałych wiekiem aktorek wydają się najbardziej frapujące i dominujące. Kobiety dojrzałe w wielu kreacjach, nie tylko w tych, które pobieżnie próbowałam scharakteryzować – staczają na kinowym ekranie prawdziwą walkę ze swoją samotnością, rolą społeczną i powinnościami zawodowymi. Próbują mierzyć się z własną kobiecością w tym, co ważne, z seksualnością, która podlega zmianom, a którą w pewnym momencie kobiecego życia społeczne konwencje próbują ukrywać bądź tonować. W kreacjach dam sceny i ekranu starzenie się i kobiecość poddane zostają interpretacji, nierzadko przewartościowaniu. Jakże często bohaterki Streep próbują wymknąć się schematom, postacie grane przez Dench umknąć pułapce starczego uwiądu, a te grane przez Mirren, Rampling czy Deneuve chcą dyskutować o nagości, starości, władzy, polityce i sex appealu... Co to byłoby za szczęście, gdyby udało im się kontynuować te zmagania w następnej dekadzie.


PRZYPISY:
1. Za hasłem w leksykonie: Panorama kina najnowszego 1980-1995, Wydawnictwo Znak, Kraków 1997, s. 278.
2. Elżbieta Królikowska-Avis, Prosto z Piccadilly. Kino brytyjskie lat 90., Rabid, Kraków 2001, s. 84-85.
3. < http://wyborcza.pl/1,75475,8338027,Deneuve_na_prezydenta.html >, 07.09.2010

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones