Relacja

WENECJA 2012: Nudno jak w mafii

Filmweb / autor: /
https://www.filmweb.pl/article/WENECJA+2012%3A+Nudno+jak+w+mafii-88530
Poniedziałek na Lido to dwie kolejne propozycje w konkursie głównym – "Outrage Beyond" Takeshiego Kitano oraz "Pieta" Kim Ki-duka. W tych małych azjatyckich derbach zwycięstwo niespodziewanie odniósł Koreańczyk.

Jeszcze nie wieczór

Po "Arirangu" wydawało się, że to już koniec – autoterapia i bicie głową w ścianę. Że tam, gdzie kończy się sztuka, jest już tylko pustka i lament. Wydaje się jednak, że Kim Ki-duk ma jeszcze coś do powiedzenia. Co z tego, że w jego filmie matka masturbuje śpiącego syna, a tenże syn biczuje stanikiem jedną z robotnic w fabryce uszczelek? Od czegoś przecież trzeba zacząć.

Napisy początkowe informują, że to już osiemnasty film w dorobku Koreańczyka. Wiele się po drodze wydarzyło, ale pewne rzeczy pozostały niezmienne: autor "Pustego domu" pozostaje rozmiłowany w długich ujęciach, w grze rekwizytami, w zabawach wizualnym skrótem. Wciąż lubi proste fabuły, bohaterów-enigmy, klarowne metafory i symbole, a obraz wygrywa u niego ze słowem. Bezustannie orbituje wokół dwóch planet – wschodniego kina kontemplacyjnego i europejskiej psychodramy. Jego propozycja jest uczciwa – kupujesz albo dziękujesz.

Bohaterem filmu jest Kang-do, mafijny windykator nagabujący mieszkańców seulskich slumsów. Mężczyzna nie przebiera w środkach: jeśli zadłużeni nieszczęśnicy nie są w stanie uregulować długu, kończą okaleczeni i czekają na odszkodowanie z polisy ubezpieczeniowej. Pozbawieni możliwości pracy, biedni jak mysz kościelna, posuwają się do ostateczności i jeden za drugim popełniają samobójstwa. Kang-do także będzie cierpiał, zaś katalizatorem jego gehenny będzie powrót wyrodnej matki. Życie chłoszcze – rzekłby klasyk.

Kierunku, w którym rozwija się ta opowieść, zdradzać nie wypada. Powiedzmy jednak, że historia wkracza na teren gatunku, będącego dotąd flagową konwencją… kina exploitation. Gra edypalnymi motywami to dla Ki-duka tylko gra, a celowo podbijany melodramatyzm jest niczym innym niż zasłoną dymną. Przyglądając się swoim bohaterom, reżyser jak zwykle zamyka ich w określonych ramach przestrzennych, izoluje i podgląda. Nie jest jednak beznamiętnym laborantem. Zawężając przestrzeń, podkręca dramaturgię. Prowadząc bohaterów w stronę otchłani, zagląda w nią wraz z widzem.                       


Yakuza z Urzędu Skarbowego


Startujący w konkursie głównym weneckiego festiwalu "Outrage Beyond" Takeshiego Kitano obejrzałem tego samego dnia co "To the Wonder" Terrence’a Malicka. Nic dziwnego, że filmy jawią się rewersem tej samej monety: u Kitano jest równie czerstwo, tyle że kamera nie rusza się ani o milimetr, a bohaterowie siedzą w skórzanych fotelach i trajkoczą bez opamiętania. W swojej demitologizacji mafijnej rutyny reżyser idzie o krok za daleko – robi wprawdzie film przewrotny, jednak nudny jak flaki z olejem.

Niektórych bohaterów mieliśmy okazję poznać wcześniej w filmie "Outrage" – bezkompromisowej i krwawej młócce, wraz z którą Kitano powrócił na stare, gangsterskie śmieci. To w większości członkowie mafijnych rodzin, bezlitośni żołnierze Yakuzy, sprzedajni policjanci i honorowi mściciele z bliznami na twarzach i psychikach. Zanim jednak zaczną robić to, za co widzowie ich pokochali, czyli mordować się na wymyślne sposoby, przez bite półtorej godziny deliberują, spiskują, zdradzają, ubijają interesy i biją pianę. W tym szaleństwie jest oczywiście metoda – odbierając japońskiej mafii jej fotogeniczny czar i zaglądając za popkulturową fasadę, Kitano podaje nam antytezę klasycznego gangsterskiego dramatu i włącza w to jego azjatyckie odmiany.
 
Nie trzeba długo czekać, aż przyjęta strategia fabularna obróci się przeciw reżyserowi. "Outrage Beyond" to w przeciwieństwie do swojego poprzednika film równie ekscytujący co wizyta w Urzędzie Skarbowym. Przesuwane z miejsca na miejsce postaci przywodzą na myśl pionki w kiepskiej rozgrywce szachowej: wiadomo, że jeden z gońców zagrozi bezpieczeństwu króla, wiadomo też, że nie każdy szach skończy się matem. Problem w tym, że Kitano nie potrafi wciągnąć widza w swoją rozgrywkę – jak na kino tak ascetyczne formalnie, utwór jest zbyt chłodny i wykoncypowany. Inna sprawa, że do tak "realistycznej" (sami zadecydujcie o wielkości cudzysłowu) opowieści w ogóle nie pasują motywy w rodzaju komanda strzelających z biodra i noszących się jak modele na wybiegu gangsterów.

Kitano oczywiście pojawia się w kluczowej roli filmu. Jak zawsze korzysta z przydomku Beat Takeshi i jak zwykle gra postać-symbol. Jest trochę jak sprawiedliwy i okrutny starotestamentowy Bóg. Feruje wyroki, nagradza i karze, bierze odpowiedzialność za śmierć i życie mafiosów. Szkoda tylko, że zapomina o swoich widzach – nawet tych najwierniejszych.   

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones