Felieton

O seksie w nowych polskich filmach

Filmweb / autor: /
https://www.filmweb.pl/article/O+seksie+w+nowych+polskich+filmach-54751
Przez długi czas wszystko wydawało się proste, przynajmniej w polskim kinie. Był mężczyzna, była kobieta, a także niemy świadek ich namiętności – zlew (ewentualnie kuchenka gazowa dla większej wygody). Z każdym pchnięciem mężczyzna oddawał kobiecie cząstkę swojego moralnego niepokoju, a wszelkie "tylne" pozycje urosły do rangi modernistycznego aktu ucieczki od spleenu. Kilkanaście lat i raportów seksuologicznych później, pozmieniały się kanony erotyczno-choreograficzne. O publiczności wciąż nikt nie myślał, bo o ile film mógł być dla widza, o tyle seks – w żadnym wypadku. Jaki tam z Polaka homo eroticus, żeby mu gratisowo przyśpieszać puls, rozbudzać zmysły i fundować podniecenie w miejscu publicznym. Montażyści czuwali i wkraczali przy końcu gry wstępnej, gdy rozpaleni kochankowie przechodzili do łóżkowej gimnastyki. Zdarzały się wyjątki, owszem. Czasem facet rozpiął rozporek przed stosunkiem, bywało nawet, że się rozebrał, czasem penis nie wyrastał z jego splotu słonecznego (do czego przywykliśmy, oglądając wszelkie "jeździeckie" zmagania), czasem pojawiał się seks oswojony, wpisany w codzienność, zdjęty z koturnów. Na ostatnim festiwalu w Gdyni, który według rozgorączkowanych oldbojów dał nam i nową szkołę filmową, i nową wrażliwość i w ogóle otworzył nas na "nowe", seksu nie brakowało. Kochano się na plaży i w m3, na kuchennym stole i w klubowym sraczu. Efekty były na przemian żenujące, rozczarowujące i zabawne (w zamierzony i niezamierzony sposób). Można je także podzielić na trzy inne kategorie:

Kino retro...

...czyli sentymentalny powrót do klasycznych wzorców. W nowelce Anny Maliszewskiej "Pokój szybkich randek" ("Demakijaż") seks obudowany jest, a jakże!, mocnym, egzystencjalnym kontekstem. Miłosne zapasy przywodzą na myśl starcie rozjuszonego tura z melancholijnym nosorożcem. On, więzień, stara się zdjąć jej pończochy, ale Ona, kobieta więźnia, opiera się, bo już sama nie wie, czy kocha na tyle, żeby się oddać. W końcu On napiera mocniej – rzuca Ją na podłogę (obok jest prycza, ale kto by tam chciał na pryczy, skoro do dyspozycji ma stymulujące, regularnie obszczywane klepki). No i jazda! Mocna, polska, w pełnym rynsztunku. W "Galeriankach" Katarzyny Rosłaniec co prawda seksu się nie pokazuje, bo nie wolno, ale nastoletnia bohaterka musi zostać zdeflorowana przez – jeśli nie siedzicie, to usiądźcie, takie będzie zaskoczenie – pięćdziesięcioletniego, nieogolonego kaszalota (przywołuję z pamięci, może miał lat czterdzieści i cztery, może był ogolony, ale na pewno nie był na Slimfaście). Wreszcie, "Zero" Pawła Borowskiego. Za wiele zdradzić nie mogę, w każdym razie scena jest przepyszna. Wszystko dzieje się na blacie kuchennym, gdzie pewna pani chce przerwać seks z pewnym panem. Ten jednak nie odpuszcza. Kobieta próbuje się uwolnić, lecz pole manewru ma niewielkie. Szamocze się, wierzga i konwulsyjnie wymachuje kończynami. Efekt rodem z horroru. A puenta? Orzechowa fantazja. Wtajemniczeni wiedzą, resztę zapraszam do kin.

Kino Nowej Przygody...

...czyli atak na zmysły. Juro Janosik chędoży że hej! Kasia Adamik i Agnieszka Holland wymyśliły sobie, że brakuje nam seksu "zmysłowego", a wręcz "sensualnego" (co by oddać w języku intensywność tego, czego nie znamy). Wyszło im, że "zmysłowym" nie można się napawać, że musi być ulotne i szybkie jak błyskawica. Juro i jego kompani chędożą więc na takich zbliżeniach, że próba rekonstrukcji tego, co się dzieje, to doświadczenie już nie sensualne, ale intelektualne. Byłbym zapomniał, zmysłowe są jeszcze wszelkie mazie – miód, błoto, torf. Wychodzi na to, że sauté jest passé. Pod tę tendencję podpada również Jacek Borcuch ze swoim "Wszystko, co kocham". W scenie miłosnej między Olgą Frycz i Mateuszem Kościukiewiczem widać przez chwilę "penisa męskiego" (jakby powiedział Adaś Miauczyński). To oczywiście wytrawna zmyłka, bo choć penis przelatuje przez ekran w trakcie gorących przymiarek do seksu stulecia, nie jest specjalnie zaangażowany w akcję, a wręcz pozostaje w stanie spoczynku. Niezwykle zmysłowe są też pieszczoty w "Mieście z morza" Andrzeja Kotkowskiego – tutaj ze względu na niemal namacalną fakturę falban, w których tonie drewniany aktorski duet Jakub Strzelecki-Julia Pietrucha.

Kino straconych szans...
 
...czyli potrójne rozczarowanie. W "Mniejszym złu" Janusza Morgensterna, doktor Tamara Arciuch każe poecie Lesławowi Żurkowi skrępować swoje delikatne, kobiece ciało kaftanem bezpieczeństwa. Już jest gotowa do ostrej akcji, gdy uduchowienie wypisane na twarzy Żurka wszystko psuje. Kobieta musi zrezygnować ze swoich fantazji i oddać się bohaterowi "po bożemu". W "Jestem twój" Mariusza Grzegorzka jest już lepiej – artystowsko, ale odważnie,  bezkompromisowo, lecz... zbyt krótko. Szkoda. W "Nigdy nie mów nigdy" Wojciecha Pacyny, Anna Dereszowska i pastiszowy Jan Wieczorkowski (pastiszowy, bo to wciąż ten sam Michaś z "Klanu", tyle że z autoironicznym zarostem modela) wskakują do łóżka, a on składa pocałunek na jej nagiej piersi. Chciałoby się więcej, ale zaraz się przypomina, że nie dla psa kiełbasa.

*

Wnioski nie mogą być oryginalne. Jak zwykle, banał wyobraźni rodzi banał estetyczny. Nawet w nagrodzonym "Rewersie" Lankosza scena seksu, choć uzasadniona i uwiarygodniona charakterem relacji między bohaterami, nie porywa. Przydałoby się więcej polotu. I odwagi. No bo przecież, gdyby on ją wtedy, w tym kaftanie, to kto wie, może losy polskiej inteligencji potoczyłyby się zupełnie inaczej.

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones