Wywiad

WMFF: Rozmowa z Andrzejem Jakimowskim

Filmweb / autor: /
https://www.filmweb.pl/article/WMFF%3A+Rozmowa+z+Andrzejem+Jakimowskim-38085
Rozmowa z Andrzejem Jakimowskim,,, reżyserem "Zmruż oczy" i "Sztuczek"."Sztuczki" na ostatnim festiwalu w Gdyni otrzymały Złote Lwy. Historia chłopca pragnącego odzyskać ojca zdobyła w Gdyni w sumie trzy nagrody. Najnowszy film Jakimowskiego został wyróżniony także nagrodą "Europa Cinemas" i "Lanterna Magica" na ostatnim festiwalu w Wenecji.

Pana najnowszy film "Sztuczki" otwiera 23.Warszawski Międzynarodowy Festiwal Filmowy.

Czuję się zaszczycony, że mogłem otworzyć tę imprezę. Jestem do niej przywiązany. Uważam, że jest ona wydarzeniem wysokiej rangi, wręcz nie do przecenienia. WMFF otwiera nam okno na świat filmu, jego poziom jest tak wysoki, że możemy się czuć obywatelami świata. Warszawiacy, którzy wybiorą się na WMFF, mają kontakt z kinem taki sam, jak obywatele Londynu, Nowego Yorku, Paryża i innych wielkich metropolii. WMFF to po prostu okno na świat kina.

"Sztuczki? to Pana drugi pełnometrażowy film fabularny. "Zmruż oczy? odniosło sukces zarówno komercyjny, jak i artystyczny. Skąd więc te cztery lata oczekiwania na drugi film? Czy rzeczywiście nawet cenionym reżyserom aż tak trudno jest znaleźć środki na produkcje?

Ja nie czekałem na drugi film cztery lata, ja go po prostu zrobiłem. Dziś nie musimy robić wszystkiego na taśmie, są wspaniałe możliwości i cały czas się rozwijają. Każdy może zrobić film, nie musi kończyć szkoły, nie musi być bogaty. Jeżeli wymyśli się coś, co zainteresuje innych, to można nawet znaleźć się w multipleksach. Tylko to nie jest takie proste, żeby opowiedzieć historię, która zainteresuje innych. Historię, która będzie zarazem szczera i prawdziwa.

No właśnie, Pan bardzo często powtarza, że liczy się dla Pana prawda i autentyczność. Co jednak to oznacza? Czy nie są to po prostu słowa-wytrychy, które otwierają każdy zamek, a więc nie otwierają żadnego?

Prawda i autentyzm to jest to, co każdy w sobie ma. Pan też ma w sobie prawdę oraz autentyzm i gdyby zachowywał się Pan w naturalny sposób, a zarazem miał odwagę stawić czoła kamerze, to mógłby Pan grać w filmie. Mógłby być Pan moim aktorem. Nie ma dla mnie znaczenia, jak kto wygląda. Uważam, że można wydobyć piękno z każdej twarzy, z każdego człowieka.

Często mówi się, że polskie kino nie potrafi poradzić sobie z doświadczeniem transformacji, opisaniem przełomu. Nie potrafi skonstruować autentycznej syntezy rzeczywistości. Kiedy próbuje ją opisać, używa kalek i gazetowych wyobrażeń.

Ale co to jest kino? Ja nie znam czegoś takiego jak kino. Nie znam też polskiego kina, ja znam tylko konkretne filmy. W jednych są kalki, a w innych nie. A czasami jest tak, że jeżeli ktoś spodziewa się zobaczyć kalkę, to zobaczy ją wszędzie. To jest tak, że projektujemy swoje kategorie i opisujemy nimi zdarzenia. Jeżeli ktoś stara się znaleźć coś wspólnego dla jakiegoś zestawu filmów, to widzi tylko to, co jest w jakimś sensie abstrakcyjne. Zaczyna operować kategorią, którą sobie narzuca. Taką kategorią są na przykład "bajkowe filmy" na ostatnim festiwalu gdyńskim. Jest taka kategoria i dziennikarze niestety chętnie jej używają, jak wytrychu, słowa-klucza, które ktoś nieopatrznie rzucił. Wszystko zostaje podciągnięte pod jeden strychulec i wtedy wszyscy rzeczywiście widzą wszędzie bajki, bo nie pasuje im kiedy w filmach coś nie jest bajkowe. Mój film nie jest bajkowy. Jest w nim dużo goryczy, melancholii, smutku. Może nie we wszystkich warstwach czy planach, ale to w żaden sposób nie jest bajkowy film. Składa się z konkretów, z dokumentalnej tkanki. Opowiada o prawdziwych, a nie wymyślonych uczuciach, jest bardzo konkretny, a jego przesłanie jest wieloznaczne.

Chciałem zapytać w takim razie o doświadczenie pokoleniowe. Kiedyś były różne nurty w kinie: szkoła polska, nowa fala, kino moralnego niepokoju itd. Krytyka i twórcy prowadzili ze sobą dialog. Dziś wszyscy wydają się zatomizowani.

Nie ma. To się już skończyło. W warunkach narzucanych przez bezwzględny kapitalizm i świat mediów, treści pokoleniowe ciężko się artykułują. To jest raczej zjawisko kulturowe z dziedziny mass mediów. Kolejne pokolenia wpadają po prostu do maszynki do mielenia mięsa. Taki jest świat. Więc kiedy dziennikarze szukają czegoś takiego, to jest to trochę naiwne, dlatego że skończyły się takie czasy, w których przygotowuje się ciepłe debiuty, cieplutkie miejsca dla debiutantów, gdzie się na nich chucha i dmucha i oni tworzą razem. To się skończyło. To nie znaczy, że nie ma ciekawych polskich twórców. Jest ich cała masa. I to nie tylko najmłodsi i przygotowujący się do dużych filmów. Znam ich wielu, staram się z nimi przyjaźnić i pomagać im. Po to m.in. zrobiliśmy stowarzyszenie "film 1,2? ze Sławkiem Fabickim, Marcinem Wroną i innymi kolegami. Oprócz tych ludzi, są też i starsi twórcy.
Trudno jest jednak teraz zrobić film. Warunki są tak komercyjne, ze wszyscy oczekują produktu, który się sprzeda. A co do krytyki wydaje mi się, że to kwestia zmysłu obserwacji. Ktoś, kto nie ma zmysłu obserwacji, nawet nie zauważy, że został okradziony przez kieszonkowca. Tak samo jest w krytyce i dziennikarstwie filmowym. Nie wszyscy są czujni, dzieje się wiele ciekawych rzeczy i wiele z nich przechodzi bez echa. Pamiętam taki film "Kallafiorr". Był czymś świeżym i fajnym, a nie znalazł właściwej uwagi. Takich rzeczy jest dużo. Zachęcam, żeby ludzie się pochylali nad filmami, bo pośród wielu głupich filmów, zawsze zdarzają się rzeczy rzadkie, oryginalne i nie zawsze jesteśmy w stanie je wyłowić.

No właśnie, jak już jesteśmy przy rzeczach rzadkich ? Pana kino określane bywa czasem jako autorskie i osobne. W uzasadnieniu jednej z przyznanych Panu nagród za "Zmruż oczy? stwierdzono, że potrafi pan balansować między poezją a umocowaniem w konkretnej rzeczywistości.

Takie uzasadnienie było z okazji przyznania mi nagrody FIPRESCI na festiwalu w Mannheim-Heidelbergu. Przyznam, że sprawiło mi to przyjemność. Cieszę się, że to dostrzeżono, bo myślę że jest to cecha mojego kina. Zawsze chciałem, aby zdarzenia autentyczne, czasem wręcz dokumentalne, miały jakiś walor uogólniający. Lubię autentyzm, nie lubię powtarzanych wielokrotnie dubli. Staram się budować nastroje. Nie wprost, ale żeby w naturalny sposób wynikały one z piękna tkwiącego w prostych, realistycznych rzeczach.

Film nie jest więc tylko czystą rekonstrukcją tego, co ma Pan w głowie, ale czymś co się rodzi spontanicznie na planie?

W głowie staram się coś mieć i pamiętać o tym, ale wykonanie tego wymaga takiej pracy, która się wiąże z improwizacją. Z reakcją na to, co widzę, co mam przed oczami, reakcją na ludzi, których w danej chwili mam przed sobą. Ja pragnę uchwycić zdarzenia, o których nawet nie wiemy, że się zdarzą.

Kładzie Pan niezwykły nacisk na autentyzm, otwiera się Pan na nieoczekiwane na planie. Chciałbym więc zapytać o to, jak Pan postrzega siebie jako reżysera: demiurg czy raczej dyrygent, który kieruje orkiestrą?

Kino jest zawsze sztuką zespołową i nie może być inaczej, bo film tworzy wiele osób. Natomiast czasami jest tak, że kino jest osobiste. Moje kino jest bardzo osobiste. Chciałbym wywrzeć na filmie swoje piętno - inne kino niż takie mnie nie interesuje. Staram się za sobą pociągnąć ludzi, z którymi robię film. Staram się wykorzystać ich talent. Talent mojej żony, talent Adama Bajerskiego,,Adama Bajerski, talent aktorów. Ale to jest za każdym razem moja osobista wypowiedź.

Chciałem teraz zapytać o Pana inspiracje. Każdy reżyser, nawet najbardziej osobny, przebywa jakąś drogę do kina, ma na niej przewodników, punkty odniesienia, dzieła, które wywierały lub wywierają na niego wpływ.

Jest bardzo wiele filmów, które noszę w sobie, obrazów, od których nie chcę się uwolnić. W większości są to jednak lekkie rzeczy: filmy Menzla,,Jirí Menzel
<./o>, Jarmuscha, Piwowskiego, Munka. Lubię też rzeczy cięższe np. kino Tarkowskiego. Zwłaszcza ostatnie jego filmy, takie jak "Nostalgia?. Kiedy jednak chce się stworzyć własną historię, to inspiracje nie są pomocne. Siłę do zrobienia czegoś trzeba czerpać ze środka, a nie skądinąd. I to dotyczy również stylu. Mam styl, który w moim przekonaniu nie jest podobny do żadnego innego. Mogę oczywiście się mylić, podświadomie coś wykorzystywać z innych twórców.

Jakby Pan w takim razie zdefiniował swój styl?

We wszystkich sprawach lubię bardzo bolesne rozstrzygnięcia: czy coś jest dobre czy złe. Jeżeli coś jest dobre, to przyklejam to do innych dobrych rzeczy. A jeżeli jest złe, to wyrzucam. To jest cała recepta na robienie filmu. Wszystkie stylistyczne zawijasy są podporządkowane temu, czy coś jest dobre, czy nie. I wtedy można to położyć koło czegoś innego dobrego. Na ogół da się to też zmontować. Można np. w ten sposób zmontować ze sobą i ja to lubię robić, te same plany. Po prostu uważam, że jeżeli jakiś fragment jest dobry, to będzie on dobrze pasował do innego dobrego fragmentu. Nie odczuwam potrzeby zmiany czegokolwiek, czy jakichś przejść stylistycznych. To działa na wszystkich poziomach - po prostu dobre rzeczy pasują do dobrych rzeczy i na tym koniec. A złe rzeczy trzeba wyrzucać.

"Zmruż oczy? i "Edi? to dwa filmy, które często zestawia się razem. Weszły na ekrany w podobnym czasie i oba poruszyły polską krytykę.

"Edi" był kręcony troszeczkę później niż mój film. Ja nie mogłem się dostać na ekrany. Miałem wtedy dużo poważnych problemów. Takie filmy jak "Edi" przecierają ścieżkę. Myślę więc o nim z sympatią.

"Edi" określany był jako dzieło o chrześcijańskiej wymowie, przypowieść o współczesnym świętym. Pański film zamykano w śmieszną szufladkę pod nazwą buddyjska przypowieść i przeciwstawiany dziełu Trzaskalskiego.

Bohaterem "Zmruż oczy? jest Jaś. To postać, która być może zdobyła się na pewien buddyjski spokój, ale jest osobą cierpiącą. W "Zmruż oczy" jest potworny ból, który być może opisaliśmy z taką brytyjską powściągliwością, ale jednak. Bohater jest człowiekiem skrzywdzonym prze świat, człowiekiem, który bardzo cierpi. A film dotyka zagadnień ostatecznych. To nie jest więc błaha historyjka o tym, że można się rozleniwić. Bohatera odesłano na prowincję i jest to bardzo bolesne. Określenie ?buddyjski spokój? nijak nie wyczerpuje tego filmu.

A gdyby miał Pan porównać ze sobą "Zmruż oczy? i "Sztuczki?. Jestem ciekaw Pana zdania, bo takie porównania niechybnie będą czynione.

To są dwa różne filmy, ale oba są osobiste i równie szczere.

Reasumując, "Sztuczki" są filmem, który powstał z potrzeby serca i rodził się swoim własnym rytmem?

Owszem, jeżeli Pan to tak nazwie, to tak.

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones