Wywiad

Nie dajemy żadnej recepty - mówią twórcy "Ody do radości"

Filmweb / autor: /
https://www.filmweb.pl/article/Nie+dajemy+%C5%BCadnej+recepty+-+m%C3%B3wi%C4%85+tw%C3%B3rcy+%22Ody+do+rado%C5%9Bci%22-28208
Anna Kazejak-Dawid, Jan Komasa i Maciej Migas są studentami łódzkiej Filmówki. Scenariusz swego pierwszego wspólnego filmu zatytułowanego "Oda do radości" napisali na konkurs organizowany przez Akson Studio. Film wyróżniono Nagrodą Specjalną Jury na ostatnim festiwalu filmowym w Gdyni. Niedługo potem reżyserzy otrzymali nominację do Paszportu "Polityki". "Oda do radości" 19 kwietnia wchodzi na ekrany polskich kin.


Powiedzcie, jak doszło do powstania waszego wspólnego projektu? Zaczęło się od konkursu organizowanego przez Akson Studio?
Maciej Migas: Zaczęło się na drugim roku studiów w szkole filmowej, kiedy mieliśmy nakręcić film fabularny. To były nasze pierwsze etiudy na taśmie 35 mm i bardzo to wszyscy przeżywaliśmy. Po egzaminie, na którym zostaliśmy bardzo dobrze ocenieni, siedzieliśmy w pubie i nagle ktoś rzucił hasło, żeby zrobić wspólny film, który opowie o naszym pokoleniu. Zapaliliśmy się do tego pomysłu i zaprosiliśmy do współpracy Janka Komasę. Wspólnie zaczęliśmy się zastanawiać, o czym chcemy opowiedzieć, co ma być tematem naszego filmu.
Anna Kazejak-Dawid: Szukaliśmy inspiracji w otaczającej rzeczywistości, ale szybko okazało się, że nie ma czegoś takiego, co stanowiłoby wspólny mianownik dla naszych filmów. Śledziliśmy wtedy dyskusję, która toczyła się na łamach "Gazety Wyborczej" na temat generacji "Nic", która nas inspirowała, bo odnajdywaliśmy tam nasze myśli i spostrzeżenia.
Jan Komasa: Na początku rozrzut tematów był ogromny, próbowaliśmy wszystkiego, a potem nagle przeczytaliśmy artykuł Michała Olszewskiego, autora "Drogi do Amsterdamu", który pisał, że młodzi nie utożsamiają się z polską rzeczywistością, że nasze pokolenie jest taką paczką rzuconą między Berlinem i Moskwą.
Maciej Migas: Okazało się, że to dotyczy nas wszystkich.
Jan Komasa: Nie ma co ukrywać, sporo w "Odzie do radości" z filmu "Bar na Victorii", Leszka Dawida, męża Ani, który opowiada o Polakach w Londynie. Byliśmy świeżo pod wrażeniem tego dokumentu.
Anna Kazejak-Dawid: Mnóstwo naszych znajomych wyjechało do Anglii, tam możemy odnaleźć sporo naszych kolegów z liceów, studiów... Strasznie nas to wkurza, ten film wypływa z naszej niezgody na tę sytuację.

Każdy z was sam pisał sam scenariusz swojej noweli?
Anna Kazejak-Dawid: Pomysł już mieliśmy, teraz trzeba było stworzyć 3 historie i wymyślić bohaterów. Stawialiśmy sobie kolejne zadania, wspólnie dyskutowaliśmy na temat, co tym ludziom mogłoby się przydarzyć, w jakie perypetie ich uwikłać. Potem wracaliśmy do domu, wszystko spisywaliśmy, nanosząc poprawki. Rano znowu zaczynały się rozmowy i konsultacje.

W waszym przypadku sukces "Ody do radości" rozkłada się na trzy osoby, teraz każdy z was na własną rękę będzie musiał zmierzyć się sam z następnym filmem. Boicie się trochę?
Maciej Migas: Sukces rozkłada się na trzy osoby, ale i porażka również, na to liczyliśmy. (śmiech) Powtarzaliśmy sobie, że na początku lepiej taką odpowiedzialność dzielić na troje.
Traktujemy nasz projekt jako wprawkę, tak naprawdę każdy z nas czeka na moment, kiedy zrobi samodzielny film.
Anna Kazejak-Dawid: Pytacie, co będzie, kiedy krytyka napisze, że któreś z nas podczepiło się pod zdolnych kolegów? Właściwie dopiero teraz o tym pomyślałam, ale na pewno nie jest tak, że ktoś w tym teamie jest niedołęgą. To oczywiste, że każdy z nas może nakręcić następny film lepszy lub gorszy, bo na to wpływa wiele czynników. Dobrze znamy swój poziom zawodowy i wiemy, co zrobiliśmy w szkole. Nie mam wątpliwości, że jeśli Jasiek albo Maciek stanie za kamerą, to zrobią przyzwoite filmy. Nie chcemy być dla siebie konkurencją.
Jan Komasa: Nie byliśmy na swoich planach, obserwowaliśmy siebie z daleka. Każdy z nas chciał zrobić własną historię, wiedział, że ma te pół godziny, które musi wykorzystać. Ania była podczas kręcenia filmu w siódmym miesiącu ciąży, nadal nie mogę wyjść z podziwu, że dała radę.
Anna Kazejak-Dawid: Trudno mi było podnosić się z krzesełka. (śmiech)
Maciej Migas: Dziwię się, że "Wysokie Obcasy" do tej pory nie zrobiły z tobą wywiadu.
Anna Kazejak-Dawid: Jak to nie! Jutro udzielam wywiadu dla "Wysokich obcasów".
Maciej Migas: Podziwiamy Anię, bo to był naprawdę wielki wyczyn, po prostu tytaniczny wysiłek.
Anna Kazejak-Dawid: Gdybym tego wtedy nie zrobiła, to teraz przy małym dziecku nie udałoby się na pewno.

Wasz film opowiada o bardzo nieprzyjaznej rzeczywistości, a przecież macie świadomość, że filmy, które gromadzą milionową publiczność, to lekkie komedie romantyczne, takie jak "Ja wam pokażę!" czy "Tylko mnie kochaj". Jeśli tak na to spojrzeć, to "Oda do radości" znajduje się na zupełnie przeciwnym biegunie.
Jan Komasa: Szczerze mówiąc, chyba nawet łatwiej pracuje się bez obciążenia, że muszę wyrobić jakąś normę i przyciągnąć milion widzów. Wiem, że mój film zobaczą nieliczni, inteligentni. Masy to raczej ominą, chociaż kto wie....
Anna Kazejak-Dawid: Kiedy nasz kierownik produkcji narzekał, że zrobiliśmy takie niekasowe kino, że ma problemy ze znalezieniem dystrybutora, powiedziałam mu: są filmy które się robi dla pieniędzy i takie, które przechodzą do historii. (śmiech) Kino rozrywkowe robi się po to, żeby zarobić pieniądze, ale ono też bywa sztuką. Nie widzę w polskich komediach romantycznych szczególnego artyzmu, a jedynie duże pieniądze - zainwestowane i odzyskane. I nie ma w tym nic złego. Kręcąc "Odę do radości" nie chcieliśmy gromadzić milionowej widowni, tylko opowiedzieć o tym, co nas boli. Wydaje mi się, że taka jest rola kina. Nie chcę udowadniać, że robimy wielką sztukę, ale przynajmniej się staramy.
Jan Komasa: W "Tylko mnie kochaj" też jest pokazana współczesna Polska.
Anna Kazejak-Dawid: A co to za Polska! Ja bym chciała spotkać w kolejce po bułki faceta, który jeździ drogim samochodem i mieszka w luksusowym penthousie.
Jan Komasa: O tym właśnie mówię, to Polska z katalogu.
Maciej Migas: Kiedy zabieraliśmy się za pracę, nikt z nas nie kalkulował, ile zarobimy i jaka liczba widzów wybierze się do kina. Staraliśmy się zrobić film szczery, autentyczny, który coś dla nas znaczy.

Czy łatwo jest robić film w Polsce ze świadomością, że tak naprawdę niewiele osób na niego czeka?
Jan Komasa: Nie mieliśmy obciążenia targetowego. Tak naprawdę, sami dla siebie byliśmy największym obciążeniem, bo baliśmy się, czy się uda, czy zdążymy na czas, czy to będzie autentyczne.
Maciej Migas: Nasz producent mógłby tak kalkulować, powiedzieć: świetnie, skoro mamy opowiadać o współczesnej rzeczywistości, to teraz ty obsadzisz młodego Stuhra, a ty Zakościelnego. Michał Kwieciński miał uwagi, ale nigdy nie powiedział, że czegoś zabrania, do niczego nas nie zmuszał. Bał się, tak jak my, że film zrobi klapę. Nie wiedział, co wyniknie ze współpracy z trojgiem ludzi, o których nigdy w życiu nie słyszał.
Anna Kazejak-Dawid: Odbiorcy, którzy nie są amatorami kina typu "Ja wam pokażę!", szukają w kinie rozmowy z autorem. Chcą stawiana pytań a nie tylko dawania odpowiedzi. Wydaje mi się, że widz czeka na taki film, niekoniecznie na nasz film, ale na ten typ kina. "Oda do radości" na pewno nie trafia w próżnię.
Maciej Migas: Chętnie bym popełnił takie komercyjne dzieło, żeby potem móc zrobić ciekawe artystyczne projekty, tak jak Mike Figgis, który kręci komercyjne filmy, żeby później zrealizować np. "Zostawić Las Vegas".

Wasz film był podczas festiwalu w Gdyni porównywany z "Doskonałym popołudniem" Przemka Wojcieszka. On pokazywał zupełnie inną Polskę, zdecydowanie bardziej optymistyczną, w której można jakoś urządzić swoje życie, w waszym filmie bohaterowie wyjeżdżają z kraju. Uważacie, że jeśli ktoś kto chce normalnie żyć, musi stąd wyjechać?
Maciej Migas: My nie dajemy żadnej recepty. Chcieliśmy wyrazić jakąś gorycz, która w nas była. Zrobiliśmy film pesymistyczny, ale tamtym momencie tak spostrzegaliśmy Polskę. Można tu wiele osiągnąć, ale nie jest to kraj, w którym żyje się jak w raju. W Polsce niełatwo spełniać marzenia. "Oda do radości" to efekt rozczarowania rzeczywistością. Jeśli Przemek Wojcieszek chce robić laurki, to jest jego sprawa.
Jan Komasa: Polacy po ukończeniu dwóch fakultetów jadą do Londynu wycierać stoliki i zmywać naczynia. Stąd wynika frustracja naszego pokolenia. Tyle lat walczono o ten kraj, a teraz, kiedy mamy wolną Polskę, wyjeżdżamy, chociaż nikt nas stąd nie wyrzuca.
Anna Kazejak-Dawid: Kręcąc nasz film, nie dążyliśmy do uogólnień, myśleliśmy w mikroskali. Przecież każdy z tych tysięcy ludzi, którzy wyjeżdżają ma swój mały powód, jakiś osobisty dramat. Opowiadamy o małych tragediach, które doprowadziły do takich decyzji.
Maciej Migas: Nasz film to nie jest recepta na życie ani wskazówka, jak należy się odnaleźć w rzeczywistości, a raczej artystyczny znak zapytania.

O czym teraz zamierzacie opowiadać w waszych filmach, to jest też pytanie o wasze plany na najbliższy rok.
Anna Kazejak-Dawid: Ja realizuję mój film dyplomowy.
Maciej Migas: Mam w planach dokument, aktualnie pracuję nad dwoma projektami; pierwszy to film kryminalny, drugi jest obyczajową historią o pokoleniu 30-latków.
Jan Komasa: Jestem w trakcie prac nad scenariuszem filmu historycznego o Powstaniu Warszawskim. Mam też pomysł na film współczesny, w którym chciałbym kontynuować tematy klubowo-osiedlowe.
Maciej Migas: Odcinasz kupony od "Ody"? (śmiech)
Jan Komasa: Uważam, że trzeba wreszcie wyeksplorować ten temat do cna. Cały czas mi to chodzi po głowie i chciałbym jakoś się z tym rozliczyć.

Czy teraz po sukcesie "Ody do radości" zmieniło się wasze życie zawodowe, jakoś wam łatwiej?
Anna Kazejak-Dawid: Nadal trzymamy się naszego producenta. Pewne deklaracje z ust Michała Kwiecińskiego padły już w momencie, kiedy przyszliśmy do niego z projektem. Powiedział nam wtedy: słuchajcie, jak nam się uda, będziemy dalej robić razem filmy. To było bardzo miłe.
Maciej Migas: Nie zasypują nas propozycjami, nie dzwonią, ale...
Anna Kazejak-Dawid: ... ale jakby ktoś chciał, to ja jestem chętna, mogę podać mój numer telefonu. (śmiech)
Maciej Migas: Jest nam o tyle łatwiej, że nie jesteśmy już anonimowymi studentami.
Anna Kazejak-Dawid: Są tacy, którzy twierdzą, że potrafimy coś zrobić z kamerą, więc zobaczymy, co będzie dalej.

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones