Artykuł

Maciejewski: Nienawidzę walentynek

Filmweb / autor: /
https://www.filmweb.pl/article/Maciejewski%3A+Nienawidz%C4%99+walentynek-58042
Znowu się zaczyna. Wszędzie serca. Różowym "ciachem" w pysk. Marketingowy sukces tak zwanych filmowych walentynek jest dowodem na to, że kino to także – może przede wszystkim – część biznesu. Kupno/sprzedaż. Raz kupujemy kilo kiełbasy i papier toaletowy, a 14 lutego koniecznie dwa bilety na "zakochany seans". Wszyscy zadowoleni?

***

Jeszcze nie umilkną żwawe akordy "Last Christmas", poprawnego politycznie świeckiego hymnu supermarketów, nie minie kac po replikach kolejnego smętnego sylwestra, w którym podobnie jak każdego roku udawaliśmy, że się wyśmienicie bawimy, i nawet Maryla z Dodą były cool, a już zaczyna się hardkor walentynkowy.

Kocha, lubi, szanuje. Problem w tym, że nawet jeżeli nie za bardzo kocha, niespecjalnie lubi i chyba nie szanuje, bez wątpienia kupi nam znowu zmarzniętego tulipana albo wełniane serducho. Bo tak wypada. Bo koleżanki z klasy też dostały. I koledzy tych koleżanek również. Rano esemes, potem shopping, wieczorem rytualny wjazd do kina. W foyer fruwają różowe i czerwone balony, oczywiście przygotowany został wcześniej zestaw podstawowy: pepsi, guma (balonówka) oraz gumka. Zaczynamy ściemniać. Dystrybutorzy udają, że lutowe premiery pięciu filmów romantyczno-podobnych to zwyczajny zbieg okoliczności, my udajemy, że wszystko nam się podoba i absolutnie nie wolno się zdradzić, że film jest do bani, a identycznie brzmiącego esa dostaliśmy już w zeszłym roku. W "walentynki" koniecznie trzeba być uśmiechniętym, podminowanym uczuciowo i podchmielonym erotycznie.

A przecież cała ta impreza to nic innego, jak tylko zwykły szantaż popkultury, chamski pijarowy szajs. Mniejsza o to, że wesołe "zakochane święto" to w prostej linii kontynuacja soc-hybryd w rodzaju "Międzynarodowego Dnia Kobiet", kiedy każdej pracownicy na linii usługowej, oświatowej lub artystycznej, przysługiwał czerwony goździk (sztuk jeden), rajstopy beżowe (sztuk jeden) oraz dar największy i bezcenny: idiotyczny uśmiech szefa bez zęba na przedzie. Kontekst socjologiczny zastąpił woal ekonomiczny. Zaległy towar trzeba przecież upłynnić, sprzedać muzyczne składanki, różowe stringi, kremowe ciastka i miliony biletów do kina.



Idziemy w ten kicz bez zabezpieczenia. Na pewno trochę ze strachu, żeby się nie przyznać, że myślimy inaczej, czujemy inaczej albo – największa w tym dniu zniewaga – nikt nie zaprosił nas na "gumę" i do kina. Kiedy myślę o opętańczych polskich "walentynkach" – w zeszłym roku, w dużym sklepie z artykułami gospodarstwa domowego zobaczyłem "walentynkową promocję" kibla, a nowa cena była oczywiście napisana na przyklejonym do muszli klozetowej czerwonym serduszku – żal mi zawsze dzieciaków, które nie znoszą "walentynek", bo nienawidzą swojej samotności, a mają na tyle zdrowego rozsądku, żeby nie kokietować społeczności szkolnej czy studenckiej fikcyjnymi, facebookowymi ściemami, albo jako geje lub lesbijki wstydzą się wkomponować w multipleksową heteromasę. Niektórzy z nich śmieją się z tego na głos, inni popłakują w poduszkę. Valentine’s day is very sad day.

***

Kino i miłość to zespół naczyń połączonych. Nie trzeba być sentymentalnym, żeby cenić melodramaty. Może się to podobać lub nie, ale właśnie filmy o miłości (w roli głównej lub drugoplanowej) tworzą mniej więcej siedemdziesiąt procent repertuaru filmowego. Wzruszałem się, jak inni, na "Titanicu" Camerona, symulowałem orgazm z Meg Ryan w "Kiedy Harry poznał Sally", z upodobaniem co jakiś czas oglądam "Casablancę" – wzorzec w Sevres melodramatu, a po obejrzeniu "Ja cię kocham, a ty śpisz" tak bardzo polubiłem Sandrę Bullock, że później wielokrotnie stawiałem się w pozycji samozwańczego adwokata aktorki i w różnych towarzyskich sytuacjach broniłem bezsprzecznego talentu Sandry jak własnej nie-cnoty…  Urocza "Amelia" rzeczywiście sprawiała cuda. Po wyjściu z kina czuliśmy się lepsi i dowartościowani. W "Lewym sercowym" Paula Thomasa Andersona spotkanie dwóch samotności nie było wcale gwarantem lukrowanego happy endu, a mimo to film najzwyczajniej wzruszał. We wspaniałym "Notting Hill" wszystkie zakochane drogi prowadziły do małej księgarenki w artystycznej dzielnicy Londynu, a Julia Roberts nigdy już nie uśmiechała się równie pięknie.



Jednak najpiękniejsze filmy o miłości, jakie kiedykolwiek widziałem, wyreżyserował największy z najmniej znanych reżyserów – Claude Sautet. W "Nelly i panie Arnaud", Sautet opowiedział o miłości niemożliwej. Pan Arnaud (Michel Serrault) dyktuje swoje pamiętniki delikatnej i wrażliwej Nelly (Emmanuelle Beart). Nie będzie między nimi seksu, tylko miłość: ukryta "między słowami". W "Sercu jak lód" Sauteta, grany przez Daniela Auteuila Stephane – początkowo wzbudza jedynie litość, obojętną życzliwość. W ten sam sposób traktujemy ludzi, którzy wycofują się z życia na własne życzenie. Wycofują się, ale jeszcze jakby nie do końca. Jeszcze niby coś od życia chcą, ale ich marzenia, ambicje ciągle się kurczą, topnieją, aż wreszcie nikną zupełnie. Przeczuwamy – a Sautet trafność tych przeczuć co jakiś czas subtelnie dopowiada – że Stephane prawdopodobnie miał talent, był skrzypkiem. Może nie aż wirtuozem, ale na pewno utalentowanym muzykiem. Niestety, był. Bezradność wobec życia i trwanie. Kiedy na horyzoncie tej bezradności pojawiła się piękna skrzypaczka Camille (Emmanuelle Béart) – Stephane otrzymał szansę na jej złamanie. Ale "Serce jak lód" nie jest banalną filmową "walentynką". Sautet był zbyt mądrym twórcą, żeby naiwnie sądzić, że splot zrozumienia, miłości polegającej na bliskości, ma szansę ułożyć ostatecznie w warkocz z napisem: happy end. Tego nie ma. Kiedy Stephane odejdzie naprawdę, Camille dwukrotnie uderzy dłonią o blat filiżanki. Film Sauteta oglądałem ostatnio siedem, może osiem lat temu, a siłę tego uderzenia pamiętam do dzisiaj.

***

Oglądajmy filmy o miłości, wzruszajmy się na melodramatach, ale nie pozwalajmy tak łatwo wciągnąć się do świątyni "walentynkowego" kiczu. Różowe "ciacho" naprawdę może utkwić w gardle. Zakochana niestrawność.

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones