Relacja

TRANSATLANTYK 2018: Na szerokich wodach

autor: /
https://www.filmweb.pl/article/TRANSATLANTYK+2018%3A+Na+szerokich+wodach-129111
Łódzka pogoda sprzyjała przesiadywaniu w kinie – a program zapraszał zarówno zapalonych kinomanów, jak i tych, dla których film jest tylko weekendową rozrywką. Na festiwalu można było nadrobić zeszłoroczne zaległości, powtórzyć filmowe klasyki, a także zapoznać się z najświeższymi propozycjami z ostatnich festiwali m.in. w Sundance, Berlinie oraz Cannes.


Ale Transatlantyk to nie tylko kino. Od początku istnienia imprezy (a mamy za sobą właśnie 8 edycję, trzecią, która odbyła się w Łodzi) równie istotnym elementem programu była muzyka. Twórca i dyrektor festiwalu, Jan A.P. Kaczmarek, zdobywca Oscara za ścieżkę dźwiękowa do "Marzyciela", łączy porządki obu sztuk. W ramach festiwalu odbywają się koncerty, spotkania z muzykami oraz jedyny na świecie konkurs kompozycji natychmiastowej, Transatlantyk Instant Composition Contest, podczas którego uczestnicy oglądają fragment wybranego filmu, a następnie na oczach jury i publiczności komponują do niego muzykę (tegoroczną edycję TICC wygrała Dominika Czajkowska).  

Kolejną niezwykłą i unikatową atrakcją festiwalu jest kino kulinarne. Jedyna tego typu inicjatywa w Polsce (choć znajdująca już swoich naśladowców) powstaje przy współpracy i na licencji berlińskiego Kulinarisches Kino (choć znacznie przewyższa oryginał poziomem oprawy). Sekcja oferuje pakiet doznań: wieczór inauguruje seans filmu skupiającego się wokół tematyki kulinarnej, po którym następuje pięciodaniowa kolacja przygotowywana przez najlepszych polskich szefów kuchni, zaproszonych do współpracy. W tym roku na ekranie mogliśmy zobaczyć m.in. kultowy film Anga Lee "Jedz i pij, mężczyzno i kobieto", czy też dokument poświęcony legendarnemu francuskiemu szefowi kuchni - Alainowi Ducassowi, właścicielowi 23 restauracji na całym świecie oraz zdobywcy 18 gwiazdek Michelin. Co roku wydarzenie cieszy się rosnącą popularnością – i nic dziwnego, skoro do kuchni (wybudowanej w całości na tę okazję) udało się zaprosić m.in. Wojciecha Amaro, Kurta Schellera (który nie zajmuje się już czynnym gotowaniem) czy Roberta Sowę. Oprócz wyśmienitej, odświętnej oprawy i menu pieszczącego podniebienie, luźno inspirowanego poprzedzającym kolację filmem, inicjatywa daje także niezwykłą możliwość: przestrzeń i czas, by porozmawiać o kinie. Nakryty stół, wokół którego wspólnie spożywa się posiłek, zachęca do wymiany opinii i twórczych dyskusji, które zwykle nie mieszczą się w czasowych ramach festiwalu filmowego ze względu na napięty plan projekcji i obowiązków. Jeśli tylko będziecie mieli okazję, oddajcie się temu niezwykłemu doświadczeniu – choćby tylko po to warto wybrać się na przyszłoroczny Transatlantyk.

Mówiąc o największych festiwalowych atrakcjach, nie sposób pominąć także cieszącej się ogromną popularnością  sekcji kina łóżkowego, uznanego prze BuzzFeed za jedno z 10 najciekawszych kin plenerowych świata. 40 łóżek, rozstawianych corocznie w popularnych miejskich lokalizacjach, tym razem umieszczono na Placu Schillera, a wśród proponowanych publiczności tytułów znalazły się m.in. "50 Wiosen Aurory", "Pulp Fiction", "Sicario" czy "Atak paniki".


Najbardziej wyczekiwaną przez kinomanów sekcją było oczywiście Nowe kino – ponad 50 filmów z największych festiwali filmowych, pokazywanych w Polsce po raz pierwszy. Wśród tytułów wyświetlanych premierowo wyróżnia się na pewno nagrodzona główną nagrodą na festiwalu w Sundance "Reedukacja Cameron Post". Film oparty jest na powieści o tym samym tytule i stanowi połączenie dramatu, komedii, coming of age oraz tematyki LGBT i fabularnie przypomina żeńską wersję wyczekiwanego "Boy Erased". Będąca w wieku dojrzewania Cameron (fantastyczna Chloë Grace Moretz) odkrywa właśnie swoją seksualność, a przyłapana  przez swojego chłopaka in flagranti z najlepszą przyjaciółką, zostaje wysłana przez konserwatywną ciotkę do ośrodka Bożej Obietnicy. Tam spotyka innych zaburzonych - gejów, lesbijki, transseksualistów i buntowników, niepasujących do wystandaryzowanego imageu swoich rodziców i opiekunów. Reżyserka śmiechem próbuje oswoić lęki poszukiwania własnej tożsamości, kojenie bólu związanego z zawiedzeniem oczekiwań bliskich, poczucie winy wynikające z nieprzystawania do normatywnej, dla wielu binarnej rzeczywistości. Emocje wzbierają pod skórą pozornie sielskiej atmosfery pomimo rozładowywania napięć inteligentnym humorem wychowanków ośrodka. Film mądrze, bez linczowania czy indoktrynacji, opowiada o tąpnięciu pojawiającym się na granicy odmiennych światopoglądów. "Reedukacja Cameron Post" to jeden z tych filmów, dla których warto jechać na festiwale – wolny duchem, niepozbawiony humoru, ewokujący się we wspomnieniach żywymi kolorami i delikatnym uśmiechem. 

W duchu coming of age, wzbogaconym przez ton społecznej prawdy spod znaku Berlinale, utrzymani są także szwedzcy "Amatorzy". Dwie żywiołowe licealistki wchodzą w konflikt z ratuszem, kiedy władze postanawiają odrzucić ich amatorski film promujący miasteczko, a realizację projektu powierzają zblazowanemu profesjonaliście. Mozaika społecznych problemów niejednorodnej kulturowo społeczności w obiektywie telefonu komórkowego kontra stateczne kadry miejscowej fontanny, próbujące zaklinać rzeczywistość w imię sprowadzenia do miasteczka zagranicznego kapitału – pomiędzy wierszami dwóch reżyserskich wizji toczy się odwieczny konflikt między tym, co realne a wyobrażone.

Znacznie mniej serio o dojrzewaniu w latach 70. opowiadają "Swingujące wakacje", jedna z najbardziej odjechanych festiwalowych propozycji. O tym, że mieszkańcy Antypodów mają specyficzne poczucie humoru, przekonaliśmy się już nie raz. Swingujące wakacje leżą gdzieś pomiędzy "Królami lata", "Dzikimi łowami" i "Supersamcem" – możecie kupować to lub nie, ale rzadko ktoś odważa się na taką filmową łobuzerkę. Czego tu nie ma! Szybka kamera, kaskaderskie popisy trzynastolatków, rodzice szukający ukojenia dla kryzysu wieku średniego w trwającej właśnie rewolucji seksualnej i znacznie, znacznie więcej. Reżyser popisuje się wybornymi pomysłami inscenizacyjnymi i piętrzy absurd za absurdem, wszystko to podlewając czarnym humorem, niepoprawnymi żartami i efektownym, chwilami wręcz migawkowym montażem. Nastolatkowie nokautują swoimi popisami zasady logiki i prawa Murphyego, a rodzice masakrują wszystkie reguły poprawności politycznej. W obsadzie są m.in. Guy Pearce i Kylie Minogue, ale to dzieciaki robią tu absolutne show.


Wiele z filmów pokazywanych premierowo w sekcji nowego kina ogniskowało się wokół problemów rodziny – tym razem na serio, dotykając tematu na przestrzeni wielu kultur. Dwa z trzech filmów otwarcia opowiadały, kolejno, o kulturowym tabu – nieoczekiwanej ucieczce kobiety od męża i dwójki swoich małych dzieci oraz oswajaniu traumy po jej odejściu (francuskie "Nasze zmagania") oraz skostniałych regułach afrykanerskiej mniejszości etnicznej w RPA, osadzonej na sile, religii i przywiązaniu do ziemi, gdzie nie ma miejsca na słabość czy odmienność ("Żniwa"). Włoska "Moja córka" to z kolei próba zdefiniowania rodzicielstwa przez pryzmat społecznych i genetycznych uwarunkowań – a przy okazji niejednoznaczny portret trzech zupełnie różnych kobiet. "Małżeństwo" dotyka problemu miłości w czasach oswajania lęków związanych z definiowaniem własnej seksualności, zaś koreańskie "Dziecko" (pełnometrażowy debiut Shina Dong-Seoka) z azjatyckim wyczuciem życiowej niejednoznaczności kreśli obraz emocjonalnej postapokalipsy: żałoby po jedynym synu. "List do prezydenta" to z kolei poruszająca historia walki kobiety o prawo do samostanowienia o sobie, opowiadana w cieniu opresyjnej kastowej społeczności Afganistanu. Kategorie prawdy i winy są tu orzekane na podstawie bilansu wpływów i zniekształconej interpretacji faktów, a walka o prawo kobiet to stanowienia o sobie, ekonomicznej samowystarczalności i równego traktowania prowadzi do samosądu, którego nie jest w stanie powstrzymać nawet najważniejszy człowiek w kraju.

Wciąż w kręgu rodzinnych opowieści, choć w zupełnie innym stylu, utrzymana jest "Groźna matka" Any Urushadze. Debiut zaledwie 28-letniej reżyserki zawieszony jest gdzieś pomiędzy sennym koszmarem, szarą rzeczywistością gruzińskiego blokowiska i buchającą mrocznymi skojarzeniami wyobraźnią autorki. Manana, tytułowa bohaterka, to na pozór przykładna pani domu, która całe życie poświęciła rodzinie. Pod powłoką troskliwej matki i żony kipi jednak mroczny talent, perwersyjne fascynacje mitologią i wzbierające artystyczne frustracje. Ponury debiut zdradza oryginalną wyobraźnię, zaplatającą rzeczywistość w klaustrofobiczny kokon własnych obsesji i lęków, niczym w prozie Bruno Schulza i Franza Kafki. Pomimo tempa, gasnącego wraz z upływem czasu oraz budżetu, który uniemożliwia rozwinięcie skrzydeł mrocznej wyobraźni, debiut Urushadze obiecuje wiele – co potwierdzają nagrody na festiwalach w Locarno i Sarajewie oraz wystawienie filmu przez Gruzję do oscarowej rywalizacji.


Jedną z najciekawszych propozycji w tegorocznym programie, wyświetlanej premierowo w ramach pokazów specjalnych, był "Donbas" Siergieja Łoźnicy. Zwycięzca sekcji Un certain regard dla najlepszego reżysera w Cannes łączy kino dokumentalne i fabularne w niespotykany dotychczas sposób: przed kamerą rekonstruuje amatorskie filmiki mieszkańców Donbasu, umieszczane przez nich w serwisie Youtube. Te prawdziwe historie, przepuszczone przez filtr kamery i narracji reżysera, robią piorunujące wrażenie, układając się w pejzaż kraju rozdartego przez konflikt zbrojny i zwalczające się nawzajem grupy wpływów. Kilka mozaikowych historii niczym puzzle składa się w skomplikowaną rzeczywistość tej dziwacznej wojny, rozgrywającej się na kilku płaszczyznach i frontach: zastraszonych cywili, próbujących się nie narażać, rozpasanego wojska, usiłującego ugrać dla siebie jak najwięcej, wycofanych, a jednocześnie rozgniewanych obywateli, których tłumiona agresja może wybuchnąć w każdej chwili i równie dobrze obrócić się przeciwko własnym sąsiadom. Nie ma tu złych i dobrych, każdy ma coś na sumieniu, a wszechobecna przemoc i niepewność o własne jutro wyzwalają w mieszkańcach Donbasu najgorsze instynkty. Choć sam twórca twierdzi, że jego film jest w stu procentach fabułą (inna sprawa, że nie wierzy w transparentność dokumentu), trudno nie być zszokowanym przez prawdę bijącą z ekranu. W opozycji do szokującego krajobrazu wybija się wypowiedź samego reżysera, który pojawił się w Łodzi przy okazji polskiej premiery obrazu, twierdzącego, że zdarzało mu się tonować to, co zobaczył w internecie – po to tylko, by zapewnić wiarygodność przedstawionych historii w oczach szerszej publiczności, uniknąć wyparcia ze względu na szok, jaki wywołuje obraz. Film pojawi się w polskich kinach jesienią – i bez wątpienia warto się na niego wybrać. 

W ramach festiwalu wyświetlano także przedpremierowo dwa głośne tytuły, wchodzące właśnie do polskich kin: "Sicario 2: Soldado" oraz "Niepoczytalną" - nowy, eksperymentalny film Stevena Soderbergha. Sequelowi filmu z 2015 roku zabrakło tego, co świadczyło o wyjątkowości pierwszej części: reżyserskiej wagi ciężkiej Denisa Villeneuve'a, która zaciskała się na gardle widowni coraz mocniejszą pętlą z każdą kolejną minutą filmu, oraz wybitnej roli Emily Blunt. Choć Benicio del Toro i Josh Brolin robią swoje, a "Soldado" wciąż dobrze się ogląda, to w porównaniu do pierwszej części sequel można nazwać co najwyżej sprawnie zrealizowanym amerykańskim kinem akcji ze średniej półki. "Niepoczytalna" to z kolei zupełnie nieudany filmowy eksperyment, płaski zarówno technicznie, jak i aktorsko, ujawniający wszystkie mankamenty reżyserii Soderbergha: przewidywalność fabuły, dopowiadanie wątków, pospolite aktorstwo i niespełnione marzenie, by stać się drugim Robertem Reinerem.

W ramach Transatlantyku odbyły się także Zbliżenia – sekcje poświęcone twórczości konkretnych twórców. Podczas tegorocznej edycji mogliśmy obejrzeć filmy Andrzeja Barańskiego, Luciana Pintiliego (świetna, a niezwykle trudna do zdobycia "Rekonstrukcja"), Miloša Formana oraz Sally Potter, która była gościem specjalnym festiwalu, a podczas gali zamknięcia odebrała prestiżową nagrodę przyznawaną przez międzynarodowe stowarzyszenie krytyków FIPRESCI 93 Platinum Award. W ramach Zbliżenia mogliśmy obejrzeć jej "Orlando", "Tak", "Ginger i Rosę", "Lekcję tanga" czy obecne niedawno w polskich kinach "Party". Reżyserka imponuje przede wszystkim pomysłowością oraz odwagą w podejmowaniu ryzykownych artystycznie decyzji: udało jej się z sukcesem zekranizować powieść uchodzącą za niemożliwą do sfilmowania ("Orlando"), jako pierwszy twórca w historii kino zdecydowała się wydać swój film także na telefony komórkowe ("Krzyk mody"), dialogi do "Tak" napisała wierszem, a w "Lekcji tanga" sama wcieliła się w główną rolę. Reżyserka, choreografka, aktorka, kompozytorka i tancerka opowiedziała nam o swojej pracy za kamerą (wywiad możecie obejrzeć TUTAJ) oraz spotkała się z widzami podczas inspirującego Masterclass.

W sekcji Kino nocą, którego tematem przewodnim była klaustrofobia, najciekawszą propozycją okazała się barwna "Zemsta" – rozgrywający się w eleganckich wnętrzach i na amerykańskim pustkowiu brawurowy reżyserski debiut Coralie Fargeat. Francuzka odważnie posługuje się językiem filmowym, pełnymi garściami czerpie ze stylu Tarantino i przebojowo zadziera z fabularnymi schematami. Niezwykły fotograficzny talent do fetyszyzowania seksu i przemocy, widoczny w każdym kadrze, sprawi, że długo nie zapomniecie o tej dziewczynie i jej filmie, który metaforycznie rozprawia się także ze zmaskulinizowanym światem kina.
 
Każdy z festiwali filmowych to wyrafinowana organizacyjna gimnastyka i godzinowa żonglerka dostępnymi tytułami, by ułożyć najlepszą możliwą dla siebie wersję kalendarium. Kiedy ostatni seans dobiegnie końca, pojawia się jednak dziwna pustka i niedosyt, że kilku z tytułów – poleconych czy zasłyszanych w międzyczasie – nie udało się zobaczyć. W moim przypadku tak było choćby z "Młodością Astrid", laureatem festiwalu, który zdobył przyznawaną przez publiczność nagrodę dystrybucyjną. Film pojawi się w polskich kinach, pozostaje więc oczekiwać na ogłoszenie daty premiery. Do notesu filmów nieobejrzanych, na które będę polować na kolejnych festiwalach i w kinach, wpiszę z pewnością trzy tytuły: gruzińsko-katarski dramat "Macierzyństwo", inspirowany prawdziwymi wydarzeniami "Profil", rozgrywający się w całości na ekranie komputera i opowiadający o rekrutacji do ISIS, oraz "Wirtualną Republikę Ludową" – dokument o internetowych self-made manach, którzy zbijają fortuny dzięki włączeniu kamerki komputera i prezentowaniu swoich talentów na platformach internetowych, mających leczyć rosnącą alienację w najbardziej ludnym, a jednocześnie najbardziej osamotnionym społeczeństwie świata. 

Ósma edycja Transatlantyku zabrała nas w rejs po obszarach wielu sztuk, oferując wrażenia filmowe, muzyczne, kulinarne, a także doświadczenia z zakresu rozszerzonej rzeczywistości – i choćby za sprawą tak różnorodnego programu festiwal powinien zająć szczególne miejsce wśród polskich imprez filmowych. Zacumowany w filmowym sercu kraju, Łodzi, Transatlantyk ma ogromny potencjał rozwoju i mam nadzieję, że z każdym kolejnym rokiem będzie zabierać na pokład coraz więcej pasażerów, głodnych wrażeń i z sentymentem powracających na łódzkie filmowe szlaki.

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones