Wywiad

Rozmawiamy z reżyserem i gwiazdami "1000 lat po Ziemi"

Filmweb / autor: /
https://www.filmweb.pl/article/Rozmawiamy+z+re%C5%BCyserem+i+gwiazdami+%221000+lat+po+Ziemi%22-96559
Czyj plakat wisi w biurze twórcy "Szóstego zmysłu"? Dlaczego Will Smith stroi sobie żarty z własnego syna? Czy Hipoteza Gai sprawdza się na wielkim ekranie? Na te pytania odpowiedziały Filmwebowi gwiazdy "1000 lat po Ziemi" Will i Jaden Smithowie oraz reżyser, M. Night Shyamalan.



Na początku była tylko historia o ojcu i synu, prawda? Dopiero potem ubrałeś ją  w kostium science fiction.

M. Night Shyamalan: Tak. To jest bardzo prosta historia – zależało mi na tym, aby opowiedzieć ją bez twistów, bez żadnych niepotrzebnych kombinacji.  Kiedy omawialiśmy całość z Willem, myśleliśmy o formie, którą równie dobrze – oczywiście bez całego kostiumu sci-fi – można by zaadaptować na deski teatru. Chciałem, żeby rdzeniem filmu była relacja między bohaterami, między ojcem i synem. Science fiction miało być jedynie dodatkiem. Trzymaliśmy się prostego schematu i klarownej opowieści.  

Will, słyszałem, że całość była Twoim pomysłem? Pomagałeś dużo przy scenariuszu?

Will Smith: To było dość zabawne. Były właśnie urodziny Nighta i zadzwoniłem, by złożyć mu życzenia...

MNS: Tak, zadzwonił w moje urodziny, ale nie przyszedł na przyjęcie. Dziwne, że o tym zapomina (śmiech)

WS:  Właśnie dlatego dzwoniłem. To jeden z powodów, dla których ludzie do siebie dzwonią – nie mogą się gdzieś zjawić.

W każdym razie Night powiedział: "Stary, nie chcę twoich życzeń, lepiej podrzuć mi pomysł na jakiś film, który moglibyśmy wspólnie zrobić". Zacząłem więc dłubać w tym temacie. Miałem kilka lepszych i gorszych pomysłów. W końcu podesłałem coś konkretnego, a Night obiecał, że się odezwie. No i się odezwał.

MNS: Mówię Willowi tak: "Widziałem "Karate Kid" z Jadenem. Ten chłopak naprawdę potrafi grać, dzieciak po prostu ma to we krwi". I wtedy on zaczyna z jakimś swoim pomysłem. Byłem sceptyczny, nie obyło się bez krępującej ciszy w słuchawce (śmiech). Ale potem Will wziął się w garść i przysłał coś, w czym się zakochałem. Powiedziałem "okej!", bez wahania. Myślał, że żartuję, ale byłem śmiertelnie poważny.



Will, Jaden, czy więzy krwi pomagały Wam w pracy na planie, czy raczej w niej przeszkadzały?

WS: Zaczęliśmy pracować razem dość wcześnie. Nakręciliśmy "W pogoni za szczęściem". Jaden był wtedy bardzo mały, niemniej pewne rzeczy udało nam się wspólnie wypracować. Potem był jeszcze "Karate Kid", który produkowałem.

Mój bohater, Cypher Raige, jest cenionym generałem, jednym z elitarnych Duchów. Młody Kitai Raige stara się pójść w jego ślady. W pewnym sensie jest to jakieś przełożenie tego, co przechodziliśmy z Jadenem w rzeczywistości. Nie da się od tego uciec. I wydaje mi się, że potrafiliśmy oddać pewien rodzaj napięcia, ciśnienia i suspensu, które tworzy się w ojcowsko-synowskiej relacji. Ojciec wychodzi z pozycji władzy, syn robi wszystko, aby wyjść z jego cienia. Było sporo takich wątków, o które chcieliśmy zahaczyć.

Byłeś surowy dla syna?

Jaden Smith: Miał większe pole do popisu, gdy pracowaliśmy nad "W pogoni za szczęściem".

WS: To prawda, Jaden był dużo młodszy, więc wtedy było to znacznie łatwiejsze (śmiech).

Night, jaki miałeś pomysł na stronę wizualną filmu, całą postapokaliptyczną stylistykę "1000 lat po Ziemi"?

MNS: Bardzo duże znaczenie miał dla mnie film "Droga do miasta" w reżyserii kultowego hinduskiego reżysera, Satyajita Raya.

To jeden z Twoich mistrzów?


MNS: Mógłbym gadać o nim w nieskończoność. Mam jego plakat w biurze, olbrzymi plakat. On potrafi opowiedzieć wielką historię z niesamowitą subtelnością. Aktorzy są na ekranie, ale prawie nie czuć, że grają, są tak naturalni. Od ogółu do szczegółu – wielkie plany i przywiązanie do emocjonalnych szczegółów.

Wracając do "Drogi do miasta". Uwielbiam ten obraz, chociaż ma już parę ładnych lat na karku. Oglądałem go tuż przed rozpoczęciem prac pre-produkcyjnych. Tam również jest wątek chłopca, który musi zbudować jakąś więź z naturą, oswoić się z nią i nauczyć choć częściowo ją kontrolować. To było bardzo inspirujące. Zależało mi na tym, aby oddać skalę tego świata, a także kruchość postaci Jadena na jego tle.



Sporą rolę odgrywają w filmie efekty dźwiękowe. Wydają się bardzo precyzyjnie użyte.

MNS: Jak wspominałem, zależało nam na minimalizmie – także w kwestii projektów uzbrojenia, wyposażenia, ekwipunku bohaterów. Stąd np. pomysł na taką, a nie inną broń w rękach Kitaia i Cyphera – zwykle w wysokobudżetowym kinie science fiction mamy do czynienia z olbrzymimi giwerami. I ten minimalizm sprawił, że dźwięk stał się niezwykle istotnym elementem tej produkcji, został właściwie kolejnym bohaterem filmu. Mamy na ekranie dwie przestrzenie dźwiękowe – statek, w którym Cypher czeka na powrót syna, oraz dżunglę, przez którą podróżuje Kitai. Bohaterowie nie są razem, a jednocześnie pozostają w stałym kontakcie. Musieliśmy podkreślić w planie dźwiękowym odrębność obydwu lokacji, a jednocześnie umożliwić jakiś rodzaj komunikacji między nimi. To było duże wyzwanie.  

Historię poznajemy z punktu widzenia dziecka. Night, dlaczego zdecydowałeś się właśnie na tę perspektywę?


MNS: Jestem przekonany, że artyści mają hopla na punkcie pewnych etapów w ich życiu – przypominają je sobie, przerabiają w pamięci, starają się je dekodować i reinterpretować raz po raz. Myślę, że inicjacja, wejście w dorosłość były właśnie takim momentem dla mnie. W pewne rzeczy przestajesz wierzyć, w inne zaczynasz. Nie ma już magii, coś się traci, choć cały czas łudzisz się, że świat wciąż jest magicznym miejscem. W takich sytuacjach leży ogromny potencjał narracyjny.

Tak samo jak w Hipotezie Gai.

MNS: Tak. Hipoteza Gai zakłada, że Ziemia oraz cała fauna i flora stanowią jedność, że są wielkim organizmem, który wykształcił całą gamę zdolności autoregulacyjnych. Dlatego moja Ziemia w filmie wygląda tak, a nie inaczej. To nie jest najlepsze miejsce dla ludzi – została przejęta przez inne gatunki, rośliny, zwierzęta. W pewnym momencie zechciała przetrwać i pozbyła się ludzkości. Teraz tylko dba o harmonię. Kiedy więc na jej powierzchni pojawiają się bohaterowie – pierwsi ludzie od tysiąca lat – wszystko jest już gigantyczne, wyzwolone, nie dające się kontrolować. To trochę jak ostatnia wizyta w Edenie, ostatni rzut oka na raj.



Natura, która stawia na swoim, to nic nowego w Twojej twórczości.

Racja, poprzednie filmy także były o naturze. "Kobieta w błękitnej wodzie" podkreślała związek bohaterki z przyrodą. W "Zdarzeniu" natura brała odwet na ludzkości, zaś w "Ostatnim Władcy Wiatru" pojawiły się rozszalałe żywioły – chyba najczytelniejsze symbole potężnych sił natury. Czego możemy się od przyrody nauczyć? Dokąd nas zawiedzie? Czy jej rytm ma związek z naszym życiem? W filmie Kitai "synchronizuje się" z naturą, poznaje część odpowiedzi na te pytania.

Żyję w Pensylwanii, na prowincji. Mam otwarty dom, wokół wiele przestrzeni – lubię ten kontakt z naturą, to zapewnia szczególny rodzaj równowagi. Poczułem to od razu po przeprowadzce – w chwili, gdy postawiłem stopę na tamtej ziemi. Pomyślałem, że będzie to bardzo zdrowe miejsce do życia. Będzie czas, żeby się lepiej "synchronizować".

Zależało Wam na aż tak silnym przesłaniu ekologicznym?

WS: Cała sytuacja ma swoje korzenie w naszej ignorancji. To przez nią planeta nie nadaje się do zamieszkania.

JS: Myślę, że coś takiego może się kiedyś wydarzyć, choć teraz pewnie będziemy się z tego śmiać. Ale to możliwe, w końcu Ziemia nie ma z nami lekko i trzeba być tego świadomym. Mówiąc krótko – tak, to bardzo silne ekologiczne przesłanie. Wydaje mi się, że ten temat wdarł się do naszych głów podprogowo, subliminalnie.

WS: Słyszałeś, mój syn użył słowa "subliminalnie"? Nie każdy dzieciak zna takie słowa (śmiech).

Ojciec często stroi sobie z Ciebie żarty?

JS: Dość często (śmiech). I zwykle mu na to pozwalam. To jak być uderzonym przez falę: możesz się opierać, ale najlepiej jest płynąć z prądem. Potem, kiedy jest już po wszystkim, trzeba tylko z powrotem zaczerpnąć powietrza.



Jaden dojrzewa jako aktor. Jakie są między Wami podobieństwa, a jakie różnice?

WS: Mamy podobne potrzeby: głód pracy, działania, robienia czegoś. Czerpiemy energię z otoczenia i pozostajemy optymistami. I jeśli cokolwiek chcę mu przekazać, to właśnie ten optymizm, wiarę w to, że zawsze sobie poradzi.

To by było na tyle, jeśli chodzi o podobieństwa (śmiech). Co do wad – bywa np. obsesyjny jak ja. Żeby dać mu życie, zrobić karierę, stworzyć jakieś małe imperium, musiałem być wojownikiem, a to wymagało czasem obsesyjnych działań, wyłączenia pewnego aspektu własnej emocjonalności. Jaden też tak miewa, ale wydaje się lepszą osobą ode mnie, bardziej empatyczną (śmiech).
    
Bycie gwiazdą w wieku 14 lat to chyba sama frajda?


JS: Jest spoko. Kręcisz filmy z fajnymi ludźmi jak Night, masz z tego sporo zabawy. Z drugiej strony to także normalne życie. Mam kumpli, jeżdżę na desce, policjanci czepiają się mnie bardziej, gdy coś na tej desce przeskrobię – wiedzą w końcu, kim jest mój ojciec. Powinienem powiedzieć coś o wadach, ale szczerze mówiąc, nie ma ich zbyt wiele – nie będę kłamał (śmiech). Czasem słyszę pytania o to, czy nie wolałbym dorastać jak typowy nastolatek? Ale dla mnie to jest właśnie typowy sposób dorastania, innego nie znam. Gdybym nie chciał być aktorem, rzuciłbym to, spróbował czegoś innego. Ale chcę być aktorem, uwielbiam to.

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones