Wywiad

Trzeba kochać kino - rozmowa z Janem Machulskim

Filmweb / autor: /
https://www.filmweb.pl/article/Trzeba+kocha%C4%87+kino+-+rozmowa+z+Janem+Machulskim-39371
Już od piątku w kinach można oglądać najnowszą polską komedię gangsterską "Nie ma takiego numeru". Na uroczystej premierze spotkaliśmy się z Janem Machulskim, znanym i cenionym polskim aktorem ("Vabank"Vinci", "Kingsajz"), który wystąpił w jednej z ról w obrazie. Jak to się stało, że Pan znalazł się w obsadzie filmu "Nie ma takiego numeru"? Rola została mi zaproponowana przez Tomasza Wywioła. Spotkaliśmy się, porozmawialiśmy. Spodobało mi się to, że zamiast narzekać na brak pieniędzy, twórcy postanowili po prostu nakręcić film. Trzeba kochać kino, a oni je kochają i to pokazali. Poczułem się zobowiązany pomóc im. Pańska postać zdaje się być trochę inspirowana bohaterem, jakiego zagrał pan w "Vabank". Nie trochę, ja po prostu tam istnieję prawie jak Kwinto. Czy taki był zamiar od samego początku? Chyba tak. Sądzę, że gdybym nie zagrał Kwinto w "Vabanku", to pewnie by mnie nie zaprosił do współpracy. Nie jest to rola aż tak atrakcyjna, żebym mógł z niej coś zrobić, gdyby nie Kwinto. To właśnie dzięki filmowi "Vabank" tak jakby okrasiłem to wszystko, co tam się dzieje, wniosłem suspense, niespodziankę, wciągnąłem widzów. Tylko po to się zjawiłem. Gdyby zatem Pan się nie zgodził na występ, reżyser miałby twardy orzech do zgryzienia. Nie. Beze mnie można się obyć. To nie jest film, w którym byłbym niezbędny. Po prostu jako człowiek z "Vabanku", aktor znany, czułem się w obowiązku pomóc młodym ludziom, którzy to robią i jeśli się na coś przydałem, to jest mi miło. Zaistniałem tu, lecz film też aż tak wiele w mój życiorys nie wnosi. A jaka panowała atmosfera na planie? Rewelacyjna. Od tej strony to byli piękni, wspaniali ludzie, którzy kochają to, co robią. Bardzo dbano o aktorów. Wszyscyśmy żyli, spotykali się jak na pikniku albo na jakimś balu, niczym koledzy z jednej ławy, którzy spotykają się po latach. Amatorska produkcja, ale przecież słowo to pochodzi od 'amor' - miłość. Oni tak bardzo kochali kino, że to udzielało się również i mnie. Mówi to Pan z wielką pasją, czyżby atmosfera na planie była dla pana aż tak istotna? Bardzo, gdyż dzisiaj rzadko już się to spotyka. Pogoń za pieniądzem trochę to zniszczyła. Te wszystkie seriale, reklamy itp., tak trochę skundlowacieliśmy. Na planie "Nie ma takiego numeru" poczuliśmy jak rodzi się nowe kino. I po prostu trzeba wziąć w tym udział. W ostatnim czasie dość często uczestniczył pan w produkcjach niezależnych. Rzeczywiście było tego dosyć dużo. Jak już powiedziałem, czuję się w obowiązku. Mnie coś się udało zrobić, coś osiągnąłem i teraz jak Judym powinienem iść do ludzi ich leczyć, pomagać. Przyjmuje Pan zatem funkcję mentora dla młodego pokolenia? Można tak powiedzieć. A jak Pan w ogóle ocenia dzisiejszych młodych twórców? Myślę, że są to ciekawi ludzie. Ostatnio zobaczyłem "Rezerwat". Uważam, że jest to rewelacyjny film, naprawdę świetny. Pojawiają się młodzi ludzie, którzy nie dają się wciągnąć w sztampowe myślenie o kinie i próbują wnieść coś nowego, ale w tej rzeczywistości i dla ludzi, którzy znają telewizję i reklamy. Proponują ludziom coś nowego. Oczywiście nie aż tak nowego, ale wystarczająco. Tak jak Tarantino przyszedł i zburzył wszystko. Przed nim nikt nie robił w kinie tyle ujęć. Potrzebne są takie filmy, tak jak potrzebny był Tarantino. Gdyby nie istniał, to trzeba by go było wymyślić, żeby ożywić kino. Tak, młodzi twórcy ożywiają kino. "Nie ma takiego numeru" należy do gatunku filmów, które rzadko goszczą na polskich ekranach. Na myśl przychodzą "Vabank", "Vabank 2" i niewiele więcej. Jak Pan uważa, dlaczego u nas nie kręci się więcej podobnych filmów? To sprawa scenariuszy. Przyzwyczailiśmy się i tak strasznie lubimy cierpieć, czuć się winni, smutni. "Cześć, Tereska", "Edi" ciągle tylko litujemy się nad bohaterami. Tuż po wojnie, kiedy była Szkoła Polska, to było ciekawie. Wtedy wszystko włożyliśmy w odbudowę Polski i zostaliśmy oszukani. I pojawiła się złość, którą w cudowny sposób wykorzystaliśmy w kinie. Tak samo jest teraz. Ale czy tylko w produkcjach offowych, czy również w normalnej produkcji? W normalnej produkcji robi się za smutne filmy, z takimi wielkimi problemami. Podobnie było z "Vabank", który nagle wyskoczył przy niepokoju moralnym i ludzie odetchnęli, przestali się martwić tak, jak to pokazywano w innych filmach. Z "Nie ma takiego numeru" jest podobnie. W sposób komediowy, ciekawy pokazany jest inny świat. Po prostu zabawa! Uważam, że kino czy teatr może wychowywać ludzi ale poprzez zabawę. Sam Pan jednak mówi, że w polskim kinie ta zabawa pojawia się raczej od czasu do czasu. Raczej jako wentyl bezpieczeństwa. Tak. W nas wciąż tkwi ten wielki Polak, wielki narodowiec, który musi mieć jakąś ideę, musi coś zrobić. A tymczasem życie jest prostsze: wstaję rano mówię sobie dzisiaj jest twój ważny dzień. Takie jest życie: wstajemy rano i robimy to, co mamy do zrobienia. Istnieje w nas przekonanie, że ambitny film musi być poświęcony wielkim problemom. A przecież można zrobić dobry, też ambitny, film gangsterski. Polscy widzowie zdają się teraz wybierać przede wszystkim na komedie romantyczne. Co Pan myśli o naszych komediach? No tak, rzeczywiście mamy seriale i filmy niby o miłości, gdzie kobieta w jakiejś mini, prawie goła podaje śniadanie. Wszystko to udaje, że jest takie wyzwolone. Mnie się wydaje, że są to filmy robione dla kucharek. A jednak ludzie chodzą i babcie, i ciocie, i młodzież. Chodzą, bo myślą, że się czegoś nauczą o miłości. Z książek należy się uczyć! A jakie ma Pan plany na najbliższą przyszłość? W kinie na razie nic. Nie ma chyba pieniędzy, nic mi na razie nie jest proponowane. Gram za to w nowym serialu Macieja Wojtyszko, właśnie wróciłem z planu. Serial nazywa się "Posłaniec" i jest to taki ciekawy, współczesny obraz. Podoba mi się i dlatego biorę w nim udział. Gram w nim bogatego biznesmena, który podejrzewa, że jego żonę łączy romans z kurierem, którego gra Barciś. Właśnie rozpoczęliśmy zdjęcia. Zakończą się w marcu. Nakręconych zostanie 13 odcinków. Na koniec chciałbym poznać Pana zdanie na temat tego, co jest w lepszej kondycji: polskie kino czy teatr. Gdzie widz ma szansę odnaleźć ciekawsze propozycje? Generalnie teatr zszedł na drugi plan. Ludzie rzadko dziś chodzą do teatru, choć są i teatry pełne. Kino ma jednak szerszą publiczność, bo tam garnie się młodzież. Do teatru chodzi się na znanych z telewizji aktorów, w innym wypadku wolimy seriale, kino... coś łatwiejszego niż Szekspira czy Wyspiańskiego. Nie sądzi Pan jednak, że dzięki temu teatr może pozwolić sobie na więcej swobody, gdyż realizowany jest dla osób naprawdę nim zainteresowanych? To prawda. Teatr dziś istnieje tylko dzięki tym, którzy z autentycznego wyboru chodzą na sztuki, bo chcą. Ale z drugiej strony teatr stał się środowiskiem zamkniętym, ekskluzywnym. Do teatru chodzimy, by odświeżyć duszę. Kino to publicystyka, a teatr to wiersz.

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones